Dodany: 05.11.2020 18:19|Autor: yyc_wanda

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Rhett Butler: Kontynuacja Przeminęło z wiatrem
McCaig Donald

6 osób poleca ten tekst.

O czym można i o czym nie można pisać w kontynuacji słynnego bestsellera


Ile kontynuacji znanego utworu można stworzyć? Wiele, tylko czy to ma jakiś sens? Pierwszy sequel powieści „Przeminęło z wiatrem” napisała Alexandra Ripley. „Scarlett” natychmiast stała się głośnym wydarzeniem czytelniczym i sukcesem finansowym wydawców. Nic więc dziwnego, że spadkobiercy Margaret Mitchell postanowili powtórzyć ten manewr. Zamarzyła im się kontynuacja kontynuacji. Ale tym razem, po druzgoczących opiniach krytyków na temat poprzedniej powieści, postanowili być bardziej selektywni w wyborze autora. Ostatecznie zaszczyt ten spotkał brytyjską pisarkę Emmę Tennant, autorkę „Pemberley”, popularnej kontynuacji powieści Jane Austen.

Po podpisaniu kontraktu Emma Tennant zasiadła do pisania dalszego ciągu losów Scarlett O’Hary. Punktem wyjściowym jej powieści był powrót Scarlett z Irlandii do Ameryki, jej dalsze relacje z Rhettem i Ashleyem i walka o utrzymanie podupadającej plantacji. 575-stronicowy manuskrypt powieści „Tara” został oddany w listopadzie 1995 roku do wydawnictwa St.Martin’s Press, które kupiło od Mitchell’s Estate prawa do publikacji. Redakcja St. Martin’s w sposób arogancki i bezpardonowy odrzuciła tę powieść, twierdząc że jej charakter nie ma nic wspólnego z amerykańskim Południem. Autorka została z bezużytecznym manuskryptem, a St. Martin’s Press z 4,5-milionową zaliczką wypłaconą spadkobiercom za prawa do publikacji i bez autora na horyzoncie.

Następnym kandydatem do kontynuowania losów Scarlett O’Hara był Pat Conroy, który nie tylko był wziętym i sprawdzonym pisarzem, ale dodatkowo pochodził z Atlanty. Cóż z tego, kiedy Conroy wymyślił sobie nieakceptowalny scenariusz. Sceną otwierającą jego powieść miała być scena łóżkowa pomiędzy Rhettem i Ashleyem i wyznania Rhetta, jakoby jego babka była Murzynką. Było to niezgodne z ściśle wytyczonymi przez Mitchell’s Estate restrykcjami, dotyczącymi wszelkich kontynuacji – żadnych związków homoseksualnych, mieszanych rasowo małżeństw i broń Boże nie uśmiercić Scarlett!

Ostatecznie wybór padł na Donalda McCaiga, pisarza zamieszkałego w stanie Virginia, autora powieści „Jacob’s Ladder: A Story of Virginia During the War”, okrzykniętej przez jakiś kwartalnik z Virginii najlepszą powieścią o wojnie secesyjnej, jaką kiedykolwiek napisano. Powieść ta otrzymała w 1998 roku nagrodę Michael Shaara Award for Excellence in Civil War Fiction. Pomimo tej nagrody, zachwytów i rekomendacji bijących w oczy z blurba, autor najlepszej z najlepszych powieści jest raczej mało znany i gdyby nie kontynuacja PzW, jego nazwisko pozostałoby w cieniu.

Czy podjęcie się pisania tak specyficznego utworu podyktowane było fascynacją oryginałem? Niestety, nie. Jak sam autor przyznał, przed otrzymaniem propozycji spadkobierców Margaret Mitchell nie znał tej powieści. Czyli czysty biznes. Wszystko, do czego McCaig poczuł się zobligowany, to było użycie nazwisk bohaterów występujących w powieści, a to, jakie im nada cechy i jak poprowadzi ich losy, uznał za godne własnej fantazji i interpretacji. Pierwszą rzeczą jaką zrobił, było zignorowanie powieści Alexandry Ripley. Żadne fakty i wydarzenia tam umieszczone nie były warte jego uwagi, ani tego, by wokół nich budować scenariusz własnej powieści. Co więcej, sam oryginał nie wydawał mu się na tyle ważny, by trzymać się dokładnie historii tam opisanych. Pojedynek Rhetta Butlera z bratem zniesławionej przez niego kobiety, o którym dowiadujemy się na samym początku powieści McCaiga, nie ma nic wspólnego z historią, którą poznaliśmy z relacji Rhetta w oryginale.

O czym więc jest powieść McCaiga? Nam, fanom PzW, którzy po nią sięgnęli, wydawało się, że otrzymamy powieść alternatywną, historię, którą znamy, opowiedzianą z perspektywy Rhetta Butlera, bohatera o przeszłości pełnej czarnych plam i niedopowiedzeń. Cyniczny, o zszarganej reputacji, wyklęty przez rodzinę i nobliwe towarzystwo z jego rodzinnego miasta, Charlestonu, ale także inteligentny, bogaty, zakochany i w swej miłości zdolny do poświęceń. Jaki był naprawdę, co myślał, co czuł, jak przeżywał wydarzenia, które odbiły się traumą na jego życiu?

Niewiele odpowiedzi dostajemy na te pytania. McCaig stworzył własną galerię postaci, na tle których plącze się gdzieś tam z boku Rhett Butler, o innych bohaterach PzW już nie wspominając. To, że poznajemy rodzinę Rhetta, jego konfliktowe stosunki z ojcem i uwielbianą przez niego siostrę, Rosemary, jest zrozumiałe i byłoby akceptowalne, gdyby nie fakt, że postacie te są nie tylko przeraźliwie nudne, ale jeszcze wysuwają się na czoło powieści. Do tego dochodzą szkolni koledzy Rhetta, którzy pojawią się raz tu, raz tam i z czasem trudno ich rozpoznać w tych migawkowych sytuacjach.

Kiedy w końcu McCaig przypomniał sobie, że powieść, którą pisze ma się zazębiać akcją z PzW i wprowadził na scenę jej bohaterów, szeroko otwierałam oczy ze zdziwienia. Kim są ci ludzie? Melanie podsłuchująca rozmowę Scarlett z Rhettem? Ashley zakochany w Scarlett? Belle próbująca przekształcić się w damę, w czym pomaga jej nie kto inny, jak sama Melanie? No i Rhett, zachowujący się jak zakochany sztubak, pozbawiony dystynkcji, charyzmy i podszytego cynizmem humoru, czyli wszelkich tych cech, za które pokochałam go w oryginalnej wersji Margaret Mitchell.

Pisanie sequelu czy powieści alternatywnej do czegoś zobowiązuje. Nie wystarczy użycie nazwisk bohaterów, by zaspokoić oczekiwania czytelników. Trzeba jeszcze zadbać o to, by zachowywali się w sposób prawdopodobny, zgodny z osobowościami, jakimi obdarzyła ich Margarett Mitchell. Zakochany Rhett, biegnący do Scarlett prosto z podróży w zatłoczonym pociągu, brudny, umorusany sadzami, zżerany żądzą, by ją zobaczyć natychmiast i wręczyć jej prezent-symbol miłości, żółty szal w niechlujnym, wymęczonym opakowaniu? Ha, ha. A parę ulic dalej jest jego biuro i apartament, w którym mógłby się odświeżyć po podróży.

Takich nieprawdopodobnych sytuacji jest wiele. Donald McCaig nie przejmował się zbytnio tym, by jego wersja zgrała się z oryginałem. Przekręcone fakty? Zignorowana charakterystyka postaci? Ominięte wydarzenia, które były kluczowe dla relacji Scarlett i Rhetta? Epilog, który jest jak policzek wymierzony w twarz czytelnika, jak diabelski chichot w stronę autorki tego bestselleru? Te wszystkie bezeceństwa zostały wykreowane pod bacznym okiem i za przyzwoleniem spadkobierców autorki. Biedna Margaret Mitchell, zapewne przewraca się w grobie.

Czy warto było tracić czas na przeczytanie tej powieści? Nie, nie warto. Ale jak inaczej zaspokoić ciekawość co do dalszych losów moich ukochanych bohaterów literackich? Wersja Donalda McCaiga jest dla mnie nie do przyjęcia. Jednocześnie ta niewydarzona powieść nasuwa pytanie: czy ktoś, oprócz Margaret Mitchell, zrozumie jej bohaterów na tyle, by kontynuować tę opowieść? Może lepiej powrócić raz jeszcze do oryginału, zamiast przyglądać się karykaturom, tworzonym przez innych pisarzy? Przecież i tak każdy z nas, wiernych fanów PzW, już dawno wyobraził sobie zakończenie, które mu najbardziej odpowiada. Ja też wiem swoje co do dalszych losów Scarlett i Rhetta.

Ocena: 2/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2028
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: