Dodany: 12.09.2020 20:03|Autor: Marioosh
Klasyka reportażu czy reżimowa propaganda?
Pięćdziesiąt lat temu ta książka wywołała pewne kontrowersje; dziś już takich emocji nie wyzwala, ale nie można powiedzieć, że nie jest dyskusyjna. Głównym tematem jest zamordowanie przez bandę Mansona w 1969 roku żony Romana Polańskiego oraz osób, które przebywały z nią w willi w Los Angeles – między innymi Wojciecha Frykowskiego. I tytułowy reportaż poświęcony jest właśnie Frykowskiemu oraz innym bon-vivantom podświadomie przekonanym o własnej nieśmiertelności, o których Polański podobno powiedział: „Uważali się za nieśmiertelnych, a byli tylko jednodniowymi motylami”[1]. Osobiście nie jestem przekonany do tego reportażu, gdyż nie jestem zwolennikiem gloryfikacji niebieskich ptaków żyjących dzięki zyskom wypracowanym przez innych – w tym przypadku ojca, Jana Frykowskiego. Tu jednak pojawia się pierwsza kontrowersja: Kąkolewski przedstawia Jana jako niemalże „ojca chrzestnego” łódzkiej mafii, szefa gangu mającego wpływ na czarnogiełdowy rynek w Polsce – a tymczasem był on przedwojennym przedsiębiorcą, któremu po wojnie, mimo upaństwowienia rynku, udało się założyć manufakturę. Wygląda więc to tak, jakby Kąkolewski nieświadomie (?) stanął po stronie władzy.
Druga część jest równie dyskusyjna – otóż autor wyjechał do USA, by tam „zbadać atmosferę, nastrój ogromnych grup kontestatorów młodzieżowych”, gdyż uważał, że „na zdegenerowanych peryferiach tych grup mogła powstać rodzina Mansona”[2]. To badanie atmosfery polegało na wizycie w nowojorskim Kościele Pokoju oraz w jednej z komun – jego obserwacje są celne i pokazują hipokryzję i miałkość całego ruchu hipisowskiego ale tym samym wpisują się w linię polityczną władzy; Kąkolewski nieświadomie (?) znów staje się więc poplecznikiem reżimu. Trzecia część książki już nie wywołuje takich emocji – autor relacjonuje proces Mansona i całą otoczkę z nim związaną.
I co o tej książce można napisać? Jedni piszą o klasyce polskiego reportażu, a inni... „Książka Kąkolewskiego grała na najniższych instynktach. Pobrzmiewa w niej echo oficjalnej propagandy, kierującej nienawiść ludu pracującego na »bananową młodzież«. Przypowieść-moralitet o tym, jak kończą ci, którzy woleli być wolni, niezależni, a do tego byli jeszcze piękni i bogaci. Nic nie wskazuje na to, że Kąkolewski pisał tę książkę na zamówienie, ale wyszedł mu propagandowy majstersztyk, którym Biuro Polityczne musiało być zachwycone”[3] – tak napisała Anna Bikont w reportażu z 1999 roku, przychylając się zresztą do zdecydowanej większości wypowiedzi rodziny Frykowskich. A jak jest naprawdę? Trudno mi powiedzieć, na pewno czytanie tej książki przydałoby się dopełnić innymi pozycjami: na rynku mamy i biografię Sharon Tate, i Charlesa Mansona, i pamiętniki Romana Polańskiego; sama książka Kąkolewskiego ma na pewno ten plus, że była napisana może nie „na gorąco”, ale przynajmniej na bieżąco, a czy była tu jakaś inspiracja z góry? O tym wiedział tylko sam Kąkolewski, ale on już nam tego nie powie. Czytelnicy biorący do ręki tę książkę robią to więc na własną odpowiedzialność – ja jej ani nie polecam, ani nie krytykuję.
[1] Krzysztof Kąkolewski, „Jak umierają nieśmiertelni”, wyd. Iskry, 1972, str. 51.
[2] Tamże, str. 67.
[3] http://niniwa22.cba.pl/bikont_frykowski.htm
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.