Dzienniki 1914-1965 w 13 tomach (
Dąbrowska Maria), tom XIII, 1962-1965
Ostatnie trzy i pół roku życia autorki „Nocy i dni” to głównie bezsenne noce i dnie wypełnione smutkiem, goryczą, walką z coraz bardziej uciążliwymi chorobami.
Coraz rzadziej zdarza jej się zanotować jakąś zabawną scenkę, jak ta: „przejechało na rowerach dwóch młokosów – Jeden zawołał ujrzawszy moje spodnie: »Zwarjowała baba na stare lata!« – Nic się tym nie przejęłam. (…) Na Zachodzie widzi się stare, siwe kobiety w spodniach, blezerach i to na ulicach wielkich miast – Po chwili od strony kościoła nadeszła Anna – »Przed chwilą – rzekła – widziałam następującą scenę – Jechało na rowerach dwu 18-latków – Jeden powiedział: «Wiesz, kim była ta pani, co usiadła na ławce przed kościołem? Marja Dąbrowska«. Drugi: »O cholera i czemużeś mi tego wcześniej nie powiedział«” [XIII, 245].
Nie podoba się jej już prawie nic. Prawda, że realia bytowe i społeczne powojennej Polski są, jakie są, i trudno się dziwić, że komentuje je krytycznie. Na przykład wciąż niewystarczający dostęp do świadczeń medycznych: „jedna z pracowniczek apteki, która mnie zna (po naradzie z innymi) zreflektowała się i powiedziała, że znalazło się jeszcze »ostatnie« 60 pastylek i sprzedali mi to – Tymczasem ktoś z uprzywilejowanych, komu wolno to sprzedawać, wziął to dla siebie i podarował mi – To się także nazywa socjalizm (…) [Słonimskiego] skreślono z Lecznicy Ministerstwa Zdrowia (…) I jak nazwać takie postępowanie – Skreślenie starego człowieka, o którym wiadomo, że niewiele zarabia, z prawa do leczenia się – To trochę to samo, co skreślenie mnie (i zapewne wielu innych pisarzy) z prawa otrzymywania najlepszych lekarstw nasercowych”[XIII, 168]. A także podejście władz do ludzi, którzy tych świadczeń mają udzielać (syn znajomych lekarzy kończy medycynę i „po 10 lat studjów i praktyki dostanie posadę za 1200 zł – bez możliwości wyboru miejsca pracy – w razie niezgody – opłaca 50 tysięcy zł jako zwrot za koszta nauki”[XIII, 197]).
Trwoży ją kwestia edukacji młodego pokolenia: „jak młodzież, której daje się takie tematy [maturalne], może kształcić w sobie smak artystyczny, jak ma w ogóle i skąd wiedzieć, co to jest w ogóle literatura? Odpowiedzi mogą być tylko sztampą i drętwą mową. Tematy z literatury polskiej powinny dotyczyć stylu, języka, w ogóle środków wyrazu, psychologii postaci, porównania z odpowiednią literaturą innych krajów i tp. A przecież nikt nie zaryzykuje wprowadzając do tych martwych i chybionych ‘tematów’ – choć ubocznie, co młodzież naprawdę myśli o literaturze - Cała ta wypaczona nauka literatury psu na budę się nie zda i piątki będą stawiane za najbardziej makabryczne odpowiedzi”[XIII, 202]; „straszliwie postne i oschłe wydało mi się wychowanie dzieci bez śladu znajomości największych, powiedzmy, Legend Świata, całkiem bez pierwiastka religijnego. – Jak to niezmiernie zuboży, choćby ich język – Język wszystkich narodów jest, i długo jeszcze będzie przerośnięty cytatami z Biblji – Przytem dzieci wychowane w tradycji religijnej – zawsze w końcu dochodzą same w miarę kształcenia się do krytycyzmu – Ale pozostaje w nich przynajmniej pewien osad treści kulturalnych i ważnych dla kultury – Fanatycy mogą tylko pochodzić z ciemnych wogóle sfer albo właśnie z ludzi później »nawróconych« – Ale jednak na siłę wychowuje się na ogromnym obszarze świata pokolenie »bezbożnicze« – Dla tych pokoleń najprostszy nawet język mojego pokolenia będzie już całkiem niezrozumiały”[XIII, 180].
Martwi „szaleństwo uprzemysławiania. Rzeki całego świata są już zatrute, powietrze całego świata jest już zatrute. Środki owadobójcze wyniszczą wkrótce kwiaty i owoce. Znikną lasy wyparte przez zakłady fabryczne i przez poszukiwaczy kopalń. Wymrą ptaki – gdy powietrzem i kosmosem zawładną latające maszyny. I tak ludzkość z bombą czy bez bomby atomowej zgotuje pomału koniec życia na ziemi, walcząc jednocześnie o przedłużenie tego życia i o zniknięcie epidemii”[XIII, 268].
Złoszczą stosunki w świecie literackim („Paksiści – cokolwiek można na ich dobro albo obronę powiedzieć – na pewno nie są szczerymi zwolennikami ustroju. Polityka prokomunistyczna to dla nich moment przygotowujący »w razie czego« do objęcia władzy – W gruncie rzeczy są antysemitami, rasistami i kryptooenerowcami” [XIII, 252]) i jawne dyskryminowanie inaczej myślących pisarzy przez władze („zamiast premji po 52 latach pracy zostałam ukarana zrównaniem mnie z innymi – U nas karze się w ogóle za powodzenie, a w tym wypadku zostałam ukarana za podpisanie listu 34-ch i za przemówienie w Związku 12 czerwca – Wyznaję, że to bardzo ochłodziło moje uczucia dla Polski Ludowej, która goryczą degradacji zaprawia ostatnie lata mego życia”[XIII, 232]). Tych uczuć nie podgrzała nawet wiadomość, że jako pierwszą z żyjących twórców uczczono ją przygotowaniem szkicu biograficznego: „wymyślili bibljotekę dla nauczycieli – serję książek o pisarzach, których utwory wchodzą do lektur szkolnych (…) – Jak dotychczas obrabiali w ten sposób zmarłych (…) – Raptem wpadli na świetny pomysł zoperować i mnie, zbyt niecierpliwi, aby doczekać się mojej śmierci, przynajmniej wtedy obojętna byłabym na to, co ze mną wyrabiają (…). Wszystkie teksty moje – wyłącznie publicystyczne – nic nie warte – pod żadnym bym się dziś nie podpisała, najwyżej pod niektórymi zdaniami – Teksty o mnie też już zwietrzały – a 80-stronicowy wstęp samego Libery to złe wypracowanie słabego ucznia XI klasy – Podstawowy błąd – większość tekstu składa się z kilometrowych cytat i streszczeń – Cytaty przeważnie wyjęte z tekstów moich lub o mnie, a więc powtarzają się dwa razy w tej samej książce – Streszczenia dotyczą przeważnie utworów lektury szkolnej – dostatecznie chyba znanych nauczycielom”[XIII, 69].
Nie cieszy jej współczesna literatura: „nie uwielbiam twórczości Hemingwaya i zawsze mnie dziwiły nieprzytomne zachwyty nad nim, a zwłaszcza nad jego książką „Komu bije dzwon”, przez którą osobiście nie byłam w stanie przebrnąć nie z powodu zbyt gęstej materii, ale że tej materii tak mało”[XIII, 13]; „tzw. literatura demaskatorska ma istotnie wpływ rozkładowy na psychikę nawet tak wytrawnego »speca« jak ja – Życie traci wartość gdy czytać na każdej stronie po kilkanaście razy – gówno, dupa, pieprzyć, włazić – i inne równie śmierdzące synonimy na spółkowanie”[XIII, 74] (tu, szczerze mówiąc, podzielam jej zdanie…). Ani muzyka: prezentowane przez Lucjana Kydryńskiego ulubione przeboje młodego pokolenia są w jej oczach „pełne tonów śmierdzących pierdzących jakby ziewających albo krztuszących się (…) – Jodłowanie i przeciągły krzyk, czasem rzężenie wręcz – to teraz główne tricki doprowadzające widownię do szału”[XIII, 158-159] – chociaż dla jednego artysty robi wyjątek: „tylko Paul Anka ma w tym lekkość i natchnienie – u niego to jakoś zyskuje rangę sztuki”[XIII, 159]. O filmie już wiele razy pisała, że jej nie zadowala, a teraz i w teatrze – w którym zresztą rzadko bywa, bo prawie już dorosła córka przyjaciółki „wszystkie moje zaproszenia na premjery teatralne czy filmowe uważa za zaproszenia do wykorzystania dla siebie – Anna oczywiście aprobuje tę postawę – tak że nigdy już nie będę mogła iść na żadną premjerę z Anną” [XIII, 39] – nie znajduje zbyt wielu powodów do zachwytu, uważając, że właściwie jedynie „Łomnicki i Siemion są gwiazdami pierwszej wielkości” [XIII, 79].
Nie znajduje też zbyt wielu dobrych słów dla otaczających ją ludzi. Tylko o nielicznych – zwłaszcza, jeśli ich nie znała osobiście – potrafi mówić z podziwem („trzech zdarzyło się w naszej epoce wielkich ludzi niosących światu nadzieję – wszyscy odeszli – Jan XXIII za późno wybrany – Jan Kennedy – zabity w sile męskiej młodości, Nehru – przedwcześnie zmarł. Być może świat ten śmierdzący kłamstwem i zepsuciem nie był ich wart” [XIII, 207]). Zaś patrzenie na rówieśników (a może jeszcze bardziej na rówieśniczki) jedynie przypomina jej o nieubłaganym upływie czasu: „starzy ludzie nie powinni występować publicznie – To co się daje jeszcze jakoś zamaskować kameralnie – na sali wychodzi ohydnie – więc starość, zmiętość sylwetki, wysilony – nędzny – jak przy mutacji – na przemian piejący i schrypnięty głos – Ten jakiś przypłaszczony kapelusik, to byle jakie starcze ubranie”[XIII, 78]. Co nie znaczy, że bardziej ceni młodszych, a przy tym potrafi zmieniać zdanie o 180 stopni: spotkanie z dawną gosposią, wcześniej określaną mianem „prymitywnej ordynarnej baby”[XII, 11], kwituje zdaniem „było bardzo przyjemnie ją zobaczyć – Ja ją lubiłam”[XIII,41], a egzotyczna żona bratanka, najpierw doceniona: „coraz bardziej zauważam subtelność jej inteligencji – i jej dużą kulturę osobistą”[XIII, 26], „Jayanti coraz bardziej mi się podoba” [XIII,28], raptem staje się „tą okropną Hinduską”[78], by potem znów wrócić do łask: „coraz więcej lubię Jayanti – ta para czyni moje znędzniałe życie miłym, tacy mi są życzliwi, tacy mną zainteresowani, tak mi z nimi swobodnie i dobrze jak z nikim”[276].
Jak z nikim – bo relacja z Anną (nie mówiąc o jej córce, której – co od dawna wiemy – nie lubi i nie polubi) wciąż pozostaje mocna i wciąż chwiejna – od współczucia (czasem podszytego lekką samokrytyką: „żal mi, strasznie żal mi Anny – tak szalenie pracuje biedna, i tak wciąż mało zarabia – Żal mi wszystkiego i przykro mi, że wskutek nabytej z latami zrzędności myślenia – krytycznie o niej czasem myślę”[XII, 81]) poprzez próby zrozumienia i realnej oceny sytuacji, które jednak i tak przechodzą w krytykę („czasem przypuszczam, że te codzienne wizyty w Lecznicy też ją doprowadzają do szału – Myślę, że gnębi ją również jej kompletna zależność finansowa odemnie – zwłaszcza teraz kiedy istnieje realna możliwość mojego na zawsze odejścia. Rozumiem to, ale jeśli ją to męczy, dlaczego przez 20 lat nie potrafiła uniezależnić się materialnie – (…) Prędzej umarłabym, niż dałabym się komuś przez 20 lat utrzymywać – Choć sama robię to bez przykrości (…) – chętnie przelałabym na jej konto i książeczkę wszystko co jest na moich – Ale niestety – niema takiej sumy, której Andzia nie wydałaby w ciągu najdalej miesiąca”[262-263]; „Annie zawdzięczam wielkie zagęszczenie moich koszmarów myślowych i moich lektur – a także wielkie zeskromnienie, obniżenie pojęcia o własnej wartości do poziomu uminderwertiges kompleksu jednak – Ale wewnętrznie – jej usposobienie i postawa bardziej przyczyniły się do mojej frustracji wewnętrznej niż wszystkie okropności historii”[XII, 263]) aż po gorzkie zarzuty („To nie są rozmowy bliskich ludzi, co swobodnie bez skrępowania mówią sobie wszystko – to oschłe informowanie osoby, którą z obowiązku powiadamia się o minimum tego, co się uważa za stosowne by wiedziała – (…) Anna od czasu do czasu zdobywa się na udawaną czułość, żeby nie mieć sobie nic do wyrzucenia”[XIII, 38]) i żal do samej siebie („Moją wielką winą jest, że nie zerwałam wszelkich stosunków w 45 roku – Tym samym zmarnowałam nie tylko moje – ale i Anny życie, która beze mnie dałaby sobie świetnie radę i znalazłaby odpowiadające jej gustom formy życia – Uwierzyłam w jej »absolutną miłość« – wciąż drżałam, żeby nie popełniła samobójstwa, o czym stale napomykała – A to było takie samo czcze gadanie, jak rzekome manie samobójcze Tuli”[XIII, 29].
W stosunku do siebie też jest zresztą krytyczna: „wogóle zwątpiłam w wartość myślenia i pisania – to znaczy poprostu moje zniedołężnienie duchowe – Może rację mają te różne petentki, które lżą mnie w listach za brak odpowiedzi lub nie przeczytanie ich rękopisów – dowodząc mi, że moje pisanie nic nie warte i powinnam obrócić mój czas na protegowanie ich utworów” [XIII, 55]; „o moim rozkładzie wewnętrznym świadczy, że dziennik tak całkiem zmienia charakter – zaczynam się przed samą sobą wywnętrzać, czym tak pogardzam – Ale to wzięte stąd, że tak bardzo zobojętniały mi zbrzydły całkiem wszystkie sprawy publiczne i ogólne” [XIII, 74]; „sama oczywiście straciłam w tym resztki śladów dobrego humoru i jakiejkolwiek sympatyczności”[XIII,78].
I tylko rzadko prócz tego wszystkiego pojawia się jakiś cień zadowolenia: „mnie już tak mało potrzeba, że trochę słońca i ciepła – a jeszcze jeżeli nic nie boli i serce się uspakaja, to mnie to już niemal uszczęśliwia – To znaczy – już wtedy mogę nie dręczyć się i nie myśleć, że ostatnie lata życia tak mi się nie udały”[XIII, 41]. I może żal, że wcześniej nie umiała się zadowalać czymś mniejszym: „gdybym była zdrowa kochałabym i ten świat co jest, jakikolwiek jest”[XIII, 268]. Ale nie jest zdrowa, lecz coraz bardziej chora, ostatnie miesiące życia spędza z krótkimi przerwami w szpitalu, nękana częstymi atakami dusznicy bolesnej. Wtedy stwierdza: „myśli coraz mniej, fakty coraz uboższe, jak to niemożebne uwierzyć, że wiecznie młoda Maryjka zmienia się w staruszkę grającą w ciuciubabkę ze śmiercią”[XIII, 281].
Jeszcze ogląda w telewizji (tak kiedyś niechcianej…) i barwnie opisuje relację z pogrzebu Churchilla. Jeszcze zdąża zauważyć, że „Osiecka to fajna dziewczyna. Skądkolwiek ją wygonią, znajdzie sposób, żeby swoje powiedzieć”[XIII, 287] (nie, nie poznały się osobiście – to refleksja związana z tekstem zasłyszanej piosenki, którą cenzura nieco przycięła).
Jeszcze próbuje walczyć: „wyrywam się ze szpitala, gonię uciekającą smugę życia – smugę światła”[XIII, 297].
Półtora tygodnia przed śmiercią notuje wielce symboliczny „sen o obfitości, a obfitością tą był wskrzeszony Russów. Russów tamtych czasów – jakby przez fantastę powtórnie wymalowany. (…) ktoś był ze mną, arcybliski – wszechobecny, a nieodczuwalny jak powietrze. I wszystkie drzewa dzieciństwa stanęły na swoim miejscu – wszystkie jaskółki a nadto wielka obfitość gęsi, bydła, owiec, świniaków różowych czochrających się, czystych i pachnących nie chlewikiem ale smażonym boczkiem - wogóle pachniały wszystkie cudowne potrawy, za którymi tak tęsknię krztusząc się tą mdłą strawą szpitalną. (…)
Mdły – czy może być bardziej pejoratywne słowo – Otóż w naszym życiu tak z pozoru bujnym jest za dużo pierwiastka mdłego – Podobnie zresztą jak w dzienniku”[XIII, 298-299].
W dzienniku już nie będzie nic więcej. Jedno nie ulega wątpliwości: „pierwiastka mdłego” nie ma w nim prawie wcale. Czasem męczy, czasem irytuje, czasem zachwyca, czasem porusza – ale jakże to dalekie od bycia mdłym!
Bo też „tak dalece inni jesteśmy w oczach innych i we własnym widzeniu – W jakim prawdziwi? Być może na granicy tych dwu widzeń rozgrywa się nasza prawdziwość”[XIII, 218]…
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.