Dodany: 12.10.2020 10:46|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Wizna
Komuda Jacek

1 osoba poleca ten tekst.

Pamiętajcie o tych, co polegli


Trzecią odsłonę cyklu Jacka Komudy o polskich bohaterach II wojny światowej kupiłam, zanim zdążyłam przeczytać poprzednią. Ponieważ kolejność czytania w ich przypadku nie ma szczególnego znaczenia –każda opowiada zupełnie inną historię, dziejącą się w innym miejscu i z udziałem innych postaci, a wydane też zostały w porządku nie całkiem chronologicznym – zamiast czekającego od roku „Westerplatte” zdecydowałam się na „Wiznę”, w przypadku której istniał też dodatkowy czynnik zachęcający: gdy słyszę tę nazwę, od razu zaczyna mi rozbrzmiewać w uszach przejmujący utwór „40:1”, którym szwedzcy muzycy z zespołu Sabaton uhonorowali heroiczny czyn polskich żołnierzy. Czyn, o którym w szkole nie uczono, może dlatego, że nie była to najbardziej znacząca bitwa w kampanii wrześniowej, albo dlatego, że inni bronili się dłużej. Ujęcie beletrystyczne natomiast zawsze sprzyja zapamiętaniu danego wydarzenia, które wtedy postrzegamy z perspektywy konkretnych ludzi – uwikłanych w dziejowe zawieruchy z własnej albo cudzej woli, ale poza tym takich jak my, mających własną historię, własne marzenia i własny, nie zawsze do bólu idealny, charakter.

Główną postacią powieści jest oczywiście kapitan Władysław Raginis, dowódca obrony odcinka „Wizna”. Gdy go poznajemy, nie wie jeszcze, że ta zaszczytna, ale z góry skazana na porażkę funkcja przypadnie właśnie jemu; jest jednym z wielu oficerów, których wraz z dowodzonymi przez nich jednostkami, wchodzącymi w skład większych formacji, rozstawiono w różnych punktach strategicznych w nadziei, że wszyscy wspólnie dadzą radę obronić kraj przed najeźdźcą. Już wtedy, w pierwszych dniach wojny, widać braki organizacyjno-zaopatrzeniowe i kadrowe. Niedociągnięcia popełnione przy budowie umocnień i schronów, niedostatki broni i wyżywienia, i jeszcze – co najbardziej rani serca ludzi honoru, takich jak kapitan Raginis, i podkopuje morale ich żołnierzy – wyżsi oficerowie, umykający wyładowanymi dobytkiem luksusowymi autami, byle dalej od wroga… Kolejnym problemem jest miejscowa ludność, przynajmniej jej część, jak na przykład rodzina Replińskich; cóż z tego, że nazwisko mają bardziej polsko brzmiące, niż sam Raginis (urodzony na terenie dzisiejszej Łotwy i mający widać jakiegoś łotewskiego przodka po mieczu, lecz wychowany w duchu polskości), skoro imiona i serca niemieckie… Jednak na razie prawie nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, co nadchodzi. Oficerowie kwaterują w pobliskim dworze w Strękowej Górze, konwersują z dziedzicem Jamiołkowskim i jego córką, a tuż przed zbliżeniem się frontu zjeżdża pod Wiznę narzeczona kapitana, piękna i … zupełnie oderwana od rzeczywistości artystka Zofia. Lecz to nie czas na sprawy osobiste. Za chwilę rozegra się tu dramat na wielką skalę: garstka umęczonych, wygłodniałych, poranionych żołnierzy stanie przeciw wielokrotnie liczniejszym wojskom pancernym wroga. I nie złoży broni, póki nie otrzyma takiego rozkazu od swego dowódcy. A on sam nie podda się żywy…

Chyba nie tylko mnie nasunęło się porównanie z ową słynną sienkiewiczowską sceną, kończącą żywot najważniejszego bohatera „Trylogii”. I chociaż dowódcy obrony Wizny nie miał kto uczcić taką piękną mową pogrzebową, w finale popłakałam się tak samo, jak przy końcówce „Pana Wołodyjowskiego”. Pewnie też oceniłabym „Wiznę” równie wysoko, gdybym się w niej obok plusów (oprócz samej postaci kapitana Raginisa i przekonującego odmalowania wojennych realiów wymienię tu rozbicie akcji na precyzyjnie datowane epizody, kreację Marcina Suboty – nie wiem, czy opartą na jakiejś realnej postaci, czy całkowicie fikcyjną – lecz tak czy owak świetną, oraz jedyny element fantastyczny, pięknie łączący fabuły „Wizny” i „Hubala”, którego odkrycie pozostawiam dociekliwości czytelników) nie dopatrzyła jednak paru minusów.
Jednym z nich jest, podobnie jak w poprzednich czytanych przeze mnie powieściach autora, zgrzytająca stylizacja językowa, w której Żydzi przemawiają raz czystą polszczyzną („to prawda, ale ja tego nie powiedziałem”[1]), a raz jakimś dziwnym polo-pidginem, mocno przypominającym żargon rodowitych Afrykanów w ujęciu Sienkiewicza („w ważnej sprawa”[2], „ja znać (…) pana dziedzic Jamiołkowskiego”[3]), zaś narrator (zewnętrzny) używa, wprawdzie tylko raz, niemiłego trywialnego porównania „kule latały po polu jak Żyd po pustym sklepie”[4].
Drugim – przeszarżowana, przynajmniej jak na mój gust i moją wiedzę o zachowaniu młodych panien ze sfery szlacheckiej, z których w dodatku jedna jest gościem w domu sędziwego ojca drugiej – scena konfliktu między Lodzią a Zosią.
Trzecim – drobne potknięcia, popełnione przez autora pewnie z pośpiechu czy z nieuwagi. Jamiołkowskiego odwiedzają trzej „Żydzi jak z obrazów – dwóch w chałatach, jeden w tałesie”; brzmi to tak, jak gdyby tałes był alternatywnym rodzajem wierzchniego odzienia, przez co czytelnik niezorientowany w temacie może nabrać fałszywego pojęcia o roli tej części garderoby. Ci sami goście „wszyscy (…) stali w czapkach, jeden w kapeluszu”[5]; jeśli wszyscy w czapkach, to co, jeden z nich nałożył kapelusz na czapkę? (pomijam już fakt, że samo „stanie w nakryciach głowy” brzmi zabawnie, a w tym miejscu podkreślanie pozycji stojącej przybyłych było zbędne, bo, że stali przed gankiem, poinformowano na początku akapitu). Z kolei ranna po bombardowaniu Lodzia „lewą rękę trzymała na temblaku. (…) miała chyba złamaną albo potrzaskaną prawą rękę. (…) zarzuciła zdrową, lewą rękę na szyję oficera”[6]. Do licha, autor też człowiek i zdarza mu się coś pokręcić, ale po to wydawnictwo poddaje tekst redakcji, żeby te omyłki sprostować! Skoro redaktor tego nie robi, to pytanie: czy czyta tak nieuważnie, że ich nie widzi – czy widzi, ale uważa, że autorowi tej rangi nie można ani zwrócić uwagi, ani poprawić kiksów na własną rękę – czy może tylko udaje, że czyta, sądząc, że pisarz znany i uznany z założenia mylić się nie może?

Mimo tych kilku zastrzeżeń uważam „Wiznę” za powieść dobrą, spełniającą swoje zadanie zapoznania czytelników z jednym z dramatycznych epizodów kampanii wrześniowej i przede wszystkim z postacią bohaterskiego kapitana Raginisa. Jeśli nawet dziś już potrzebujemy innych, mniej heroicznych wzorców, to nadal warto powtórzyć memento, wyśpiewane przez wokalistę wspomnianego na wstępie szwedzkiego zespołu:
„Always remember
a fallen soldier,
always remember
fathers and sons at war…”[7]

[1] Jacek Komuda, „Wizna”, wyd. Fabryka Słów, 2020, s. 81.
[2] Tamże, s. 80.
[3] Tamże, s. 289.
[4] Tamże, s. 327.
[5] Tamże, s. 79.
[6] Tamże, s. 287.
[7] Joakim Brodén, Pär Sundström, „40:1”, https://www.sabaton.net/discography/the-art-of-war/401-lyrics/

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 763
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: