Dodany: 10.08.2020 07:28|Autor: Meszuge

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec
Melquiades (pseud.)

3 osoby polecają ten tekst.

Człowieku, o co Tobie chodzi?


Melquiades to hiszpańskie imię, a dokładnie to hiszpańska forma greckiego imienia Melchiades, ewentualnie, jak u pewnego papieża, Miltiades. Mnie się jednak kojarzy przede wszystkim z filmem „Trzy pogrzeby Melquiadesa Estrady”. Ten Melquiades to oczywiście Polak. Pojawia się w książce Cygan Melquiades, człowiek całkowicie pokryty rybią łuską, ale związków z autorem nie odkryłem.

Zaciekawił mnie tytuł. Domyślałem się, że nie jest to opracowanie historyczne, bo nie znalazłoby się w nim określenie „stary poczciwy”. Więc z ciekawością sięgnąłem po tę książkę, kiedy tylko trafiła się ku temu okazja.

Na początek trzy cytaty:
„Ale nie bądźmy znów tacy sentymentalni, skoro ona niebyła i raptem otrzeźwiała…”[1].
„O równej siedemnastej znalazł ich sąsiad wracający z pracy, dwie godziny później trafili do mnie stół, a niecałą dobę po wszystkim byli już zaplombowani na amen”[2].
„I więcej w swoim życiu nie przestąpiłem tej knajpy, co samą swoją nazwą może…” [3].

W tym momencie, w czym chyba zapewne nic dziwnego, zacząłem gorączkowo szukać stopki i informacji o korektorze tego dzieła, żeby dodać go na swoją prywatną czarną listę. Stopkę znalazłem, ale korektora jakoś nie. Więc czytałem dalej, choć z trudem.

Rzecz dzieje się w wiktoriańskiej Anglii, choć dokładny czas nie jest znany, a jak wiadomo z historii, królowa Wiktoria władała bardzo długo. Narratorem w tym zbiorze opowiadań jest pracownik trupiarni, czyli domu pogrzebowego. A książka jest groteskowym połączeniem fantastyki z niby to angielskim kryminałem. Przynajmniej tak wyobraża sobie brytyjskość sam autor, który, zdaje się, nawet nie wie, że w Wielkiej Brytanii nie ma godziny siedemnastej. Przykład, choć nie sztandarowy, niedocenianego dotąd w Polsce sub-gatunku, a może tylko udziwnionej maniery, zwanej new weird. Co ciekawe, wielu krytyków neguje istnienie takiego nurtu, a co jeszcze ciekawsze, negują swój udział w tym procederze niektórzy autorzy, których próbuje się w ten sposób kwalifikować i szufladkować.

Jak wspomniałem, „Stary poczciwy Hindenburg…” jest zbiorem opowiadań. Narrator słucha opowieści umarłych, wyrażanych… uszami, które, nie wiedzieć czemu, nazywa pierogami. Okazuje się, że każdy trup ma do przekazania jakąś niesamowitą historię, coś, czego po żyjącym człowieku nikt by się nie spodziewał, nie domyślał. Tytuł książki to właśnie słowa jednego z umarłych. Opowieści te kończą się często w momencie najmniej stosownym, na przykład:
„Chwilę później było już tylko słychać świst wiatru i mężczyznę ciągnącego za sobą…”[4].
„Reszta była równie interesująca, dlatego proszę o szczególną uwagę…”[5].
„Reszta tej bajki zaczynała się od słów…”[6].

Coś takiego bardzo szybko rodzi zniechęcenie, bo nawet, jeśli historia jest ciekawa albo zabawna, albo jedno i drugie, co zdarza się rzadko, ale jednak czasem zdarza, to i tak z góry wiadomo, że nie ma co liczyć na jej zakończenie; jakiekolwiek sensowne zakończenie, dodam.

Irytację rodzą niezliczone błędy różnego typu (patrz cytat 1, 2, 3, 7). Ale w tym momencie konieczne jest pytanie: czy wpadło mi do głowy, że autor tak specjalnie, że celowo, że próbuje w ten sposób naśladować styl prostego pracownika domu pogrzebowego z epoki wiktoriańskiej? Owszem, zastanawiałem się nad tym, ale jeśli nawet tak było, to autorowi bardzo słabo to wyszło. A właściwie w ogóle nie wyszło. Poza tym, gdyby to był zabieg celowy, błędy by się powtarzały, a tak nie jest. Udawanie głupka i prymitywa wcale nie jest takie łatwe, trzeba sporego talentu, by na taki efekt się porwać. Cudowny język wiochmeński stworzył Redliński w „Konopielce”, a nawet Reymont w „Chłopach”, ale to Pisarze.

Jakiś czas bawiło mnie poprawianie tekstu, na przykład, gdy mowa była o kotnych królikach…: „Przygotowują wówczas posłanie z własnego futerka, przeżuwają bardzo dużo jabłek i nierzadko stronią od agresji, więc lepiej nie brać je na ręce”[7]. I tak zastanawiałem się, że ja zapewne napisałbym: "Przygotowują wówczas posłanie z własnego futerka, przeżuwają bardzo dużo jabłek i nierzadko nie stronią od agresji, więc lepiej nie brać ich na ręce". Jednak szybko mi się to znudziło.

Pytania i prywatne, subiektywne odpowiedzi:
a) czy z książki można się czegoś dowiedzieć, coś poznać, zrozumieć? – nie.
b) czy fabuła jest pasjonująca? – nie, w zasadzie fabuły nie ma, a te opowiastki można czytać w dowolnej kolejności.
c) czy jest to świetna zabawa? – nie, ponad połowa książki jest groteskowo-cudaczna, co skutkuje jedynie wzruszeniem ramion, ewentualnie pytaniem: no i co w związku z tym? Przykład. Umiera stary ślimak, ostatni ze swojego gatunku, który był bogiem dla ludzi. Ktoś go sklonował i tych ślimaczych bóstw jest znowu mnóstwo. I co w związku z tym? Rząd słomianych wisielców… Wysypisko śmieci na jednym z księżyców Jowisza… itp.

Przyznaję, że mam spory kłopot z oceną „Starego poczciwego Hindenburga”. Dobrze zdaję sobie sprawę, że dla jednego czytelnika może być to kompletny knot i przykład grafomaństwa, ale dla drugiego ambitny, choć – moim skromnym zdaniem – zupełnie nieudany, eksperyment formalny, literacki, językowy. I może jeszcze jakiś. Jest też trzecia opcja – jestem za głupi, żeby rozpoznać wiekopomne dzieło, więc przed autorem droga do chwały pozostaje otwarta.

1. Melquiades, „Stary poczciwy Hindenburg dobrze wiedział, co dobre dla Niemiec”, wyd. Manufaktura Słów, 2020, s.38.
2. Tamże, s. 14.
3. Tamże, s. 24.
4. Tamże, s. 35.
5. Tamże, s. 164.
6. Tamże, s. 232.
7. Tamże, s. 51-52.

Recenzję umieszczam także w innych miejscach.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1624
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 8
Użytkownik: Klosterkeller 10.08.2020 20:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Melquiades to hiszpańskie... | Meszuge
Bardzo dobra recenzja. Niestety dotarła do mnie za późno i przeczytałam sporą część tej książki, męcząc się z tymi bzdu... niesamowicie. Moim zdaniem jest gorsza niż to przedstawiasz, twoja opinia jest zbyt łagodna.
Kim jest autor, też już niestety dało się poznać - pełen jadu, złośliwości, inwektyw, osobistych plugawych napaści komentarz w Na Kanapie, może być tylko jego. Swoją drogą bo ję się teraz coś tam napisać, bo może i atak na mnie będzie tolerowany. :-(
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.08.2020 21:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo dobra recenzja. Ni... | Klosterkeller
Raczej nie zaglądam do tamtego serwisu, ale z ciekawości przeczytałam ten komentarz i normalnie umarłam (dobrze, że nie trafiłam "do niego stół zaplombowana na amen!").
Omatkojodyno... nie wytrzymam i zacytuję gwoli uciesze albo i zgorszeniu maluczkich:
"Szkoda, że nie był Pan kolektorem tej książki, gdyby wszyscy tak przykładali wagę do jednego brakujące słowa, nie, albo ich zamiast je" (chodzi o zdanie z królikami).
No jak można się czepiać jakiegoś "ich zamiast je"? Zaprawdę, szkoda, że wszyscy nie jesteśmy kolektorami!
Użytkownik: jolekp 10.08.2020 21:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Raczej nie zaglądam do ta... | dot59Opiekun BiblioNETki
Manufaktura Słów to firma self-publishingowa i to chyba ostatecznie wyjaśnia kwestię domniemanego "kolektora". Po prostu nie było żadnego.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 11.08.2020 06:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Manufaktura Słów to firma... | jolekp
Tak się domyśliłam :-). Aż się zastanawiam, czy sobie od kogoś tego dzieła nie pożyczyć, ale jeśli nie jest tak śmieszne, jak sławetna "Droga ślepców", a podobnie najeżone błędami, to może szkoda czasu...
Użytkownik: Meszuge 11.08.2020 07:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak się domyśliłam :-). A... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nie znam "Drogi ślepców", ale... wiesz, dot, zabawność lub jej brak, to także kwestia poczucia humoru odbiorcy. Mnie bawiło bardzo, bardzo niewiele, jednak spróbuj - jeśli książkę da się pożyczyć. Bo z przypadku zakupu, to chyba zbyt wielkie ryzyko.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 11.08.2020 12:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie znam "Drogi ślepców",... | Meszuge
No, kupić to na pewno nie kupię... ja już teraz kupuję głównie książki, które z jakiegoś powodu chcę mieć na stałe, a takie "tylko do przeczytania" biorę z biblioteki.
Użytkownik: Meszuge 11.08.2020 07:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Manufaktura Słów to firma... | jolekp
Nie wiedziałem, że to self-publishing, to wiele wyjaśnia. Choć trafiają się w taki sposób wydane perełki, to jednak większość, to grafomania.
Użytkownik: Meszuge 11.08.2020 07:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Raczej nie zaglądam do ta... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nie mam wątpliwości, że autorem tamtego komentarza jest sam autor książki. Tylko jedna osoba może do końca nie widzieć i nie rozumieć swoich błędów.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: