Dodany: 01.01.2021 15:46|Autor: pawelw

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

BABCIA W LITERATURZE - konkurs nr 244


Przedstawiam konkurs nr 244, który przygotowała carly


Babcia w literaturze


Babcia, babunia, babuszka czy też babka? Określenia są najróżniejsze, tak jak różne są nasze babcie. :) W literaturze, jak w życiu, czasem są to postacie wspaniałe, czasem koszmarne, ale zawsze ciekawe. Oto przed wami bohaterki styczniowego konkursu: Babcie w literaturze.

Do rozpoznania jest 30 konkursowych fragmentów, do zdobycia 60 punktów, po 1 punkcie odpowiednio za tytuł i autora. W przypadku krótszych form (opowiadań) i wierszy proszę o podanie tytułu opowiadania/wiersza, a nie zbioru. Zwycięzcą zostaje uczestnik/uczestnicy, którym uda się zdobyć najwięcej punktów.

Odpowiedzi proszę przesyłać na PW, liczba strzałów nieograniczona. :) Mataczenie na forum mile widziane.
Termin nadsyłania rozwiązań upływa 16 stycznia (sobota) o godz. 23.59.

Jeżeli ktoś chciałby skorzystać z podpowiedzi, czy ewentualnie gdzieś spotkał już konkretną babcię bądź rodzica dusiołka, proszę o informację w wiadomości.

O kolejności rozmieszczenia dusiołków decydowała data urodzenia rodzica. :)

Zapraszam!

1.
Babcia P wiedziała, co to ból istnienia. Ochrzczona przed siedemdziesięcioma trzema laty mało wdzięcznym imieniem Izydora i pieszczotliwie - bądź litościwie, nigdy tego nie była pewna - zwana przez najbliższych Isią, od lat pluła sobie w brodę, że nie ocaliła przed podobnymi cierpieniami swojej wnuczki X. Zdążyła jedynie uratować młodsze z dwojga dzieci swego rodzonego, acz chwilami wyrodnego syna. Jej stanowcza interwencja z elementami gróźb karalnych oszczędziła chłopcu smutnego losu Euzebiusza Joachima, wobec którego los Y był już nieco bardziej godny pozazdroszczenia. Z naciskiem na „nieco”. Niestety nawet babcia P, choć wprawiona w bojach natury życiowej, nie mogła nic poradzić na pecha, który wyraźnie upodobał sobie jej wnuczkę, co rusz wypróbowując na niej nowe metody prześladowań.

2.
Babcia i X zasapani wybiegli przez bramę od strony ulicy Tatarskiej. Cmentarz za nimi huczał jak gniazdo os. Pokrzykiwania milicjantów, szum cmentarnych drzew, ujadanie psów tropiących, wszystko to tworzyło nieznośną kakofonię. Przed bramą stał milicyjny polonez. X na ten widok zatrzymał się i z rezygnacją podniósł ręce.
- Co ty wyrabiasz, idioto? - parsknęła babcia.
Podeszła do auta i jednym uderzeniem kolby wybiła boczną szybę. Dwaj gliniarze siedzący w środku na ten widok rozdziawili usta.
- No co? Specjalnego zaproszenia potrzebujecie? - warknęła i wycelowała w nich pepeszę. - Wypierdalać z wozu!
Obaj mundurowi umykali, że mało oficerek nie pogubili.
- Wsiadaj! - mruknęła staruszka, sadowiąc się za kierownicą. - Trzeba się zmywać.
Wdusiła gaz do dechy. Po kwadransie student odzyskał zdolność rozumowania na tyle, by sobie obiecać, że już nigdy nie będzie lekceważyć babci.

3.
Kiedy tylko Babcia zbliżała się, by kontynuować produkcję klusek, wyskakiwałem na nią z rykiem. Babcia odskakiwała przerażona, wrzeszcząc wniebogłosy: Ratuunkuuu tyyygrys!!! Potem była zazwyczaj pożerana. Czasami udawało jej się uciec bez nogi lub ręki. Dziadek był tego dnia nie w sosie. Powiedział, że w takich warunkach nie może czytać gazety. Potem chlasnął gazetą muchę siedzącą na kredensie. Kredens zadrżał.
- Najpierw się czają, a potem nagle oboje wrzeszczą! Zawału można dostać!!! Zagrajta se w warcaby, a nie w te wasze safary!!!
Po tych słowach ponownie padał propozycja zamiany mojego tyłka w kajzerkę za pomocą wojskowego pasa. Wtedy Babcia powiedziała do Dziadka:
- F daj spokój.
I F dał spokój.

4.
Chłopak rozwinął folię i wyciągnął cieniutką tabliczkę, pokrytą siwymi smugami. Uśmiechnął się, rozłamał szybko prezent na drobne kawałki i zaproponował:
- Proszę się częstować!
W momentalnie chwyciła parę kostek, po czym wyciągnęła starą jak świat gumową zabawkę. Kiedyś był to wesoły, różnobarwny klown, teraz jednak jaskrawe kolory wyblakły, gdzieniegdzie zeszła nawet farba, a „cyrkowiec” spoglądał na świat już tylko jednym okiem.
- Bierz, moje dziecko, baw się dobrze - podała ten kawałek gumy K.
Chłopiec złapał zabawkę dwoma palcami i głośno powiedział:
- Dziękuję, babciu!
- Jaka tam ze mnie babcia?! - oburzyła się W. - Też sobie wymyśliłeś, żeby do czterdziestoletniej kobiety mówić „babciu”!
K ostrożnie postawił klowna na brzegu stołu. Rachel podeszła bliżej i zaczęła głośno obwąchiwać zabawkę.
- Odejdź natychmiast! - krzyknęła W. - Fuj, ani mi się waż, to jest zbyt droga rzecz! Jest wręcz bezcenna, kupiliśmy ją synowi w 1954 roku. Nie można było wtedy dostać w kraju żadnych zabawek i handlarka przywiozła nam ją aż z Berlina za dziesięć rubli! Całych dziesięć rubli! Tylko, że nie tych obecnych, a tamtych, prawdziwych, przedreformowych, a ty, K, chcesz to psu dać! Jak ci nie wstyd?!

5.
- To ja, maleńka. Twoja stara Babcia.
Kupka nie rozwijała się. Babcia przygryzła wargę. Nie bardzo wiedziała, jak ma się zachować w stosunku do dziecka. Dzieci uważała - przy tych rzadkich okazjach, kiedy w ogóle o nich myślała - za coś pośredniego między ludźmi a zwierzętami. Znała się na niemowlakach: z jednego końca trzeba lać mleko, a drugi utrzymywać w czystości. Dorośli są jeszcze łatwiejsi, bo sami się karmią i myją. Ale pomiędzy jednym a drugim istniał świat, którego nie próbowała nawet zrozumieć. O ile się orientowała, należało tylko pilnować, żeby nie złapali czegoś groźnego, i mieć nadzieję, że wszystko się dobrze skończy. Prawdę mówiąc, Babcia nie wiedziała, co robić. Wiedziała na pewno, że coś zrobić musi.
- Cio, pośtlasył nas źły wilciek - zaryzykowała.
Z całkiem nieoczekiwanych powodów podejście okazało się skuteczne.

6.
Na progu stał szary, prążkowany kot, a zanim - babcia - och jaka podobna, jaka niesamowicie podobna, jaka okropnie podobna do ojca Y! Przed laty Y nie zauważyła tego podobieństwa. Teraz wyraźnie widziała rysy swego ojca w tej śniadej, prostokątnej twarzy o czarnych oczach - największe podobieństwo kryło się w kształcie ust i zarysie kości policzkowych. Babcia przez te lata nie zmieniła się wcale - te same czarne włosy gładziutko uczesane, z przedziałkiem, upięty wokół głowy warkocz. Tyle że było w nim teraz sporo srebrnych nitek. Twarz babci - wesoła, pogodna - pomarszczyła się tylko trochę bardziej, a szeroki, szczery uśmiech ukazywał wciąż tę samą złotą koronkę. Niska i krępa, mocno zbudowana, babcia Z ubrana była w kraciastą sukienkę i biały płócienny fartuch na szerokich szelkach, wiązany w pasie. Przez chwilę wpatrywała się w gości, a potem nagle plasnęła rękami o fartuch:
- Nie! - zawołała z niedowierzaniem.
Y stała bez słowa, wpatrując się w babcię nieruchomym wzrokiem. To przedziwne, nagle odkryte podobieństwo przeszkadzało jej w powitaniu. Nie śmiała objąć babci, stała jak kołek, bała się nawet mrugnąć.

7.
Kiedy zamieszkałam w S, a wiec w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych, babcia T zbliżała się do sześćdziesiątki. Była kobietą drobną, pogodną i bardzo ruchliwą. Rzadko kiedy przysiadała na taborecie, ale nawet wtedy jej ręce nie próżnowały. Cerowała, darła piórka, łuskała groch. Wyglądała staro, jak typowa babuleńka. Siwe włosy splatała w warkoczyk i upinała w niewielki kok, głowę przykrywała ciemną chustką. Jej długie marszczone spódnice i kaftany też były ciemne, dziś powiedzielibyśmy - koloru ziemi. Ten strój bardzo ja postarzał, podobnie jak brak zębów. Nie chodziła w pole, w gospodarstwie natomiast robiła prawie wszystko, wyręczając synową. W niczym nie przypominała mojej teściowej. Do ciotki B mówiła „córciu”, a dla wnuków zawsze miła jakieś łakocie. Najczęściej mleczne cukierki, bo uważała, że mleko jest zdrowe w każdej postaci. Babcia T, z domu N była wieśniaczką z dziada pradziada. Podobnie mój dziadek J, starszy od żony dwanaście lat. Pobrali się z woli rodziców i byli całkiem udaną parą. Babcia nieraz przyznawała, ze lepiej trafić nie mogła. Swojego męża wspominała z wielką sympatią jako dobrego człowieka. Pił mało i tylko wtedy, kiedy nadarzyła się okazja, dbał o dom, choć czasem odstawiał jakiś numer jak to mężczyzna. O żonie mówił: „Mała, ale pyskata”, co ona odbierała jako komplement.

8.
Dlaczego powiedziała o babce, zamkniętej w służbówce? Mama niech mi się przypadkiem nie wierci po mieszkaniu, zapowiedziała matka. Najlepiej niech mama siedzi u siebie, w służbówce. Starcza twarz babki pozostała obojętna, tylko oczy na sekundę przykryły się powiekami. Babka odłożyła ścierkę, którą przecierała naczynia, zdjęła fartuch, przewiesiła go przez poręcz krzesła i poszła „siedzieć” w służbówce. Drzwi za sobą zamknęła, a X patrzyła na te lśniące bielą drzwi i chciała wywlec zza nich babkę, siłą usadzić ją przy stole. Wydawało jej się, że widzi babkę, że wie, co ona teraz: złożyła ręce na kolanach i siedzi wyprostowana, nieruchoma - na co czeka? To czekanie babki było czymś strasznym, beznadziejnym, okrutnym. Siedzi i czeka, żeby się otworzyły drzwi i żeby ktoś do niej wszedł, zajrzał, uśmiechnął się, zagadał, nie wypędzał, myślała X. A potem Y ze swoim fałszywym talerzem; ten talerz tak szczodrze zapchany szynką, po wahaniu nawet kanapka z kawiorem! Ten talerz mówił, nie, on wrzeszczał prawdę o Y, a ja jej tak zazdrościłam wspaniałej szlachetności serca, charakteru, myślała X, podchodząc do okna i opierając rozpalony policzek o szybę.

9.
Nagle usłyszała na korytarzu jakiś ruch. Gniewne naglące głosy przypomniały trzaski wyładowań elektrycznych. W chwilę później do pokoju wtargnęła mama Nell.
- Kto to jest, do jasnej cholery, ten kurdupel, który udaje bramkarza? - warknęła, rzucając na stojące w pobliżu łóżka krzesło czerwoną torbę na ramię.
X zapamiętała ją, jako osobę okrągłą i miękką - pełne mięsiste biodra, poduszkowaty brzuch, duże piersi. Ale to było dziesięć lat temu. Teraz nie zauważyła w niej nic miękkiego. Przed nią stała koścista, ostra, kanciasta kobieta o jastrzębich rysach. Skóra mamy Nell stanowiła mapę pajęczych żyłek, a jej oczy, koloru iłu, były płaskie i twarde jak łóżko w tanim motelu. Utleniła włosy na żółtawą kruchą słomę, brwi narysowała kredką za wysoko i za cienko, i z tym wszystkim przypominała X mizerne, wychudzone ofiary z krwawych horrorów. Stanęła w odległości kilku kroków od łóżka i obdarzyła córkę uśmiechem zbitego psa. Pachniała wynajmowanymi pokojami i tanimi perfumami, a jej zdarty głos świadczył, że zbyt chętnie paliła camele i wypijała jima beama.
- Mam nadzieję, że nie przyszło ci do głowy, by ten bachor mówił do mnie „babciu”, czy coś w tym rodzaju - powiedziała, sięgając do kieszeni po papierosy i zapalniczkę.

10.
Nie czując się na siłach mówić z głowy o Jane, w akcie rozpaczy zabrała listy pisane do jej ukochanej Babusi Finusi (zdrobnienie od Josephine). Jest to niezwykła historia. Kiedy wyjęła z kieszeni pakiecik owinięty w kawałek różowego jedwabiu i przewiązany satynową wstążką WT zakrzyknął:
- O, listy miłosne! Tajemnice i sekrety? A może panowie powinni wyjść?
X kazała mu siedzieć cicho i wyjaśniła, że są to listy pisane do jej Babusi Finusi przez bardzo miłego pana- nieznajomego - kiedy Finusia była małą dziewczynką. Babcia przechowywała je w blaszanym pudełku po herbatnikach i czasem czytała wnuczce zamiast bajki na dobranoc. Y, listów jest osiem; nie będę ich na razie streszczać, bo to nie ma sensu. Zacznę od początku. Otóż, kiedy Finusia miała dziewięć lat, ojciec utopił jej ukochaną kotkę Mufinkę za to, że wskoczyła na stół i polizała masło. To wystarczyło, by okrutnik wsadził Mufinkę do worka, obciążył kamieniami i wrzucił do morza.

11.
- Nie, babciu, to nie całkiem tak. Chłopak owszem, jest taki, ale roraty to co innego. Dwie różne rzeczy. Trzy różne rzeczy...
- Trzy tysiące różnych rzeczy - zgodziła się babcia.
- ...ale zaraz, babciu, czy ty grywasz w pokera? Prawdziwego?
- Ty głupia jesteś, moje dziecko, czy co? Oczywiście, że grywam! Jasne, że w prawdziwego, przecież dlatego twoi rodzice uważają mnie za jednostkę niepoczytalną i chętnie by mnie ubezwłasnowolnili. Nic z tego, bardzo się staram, poza tym, być normalna.
- Raz w życiu...! - westchnęła X, nagle rozpłomieniona. - Raz w życiu chciałabym zagrać w takiego prawdziwego, drapieżnego pokera...
- Nie widzę przeszkód - powiedziała babcia spokojnie. - Mogę cię wprowadzić w odpowiednie towarzystwo, zdaje się, że już jesteś dorosła. Ale chyba nie w tej chwili, coś mi się widzi, że masz jakieś inne problemy, może je najpierw rozwikłaj, a potem przystąp do beztroskich rozrywek...
Jadąc z powrotem do domu w celu kontynuowania pracy, X myślała sobie, że taka babcia to skarb. Wyszła od niej ogromnie podniesiona na duchu, chociaż właściwie konkretnych powodów po temu nie było.

12.
Gdy wróciłam do numeru, zastałam zabawną niespodziankę: Romek przysłał mi wiązankę mimozy i kartkę z przeproszeniem, że nie będzie mógł przyjść, gdyż zatrzymują go ważne sprawy. Cóż za sensat! I ta mimoza! To takie do niego podobne przysyłać właśnie mimozę. Pewno w języku kwiatów coś to znaczy. Szkoda, że nie mam babci. Zadepeszowałabym do niej po wyjaśnienia. Za czasów naszych babć ludzie bali się używać języka do wyłuszczenia swoich intymniejszych spraw. Posługiwali się w tym celu kwiatami. Jakie szczęście, że nie żyłam w tamtej epoce. Pękałabym ze śmiechu, co prawda, ale umarłabym z nudów. Mimoza! To pewno ma znaczyć, że nie ośmieli się mnie tknąć. Cóż za zabawny chłopak. Kolor też pewno ma jakieś znaczenie. Romek byłby zupełnie na miejscu w „fin de siecle’u”. Swoją drogą i tak duży mój sukces, że nie wyjechał. Ukrywać się przede mną może bardzo długo, gdyż nieopatrznie nie zapytałam go o to, gdzie mieszka.

13.
Aż tu przyjechała do nas babcia X. Taka wesoła babcia - w okularach i łapciach! Przywiozła babcia dużo kolorowych gałganków, wstążeczek, szmatek! Uszyła dla P piękną suknię od niedzieli, a dla mnie kabatek! Jak to X zobaczyła - aż z uciechy podskoczyła.
- Babciu, to może by naszej pani wyszyć coś ładnego na ten jej dzień!
- A pewno! - mówi babcia. - To każdego ucieszy! Weź szare płótno, przytniemy serwetkę, a ja ci ją ładnie obdziergam, a ty w rożku wyszyjesz kolorową włóczką, co tylko będziesz chciała!

14.
Za lat pięćdziesiąt siądzie przy fortepianie
(będzie miała wówczas wiosen siedemdziesiąt cztery)
babcia, co nosiła jumpery
i przeżyła wielką wojnę nudną niesłychanie.
Babcia, za której czasów jeździły tramwaje,
samolot pierwszych kroków uczył się po niebie,
a ludzie przez telefon mówili do siebie,
nie widząc się nawzajem.

15.
Stoliki, sofy i krzesła założone były książkami, tymi, które miały tam leżeć, i tymi, które wysunęły się z luźno zawiązanych paczek. Babcia stale kupowała je dla siebie i na prezenty, w końcu zaczynały ją zalewać, bo zapominała, komu książki zamierzała posłać, lub też odkrywała, że „Drogi mały chłopiec pana Bennetta skończył, nawet nie wiem kiedy, osiemnaście lat, wobec czego teraz Chłopcy od świętego Guldreda czy Przygody Tygrysa Timothy’ego już się dla niego nie nadają”. Babcia, ochocza towarzyszka gier, odkładała na bok długi i pisany od ręki list ( z licznymi skreśleniami „ ze względu na oszczędność papeterii”) i zagłębiała się w rozkoszną zabawę w „kurczaka od Whiteleya”. Nie trzeba dodawać, że to ja byłam tym kurczakiem. Babcia mnie wybierała, wypytywała sprzedawcę, czy jestem naprawdę świeżutka i krucha i przynosiła do domu. Tam mnie zasznurowywano, przebijano szpikulcem (okrzyki zachwytu ze strony mego przebitego jestestwa), wsadzano do piecyka, pieczono jak należy, zanoszono na stół i podawano. Potem następował wielki obrzęd ostrzenia noża do krajania i oto kurczę nagle ożywa - To ja! - wielki finał - do powtarzania w nieskończoność.

16.
Dla pani X, pokoik matki niski, bielony, jak niegdyś pokoiki, w których się wychowała, był niby cudownie ocalonym szczątkiem dawnych lat dzieciństwa. Nawet pachniało tam tak samo lawendą i woskiem. Teraźniejsze życie pani X było na tyle ugruntowane, że z chęcią napawała się aromatem wracających do niej okruchów przeszłości tak odległej, że była miłą jak rozrzewniająca książka. Często też przychodził do matki to z bielizną do połatania, to z papierosem- by posłuchać opowiadań o dawnych czasach. Y też zaglądał i sam zwykle przynosił, jeśli miał coś z ubrania do reperacji. Babcia ochoczo brała się do przyszywania, cerowania, łatania i była w świetnym humorze.
- Tu u was czuję przynajmniej, że jestem na coś potrzebna - mówiła, choć nie robiła nic innego, niż to, co u O.
- Głupia byłam - twierdziła - żem do was wcześniej nie przyjechała. Tak tu miło, swobodnie. Widzę teraz, że jestem stworzona do wsi. I zawsze ktoś z was jest w domu, nie jak u M. Tam wiecznie pusto i pusto.
O projekcie wyjazdu do inżyniera J wspominała czasem, ale raczej go krytykując.

17.
- Babciu, chodź biegać - zaproponowała X pani Y.
- Moje dziecko, przecie ja mam siedemdziesiąt lat! - odrzekła pani Y z goryczą.
- No to co, że siedemdziesiąt lat! - rzekła X zuchwale.
Osłupiała babka. Znieruchomiała na chwilę jak "Dafnis w drzewo bobkowe zamieniona", nagle jednak oczy jej rozbłysły.
- A wiesz, dziewczyno, że masz rację! - wykrzyknęła promieniście i rozpoczęła z X bieg na przełaj.
Dobiegłszy do kanapy szeroko rozpartej, padła na nią bez ducha, jak ów poseł, co od Maratonu jednym tchem do Aten przybieżał. Słynny ów maratończyk nie zwalił się wprawdzie na kanapę, inne natomiast szczegóły w tym sportowym porównaniu są ścisłe. Panna Z, zwabiona hałasem, załamała ręce splótłszy je w ósemkę.
- Na Boga, co babcia wyprawia?
- Nic nie wyprawiam... młodnieję! - oświadczyła babka gromko. - Nie jestem jeszcze taka stara, aby trochę nie pobiegać.
- Przecie babcia ma siedemdziesiąt lat!
- Siedemdziesiąt? Może być! I cóż z tego? Byli tacy, co w moim wieku fikali koziołki...

18.
Jakaś stara babunia powracająca z kościoła spotkała X na drodze z K do V, biegnącej niezmiennie właśnie w kierunku zachodnim, i rozpoczęła z nim rozmowę pozdrowieniem chrześcijańskim:
— Dobre południe, żołnierzyku! Dokąd też Bóg prowadzi?
— Ano idę, mateczko, do B, do pułku — odpowiedział X — Niby na wojnę.
— Jak tak, to, mój chłopcze, kiepsko idziesz — zawołała babunia z przerażeniem. — Tędy, przez V., nigdy się do B nie dostaniecie; gdybyście szli ciągle prosto, to wyjdziecie na Klatov.
— Ja znowuż myślę — rzekł X z determinacją — że i z Klatova dostanie się człek do B. Spacer juścić galanty, gdy człowiekowi pilno do swego pułku, i jeszcze do tego wszystkiego bać się trzeba, żeby za swoją dobrą wolę nie spotkała go jakaś przykrość, gdyby się nie znalazł w czas na miejscu.
— U nas był też taki jeden figlarz. Miał pojechać do P do landwery, niejaki Toniczek od Maszków — westchnęła babunia — mojej siostrzenicy krewniak, i odjechał. A jak tydzień minął, to go już szukali żandarmi, że niby nie przyjechał do swego pułku. A jak minął drugi tydzień, to przyszedł w cywilu do domu, że, powiada, puszczony na urlop. Poszedł sołtys do żandarmów, a ci żandarmi zabrali go z tego urlopu. Pisał już z frontu, że jest ranny i że już jest bez nogi.

19.
Dziwne się może wydać, że królowi tyle rzeczy może być zabronione. Muszę więc wyjaśnić, że na dworach królewskich jest bardzo surowa — etykieta. Etykieta — to znaczy, że — tak zawsze królowie robili i inaczej nowemu królowi nie wolno, bo gdyby chciał coś zrobić inaczej, to straciłby honor i wszyscy przestaliby go się bać i szanować. Bo toby znaczyło, że nie szanuje swojego wielkiego ojca — króla, albo dziadka czy pradziadka — króla. Jeżeli tylko król chce coś zrobić inaczej, to musi się zapytać mistrza ceremonii, który pilnuje dworskiej etykiety i wie, co zawsze robili królowie. Mówiłem już, że śniadanie króla M trwało minut 16, sekund 30, bo tak robił jego dziadek, i że w sali tronowej nie było pieca, bo tak chciała jego babka, która dawno umarła, i już nie można się spytać, czy teraz piec już postawić pozwoli. Czasem król może coś troszkę zmienić, ale wtedy odbywają się długie narady, tak jak to było ze spacerem X. Więc nieprzyjemnie jest o coś prosić i potem długo czekać.

20.
Zastał ją u babki, którą cała rodzina otaczała nadzwyczajną czcią i opieką. Babka siedziała w fotelu na kółkach, przy oknie. Była to blisko stuletnia staruszka, sparaliżowana i zupełnie zdziecinniała; twarz miała tak zeschniętą i pościąganą w fałdy, że wszelki wyraz znikł zupełnie — wisiał tylko kawał żółto-szarej skóry pofałdowanej, z której świeciły czarne, bez połysku, niby szklane paciorki, oczy. Na głowie miała czarną perukę, ubraną w rodzaj czepka z aksamitów kolorowych i koronek, jakie noszą Żydówki po małych miasteczkach. Mela łyżeczką dziecinną wlewała w zapadłe usta bulion; babka niby ryba otwierała i składała usta… Ukłonił się jej — przestała jeść, popatrzyła na niego martwo i zapytała głosem głuchym, jakby pochodził spod ziemi:
— Kto to, Mela?
Nie poznawała już nikogo, prócz najbliższych.

21.
Przedmieście W leży w kotlince, ku której miasto K zsuwa się nieznacznie i w której się zwęża, formując jedną długą i powykrzywianą ulicę. Domy tam są bardzo stare i okropnie wilgotne, podwórza cuchnące, mieszkania ciemne i brudne. „Stara Przepiórzyca” mieszkała w domostwie z dawien dawna noszącym przezwisko Cegielszczyzny. Gdy matka X otworzyła z cicha drzwi z sieni na lewo i stanęła na progu, z głębokiego fotelu podniosła się na jej spotkanie staruszka wysoka, czerstwa, okazała i bardzo jeszcze żwawa. Była ubrana czysto w szare odzienie i duży biały czepiec z ogromnymi falbanami, które piętrzyły się na jej skroniach i na ciemieniu. Spod tego czepka wysuwały się pasma włosów bielutkich jak mleko, a połyskujących jak czyste srebro. Duża twarz babci była poprzecinana masą zmarszczek tworzących istne sieci komunikacyjne między oczyma i ustami, między brodą i środkiem dolnej wargi. Skóra tej twarzy była biała, a raczej popielata, białoszara. Wpośród zmarszczek nadających obliczu pani P j cechę martwoty świeciły się żywo jej oczy duże, ruchliwe, ale już zupełnie wyblakłe i prawie zbielałe.
— Paniusia, moja sąsiadeczka! — zawołała staruszka z niekłamaną radością rozwierając ramiona. — Oto mi dobry dzień nastał! Oto mi gość! Nastka! — krzyknęła głośniej w kierunku sionki, za którą była kuchnia — przystawiaj mi zaraz jembryk do ognia, duży, odrutowany. Jeśli wygasło, to napal, tylko przecie patyczkami…

22.
Babka pozbywszy się świadków spojrzała na niego od stóp do głów. Och, jak jej stare oczy umiały piorunować!
-To tak, to tak! Wstydzić się muszę za ciebie! Robisz, co możesz, by się zgubić w opinii. Ślicznie, szuler! Myślisz, że cię po to polubiłam, żebyś ty polską młodzież uczył diabełka, wnosił w nasze domy zarazę waszą niemiecką. Głupia byłam. Tyle lat marzyłam, żeby zobaczyć tylko raz, tylko chwilę, dziecko mojej biednej X! Zobaczyłam! Dosyć! Trzeba było być Polką, a nie babką. A ja zapomniałam, że to Niemiec, taki był do matki podobny, i pomyślałam, że mi będzie, dziecko, pociecha, podpora starości, że serce matka mu dała. Nie, nie, nie! Z sowy nie będzie sokoła, z Niemca nie będzie Polaka. Nie przygłaskasz go, nie oswoisz, nie włożysz w duszę ani delikatności, ani szlachetności, ani iskry ideału. Po co ja ciebie sprowadziłam i chciałam pokochać jak syna!

23.
- Pani Y? Zło, jakie wyrządziłaś pani Y?
Do tej pory nieuważnie słuchała bezładnej gadaniny babki; mowa starych ludzi wydawała jej się językiem niezbyt wartym nauki. Ale z panią X nie zawsze tak było. Jej działalność wśród bogatych ustała przed pierwszymi symptomami kryzysu finansowego; miała ona jednak wierną pamięć do obrazów z luksusowych dni, które pokolenie wnuczki, nawet w szerszym świecie, znało jedynie ze słyszenia. Pani X posiadała dar przywoływania kilkoma słowami scen nie do końca rozumianej obfitości i wolnego czasu, niczym przewodnik prowadzący przybysza przez pogrążoną w półmroku galerię jakiegoś pałacu, od czasu do czasu unoszący lampę przy lśniącym Rembrandcie czy pełnym klejnotów Rubensie; Z zauważała te oślepiające sceny zwłaszcza wtedy, gdy babka wspominała o pani Y. Pani Y zawsze była dla rodziny X czymś więcej niż nazwiskiem. Wszyscy oni wiedzieli ( choć nie wiedzieli dlaczego), że to dzięki jej pomocy babci X udało się, całe lata temu, kupić mały domek w Montclair, z kawałkiem ogrodu z tyłu, gdzie przetrzymała cały kryzys dzięki szczęśliwym inwestycjom dokonanym za poradą wielkiego przyjaciela pani Y, bankiera.

24.
Zapaliwszy ofiarny knotek w lampce szafirowej, siadła babunia na starym skórzanym fotelu i zaczęła odmawiać poranny pacierz, wzniósłszy oczy do sczerniałego, ale cudownego obrazu Matki Boskiej. Drżącym szeptem, myląc się i zapominając niekiedy, dziękowała Królowej nieba za ugaszenie przed dwudziestoma laty pożaru w stodołach i odpędzenie (dawniej jeszcze) od pól chmury gradowej. Potem modliła się za syna, synowę i wnuka, za sąsiadów, służbę i dobytek, w końcu zaś wspomniała długi szereg zmarłych krewnych, przyjaciół i znajomych.
 Promienie słońca, ucałowawszy kwiaty, stojące w oknie, ślizgały się po białej ścianie pokoiku, a odbite od stóp świętego obrazu, nagrzewały kota, który się przy fotelu wyciągał, i otaczały jasnością brunatną twarz babuni, tudzież suche jej ręce, pokornie do modlitwy złożone. A ile razy staruszka podniesionym nieco głosem mruknęła: „Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie...“ i milkła, tyle razy knotek, już dotykający wody w lampce, cieniutko odskwierczał: „A światłość wiekuista niechaj im świeci...“
 Nie dziwiło to babuni, która dobrze wiedziała, że światłość z knotka pochodzi, i że jemu zatem mówić o niej przede wszystkiem wypada.

25.
Gdy otwarła drzwi pracowni, wykrzyknęła babunia życzliwym tonem:
— Otóż i ona! Chodźże tu, drogie dziecko, niech ci się przypatrzę!
X weszła i powiedziała donośnie i wyraźnie:
— Dzień dobry, pani wielmożna!
— A to co? — zaśmiała się babunia. — Czy u was tak mówią? Czy słyszałaś to w domu?
— Nie, — odrzekła X poważnie — u nas nikt się tak nie nazywa!
— U nas także nie! — powiedziała babunia ze śmiechem, gładząc jej policzek. — Daj więc temu pokój. Tutaj jestem po prostu babunią i tak mi mów. Wszakże zapamiętasz?
— O, naturalnie! Z początku tak nawet mówiłam, rozmawiając z Y.
— Rozumiem, rozumiem! — zapewniła babunia, kiwając wesoło głową. Potem przyjrzała się dobrze X , kiwnęła głową ponownie, a dziewczynka nie mogła od staruszki oderwać oczu. Miała piękne, białe włosy, twarz jej otaczał czepeczek koronkowy, związany pod brodą szeroką wstążką, której końce fruwały ciągle w powietrzu, jakby lekki wietrzyk nieustannie płynął wokoło babuni. Spodobało jej się to bardzo.
— Jakże ci na imię, dziecko? — spytała babunia
— X, po prostu. Ale muszę się nazywać Adelajda. Będę uważać pilnie… — X urwała, czując się po trosze winną, gdyż dotąd nie odpowiadała częstokroć, ile razy panna R zawołała znienacka: Adelajdo! Nie mogła od razu pojąć, że to jej dotyczy. W dodatku, panna R stanęła właśnie w progu pracowni.
— Zechce zapewne czcigodna pani przyznać — wmieszała się — że musiałam znaleźć imię, możliwe do wymówienia bez wstydu wobec samej siebie, choćby tylko ze względu na służbę.
— Droga R! — odparła pani S. — Skoro ktoś raz ma imię X i przywyknął do tego, używam tego imienia i basta!

26.
Swoich kochała bez granic i dla nich mogła grzeszyć zbytkiem przywiązania, które niezawsze objawiało się dla ich przyszłości zbawiennem, pobłażała im, pieściła, usiłując ozłocić ich życie, ubezpieczyć przyszłość; dla obcych, w których widziała posłańców Boga, dla obcych, nieszczęśliwych i ubogich dobroczynną była nietylko datkiem, nietylko chlebem, ale współczuciem, duszą, braterską pieczą i litością serdeczną. To co my zowiemy światem, a co jest wrzawą i zgiełkiem potrzebnym dla tych, co spokój stracili lub cenić go nieumieją — nieuśmiechało się jej wcale, nie nęciło, straszyło raczej dla siebie i drugich, niżeli pociągało.
Dnie jej spłynęły jednostajne, od kolebki do grobu nieznacznie wiodąc, bez wielkich wstrząśnień, bez zmian nagłych, wolnym i równym krokiem. Na tej skromnej tkaninie przeszłości, błyszczały gdzie niegdzie złote nici i czarne pasma, jak granice, na których wstrzymało się życie weselem lub boleścią. Lecz po nich szły znowu szare jednostajne dnie spokojne, modlitwą i pracą barwione. 
Taką była starościna babka J, którą widzimy siedzącą w krześle z książką i różańcem w ręku. — Była — bo teraz wiek ją znacznie odmienił. Ze wszystkich cnot, niewyczerpana dobroć i łagodność, najsilniejsza w niej zawsze, teraz wszystkie inne w sobie zamknęła. Męztwo i rozum serca, którym dawniej widziała tak jasno wszystko, choć przyczyny nie badała, choć z wiedzy nie zdawała sobie sprawy, zakrzepły w staruszce. Modlić się i kochać pozostało jej tylko. 
Kochała też wnuczkę z żywością, z namiętnem prawie wylaniem się dla niej, nią żyła, nią oddychała, drżała o nią i w modlitwie nieraz czuła się grzeszną przeciw Bogu, bo przywiązanie do wnuczki przechodziło granice, które w jej przekonaniu wiara oznaczać była powinna.

27.
Mały człowieczek, właściciel głowy podobnej do jabłka, rozmawiał w kącie ze starym tłustym dżentelmenem, a dwaj czy trzej inni starcy i tyleż starych pań siedziało sztywno i nieruchomo na krzesłach, litośnie spoglądając na pana X i jego towarzyszy podróży.
- Matko! - rzekł pan Y mocno natężając głos - pan X.
- Och!- zawołała stara dama potrząsając głową - nic nie słyszę.
- Pan X, babciu! - głośno krzyknęły razem dwie młode panny.
- A! - odrzekła stara dama - to wszystko jedno. I tak niewiele dba o taką starą kobietę jak ja, jestem tego pewna.
- Zapewniam panią - powiedział pan X ujmując rękę starszej damy i mówiąc tak głośno, że aż łagodna twarz jego nabrała szkarłatnej barwy - zapewniam panią, iż nic mnie tak nie zachwyca jak oglądanie, na czele tak pięknej rodziny, osoby w jej wieku, która przy tym wygląda tak młodo i zdrowo.
- Ach! - zaczęła znowu stara dama po krótkim milczeniu - wszystko to bardzo piękne, jestem tego pewna, ale nic nie słyszę.

28.
- Och! - odparł ze zmienioną twarzą. - Historia stryjecznej babki Anny jest bardzo smutna. Wszystko przez pewnego Francuza z piekła rodem. I ucierpiała z tego powodu jej córka, kuzynka Ursula, jak ją nazywaliśmy w latach mego dzieciństwa. Dobra kuzynka Ursula była jego dzieckiem. Grzechy ojców spadają na dzieci. Pani pragnęłaby poznać całą historię, nieprawdaż? Są papiery… swego rodzaju wyjaśnienie, które stryjeczna babka napisała, aby położyć kres zaręczynom córki - a raczej odkrycie faktów powstrzymało kuzynkę Ursulę przed poślubieniem człowieka, którego kochała, dlatego nie chciała żadnego innego, a słyszałem, że mój ojciec chętnie pojąłby ją za żonę. - Przez cały czas szukał czegoś w szufladzie staromodnego biurka, po czym odwrócił się, trzymają pożółkły rękopis, który wręczył mojej przyjaciółce ze słowami: Proszę to wziąć, zabrać do domu, a jeśli zechce pani odcyfrować nasze zawiłe niemieckie pismo, może pani zatrzymać te kartki na tak długo, jak będzie trzeba, i czytać w wolnych chwilach. Muszę je tylko później otrzymać z powrotem, to wszystko.

29.
Chłopczyk spojrzał w stronę imbryczka, pokrywka wznosiła się coraz wyżej i wyżej i zaczęły spod niej wychodzić świeże i piękne kwiaty dzikiego bzu, a potem na wszystkie strony wystrzeliły duże gałęzie; rosły coraz wyżej i wyżej i przemieniły się w najpiękniejszy krzew; w drzewo po prostu, które rozrosło się aż do łóżka i odsunęło firanki. Ach, jakież to były piękne kwiaty! Jaki zapach! A na drzewie siedziała stara, miła babunia w dziwacznej sukni, całej zielonej jak listki bzu i przetykanej białymi kwiatkami - nie można było wręcz odróżnić, czy to była suknia, czy też listki i kwiaty.
- Jak się ta babcia nazywa? - spytał chłopczyk.
- Rzymianie i Grecy - powiedział starszy pan - nazywali ją driadą; ale my tego już nie rozumiemy. W domkach marynarz weteranów wymyślili dla niej lepszą nazwę- mówią na nią X. Przedstawiam ci ją! Uważaj tylko; słuchaj pilnie i przypatrz się temu pięknemu krzakowi!

30.
- No to posłuchajcie! Musicie wiedzieć, że moja babka jakieś sześćdziesiąt lat temu jeździła do Paryża i była tam bardzo w modzie. Uganiały się za nią tłumy, aby zobaczyć la Venus moscovite; sam Richelieu włóczył się za nią, a babka zapewnia, że niewiele brakowało, aby się zastrzelił przez jej okrucieństwo. W tych czasach damy grywały w faraona. Pewnego razu babka na dworze królewskim przegrała od księcia Orleańskiego jakąś dużą sumę na słowo honoru. Po przyjeździe do domu babka odlepiając muszki od twarzy i rozluźniając krynolinę oznajmiła dziadkowi o przegranej i kazała, aby zapłacił dług. Nieboszczyk dziadek, jak sobie przypominam, był u babki czymś w rodzaju ochmistrza. Bał się jej jak ognia, pomimo to jednak, gdy usłyszał o tak straszliwej przegranej, wpadł w gniew, przyniósł liczydła, dowiódł, że w ciągu pół roku wydali pół miliona, że pod Paryżem nie mają ani podmoskiewskiej, ani też saratowskiej wsi, i kategorycznie odmówił zapłacenia długu. Babka spoliczkowała go i na znak niełaski poszła spać sama.

==========
Aktualizacja po zakończeniu konkursu:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 2786
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 21
Użytkownik: pawelw 01.01.2021 15:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Po odespaniu sylwestrowej nocy można teraz zajrzeć do konkursu. 30 fragmentów przygotowała dla nas carly. Żeby wczuć się w atmosferę, najlepiej usiąść w bujanym fotelu, w ciepłych kapciach i z robótką na drutach. Na pierwszy rzut oka fragmenty wydają się trudne, ale jestem przekonany, że prawie każdy poznał większość rodziców konkursowych babć. (Czyli pradziadków?)

Zapraszam do konkursu.

Wśród wszystkich uczestników konkursu wylosuję nagrodę od ePWN. Szczęśliwy zwycięzca będzie mógł wybrać książkę z oferty księgarni PWN (do 50zł). Tym bardziej zachęcam do uczestnictwa.
Użytkownik: carly 02.01.2021 15:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Wbrew obawom Pawła babcie nie przestraszyły uczestniczek:)

W ukryciu pozostaje jeszcze tylko 8 babć:D
Użytkownik: carly 04.01.2021 11:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
5 babć nadal skutecznie ukrywa się za swoimi wiekowymi okularami, choć mam nadzieję, że do dnia ich święta wszystkie zostaną skutecznie rozpoznane:D

Podpowiedź dla wszystkich:

16 dusiołków wyszło spod pióra Pań, odpowiedzialność za pozostałą 14 ponoszą Panowie
Użytkownik: anek7 07.01.2021 21:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
3, 4, 15, 16 - ktoś podpowie?

I jeszcze rodzice 20, 24 i 26 - geograficznie i mniej więcej czasowo mam ich zlokalizowanych ale nie mogę ustalić personaliów...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.01.2021 09:26 napisał(a):
Odpowiedź na: 3, 4, 15, 16 - ktoś podpo... | anek7
Na razie mam tylko 20 i 24. Gdy rodzic 20 przychodził na świat, ten drugi właśnie męczył się na wybranych z rozsądku studiach, których nie ukończył; notabene, prócz narodowości łączy ich obu brak wykształcenia wyższego i elastyczność zawodowa do czasu, aż mogli się utrzymać z pisania, a także fakt, że jako pisarze nie używali swoich metrykalnych personaliów - jeden wcale, drugi dokonał w nich pewnych zmian.
Użytkownik: anek7 08.01.2021 16:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Na razie mam tylko 20 i 2... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dzięki mam. A i 26 też już znalazłam. Ten rodzic zawsze budził mój podziw - kiedy on zdążył to wszystko napisać. I mieć rodzinę, i prowadzić różne interesa, i jeszcze malować...
Życia nie starczy żeby wszystko przeczytać co ów napisał ;)
Użytkownik: anek7 08.01.2021 18:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Na razie mam tylko 20 i 2... | dot59Opiekun BiblioNETki
A 10 czasem nie masz?

Chodzi mi po głowie ta babusia Finusia i topienie kota ale za nic nie mogę sobie przypomnieć gdzie to było.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.01.2021 18:47 napisał(a):
Odpowiedź na: A 10 czasem nie masz? ... | anek7
Nie mam, nawet o rodzica się nie otarłam :-(.
Użytkownik: mika_p 08.01.2021 20:50 napisał(a):
Odpowiedź na: A 10 czasem nie masz? ... | anek7
Na wyspie
Użytkownik: anek7 08.01.2021 22:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Na wyspie | mika_p
To już jest jakiś trop...
Użytkownik: mika_p 08.01.2021 22:26 napisał(a):
Odpowiedź na: To już jest jakiś trop... | anek7
Na niewielkiej wyspie
Użytkownik: margines 07.01.2021 23:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Witam

Ryzyk fizyk!

Nie wiem, nie chciałem brać udziału w zabawie, bo… byłem pewien, że NIC nie poznam, a już na pewno za mało osób na „szranki i konkury”, ale trudno!, niech tam!, spróbujmy.
Użytkownik: margines 07.01.2021 23:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Witam Ryzyk fizyk! ... | margines
Aha!
Żeby nie było to żadnego „medalu za odwagę” vel książki nie przewiduję.
Takowych i innych mam… aż nadto!;)
Użytkownik: carly 08.01.2021 08:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
8 dzień rywalizacji:)

6 uczestników pozytywnie zidentyfikowała 24 babcie:)

Tajemnicą pozostają babcie ukryte pod numerami: 4,7,8,9,23 i 28.

Podpowiedź dla wszystkich:
18 dusiołków napisano w języku polski, 7 po angielsku, a 5 pozostałych w 4 językach występujących w Europie:)
Użytkownik: carly 09.01.2021 20:24 napisał(a):
Odpowiedź na: 8 dzień rywalizacji:) ... | carly
Zidentyfikowane zostały babcie numer 4 i 8, co oznacza, że zostało już tylko 4 nierozpoznane babcie:)

Dusiołki 7, 9, 23 i 28 ciągle czekają:D

Podpowiedź dla wszystkich:

Wśród rodziców konkursowych dusiołków znajdują się zdobywcy: Nagrody Nobla, Nagrody Pulitzera oraz osoby odznaczone min.: Orderem Orła Białego oraz Orderem Świętego Olafa:)
Użytkownik: carly 12.01.2021 09:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Rodzice 23 i 28 zidentyfikowani!

Opór stawiają wyłącznie babcie ukryte pod numerami 7 i 9:
jedna z nich jest rodzima, po drugą trzeba popłynąć za ocean:)
Użytkownik: carly 13.01.2021 16:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Rodzic 7 odkryty:)

Mała podpowiedź z USC;)

Rodzic 7 urodził się w tym samym roku co rodzic 6, zaś rodzic 9 dzieli rok urodzenia z 8.

Użytkownik: carly 15.01.2021 08:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Od finału dzieli nas już mniej niż 48 godzin, ostatni moment by spróbować szczęścia w zabawie: D

7 odkryta:)

Ukrywają się już tylko babcie z numerów 9 (całkowicie), 23 i 28 ( w tych przypadkach rodzice zostali ujawnieni).

Rodzic 9 przygodę z pisarstwem zaczął stosunkowo późno, ale pierwsza z powieści (jedyna, która została wydana w Polsce) okazała się sukcesem.

Dusiołki ukryte pod numerami 23 i 28 to krótsze formy:)
Użytkownik: McAgnes 16.01.2021 16:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Czy ktoś pomataczy mi 8? Czytałam to, ale chyba STRASZNIE dawno temu :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 16.01.2021 17:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś pomataczy mi 8? ... | McAgnes
Hm - o ile czytałaś w należnym wieku, to mogło faktycznie parę lat od tego czasu upłynąć :-).
Nie wiem, o czym rodzicielka pisywała dla najmłodszej grupy czytelników, ale wszystko, co dla tych pozostałych, ma pewien wspólny mianownik: nie jest lekkie, łatwe i przyjemne. I czasem zmusza do zadawania kłopotliwych pytań.
Użytkownik: McAgnes 16.01.2021 17:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm - o ile czytałaś w nal... | dot59Opiekun BiblioNETki
Znalazłam! :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: