Dodany: 28.10.2020 06:14|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Gość, który zaprosił się sam


Nadmiar zajęć zagroził mi niewywiązaniem się z jedynego zupełnie niezawodowego i w gruncie rzeczy nawet niebędącego niezbędnym zobowiązania, jakim jest odbywane od paru lat comiesięczne spotkanie z twórczością Lady Agathy. Żeby wilk był syty i owca cała, uparłam się, że muszę je zrealizować, wybierając najkrótszy utwór, jaki mi się uda znaleźć. Okazał się nim „Niespodziewany gość”, będący co prawda tylko po części dziełem Królowej Kryminału: ona napisała bowiem sztukę teatralną, a na powieść przerobił ją, zachowując oryginalne dialogi, pisarz i krytyk Charles Osborne.

Tytułowym niespodziewanym gościem jest niejaki Michael Starkwedder, który, utknąwszy autem w rowie w mglisty listopadowy wieczór, postanawia poszukać pomocy (albo noclegu) w najbliższej posiadłości. Wszedłszy przez otwarte drzwi od ogrodu, zastaje w pomieszczeniu martwego mężczyznę na wózku inwalidzkim. A potem z ciemności wyłania się urodziwa młoda kobieta z rewolwerem w dłoni. To żona nieboszczyka, Laura Warwick. Jest tak zaszokowana i zaskoczona, że samorzutnie wyznaje przybyszowi, iż przed chwilą zabiła męża. Richard Warwick, co później przyzna także jego matka, wyjściowo nie był może najgorszym człowiekiem, lecz po wypadku, który uczynił go inwalidą, doszły do głosu najbrzydsze cechy jego charakteru. Już samo to, że czatował przy oknie ze strzelbą, by polować na wszystko, co się rusza – gdybyż tylko gołębie i dzikie króliki, ale koty?! – nie przysporzyło mu czyjejkolwiek sympatii. Dla domowników był po prostu tyranem; przyrodniego brata, opóźnionego w rozwoju umysłowym, straszył oddaniem do zakładu. Nadużywał alkoholu i, jak niebawem przyzna Laura, siadał po pijanemu za kierownicę, a raz w tym stanie spowodował śmiertelny wypadek. Dzięki fałszywym zeznaniom towarzyszki podróży nie poniósł za to kary, lecz ojciec ofiary ponoć poprzysiągł mu zemstę. Starkwedder uznaje to za idealny motyw zabójstwa i oferuje Laurze pomoc w zaaranżowaniu sceny zbrodni tak, by ślady wskazywały na działanie intruza z zewnątrz. Potem już wszystko idzie jak lawina: odkrycie zwłok przez pozostałych domowników, przybycie policji, zbieranie zeznań, ujawnienie gościa, który odwiedził denata tuż przed śmiercią… Policja wątpliwości w zasadzie nie ma – ale tylko do pewnego momentu, w którym znów wszyscy stają się podejrzani. Wszyscy… ale i tak nikt nie jest przygotowany na to, czego się dowie w finale…

Rozwiązanie najpierw okrutnie mnie zezłościło, bo poczułam się wprowadzona w błąd. Po namyśle jednak uznałam, że nie mogę za to obwiniać autorki: czytelnik otrzymuje takie same dane, jak prowadzący śledztwo policjanci, a nawet więcej, bo w odróżnieniu od nich jest świadkiem tej wyjściowej sceny, o której wiedzą tylko Laura i gość – i jeśli nie potrafi z nich wyciągnąć właściwego wniosku, to może po prostu nie jest to możliwe? Wszak w realnym życiu też nie wszystkie sprawy zostają odpowiednio wyjaśnione, i czasem może nawet tak jest lepiej…

W narracji zabrakło mi tej bystrości, z jaką w powieściach pisanych własnoręcznie przez Lady Agathę ukazywane jest tło – charaktery postaci, relacje między nimi, drobne smaczki obyczajowe – trochę jednak uratował sytuację młody sierżant Cadwallader, każdą wolną chwilę poświęcający na czytanie poezji i sam próbujący się nią parać. Szkoda, że nie miał okazji szerzej się zaprezentować, ale i tak mi się spodobał:
„– (…) Zaraz, zaraz, co to takiego? »Mglisty bywa listopad, ale rzadko grudzień«. Chyba nie Keats, co?
– Nie – odparł sierżant wypinając z dumą pierś. – To Cadwallader”[1].

[1] Agatha Christie, "Niespodziewany gość" (adaptacja Charles Osborne), przeł. Anna Bańkowska, wyd. Prószyński i S-ka, 2001, s. 43.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 372
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: