Dodany: 01.01.2021 19:00|Autor: Marioosh

Tylko dla najtwardszych wielbicieli


Debiutancka książka Anny Kłodzińskiej to pozycja wyłącznie dla jej wielbicieli, i to tych najbardziej wyrozumiałych – książka jest prościutka niczym konstrukcja skakanki, rozpaczliwie banalna i wręcz infantylna. Pewną okolicznością łagodzącą może być fakt, że powieść powstała na fali popaździernikowej odwilży, kiedy naród złakniony literatury prostej i nieskomplikowanej bez problemów łykał takie bajeczki.

Treść jest banalna i dzisiejszego czytelnika szukającego w kryminałach jakichś większych głębi i psychologicznych analiz może co najwyżej rozśmieszyć: otóż dozorca kamienicy znajduje w lochach pod piwnicą ciało młodej kobiety. Ofiarą okazuje się być Janina Kowalik, pracownica Zakładów Elektrotechnicznych; podejrzani stają się jej koledzy i koleżanki z pracy, z którymi bawiła się w zakładowym domu kultury. Śledztwo przejmuje porucznik Szczęsny z III komisariatu milicji w Warszawie; jego dochodzenie przynosi efekty, gdy z grona podejrzanych zaczyna wykluczać mieszkańców kamienicy.

Widzimy więc porucznika Szczęsnego na początku jego milicyjnej kariery; ma już na koncie kilka rozwiązanych spraw, ale na razie są to mało spektakularne dochodzenia – 33 lata później dotrze do stanowiska szefa wydziału zabójstw i obejmie je w stopniu podpułkownika. Na razie jest jeszcze skromnym, ale już charyzmatycznym milicjantem – jego spojrzenie paraliżuje podejrzanych, a jego postawa obezwładnia kobiety i aż dziw bierze, że dopiero w 1990 roku w życiu Szczęsnego pojawi się tajemnicza Anka zaprowadzająca w jego M-2 swoje porządki. Książka jest momentami wręcz rozpaczliwie naiwna – autorka chce nam wmówić, że zwłoki leżały sobie przez miesiąc w piwnicy i nikt ich nie poczuł albo, że rodzice zabitej dziewczyny nie znali charakteru pisma swojej córki; nie chce mi się też wierzyć, że sąsiedzi wiedząc, że jeden z lokatorów jest, jak to powiedziała żona dozorcy „rotmanem”, zaczepia kobiety, obłapia je i ściska, pozostawiają ten fakt i mówią, że „tylko mu te sekty w głowie przewróciły”[1]. Ciekawostką w tej książce są rozmaite smaczki powodujące, że dla czytelnika maksymalnie trzydziestoletniego ta książka może wyglądać jak egzotyczny folklor – dozorca robi w kamienicy porządki w oczekiwaniu na komisję czystości, a jego żona pilnuje kartek meldunkowych lokatorów; mamy też motyw pokątnego handlu mięsem i przekazywania informacji o wyrywkowych kontrolach sklepów mięsnych. Ale najbardziej intrygujące są sceny dość odważne: patolog „zamiast mówić o sekcji opowiedział im kilka dowcipów politycznych. Potem rzucił od niechcenia: – Wolno się śmiać, sierżancie”[2], a po informacji o morderstwie „– Jezus, Maria! – powiedział sekretarz organizacji partyjnej, który miał stare nawyki”[3]; tradycyjnie też pojawiają się bohaterowie o nazwiskach współczesnych polityków i piłkarzy – tym razem są to Miller, Gliński, Zieliński i Żurawski. Wszystko to jednak nie umniejsza faktu, że jest to książka przeciętna, żeby nie powiedzieć: słaba i zainteresować może tylko najwytrwalszych wielbicieli tej zapomnianej pisarki.

[1] Anna Kłodzińska, „Śledztwo prowadzi porucznik Szczęsny”, wydawnictwo CM, 2015, str. 115.
[2] Tamże, str. 34.
[3] Tamże, str. 75.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 295
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: