Dodany: 11.08.2020 00:45|Autor: Marioosh

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Mój przyjaciel i ryby
Filipowicz Kornel

Niebanalna proza o prozaicznym łowieniu ryb


„Cóż to jest za dziwna siła, która odrywa nas od wszystkiego, jest mocniejsza od ambicji zawodowych, od polityki, kobiet, wódki – wydaje się być silniejsza niż życie!”[1]. Sam wiele razy się zastanawiałem, widząc moich kolegów godzinami dyskutujących o rodzajach wędek, zanętach, gatunkach spławików czy o jakości woderów, co może być ciekawego w siedzeniu nad wodą i czekaniu? Czy chodzi o możliwość obcowania z przyrodą? Może o jakąś głębszą „radość spełnienia”[2]? A może o to, żeby „spędzić cały dzień na świeżym powietrzu, posiedzieć na kocu, pograć w karty i napić się wódki”[3]? Zbiór opowiadań „Mój przyjaciel i ryby” pokazuje, że ilu wędkarzy, tyle na te pytania odpowiedzi – ale przynajmniej można poczytać świetną literaturę.

Mamy więc dziewięć opowiadań o rybach, ich łowieniu i wędkarzach ale przede wszystkim o emocjach, jakie to łowienie wyzwala, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych; można jednak śmiało powiedzieć, że sam proces łowienia jest tylko pretekstem do ogólnej analizy cech nieświadomie uwalniających się z człowieka. Można więc z tytułowym przyjacielem, również zajmującym się pisarstwem, jeździć od wielu lat nad rzekę i widząc złowioną przez niego rybę pomyśleć: „tak, to jest piękny szczupak, ale to nie jest mój szczupak”[4] i widząc jego następne powodzenia stwierdzić, że w gruncie rzeczy kiepski z niego pisarz – a tak w ogóle „rybołówstwo wydawało mi się zawsze bardzo śmiesznym, o ile nie pomylonym zajęciem”[5]. Ale można też poczuć litość do kolegi, któremu ryba nie bierze i pod jego nieobecność zawiesić mu na haczyku własną rybę. Można być rybami tak zaślepionym, by nie dostrzec dojrzewającego uczucia, ale można też znaleźć dzięki nim okazję do wspomnień. I takie właśnie są te opowiadania – niby są o prozaicznym moczeniu kija ale tak naprawdę są o życiu: o przyjeździe na ryby do rodzinnego miasta i zobaczeniu dawnej sympatii, o przemijaniu przejawiającym się upadkiem przy przeskakiwaniu przez strumyk... A wszystko toczy się leniwie w lekko nostalgicznym nastroju i w otoczeniu przyrody, gdzie słychać szemrzącą wodę, rechoczące żaby i świergocące ptaki, gdzie delikatnie szumią szuwary, a cisza potrafi być taka, że słychać „furkot motyli, które zrywały się z kwiatów koniczyny, zataczały łuki, siadały znów albo unosiły się wysoko w powietrze i odlatywały daleko”[6].

Ale najbardziej podoba mi się lekko humorystyczne opowiadanie o dwóch przyjaciołach łowiących ryby na tamie – siedzą, analizują, czekają, wspominają dawne połowy, rozmawiają o tym, w jakich warunkach ryby lepiej biorą i dochodzą do wniosku, że „taka jest reguła, że nigdy nic nie wiadomo”[7] – a tymczasem towarzysząca im kobieta siedzi sama w namiocie, nudzi się i stygnie. I choć prowokuje, choć się łasi, choć kusi, „choć jej obaj pożądali – była im tutaj zawadą. Obaj byliby szczęśliwsi, gdyby jej nie było”[8]. Świetnie się to czyta – w dowcipny, ale treściwy sposób przekonujemy się jakie są męskie priorytety.

I tak się to wszystko leniwie toczy, niby nic, proza życia, a ileż emocji. A jeśli dodamy do tego spokojny, nienachalny, wręcz usypiający styl pisania Kornela Filipowicza, to już mamy wszystko. Jeśli więc ktoś szuka niebanalnej literatury na urlop, czegoś sympatycznego, ale jednocześnie niewylatującego z głowy, to szczerze polecam.

[1] Kornel Filipowicz, „Sum”, w „Mój przyjaciel i ryby”, wyd. Czytelnik, 1963, str. 88.
[2] „Trzy dni deszczu”, tamże, str. 64.
[3] „Litość – uczucie niepotrzebne”, tamże, str. 42.
[4] „Mój przyjaciel i ryby”, tamże, str. 20.
[5] Tamże, str. 27.
[6] „Po trzydziestu latach”, tamże, str. 70.
[7] „Kobieta czeka”, tamże, str. 90.
[8] Tamże, str. 99.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1496
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: