Dodany: 02.12.2020 09:29|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Żył w innej epoce czarodziej z gitarą...


Dla sporej grupy Polaków, którzy dorastali w ostatnich dekadach XX wieku i przez jakiś czas obracali się w środowisku harcerskim czy studenckim, nazwisko Bułata Okudżawy jest dziś synonimem czegoś, „co było, nie wróci”[1]: tego okresu życia, który przeminął bezpowrotnie, ale wcześniej zdążył na umyśle i duszy wywrzeć niezatarty wpływ, który kształtował ich światopogląd, wrażliwość i gust artystyczny.

Bywało w owych latach, że nawet ci, którzy poezję z zasady obchodzili naokoło i zamiast czytać wiersze, wkuwali na pamięć z podręcznika, „co poeta chciał powiedzieć”, za to przypadkiem mieli niezły głos, słuch i rękę do gitary, siadali przy ogniskach i z ekspresją czasem większą, niż sam autor, wyśpiewywali ballady o tej trzeciej miłości, która „jak tchórz w drzwiach przekręca klucz”[2], o baloniku, który „wrócił i niebieski jest”[3], o papierowym żołnierzyku, co „zabawką tylko był”[4] i o tym (oficjalnie amerykańskim, a tak naprawdę równie dobrze rosyjskim, niemieckim czy jakimkolwiek innym) żołnierzu z krwi i kości, który, skoro „ojczyzna kazała”, ma prawo „w swą niewinność wierzyć szczerze”[5]… A potem już wszyscy słowami poety wołali: „ujmijmy się za ręce wraz, bo źle stuleciu z oczu patrzy”[6].

Ale „każda epoka ma własny obyczaj i ład”[7], a ta, która właśnie nadchodziła, nie potrzebowała romantycznych fraz, ubarwiających marzeniami szarą codzienność, ani podwójnych sensów, ukazujących głęboko pod tą szarością coś, co miało być nieczytelne dla aparatu opresji, a jasne dla wtajemniczonych. Władimir Wysocki nawet jej nie doczekał; Agnieszka Osiecka i Bułat Okudżawa, prywatnie zaprzyjaźnieni od lat sześćdziesiątych, pożyli w nowej rzeczywistości jeszcze trochę i odeszli tego samego roku, w odstępie trzech miesięcy. Dwoje pierwszych doczekało się zaraz po śmierci kilku biografii i książek wspomnieniowych, podobnie jak zmarły nieco później, a młodszy o pokolenie Jacek Kaczmarski. Tymczasem biografii Okudżawy nie było i nie było. Ostatecznie w ojczyźnie artysty ujrzała światło dzienne dopiero w ponad dziesięć lat po jego śmierci, a na nasze półki księgarskie wędrowała dwa razy dłużej, w Rosji zdążywszy się w tym czasie doczekać już czwartego wydania.

Ale wreszcie jest. I już sama objętość wskazuje, że dowiemy się z niej więcej, niż z napisanych pod koniec życia, a u nas wydanych niemal zaraz po śmierci poety, autobiograficznych „Wędrówek pamięci”. Z okładki grubego tomu patrzy na czytelnika starszy mężczyzna o bardzo zwyczajnej aparycji, bez żadnej artystowskiej pozy, którego minęłoby się na ulicy, nie poświęcając mu specjalnej uwagi: ot, pewnie jakiś księgowy czy magazynier, wracający z pracy. Tak samo zresztą wyglądał na koncertach, tylko, że wtedy na kraciastą czy pasiastą koszulę zarzucał jeszcze marynarkę, czasem skórzaną, a czasem niepozorną szarą czy beżową, na oko z lekka znoszoną, i zwykle zakładał okulary w dużych, niemodnych oprawkach. Mówił jakieś dwa zdania głosem przyciszonym i monotonnym, jakby go zjadała trema i niepewność – że co on tu w ogóle robi przed tym tłumem? – i dopiero kiedy uderzał w struny, kiedy tym samym głosem, już pewniejszym, zaczynał nucić pierwsze wersy ballady, zmieniał się w czarodzieja, budzącego w słuchaczach wszystko, co w nich najlepsze… Takim go pamiętamy (na zdjęciach, bogato ilustrujących opowieść o jego życiu i twórczości, zobaczymy go i młodszego, pewnie jeszcze przed czterdziestką, z czarnymi, kręconymi włosami i bardziej zawadiackim wąsem). Ale zostawmy wspomnienia i sprawdźmy, jak pisze o nim Bykow.

Przede wszystkim obszernie: samego tekstu jest mniej więcej 560 stron, a do tego dochodzą jeszcze (nie licząc elementów wspólnych dla każdej książki, jak strony tytułowe, stopka redakcyjna, spis treści): kalendarium życia i twórczości, bibliografia oraz wykaz piosenek w układzie chronologicznym. Obfitość treści wynika z dwóch przesłanek: konieczności nakreślenia tła społeczno-politycznego, w którym poeta musiał żyć i działać, a które ukształtowało go jako twórcę i jako człowieka, oraz połączenia samego przedstawienia faktów z analizą literacką wybranych utworów; analizą przy tym nie tak wyrafinowaną i nie tak naukowym językiem dokonywaną, by nie mógł się przez nią przegryźć nikt prócz krytyków. To, co pisze Bykow o wierszach/tekstach piosenek Okudżawy, jest zrozumiałe dla każdego, kto rozumie poezję. A to, co opowiada o życiu prywatnym rosyjskiego barda – rodzinie, miłościach, przyjaźniach, zajęciach pozaliterackich i chorobach – nie ma w sobie ani krzty sensacyjnej aury, ani śladu tak lubianego przez wielu biografów (i czytelników) zapalczywego niuchania za każdym tropem, który pozwoliłby portretowaną postać choć o centymetr zepchnąć z piedestału. Daleki jest też od podejścia hagiograficznego: wszakże mówi o człowieku z krwi i kości, a taki człowiek ma prawo się mylić, mieć chwile zwątpienia, popełniać błędy. Zwłaszcza żyjąc w takim kraju, jakim był ZSRR. Są pewnie tacy, którzy do dziś gotowi każdemu ówczesnemu artyście zarzucać, że mógł protestować albo uciekać na Zachód, a skoro nie chciał, to widać był pieszczoszkiem reżimu; o, tak, na pewno był, bo komuż innemu pozwolono by koncertować za granicą? Jak zobaczymy w opowieści Bykowa, nie taka to prosta sprawa. Bo czy pieszczoszek reżimu pisałby w liście do władz związku literatów: „Od czasu do czasu wypomina mi się, że propaganda burżuazyjna wykorzystuje moje nazwisko do swoich brudnych celów, na co muszę odpowiadać pytaniem retorycznym: dlaczego więc mojego nazwiska nie wykorzystuje moja ojczyzna do swoich celów?”[8]. A jeśli wykorzystywała, to po to, by ten czy ów rosyjski emigrant, posłuchawszy w Paryżu swego rodaka, pomyślał: „przecież nie może być straszny kraj, w którym pojawiają się tacy ludzie i w którym pozwala się im śpiewać”[9]. Złożoność tej sytuacji i ludzi w niej tkwiących podsumował inny rosyjski poeta, Jewgienij Jewtuszenko, zwracając się do potomnego:
„A gdy usłyszysz tych pieśni brzmienie,
Nasz świat zobaczysz,
Wtedy zrozumiesz nasze cierpienie
I nam wybaczysz”[10].

Kto wybaczać nieskłonny, może nie zechce sięgać po biografię poety, który dziewięćdziesiąt procent swego życia przeżył w totalitarnym ustroju i w dodatku jako osiemnastolatek poszedł na ochotnika na front bronić ojczyzny (tej samej ojczyzny, która parę lat wcześniej odebrała mu na zawsze ojca i na długo matkę!). Trudno. Straci przyjemność poznania życia nietuzinkowego człowieka i – choćby we fragmentach, ale za to nie tylko w przekładzie, lecz również w oryginale – licznych jego utworów, których polski czytelnik nie miał jeszcze do tej pory okazji przeczytać. Więcej pewnie jednak będzie tych, którzy się na lekturę zdecydują. Czy wobec tego, co do tej pory zostało powiedziane, czeka ich satysfakcja?

Niewątpliwie, i to duża. I nie zepsuje jej kilka drobnych błędów, głównie literówek, zarówno w narracji („wariacja na temat »Ostatni trolejbusu«”[11], nazwisko tej samej postaci raz podane jako „Lebiediew-Szmittof” [12], potem zaś: „Szmidtgof-Lebiediew”[13]), jak i w tekstach utworów („А музыканти грает”[14], prawidłowo: „А музыкант играет”; „осудьбе”[15], prawidłowo: „о судьбе”). Trochę większym mankamentem wydania polskiego jest pewna niekonsekwencja co do tytułów i treści części przytaczanych utworów (być może wynikająca z jakichś zawiłości w zakresie praw autorskich osób, które wcześniej te teksty tłumaczyły, czy też ich spadkobierców). Efektem tego jest fakt, że debiutancka powieść Okudżawy, w oryginale nosząca tytuł „Будь здоров, школяр”, na przemian wspominana jest jako „Bądź zdrów, uczniaku!” i „Jeszcze pożyjesz”; w tym przypadku tłumacz opatrzył nadany przez siebie tytuł przypisem, mniej szczęścia miały natomiast wspomniane na początku „Wędrówki pamięci”, które tu konsekwentnie występują jako „Zamknięty teatr” (jest to istotnie bardziej dosłowne tłumaczenie oryginalnego „Упразднённый театр”), a cytowane ich fragmenty zostały przełożone powtórnie, bez wzmianki o istnieniu wcześniejszej wersji polskiej. Również w nowych przekładach zamieszczone są – czy to w całości, czy we fragmentach – niektóre najbardziej znane ballady, jak „Piosenka o Mozarcie” (tu: „Mozart gra na skrzypcach”[16], „Czarny kot”, „Piosenka o papierowym żołnierzyku”, czy „Trzy miłości” (tu: „O moim życiu”[17]). I nie ma w tych autorskich tłumaczeniach absolutnie nic złego, bo przecież wiele piosenek Okudżawy już za jego życia istniało w kilku wersjach polskich, a nigdy nie wiadomo, czy kolejna nie będzie jeszcze lepsza. Jednak tą prawie przez wszystkich śpiewaną i w konsekwencji funkcjonującą w powszechnej świadomości zawsze była tylko jedna z nich; zatem – podobnie, jak w przypadku dobrze znanej prozy, wielokrotnie wykorzystanej jako tekst źródłowy – przydałby się przy każdej analogiczny przypis w rodzaju: „W Polsce znana jako…/ wydana w roku X pod tytułem Y”.

Jeśli należymy do tych ludzi, którzy na Okudżawie się wychowali, jeśli wyrwani ze snu potrafimy jego piosenki nucić zarówno po polsku, jak i po rosyjsku, to nawet, gdybyśmy się na powyższe niedogodności techniczne trochę pozżymali, i tak docenimy to fantastyczne przedsięwzięcie, pozwalające nam choć na czas czytania pobyć bliżej legendarnego śpiewającego poety, którego już dawno nie ma między nami. I postawimy ten gruby tom na bardzo ważnej półce naszej biblioteczki, wśród innych opowieści o ludziach, którzy, nie znając nas osobiście, tak wiele dla nas robili: kształtowali naszą wrażliwość, uczyli czuć i myśleć.

[1] Bułat Okudżawa, „Aleksander Siergiejewicz Puszkin”, przeł. Witold Dąbrowski, w: Bułat Okudżawa, „Zamek nadziei”, wyd. Wydawnictwo Literackie, 1984, s. 233.
[2] Bułat Okudżawa, „Trzy miłości”, przeł. Wojciech Młynarski, tekst z pamięci.
[3] Bułat Okudżawa, „Balonik”, przeł. Agnieszka Osiecka, tekst z pamięci.
[4] Bułat Okudżawa, „Piosenka o papierowym żołnierzyku”, przeł. Wojciech Młynarski, tekst z pamięci.
[5] Bułat Okudżawa, „Piosenka amerykańskiego żołnierza”, przeł. Andrzej Bianusz, tekst z pamięci.
[6] Bułat Okudżawa, „Stara pieśń studencka”, przeł. Witold Dąbrowski, w: Bułat Okudżawa, op.cit., s.255.
[7] Bułat Okudżawa, „Aleksander Siergiejewicz Puszkin”, przeł. Witold Dąbrowski, tamże, s. 233.
[8] Dmitrij Bykow, „Okudżawa: Życie, piosenki, legenda”, przeł. Michał B. Jagiełło, wyd. Prószyński i S-ka, 2020, s. 480.
[9] Tamże, s. 456.
[10] Jewgienij Jewtuszenko, „Bułata piosenka prosta…”, w: Dmitrij Bykow, op. cit., s. 491.
[11] Dmitrij Bykow, op. cit., s. 335.
[12] Tamże, s. 124.
[13] Tamże, s. 357.
[14] Tamże, s. 315.
[15] Tamże, s. 318.
[16] Tamże, s. 401.
[17] Tamże, s. 152.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4414
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: Marylek 02.12.2020 14:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla sporej grupy Polaków,... | dot59Opiekun BiblioNETki
Przegapiłabym tę książkę, gdyby nie Ty! Dziękuję! :)
Użytkownik: rafalb93 02.12.2020 15:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla sporej grupy Polaków,... | dot59Opiekun BiblioNETki
Uwielbiam Jego "Pieśń gruzińską" :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.12.2020 21:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Uwielbiam Jego "Pieśń gru... | rafalb93
A ja "Pożegnanie Polski".
Użytkownik: Marylek 02.12.2020 22:40 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja "Pożegnanie Polski".... | dot59Opiekun BiblioNETki
A ja całokształt. Miałam jego dwie płyty, zdarte tak, że czasem igła zacinała się w rowku. I trzecią, po polsku.

Byłam kiedyś na jego występie, z synem był, Antonem, a w rzędzie przede mną siedziała jego żona. Absolutnie wspaniałe przeżycie.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.12.2020 06:23 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja całokształt. Miałam ... | Marylek
Ja właściwie też całokształt - tylko ta jest najulubieńsza z powodu Agnieszki - i Miciuś tak samo. Płytę winylową mieliśmy jedną oryginalną i tę po polsku też, i potem kasetę jeszcze, za to na koncert nigdy nam się nie udało załapać, zazdroszczę!
Użytkownik: janmamut 03.12.2020 21:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla sporej grupy Polaków,... | dot59Opiekun BiblioNETki
Z recenzji wygląda to bardzo zachęcająco. Zapytam tylko, ponieważ Bykow jest podejrzanie płodny: czy jakość na tym nie ucierpiała? Pamiętam, jakim rozczarowaniem była dla mnie skandalicznie zła biografia Faulknera pióra Pariniego...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.12.2020 21:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Z recenzji wygląda to bar... | janmamut
Hmm... wiesz co, mnie Pariniego się też obie (Steinbecka i Faulknera) podobały, więc nie wiem, czy potrafię Ci obiektywnie odpowiedzieć na pytanie. Ta jest napisana bardziej pod kątem wpływu życia na twórczość, niż samego życia. Nie rzuciły mi się w oczy jakieś istotne niedoróbki, ale oczywiście nie sprawdzałam detali typu dat czy nazw miejscowości, zerkałam sobie jedynie w "Wędrówki pamięci" i raczej wszystkie szczegóły, jakie wymieniał sam Okudżawa, są uwzględnione (i czasem skorygowane, bo w jego własnych wspomnieniach np. były zmienione niektóre imiona/nazwiska).
Użytkownik: janmamut 04.12.2020 00:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Hmm... wiesz co, mnie Par... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję! Obawiałem się tego, co robi Parini, prowadząc bezpłodne rozważania w duchu "czy Faulkner bywał w domach publicznych". Chociaż żadnych dowodów nie może podać, drąży to, pewnie w nadziei, że coś się przyklei. A na zacytowanie słynnego listu rezygnacyjnego Faulknera w całości brakuje już miejsca.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.12.2020 08:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję! Obawiałem się t... | janmamut
A, nie, to tu żadnych takich domysłów nie ma, w ogóle o życiu osobistym jest stosunkowo mało i oszczędnie - chociażby o tragicznych losach starszego poety, czemu na pewno część biografów poświęciłaby znacznie więcej miejsca. Tu autor wychodzi z założenia, że skoro sam poeta o tym nie chciał mówić, to i on czytelnikom daruje, podsumowując sprawę dosłownie chyba w 2 zdaniach.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: