Dodany: 01.10.2020 12:13|Autor: pawelw

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

STUDENCI W LITERATURZE - konkurs nr 241


Przedstawiam konkurs nr 241, który przygotowała Ania_em

Gaudeamus igitur, iuvenes dum sumus!

Rozpoczął się październik, a wraz z nim rok akademicki. Miasteczka studenckie zaczęły tętnić życiem. Tysiące młodych ludzi poznaje nowe słowa takie jak inauguracja, immatrykulacja, sesja, kolokwium.
Dlatego też motyw przewodni październikowego konkursu nie może być inny niż Studenci w literaturze.
Przeżyjmy wspólnie wzloty i upadki literackich studentów.

Waszym zadaniem jest rozpoznanie skąd pochodzą przytoczone fragmenty – należy podać tytuł książki oraz jej autora. W przypadku wierszy proszę o podanie tytułu wiersza, a nie zbioru.
Do rozpoznania jest 30 fragmentów, więc można uzbierać 60 punktów, po 1 punkcie odpowiednio za tytuł i autora.
Zwycięzcą zostaje uczestnik/uczestnicy, którym uda się zdobyć najwięcej punktów.
Odpowiedzi proszę przesyłać w prywatnej wiadomości, liczba strzałów nieograniczona :) Mataczenie na forum mile widziane.
Termin nadsyłania rozwiązań upływa 14 października (środa) o godz. 21.00.

Jeżeli ktoś chciałby skorzystać z podpowiedzi, czy ewentualnie gdzieś spotkał już tajemniczego studenta bądź jego rodzica, proszę o informację w wiadomości.
Uwaga! Wszystkie tytuły znajdziecie w moich ocenach lub w schowku.

Zapraszam serdecznie!




Krótki przewodnik w trzydziestu fragmentach po studenckim życiu ☺


Kim są studenci?

1.
- Co to za jedni? - zdziwił się. A potem z głębin pamięci wypłynęła przerażająca odpowiedź. Tylko pewien bardzo szczególny gatunek używał takich imion. - Studenci?
- Co? Tak. - Myślak cofnął się. - To chyba nic złego, prawda? Znaczy... przecież jesteśmy na uniwersytecie. R. podrapał się za uchem. Ten młodzik ma rację, naturalnie. Trzeba wpuszczać tych drani, nie da się tego zakazać. Osobiście starał się ich unikać, gdy tylko mógł - podobnie jak reszta wykładowców. Czasem nawet uciekali przed nimi albo chowali się za drzwiami, gdy tylko ich widzieli. Podobno wykładowca run współczesnych wolał raczej ukryć się w szafie, niż rozpocząć wykład.


Na początku należy się zdecydować…

2.
Wreszcie, po długich perswazjach, zdołałem ją namówić, aby zaczęła studia. Romanistykę, rzecz jasna. Stwarzało to jakiś cel w życiu, a przy tym pozwalało wejść w środowisko ludzi, z którymi coś ją łączyło - znajomość języka, Francji; co więcej, nad którymi miała niebagatelną przewagę, i mogła wśród nich, z łatwością, zyskać mocną pozycję. Nie zdajesz sobie sprawy, co to wtedy znaczyło - znać bezpośrednio Paryż, w ogóle być na Zachodzie, a zwłaszcza urodzić się tam i mówić bez akcentu. No więc zaczęła te studia. Trudności, rzecz jasna, nie miała. Przeciwnie - najwyższe oceny, nagrody za prace roczne. Wiem o tym wszystkim dobrze, bo przecież Jerzyk z nią był... na jednym roku, w grupie.
Tego rodzaju wyniki, nawet w tamtym okresie, stwarzały człowiekowi najrozmaitsze szansę, w tym również wyjazdu na Zachód. Zwłaszcza po Październiku. I, rzeczywiście, bodajże gdzieś w pięćdziesiątym siódmym, gdy bardzo różni ludzie dostawali paszporty i jeździli „prywatnie. do rodzin za granicę, albo na jakieś występy, albo na konferencje, ona, i jeszcze ktoś, została wytypowana do stypendium UNESCO - na jakiś kurs lingwistyczny w Paryżu, na Sorbonie. I wtedy się zaczęło.


3.
Zwierzył się także X ze swoich wahań co do pójścia na studia. Po pierwsze, uznał, jedynym powodem pójścia na uczelnię byłyby zapasy, a wcale nie miał pewności, czy mu zależy na zapasach na tym poziomie. Nie widział sensu w dalszym uprawianiu zapasów w jakimś małym college'u, gdzie się nie kładzie nacisku na sport. ,,Warto się w to angażować — pisał — tylko wtedy, gdybym usiłował być najlepszy". Ale być najlepszym w zapasach to nie jest w gruncie rzeczy to, o co mu chodzi, poza tym uważa za mało prawdopodobne, żeby mógł być najlepszy. A kto słyszał iść na studia po to, żeby być najlepszym w pisaniu?
I skąd w ogóle ten pomysł, że ma być najlepszy?


... czasami trzeba się zapisać…

4.
Po dopełnieniu tej formalności reszta dnia pozostawała do ich dyspozycji. Umknęły szybko z uniwersytetu, spośród tłumu zupełnie obcych sobie ludzi, z których wszyscy wyglądali tak, jakby nie wiedzieli jeszcze, w którą stronę mają się zwrócić.
Nowicjusze podzielili się na drobne gromadki i spoglądali na siebie pytająco; nowicjuszki, bardziej rozgarnięte od chłopców, oblegały szeroko schody i chichotały głośno, broniąc się w ten sposób przed wyniosłością starych studentów, którzy z pogardą patrzyli na „nowo upieczonych”. G. i K. biegali od gromadki do gromadki, wszędzie ich było pełno.
- Wątpiłam zawsze, czy nadejdzie kiedyś dzień, w którym z przyjemnością spojrzę na K. – rzekła P., gdy obydwie z X. przechodziły obok gawędzących studentów – Ale teraz chętnie ujrzę nawet jego wyłupiaste oczy. Są przynajmniej znajome.
- Och! – westchnęła X – Nie mogę ci opisać, jak się czułam czekając na swoją kolejkę w sekretariacie uniwersyteckim, po prostu… jak maleńka kropla w olbrzymim wiadrze wody. Niedobrze jest uważać siebie za nieważną osobę, ale jeszcze gorzej, gdy się pomyśli, że człowiek nigdy niczym nie będzie… Czułam się tak, jakbym była niewidzialna dla gołego oka, i bałam się, że któryś z tych studentów nadepnie na mnie. Byłam przekonana, że umrę… i nikt mi nawet nie zaśpiewa, nikt nade mną nawet nie zapłacze…
- Zaczekaj do przyszłego roku – uspokajała ją P. – Wtedy i my będziemy mogły tak samo spoglądać, jak dziś spoglądają na nas. Pewnie, że nie jest przyjemnie czuć się nieważną, ale lepsze to niż czuć się tak ogromną jak ja.


5.
Taka szkoła to unikat,
Bez najmniejszej konkurencji!
Na jej czele Magnifi-kat
Stał, zamiast Magnificencji,
A że miły i wesoły
Zawód kata byt w tych czasach,
Przyjeżdżała więc do szkoły
Studenterii cała masa!
Co dzień trwały tam zajęcia
Intensywne niesłychanie -
Tu, powiedzmy, jakieś ścięcia,
Tam, powiedzmy, przypiekanie,
Ten świdruje, ów wyłupia,
Inny amputuje sączki,
Jeszcze inny się wygłupia
Tak jak wszystkie w świecie żaczki.
Ale czasem rzedną miny,
Drżą najbardziej nawet dzielni,
Gdy nadchodzą egzaminy
I kolokwia w tej uczelni.
Już profesor dat zadanie
Z wdziękiem i z dezynwolturą:
- Student D.! Wasz skazaniec!



Warto znaleźć bibliotekę, aby się rozwijać

6.
Studia idą mi doskonale. Biblioteka uniwersytecka stała się moim drugim domem. Dali mi prywatny gabinet, bo stronę książki czytam w dziesięć sekund i na wspólnej sali nieuchronnie gromadzili się gapie, obserwując, jak przewracam kartki książek.
Najbardziej interesuje mnie teraz etymologia języków starożytnych, nowsze prace z dziedziny rachunku różniczkowego i historia Indii. Zdumiewające, jak pozornie zupełnie różne rzeczy jednak się ze sobą wiążą. Wspiąłem się już na wyższy poziom i strumienie docierającej do mnie wiedzy wydają się jakoś ze sobą połączone, jakby wypływały z jednego źródła.
Dziwne, ale kiedy jestem w barze, kiedy słyszę, jak studenci spierają się na temat historii, polityki czy religii, ich dyskusje wydają mi się teraz strasznie dziecinne. Nie mam ochoty prowadzić rozmów na tak podstawowym poziomie.


7.
Nie są to już owi dawni studenci z pierwszych lat okupacji, skromni i niewinni młodzieńcy, oddani swym studiom w ścisłym tego słowa znaczeniu. Nie są także zwykłymi utracjuszami ani dawnymi złotymi młodzieńcami, przyszłymi gospodarzami i członkami cechów, którzy w swoim czasie wyładowywali nadmiar sił i młodości na kapii, a o których mawiano w rodzinie: „Ożeń go, żeby przestał śpiewać!”. Teraz są to nowi ludzie, kształcący się i wychowujący w różnych miastach i krajach, pod różnymi wpływami. Z wielkich miast, z uniwersytetów i gimnazjów młodzież ta przybywa pełna buty, którą napełniają pierwsze zetknięcie z wiedzą, a porwana ideami o prawie narodu do wolności oraz człowieka do godności i szczęścia. Co wakacje przywożą ze sobą liberalne poglądy na kwestie społeczne i wyznaniowe oraz zapał odrodzonego nacjonalizmu, który w ostatnich czasach, osobliwie po zwycięstwach serbskich w wojnach bałkańskich, wybujał do rozmiarów ogólnej wiary, a u wielu młodzieńców do fanatycznej żądzy czynu i poświęcenia.


8.
- Cała bieda w tym - ciągnął dalej nie zważając na przerażoną minę H. - że jesteś zbyt nieśmiały, zbyt grzeczny i, do stu piorunów, przesadnie czysty. Spójrz na twoje paznokcie. Merde alors! Trochę brudu nigdy nikomu nie zaszkodziło. I jeszcze jedno. Powinieneś mówić: "merde!" i "Nom de Dieu!" (Na Boga!), i "Pluję na ciebie", tak jak my wszyscy. Wtedy ludzie przestaną cię uważać za dziwadło.
R. poświęcił kilka następnych tygodni na wprowadzenie H. w arkana mowy, manier i postępowania prawdziwych studentów sztuk pięknych.
- Dajmy na to - zaproponował pewnego ciepłego i pochmurnego popołudnia w marcu - żeśmy się pokłócili. Powiedzmy o Rubensa. Ja ci mówię: "Rubens to największy malarz, jaki kiedykolwiek żył na świecie". Co mi na to odpowiesz?
- Powiem, że tego nie wiedziałem.
Odpowiedź H. doprowadziła R. do rozpaczy. Przez kilka sekund patrzył na przyjaciela kręcąc głową.
- Ależ nie, nie! - rzekł wreszcie tak, jak się mówi do tępego dziecka. - Powinieneś odpowiedzieć: "Rubens? Merde alors, mam gdzieś twojego Rubensa. Pluję na twojego Rubensa! To dziurawy pęcherz. Tyłek sobie wycieram tym twoim Rubensem". Rozumiesz? Wtedy wszyscy zrozumieją, co masz na myśli. - Patrzył łagodnie małymi, świńskimi oczkami na swego protegowanego.


9.
Wszyscy koledzy byli pod wrażeniem opowieści A. Odebrać pierwsze zlecenie w wieku dziewiętnastu lat! I co więcej, zlecenie namalowania Narodzenia Pańskiego w prywatnej kaplicy! U hrabiego! Hrabiego tak znanego, że A. odmówił podania jego nazwiska. Historia szybko obiegła studentów pierwszego roku. Równie szybko jak historia jego omdlenia...
Obawiał się kolejnych zajęć z aktu. Gdyby znów się zmieszał w obecności bezwstydnej i wystawiającej się na pokaz kobiety, gotowi wreszcie stwierdzić, że jest purytańskim prawiczkiem.


10.
Paryżanie ci pochodzili: jeden z Tuluzy, drugi z Limoges, trzeci z Cahors, czwarty z Montauban; ale byli studentami, a student to paryżanin; uczyć się w Paryżu – to tyle samo co się w Paryżu urodzić. Czterej ci młodzieńcy nie odznaczali się niczym; pełno takich wszędzie; cztery próbki pierwszego lepszego przechodnia; ani dobrzy, ani źli, ani wykształceni, ani nieucy, ani geniusze, ani głupcy: piękni tym urokiem kwietniowym, któremu na imię: dwadzieścia lat. Rzekłbyś po prostu: czterech jakichś tam Oskarów; bo w owym czasie Arturów jeszcze nie było. Pal dla niego kadzidła Arabii – wołała popularna pieśń. – Oskar idzie, Oskar! Ujrzę więc Oskara! Poezja Osjana była w modzie; elegancja była skandynawska i kaledońska, czysty rodzaj angielski przeważył dopiero później, a pierwszy z Arturów, Wellington, zaledwie wówczas wygrał bitwę pod Waterloo.


Należy również gdzieś zamieszkać

11.
Wchodzimy.
Trzy łóżka. Na jednym z książką w ręku i nogami opartymi o poręcz leży jakiś młody człowiek z czarnym zarostem i w studenckim mundurku; na dwu zaś innych łóżkach pościel wyglądała tak, jakby przez ten pokój przeleciał huragan i wszystko do góry nogami przewrócił. Widzę też kufer, pustą walizkę tudzież mnóstwo książek leżących na półkach, na kufrze i na podłodze. Jest nareszcie kilka krzeseł giętych i zwyczajnych i niepoliturowany stół, na którym przyjrzawszy się uważniej spostrzegłem wymalowaną szachownicę i poprzewracane szachy.
W tej chwili mdło mi się zrobiło; obok szachów bowiem spostrzegłem dwie trupie główki: w jednej był tytuń, a w drugiej... cukier!...


12.
Ten internat dla studiujących teologię przypominał bardziej kryminał, koszary albo bursę dla ubogich studentów, tyle że na korytarzach w każdym załamaniu, między oknami, wszędzie wisiał krucyfiks na zmianę ze scenami z żywotów świętych. I prawie na każdym z tych obrazów przedstawiona była męka, przerażający horror oddany przez malarza z taką dokładnością, że w porównaniu z tym czterystu milionerów mieszkających w księżych celach po czterech albo sześciu to była mucha. Tak po prawdzie spodziewałem się, że będzie tu panował terror i represje jak wtedy, kiedy po wojnie siedziałem pół roku w kryminale z małego dekretu, ale gdzie tam, w tym seminarium Świętego Jana to była groteska. W refektarzu urządzono sąd. Milicjanci zjawili się z czerwonymi opaskami na ramionach i z karabinami, rzemienie ciągle im opadały, mundurów nie mieli szytych na miarę, ale jakby specjalnie źle wyfasowane, dla niskich były za duże, a dla wysokich małe, więc woleli chodzić porozpinani.


13.
Aby ograniczyć kontakty żaków z kobietami, zakazano w Krakowie wprowadzania ich na teren burs oraz zakazano uczęszczania do domów publicznych. Łamiących prawo czekało wypędzenie z bursy bez żadnej litości. Litości tej jednak i pobłażania nie brakowało, bo pomimo łamania prawa o karach wykluczenia nie słychać, ale jedynie o karach pieniężnych. Zresztą różne grzeszki mieli na swoim sumieniu nie tylko studenci, ale także ich przełożeni. Ci, niestety, nie zawsze świecili przykładem. I tak też pewnego razu oskarżony został kierownik szkoły Bożego Ciała w Krakowie za to, że się włóczy z podejrzaną kobietą, Błażkówną, i że ją nawet raz przez okno wciągał do bursy. Sprawa trafiła przed sąd rektorski, a studenci starali się jak mogli, usprawiedliwiać swojego przełożonego. Ich zeznania przypominają współczesne realia. Czytając je, chciałoby się rzec, że wszystko już na tym świecie było, a teraźniejszość jest jedynie repliką przeszłości.


Można się zrzeszać…

14.
Tuż przed moim wstąpieniem do konfraterni odbyła się wielka konferencja, na której osiągnięto ważny kompromis. Przeciwstawne frakcje miały sobie nawzajem pomagać. Ustalono pewien dolny pułap ocen dla wszystkich. Jeżeli ktoś się opuścił w nauce, kujony miały udzielić mu korepetycji. Z drugiej strony, każdy musiał chodzić na wszystkie tańce.
Jeżeli kujon nie potrafił sobie znaleźć partnerki, imprezowicze mieli mu kogoś załatwić. Jeżeli nie umiał tańczyć, mieli go nauczyć. Pierwsza grupa uczyła drugą myśleć, a druga pierwszą - udzielać się towarzysko.
Bardzo mi to odpowiadało, bo nie byłem zbyt wyrobiony towarzysko. Byłem taki nieśmiały, że kiedy wyjmowałem ze skrzynki pocztę i wracając musiałem przejść obok starszych studentów, którzy siedzieli na schodach z dziewczynami, paraliżowało mnie: nie wiedziałem, jak się zachować. Wcale nie było mi łatwiej, jeśli któraś dziewczyna powiedziała: „Fajny chłopak!”.


15.
Jeśli się dobrze zastanowić, o co toczy się ta uliczna wojna, X ująłby to najściślej w taki sposób: Y walczył o prawo, żeby wszyscy stali się równi – tak samo nieszczęśliwi i żałośni jak on. A X bronił prawa, żeby pozostać sobą – właśnie takim łotrem, jakim chce być; prawa do tego, aby za swoje przewinienia odpowiadać przed uniwersyteckim albo miejskim sądem, a za swe grzechy przed Bogiem, a nie przed zgrają mendowatych syfilityków bijących się z dziwkami i błędnie wyobrażających sobie, iż są żołnierzami Chrystusa. To właśnie powiedział Y przed czterema laty wkrótce po tym, co zaszło przy Bramie Marii Magdaleny, kiedy ten, zaczaiwszy się na przerwie pod arkadami uniwersyteckiego dziedzińca, schwycił nagle X za rękę i gorączkowym szeptem zaczął go namawiać, by się do nich przyłączył, podając X ważkie argumenty: że Pan Bóg jest z nimi i że porządek będą zaprowadzać z Jego imieniem na ustach, i że on, Y, wszystko świetnie obmyślił, dlatego nikt nie będzie mógł zgłosić słowa sprzeciwu, nawet sam rektor Butwił, bo czyż można stanąć na drodze tym, którzy walczą o przestrzeganie dziesięciorga Bożych przykazań, to bardzo wygodny casus – niech tylko ktoś im się sprzeciwi, a będzie podana w wątpliwość szczerość jego wiary;


… lub znaleźć pracę

16.
Poszukiwana młodsza stenografia, Percy and Gray, 1,25 dolara za godzinę. To coś nowego. Obrysowuję ogłoszenie.
Nikt nie zaprzeczy, że nie harowałam na studiach w Ole Miss. Moje przyjaciółki wychodziły pić rum i colę na przyjęciach Phi Delta Theta i przypinały sobie kotyliony, a ja siedziałam w sali do nauki i godzinami pisałam — głównie prace semestralne, ale też opowiadania, kiepską poezję, odcinki „Doktora Kildare’a”, reklamy pall malli, zażalenia, notatki, listy miłosne do chłopców, których widywałam na zajęciach, ale z którymi nie odważyłam się porozmawiać. Nigdy niczego nie wysłałam. Jasne, i ja marzyłam o randce z piłkarzem, ale najbardziej o tym, że pewnego dnia napiszę coś, co ludzie chętnie przeczytają.


Nie zapominać o zainteresowaniach…

17.
Przez chwilę milczał, po czym kontynuował:
— I jeszcze dwie sztuki: plecak pocięty na strzępy i jedwabna apaszka w takim samym stanie. Tu nie wchodzi w grę ani próżność, ani korzyść; tu mamy do czynienia z czystą złośliwością. Do kogo należał plecak?
— Prawie każdy student ma plecak, wszyscy dużo podróżują autostopem. Wiele z tych plecaków jest bardzo podobnych, kupione były w tym samym sklepie, trudno więc odróżnić jeden od drugiego. Wydaje się jednak prawie pewne, że ten właśnie plecak należał albo do Leonarda Batesona, albo do Colina McNabba.
— Pocięto także jedwabną apaszkę. Do kogo należała?


I przygotowywać się do kolokwiów!

18.
– Moja droga – zaczyna profesor. – Wiem, że przeżywasz ciężkie chwile, i nie chcę ci jeszcze bardziej zatruwać życia. Ale muszę z tobą pomówić jako twój nauczyciel. Mam zobowiązania wobec swoich studentów, wobec wszystkich bez wyjątku. Co twój przyjaciel robi poza terenem uczelni, to jego sprawa. Ale nie mogę pozwolić, żeby burzył porządek moich zajęć. Powtórz mu to ode mnie. A ty sama będziesz musiała więcej czasu poświęcać nauce. I częściej przychodzić na ćwiczenia. I zaliczyć to kolokwium, które opuściłaś.
Dziewczyna patrzy na niego zdumiona, wręcz zaszokowana, jakby mówiła: Odgrodziłeś mnie od wszystkich. Obarczyłeś mnie swoim własnym sekretem. Nie jestem już tylko studentką, jedną z wielu. Jak możesz do mnie mówić tym tonem?
Kiedy wreszcie się odzywa, jej głos jest tak przygaszony, że ledwie go słychać.
– Nie mogę zaliczyć kolokwium, nie przeczytałam lektur. To, co chciałby powiedzieć, nie nadaje się do powiedzenia, przyzwoitość nie pozwala. Może najwyżej zrobić aluzję, z nadzieją, że dziewczyna zrozumie.
– Po prostu przyjdź napisać kolokwium, Melanie, tak jak wszyscy. Nie szkodzi, że nie jesteś przygotowana. Grunt, żeby to załatwić. Ustalmy termin. Może w poniedziałek, w czasie przerwy na lunch? Przez weekend zdążysz nadrobić zaległości w lekturach.


19.
Pokazuje im najnowsze zdjęcia dziecka w komórce, faktycznie dość udane dziecko, przez chwilę jest koleżeńska admiracja przy stoliku, wiele wysokich tonów, szczypta awersji, bo one wciąż nie mają dzieci, zegary im tykają nocami, gdy niechcący wzbudzi się gdzieś alarm samochodowy i nie da się już spać, w rozespane poranki przeszkadzają im ptaki – dlatego ta awersja, ale i prawdziwe westchnienia też. Ponieważ być może, tylko może, to znaczy przypuśćmy na chwilkę, że dobrze jej tak, że trafiła na takiego głąba jak ten jej kretyn, taka zawsze była najmądrzejsza z nich wszystkich i pełno jej było wszędzie na studiach, jakby miała jakiś motorek w dupie, panie profesorze i doktorze, to i tamto, łopot tych jej długich rzęs, to może ja referacik z własnej woli na interesujący literacko temacik?, czy może mi się pan wpisać na swojej najnowszej książeczce?, słuchajcie, są imieniny dziekana, zbieram po dwadzieścia na wodę po goleniu Davidoff, na whisky – więc niech ona się teraz szarpie z tym swoim imbecylem, być może zasłużyła sobie na niego, i z tym swoim okropnym dzieciakiem, który, prawdę mówiąc, ma prosięcą pustkę w twarzy i jakoś za długo nie rosną mu włosy, żeby mogło być rozwojowo wszystko w porządku.


Bawić się na Juwenaliach…

20.
Na fali odwilży - jak to się mówiło - odbyły się w Poznaniu Juwenalia i stateczne miasto po prostu oszalało. Radosny tłum studentów przewalał się ulicami, chodziły barwne pochody z kukłami, przebierańcami, gitarami i saksofonami, wielkimi kwiatami z krepy, kolorowymi tiulami, rozpiętymi na patykach, a wszyscy krzyczeli, śpiewali, wznosili okrzyki i grali, na czym się dało. Była to, w gruncie rzeczy, wielka manifestacja w obronie swobody i radości życia. W miejscu, gdzie zwykle stawała trybuna 1-Majowa, teraz zbudowano estradę i na niej to odbywał się przegląd twórczości teatrzyków studenckich i kabaretów. Pierwsze miejsce zajął teatr "Oczko", za dziwaczne sztuczydło pod tytułem "Powrót nowego" - ni to Witkacy, ni to Gombrowicz w miniaturze - zdaniem X, który, jako chemik, nie miał się za znawcę problemów teatru współczesnego, było to coś w rodzaju groteski na tematy polityczne. W każdym razie publiczność najwyraźniej doszukiwała się w tekście sztuki jakichś aluzji, które witała radosnym wyciem i oklaskami, a także dęciem w blaszane trąbki dziecięce. (…) Kiedy przedstawienie dobiegło końca, tłum wybuchnął owacją, a Y wyszła przed linię aktorów i kłaniając się, zdjęła z głowy kapelusik z woalką służący jej do roli staruszki. Od razu zobaczyli, że jakoś się zmieniła.


… lub chodzić na randki.

21.
— Na randki ludzie umawiają się w kawiarni, a nie przy wjeździe na most, gdy pada śnieg — przerwała mu Zosia.
Teraz ja się wtrąciłem:
— Przepraszam bardzo, ale wybór miejsca na randki jest sprawą bardzo indywidualną. W czasach studenckich umawiałem się na spotkania w parku, przed kinem. Nieważne było dla mnie, czy padał deszcz, śnieg, wiał wiatr. Nawet burza z piorunami nie odstraszała mnie od umówionego spotkania.
— I dziewczęta przychodziły na te randki? — zaciekawiła się Zosia.
— Różnie to bywało. . .
— Ale nie umawiał się pan przy wjeździe na most. Ani pod zegarem — rzekła tryumfująco Zosia.
— Niestety, w moim rodzinnym mieście, to jest w Łodzi, nie ma żadnego mostu — stwierdziłem. — A pod zegarem się umawiałem. Na placu Wolności w Łodzi jest ratusz, a na nim zegar. I pod tym zegarem wyznaczaliśmy sobie spotkania.


Przygotować się do egzaminów

22.
No więc kiedyś wysłałam moim milusińskim maila, że na następnych zajęciach nie będziemy nic liczyć, więc wszyscy ci, którzy wcześniej poinformowali mnie, że są obłożnie chorzy i nie dotrą na zajęcia, mogą bezpiecznie wyzdrowieć. Że będziemy rozmawiać o egzaminie, więc mogą mi przesłać pytania, na które pragną poznać odpowiedź, z tym że wolałabym, żeby były to pytania trochę bardziej sensowne niż te, które zadawali mi w ostatniej anonimowej ankiecie, kiedy to jeden z nich chciał się dowiedzieć, czy kokosa można przesłać pocztą, a drugi – jaki jest sens życia. I że już sprawdziłam, kokosa można przesłać pocztą, a sensem życia jest jedzenie (niekoniecznie kokosów). Następnie ustaliliśmy podstawowe zasady naszej współpracy: po pierwsze, ja zobowiązuję się do tego, że nie będę im kazała nic liczyć, a oni, że gdyby tak akurat pobliską alejką przechadzał się mój szef, to wtedy natychmiast zaczną słuchać mnie w zachwycie i nie miałabym też nic przeciwko temu, gdyby komuś pociekła łza wzruszenia nad pięknem naszego intelektualnego spotkania. Po drugie, oni powstrzymają się od komentarzy w stylu: I want to die oraz wznoszenia dramatycznych okrzyków do Boga typu: Why do you hate me?!, w zamian za co ja
zobowiązuję się powstrzymać od komentarzy w stylu: I want to die oraz wznoszenia dramatycznych okrzyków typu: Why do you hate me?!


I zaliczyć sesję!

23.
Zdecydowanie nie był to dzień, kiedy powinno się znosić ciężkie od apatii twarze studentów snujących się po pracowni niczym somnambulicy i robiących jedną przerażającą, bezmyślną głupotę za drugą, albo gapiących się na prowadzącego niczym katatoniczne owce. Na dodatek nie był to dobry dzień na zebranie w zakładzie, dotyczące podziału grantów, i obserwowanie czcigodnych, wykształconych i światłych ludzi, jak żrą się o sumy rzędu pięćdziesięciu złotych z zajadłością głodnych szakali walczących o jednego królika.
Był to dobry dzień, żeby umrzeć albo iść na piwo. Janusz zdecydował się na to drugie rozwiązanie.


24.
Tak więc profesor Tatarkiewicz, który był dla mnie do tego momentu postacią jakby abstrakcyjną i niemal legendarną, po prostu „Tatarkiewiczem”, z którego Historii filozofii uczyłem się, jak wszyscy wtedy studenci, do obowiązkowego egzaminu, właśnie tam i wtedy objawił mi się po raz pierwszy jako żywy człowiek ― ale dosłownie na tle starożytności, bo otoczony księgami greckimi i rzymskimi.


25.
— Mamy czterdziestu ośmiu medyków i chirurgów, ale nie wszyscy są wykładowcami. Łącznie z tobą jest dwudziestu siedmiu studentów medycyny. Każdy odbywa praktykę u wielu medyków. Różnie trwają te praktyki, dla jednych dłużej, dla innych krócej, tak samo zresztą jak cała nauka. Zostajesz kandydatem do ustnego egzaminu, kiedy to przeklęte ciało profesorskie uzna, żeś gotów. Jak zdasz, tytułują cię hakimem, a jak nie, dalej jesteś studentem i starasz się o drugą szansę.
— Jak długo ty tu jesteś?
Karim spojrzał na niego z wściekłością i R. zrozumiał, że zadał niestosowne pytanie.
— Siedem lat. Dwa razy stawałem do egzaminów. W zeszłym roku przepadłem z filozofii. Drugi raz próbowałem trzy tygodnie temu i kiepsko odpowiedziałem z prawa. Co mnie obchodzi historia logiki albo sądowe precedensy? Jestem już dobrym lekarzem. — Westchnął z goryczą. — Oprócz nauki medycyny musisz słuchać wykładów z prawa, teologii i filozofii.


26.
Poznałam go na pierwszym roku studiów, a właściwie podczas egzaminów wstępnych. Nie można go było nie zauważyć – na twarzy miał namalowaną maskę Arlekina. Oblewał wówczas z grupą przyjaciół kolejny niezdany egzamin. Był wiecznym studentem, dwudziestopięcioletnim alkoholikiem i najlepszym mimem, jakiego widziałam. Siedział na klatce schodowej w akademiku i śmiał się idiotycznie.


Zaliczyć rok…

27.
Po pierwszym roku stał się na kampusie znaną postacią. Bez względu na pogodę nosił ten sam garnitur z czarnego sukna, białą koszulę i sznurkowy krawat. Rękawy marynarki odkrywały przeguby jego dłoni, a nogawki spodni w niezgrabny sposób trzepotały wokół jego nóg, jakby ubranie należało wcześniej do kogoś innego.
Pracy miał tym więcej, im bardziej gnuśni stawali się jego gospodarze. Długie wieczory spędzał w swoim pokoju, metodycznie wykonując zadania przydzielane przez wykładowców. Rozpoczął procedurę prowadzącą do licencjatu na Wydziale Rolnictwa. W trakcie pierwszego semestru wybrał dwa kursy z nauk ścisłych na poziomie podstawowym, jeden z chemii gleby, oferowany przez Zakład Rolnictwa, oraz obowiązkowy dla wszystkich studentów, będący raczej formalnością przegląd literatury angielskiej.

…i nie wylecieć!

28.
- Nie muszę chyba mówić, jak bardzo jest mi przykro z powodu niefortunnego wydarzenia, które miało miejsce tego ranka - rzekł. - Wydaje mi się bowiem oczywiste, iż jest pan świadom faktu, że pańskie dobro zawsze leżało mi na sercu.
- Nie musi pan... - przerwał mu R.
Dziekan spojrzał na niego niepewnym wzrokiem, po czym kontynuował heroicznie:
- Oczywiście nie głosowałem przeciwko panu. Wstrzymałem się od głosu. Pewnie jednak będzie panu miło słyszeć, iż miał pan na zebraniu niewielką grupkę zagorzałych orędowników. Niewielką, jak mówię, lecz zdeterminowaną. Pański profesor inżynierii budowlanej wytoczył prawdziwą krucjatę w pańskiej obronie. Sekundował mu pański profesor matematyki. Niestety, tych, którzy uważali za swój obowiązek optować za usunięciem pana z uczelni, było znacznie więcej. Profesor Peterkin, recenzent pańskich projektów, postawił sprawę na ostrzu noża. Posunął się aż do tego, by zagrozić nam
swoją rezygnacją, jeśli nie zostanie pan wydalony z uczelni. Musi pan zdawać sobie sprawę, że pańskie działania stanowiły dla profesora Peterkina nie lada prowokację.
- Tak - rzekł R.


29.
–U nas na wydziale – powiedział J. – jeden chłopak palnął na zebraniu: “co to jest kobieta? Gwóźdź w krześle…”
–Wyczytał u Mendela Maranca – zauważył W.
–…a zebranie było z okazji Ósmego Marca. Wyrzucili go ze studiów, z Komsomołu, ze związków…
–Dowcip był raczej nie na miejscu – powiedziała N.
–Jak wszystkich powyrzucają, to kto w końcu zostanie? – zachmurzył się M.
–Gdy wyrzucanie staje się regułą, przestaje być wyjątkiem – zażartował W.


A potem to tylko świetlana przyszłość ☺

30.
Jak wiadomo, studia uniwersyteckie w dziedzinie literatury prowadzą właściwie donikąd i tylko przed najzdolniejszymi studentami otwierają drogę do kariery wykładowcy akademickiego w tejże dziedzinie; w gruncie rzeczy mamy do czynienia z dość rozkosznym systemem, którego jedynym celem jest odtwarzanie samego siebie ze wskaźnikiem odpadów powyżej dziewięćdziesięciu pięciu procent. Studia te nie są jednak szkodliwe, a nawet mają pewną marginalną użyteczność. Dziewczyna, która szuka pracy w butiku Céline’a czy Hermèsa, musi oczywiście przede wszystkim zadbać o swoją powierzchowność, ale licencjat lub magisterium w dziedzinie literatury nowożytnej może stanowić dodatkowy atut, gwarantujący pracodawcy, że kandydatka – mimo braku jakichkolwiek użytecznych kwalifikacji – posiada pewną bystrość intelektualną pozwalającą myśleć o dalszej karierze; oprócz tego literatura od zawsze łączy się z pozytywnymi konotacjami w sektorze artykułów luksusowych.


==========
Aktualizacja po zakończeniu konkursu:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 2960
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 21
Użytkownik: pawelw 01.10.2020 12:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Zaczął się październik, więc czas na nowy konkurs.
Październik kiedyś był miesiącem oszczędzania, teraz jest miesiącem walki z rakiem, miesiącem cyberbezpieczeństwa, miesiącem dobroci dla zwierząt czy nawet miesiącem bibliotek szkolnych.
Ale i tak najbardziej październik kojarzy się z rozpoczęciem roku akademickiego. Tym razem może obejdzie się bez tłoku w knajpach i korków na mieście, ale Gaudeamus igitur zabrzmi chociażby zdalnie. Do udziału w atrakcjach życia studenckiego zaprasza Ania_em

Wśród wszystkich uczestników konkursu wylosuję nagrodę od ePWN. Szczęśliwy zwycięzca będzie mógł wybrać książkę z oferty księgarni PWN (do 50zł). Tym bardziej zachęcam do uczestnictwa.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 01.10.2020 15:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Coś mi się zdaje, że to konkurs w sam raz dla mnie! Uwielbiam literaturę kampusową i nie dość, że wiele fragmentów rozpoznaję z marszu, to jeszcze liczę na nowe tropy z tego tematu :)
Użytkownik: mika_p 01.10.2020 19:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Coś mi się zdaje, że to k... | LouriOpiekun BiblioNETki
To może za jakiś czas zrobimy wymianę studentów, bo kilkoro wysłałam :)
Użytkownik: tweety008 01.10.2020 19:50 napisał(a):
Odpowiedź na: To może za jakiś czas zro... | mika_p
O! Erasmus się szykuje :)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 02.10.2020 15:42 napisał(a):
Odpowiedź na: To może za jakiś czas zro... | mika_p
Pierwsze kolokwium napisane, poczekam na wyniki i może wymienimy się brykami ;)
Użytkownik: mika_p 03.10.2020 17:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Pierwsze kolokwium napisa... | LouriOpiekun BiblioNETki
Mam 1, 4, 12, 17, 20, 22, 25
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.10.2020 19:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam 1, 4, 12, 17, 20, 22,... | mika_p
Z tego nie mam 22.

Mogę się zrewanżować 26: ten niestudencki rekwizyt odegra ważną rolę w następnej odsłonie, tu najważniejsza jest pora i miejsce.
Użytkownik: mika_p 03.10.2020 21:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Z tego nie mam 22. Mo... | dot59Opiekun BiblioNETki
Hm... właściwie nie wiem, jak podpowiedzieć 22, bo książki nie czytałam, rozpoznałam rodzica po stylu, a i dusiołek znajomy.
Użytkownik: jolekp 04.10.2020 13:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Z tego nie mam 22. Mo... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ja znam 22. Wbrew pozorom nie jest to poradnik dietetyczny.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.10.2020 14:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja znam 22. Wbrew pozorom... | jolekp
Chyba zajarzyłam, przynajmniej tak sądzę po zerknięciu w katalogi ocen, dzięki!
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 12.10.2020 09:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam 1, 4, 12, 17, 20, 22,... | mika_p
Uf, ja byłem na wakacjach studenckich ;) Mam prócz Twoich 2,5,6,9,10,11,14,18,19,21,23,27,28,30 :)
Użytkownik: mika_p 13.10.2020 22:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Uf, ja byłem na wakacjach... | LouriOpiekun BiblioNETki
Podobno powinnam coś wiedzieć o 14...
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 14.10.2020 08:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Podobno powinnam coś wied... | mika_p
Zaiste, nawet bardzo Ci się podobała! Patrząc po Twoich ocenach, to jest to zupełnie niespodziewana pozycja u Ciebie - ani F/SF, ani kryminał...
Użytkownik: tweety008 03.10.2020 20:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Ogłoszenie z Dziekanatu!
Do egzaminu przystąpiło 6 osób.
Nikt nie uzyskał absolutorium.
Do rozpoznania pozostają jeszcze: 7, 15, 24.
Zachęcam do konsultacji indywidualnych, lub udziału w forumowym seminarium. :)
Użytkownik: janmamut 03.10.2020 21:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Ogłoszenie z Dziekanatu! ... | tweety008
O! Pechową 13 ktoś zna?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.10.2020 11:37 napisał(a):
Odpowiedź na: O! Pechową 13 ktoś zna? | janmamut
Szczęśliwie tak, chociaż czy wtedy, czy teraz, równie często bywa szczęśliwa, jak nie :-). I oczywiście nie tylko studentów dotyczy.
Użytkownik: janmamut 12.10.2020 04:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Szczęśliwie tak, chociaż ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Już mataczenie do 26 było świetne, ale — przy założeniu, że odgaduję właściwie — to jest na poziomie Joya, co — jak wiesz — jest u mnie najwyższą pochwałą.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.10.2020 05:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Już mataczenie do 26 było... | janmamut
Czuję się zaszczycona!
A propos mataczeń, masz może 2, względnie 9?
Użytkownik: janmamut 12.10.2020 06:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Czuję się zaszczycona! ... | dot59Opiekun BiblioNETki
2 to taka książka, że za nią samą dałbym Nobla, a Ty raczej byś nie protestowała.
2 i 9 są w pewien sposób połączone językiem. No i 9 mówi, że należy wspierać artystów w ich dążeniach.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.10.2020 09:38 napisał(a):
Odpowiedź na: 2 to taka książka, że za ... | janmamut
Rozgryzłam i wielcem zobowiązana!
Użytkownik: tweety008 10.10.2020 21:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Przypominam, że to ostatni weekend zmagań egzaminacyjnych.
Sesja kończy się w środę o 21.00. O jej zaliczenie walczy 8 osób.
Do tej pory ukryte zostały fragmenty 7 i 15.
Owe "dusiołki" dzieli niemal wszystko. Płeć rodzica, czas w którym powstały, kraj pochodzenia, przebieg kariery rodzica (jedni dostrzeżeni i nagrodzeni, inni zaczynający stawiać pierwsze kroki w temacie).
Tytuł jednego sugeruje pochodzenie rodzica, tytuł drugiego, pisany w języku narodu, który nie istnieje, niczego sugerować nie zamierza.
To, co łączy, to długoterminowe spojrzenie na daną rzecz czy grupę ludzi...

Zachęcam do konsultacji zbiorowych i indywidualnych :)


Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: