Dodany: 29.08.2020 21:19|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Kto tu do kogo strzelał?


Nadrabiając zaległości w śledzeniu kariery zawodowej najlepszej powieściowej śledczej z moskiewskiej Pietrowki, Anastazji Kamieńskiej, zawędrowałam wstecz do roku 1996.

Nastia z Korotkowem i ze śledczym Olszańskim z prokuratury miejskiej pracują właśnie nad sprawą zabójstwa młodego literata, autora bardzo poczytnych romansów, zastrzelonego na klatce schodowej bloku, do którego dopiero niedawno się z żoną wprowadził. Matka denata, kobieta o bardzo dominującej osobowości, nie cierpi synowej i oskarża ją jeśli nie o samo zabójstwo, to przynajmniej o chęć zagarnięcia majątku Leonida (on wprawdzie, mimo swej popularności, w zasadzie oszczędności nie miał, będąc człowiekiem o miękkim sercu, ustawicznie wyzyskiwanym przez wydawców; ale, jak się okazuje, pozostawił też kilka gotowych do druku powieści, na których da się zbić niezły kapitał…).

Wład Stasow – który nadal jest szefem ochrony wytwórni filmowej, ale na prośbę generała Zatocznego, poproszonego z kolei przez znanego obrońcę praw człowieka o znalezienie dobrego prywatnego detektywa, zgodził się wystąpić i w takiej roli – zbiera informacje na temat pewnego biznesmena, skazanego za zabójstwo i domagającego się uniewinnienia. Dowody wydają się bezsprzeczne: ofiara przed śmiercią wskazała osobę zabójcy, dwaj świadkowie widzieli go pod domem w porze, gdy ponoć mocno spał, na jego ubraniu znaleziono ślady prochu, a w jego mieszkaniu broń, z której padł zabójczy strzał, więc właściwie nie bardzo wiadomo, jakich argumentów należałoby szukać. Ale skoro Stasow podjął się tego zadania, postanawia podejść do niego rzetelnie i przeanalizować wszystko od początku…

Na te dwa wątki spoglądamy na przemian z punktu widzenia nie tylko śledczych, ale i paru innych osób: bliskich i znajomych zabitego Leonida Paraskiewicza, żony siedzącego w kolonii karnej Jewgienija Dosiukowa. A żeby nie było za łatwo, wplata się w nie trzeci, ukazujący relacje między pewnym politykiem z dużymi aspiracjami a jego żoną, która ogromnie pragnie stanąć na wysokości zadania (dlaczego to takie niełatwe, dowiemy się z czasem). Znając specyfikę powieści kryminalnych, możemy się domyślać, że wszystkie one w jakiś sposób się łączą, możemy nawet stosunkowo szybko namierzyć to wspólne ogniwo, ale jak ono działa, okaże się dopiero w finale. A w międzyczasie dołączy się jeszcze czwarty wątek, który z tamtymi nie ma związku, za to przypadkiem podsunie Kamieńskiej, Olszańskiemu i Stasowowi brakujące elementy układanki…

Bardzo mi się podoba ten schemat konstrukcji fabuły, zwłaszcza w połączeniu z nie nazbyt wczesnym ujawnieniem istotnych elementów zagadki. I choć popełnione w nim zostało wykroczenie przeciw klasycznym regułom Van Dine’a (przeciw której konkretnie, nie będę tu zdradzać, bo zepsułoby to innym czytelnikom przyjemność samodzielnego dochodzenia do prawdy), opowieść wciąga niezmiernie mocno. A przy tym prezentuje niezłą galerię charakterów, ukazujących swoje możliwości w scenkach rodzajowych. „Pączka” Gordiejewa już znamy z wcześniejszych tomów, ale zwłaszcza tu się rzuca w oczy jego stosunek do podwładnych; jakżeby się chciało mieć takiego szefa! Generał Zatoczny ze swoją skłonnością do pouczających przemów i pasją przestrzegania etykiety towarzyskiej sprawia wrażenie, jakby był absolwentem szkoły oficerskiej z czasów carskich (choć chronologicznie jest to absolutnie niemożliwe). Oschły i rzeczowy śledczy Olszański okazuje się mistrzem dyskusji z napastliwymi i chciwymi interesantami: jego dialog z Galiną Paraskiewicz, podobnie zresztą, jak rozmowa Gordiejewa z krewnymi niejakiej Ludmiły Isiczenko i negocjacje Swietłany Paraskiewicz z wydawcami są istnymi perełkami tego tomu.

Co prawda w jednym miejscu para świadków ni stąd, ni zowąd zmieniła płeć: „…obaj [w oryginale „oбa”, co implikuje rodzaj męski lub nijaki rzeczowników] – lekarz i felczer [„врач” – rzeczownik brzmiący identycznie w rodzaju męskim i żeńskim, „фелъдшер” – ewidentnie rodzaj męski, bo żeński ma odpowiednią końcówkę, co zobaczymy dalej] – nadal pracowali [„рaботaли” – końcówki czasowników w l.mn. są identyczne dla rodzaju męskiego i żeńskiego] razem. (…) potwierdzili to, co znalazło się w wyroku. Tak, przyjechali do restauracji Łada, zabrali stamtąd mężczyznę (…) zgodziła się lekarka [„врач”] (…). Do rozmowy włączyła się szczuplutka felczerka [„фелъдшерица”] (…)”* – ale ten fakt nie popsuł mi specjalnie przyjemności czytania.

*Aleksandra Marinina, "Cudza maska", przeł. Aleksandra Stronka, wyd. WAB, 2013, s.226.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 331
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: