Kolonie, kolonie, jak zwykle problem
Palmy na śniegu (
Gabás Luz)
We współczesnym myśleniu o kondycji człowieka problem ten zaczął się chyba już grubo przed wojną secesyjną. Jak wyjść, albo wychodzić z niewolnictwa. W dwudziestym wieku zaś, jak wychodzić z kolonii. I... nie to najbardziej rozwinięte intelektualnie na Ziemi zwierzę nie znalazło żadnej sensownej odpowiedzi. Te, które znajdowało, prowadziły do kolejnych problemów i dramatów zarówno ludzi poddanych polityce kolonizacyjnej, jak również kolonizatorów. A jeszcze większy dramat napisali ci, którzy przez upływ pokoleń stali się de facto rdzennymi mieszkańcami podbitego kraju.
Cynicznie można powiedzieć, że taka nieporadność i kreatywność tragedii stanowi znakomitą kanwę i pożywkę dla twórczości literackiej. Niekiedy wyrastają na niej gorzkie owoce. I tak się dzieje w "Palmach na śniegu".
Luz Gabás włożyła wiele wysiłku by w wydarzenia historyczne wkomponować wątek nie tylko miłosny, lecz również przeniosła obraz stosunków społecznych grupy górali z położonej na końcu świata doliny w Aragonii na grunt Gwinei Równikowej.
Czyta się dobrze, obrazy afrykańskie są plastyczne, praca białych ciężka, Afrykanów również, przyroda dynamiczna i piękna, a miłość? Jak to ona, na tle dramatu politycznego zawsze przegrana.
Jednego mi zabrakło: atmosfery frankistowskiej Hiszpanii. Zapewne o niej będę musiał przeczytać gdzie indziej.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.