Dodany: 07.10.2020 22:22|Autor: Asienkas

Książka: Wierzyliśmy jak nikt
Makkai Rebecca

3 osoby polecają ten tekst.

Wirus kontra wirus


Typ recenzji: oficjalna PWN

Recenzent : Asia Czytasia

Walczyli.
Walczyli z chorobą, z jej objawami. Walczyli o jeszcze jeden dzień na „tym” świecie. Walczyli ze strachem przed zakażaniem i ze zmartwieniami o bliskich.
Walczyli ze społeczeństwem. O akceptację, tolerancję, zrozumienie.
Walczyli ze sobą, ze swoją naturą. Walczyli o przełamanie wstydu i pogodzenie się ze swoim „ja”.
Walczyli o szczęście.

Fabuła
Ameryka lat 80. AIDS zbiera swoje żniwa. Yale Tishman, pracownik galerii sztuki chicagowskiego uniwersytetu, homoseksualista, zdrowy, z przerażeniem obserwuje jak kurczy się grono jego przyjaciół.

Paryż, rok 2015. Fiona poszukuje zaginionej córki. Zatrzymuje się u dawnego znajomego, fotografa. Mężczyzna „przetrwał” i udokumentował chicagowską epidemię. Oglądając stare zdjęcia wracają wspomnienia. Wspomnienia tamtych smutków, tamtych łez, tamtej niepewności, tamtych „chłopców”.

„Wierzyliśmy jak nikt” to powieść obyczajowa wysokich lotów. Dostajemy doskonale wykreowanych bohaterów i opracowane tło. Filarami powieści są Yale i Fiona, więc ich poznajemy najlepiej, ale każdy człowiek, który pojawia się w książce, jest ważny, każda postać to jakaś historia. Chociażby Nico, brat Fiony, od którego pogrzebu akcja się rozpoczyna. Nie mamy okazji go poznać, a jednak znamy na wylot. Z perspektywy czytelnika jest duchem, którego śmierć odcisnęła piętno na bohaterach, a jednak ma bardzo realny kształt. Przykłady mogłabym mnożyć, bo pojawia się sporo imion, ale najważniejsze, że nie są to tylko imiona. Te imiona mają twarz, uczucia, problemy.

Areny akcji to oczywiście „gejowski światek” Chicago lat 80-tych (dla uprzedzonych napiszę, że jest on bardzo „zwykły”, nie tak barwny, za jaki mógłby uchodzić) oraz współczesny Paryż. Poza nimi chciałabym wyróżnić jeszcze jeden wątek. Yale pracuje w galerii sztuki i próbuje pozyskać kolekcję obrazów. Nora, ich właścicielka, opowiada o pracach i okolicznościach w jakich powstały. W jej historii przenosimy się do Paryża w okresie poprzedzającym I wojnę światową. Wkraczamy w świat artystów i ich modelek, których życie złamała wojna. Pozwólcie, że oddam Norze głos: „-Bo pan zrozumie: to było miasto duchów. Niektórzy z tych chłopców to byli moi bliscy przyjaciele. Studiowałam z nimi przez dwa lata. Rozbijałam się z nimi po mieście, robiłam te wszystkie głupoty, które człowiek robi kiedy jest młody. Mogłabym powiedzieć wam, jak się nazywali, ale nic by to wam nie dało. Gdybym powiedziała, że Picasso zginął na wojnie, to byście zrozumieli. Trach, i »Guerniki« nie ma. Ale powiem wam, że Jacques Weiss zginął nad Sommą, a nie będziecie mieli pojęcia, co wam odebrano”[1]. Starsza Pani jest postacią, ze spokojem umiejącą mówić o strachu, z którym zmaga się Yale. Ona też obserwowała, jak, będąc w kwiecie życia, jej bliscy zabierani są przez kostuchę. Zmagała się z pustką, ale dała się ponieść nurtowi życia na nowo. „(...) Za każdym razem gdy szłam do jakiejś galerii, myślałam o tych dziełach, których tam nie było. O obrazach z galerii cieni, które widziałam tylko ja, nikt inny. Ale napatrzyłam się tam na tylu szczęśliwych młodych ludzi, że w końcu do mnie dotarło, że nie, im niczego nie brak. Oni nie widzą tych pustych miejsc na ścianach"[2].

Bardzo trudno czytać tę powieść w oderwaniu od obecnych wydarzeń. Włączam serwis informacyjny, a tam wirus i walka o prawa osób LGBT. Można by odnieść wrażenie, że czas stanął w miejscu. Tym razem te dwie sprawy nie wiążą się ze sobą bezpośrednio. Mniejszości seksualne wychodzą odważnie na ulicę bronić swoich praw, a wirus jest kompletnie innym wirusem, z innym zasięgiem i sposobem rozprzestrzeniania się. Jednak, czy historia się nie powtarza? Popatrzmy na powieść chronologicznie. Najpierw ze stratą mierzyła się Nora, na której lata młodości przypadła I wojna światowa. Potem Yale, żyjący w strachu przed AIDS i nietolerancją. Teraz postaw na ich miejscu mnie i siebie wobec koronawirusa. Patrząc na rozterki bohaterów musimy przyznać, że, niestety niektórzy z nas będą musieli zmierzyć się z podobnymi (oby było ich jak najmniej). W obliczu choroby i/lub śmierci drobiazgi urastają do rzeczy wielkich. Może gdybym nie pożyczyła mu pieniędzy, wróciłby do domu, pogodził się z ojcem, znalazł dziewczynę i nie zaraził się wirusem? Czy, gdybym go nie odwiedził i nie naniósł zarazków do mieszkania, żyłby miesiąc dłużej? My będziemy się zastanawiać, czy dokładnie umyliśmy ręce, albo czy warto było iść na ten koncert.

Ostatnimi czasy powstaje wiele książek o pandemii. Przyznam, że to zjawisko wzbudza we mnie obrzydzenie. Mam wrażenie, że ktoś chce zarobić na strachu i dezinformacji. To nie jest droga, żeby straszyć czy edukować. Powinniśmy czerpać z doświadczeń poprzednich pokoleń, tylko czy chcemy, czy nie czujemy się mądrzejsi?

Podsumowanie
Rebecca Makkai napisała powieść bardzo dobrą, ale też uniwersalną i - niespodziewanie - aktualną. Dopóki nie zostanie wynaleziony sposób na nieśmiertelność, będziemy musieli zmagać się z chorobami, a co za tym idzie, ze stratą. Będziemy martwić się o naszych bliskich i zastanawiać się, czy moglibyśmy zrobić coś lepiej, sprawić, żeby byli szczęśliwsi.

[1] Rebecca Makkai, „Wierzyliśmy jak nikt”, przeł. Sebastian Musielak, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2020, s. 378.
[2] Tamże.

Ocena recenzenta: 6/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 451
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: