Dodany: 31.07.2020 09:53|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

1 osoba poleca ten tekst.

Dąbrowska w pełnym wymiarze - część 10


Dzienniki 1914-1965 w 13 tomach (Dąbrowska Maria), tom XIII, 1962-1965

Ostatnie trzy i pół roku życia autorki „Nocy i dni” to głównie bezsenne noce i dnie wypełnione smutkiem, goryczą, walką z coraz bardziej uciążliwymi chorobami.

Coraz rzadziej zdarza jej się zanotować jakąś zabawną scenkę, jak ta: „przejechało na rowerach dwóch młokosów – Jeden zawołał ujrzawszy moje spodnie: »Zwarjowała baba na stare lata!« – Nic się tym nie przejęłam. (…) Na Zachodzie widzi się stare, siwe kobiety w spodniach, blezerach i to na ulicach wielkich miast – Po chwili od strony kościoła nadeszła Anna – »Przed chwilą – rzekła – widziałam następującą scenę – Jechało na rowerach dwu 18-latków – Jeden powiedział: «Wiesz, kim była ta pani, co usiadła na ławce przed kościołem? Marja Dąbrowska«. Drugi: »O cholera i czemużeś mi tego wcześniej nie powiedział«” [XIII, 245].

Nie podoba się jej już prawie nic. Prawda, że realia bytowe i społeczne powojennej Polski są, jakie są, i trudno się dziwić, że komentuje je krytycznie. Na przykład wciąż niewystarczający dostęp do świadczeń medycznych: „jedna z pracowniczek apteki, która mnie zna (po naradzie z innymi) zreflektowała się i powiedziała, że znalazło się jeszcze »ostatnie« 60 pastylek i sprzedali mi to – Tymczasem ktoś z uprzywilejowanych, komu wolno to sprzedawać, wziął to dla siebie i podarował mi – To się także nazywa socjalizm (…) [Słonimskiego] skreślono z Lecznicy Ministerstwa Zdrowia (…) I jak nazwać takie postępowanie – Skreślenie starego człowieka, o którym wiadomo, że niewiele zarabia, z prawa do leczenia się – To trochę to samo, co skreślenie mnie (i zapewne wielu innych pisarzy) z prawa otrzymywania najlepszych lekarstw nasercowych”[XIII, 168]. A także podejście władz do ludzi, którzy tych świadczeń mają udzielać (syn znajomych lekarzy kończy medycynę i „po 10 lat studjów i praktyki dostanie posadę za 1200 zł – bez możliwości wyboru miejsca pracy – w razie niezgody – opłaca 50 tysięcy zł jako zwrot za koszta nauki”[XIII, 197]).

Trwoży ją kwestia edukacji młodego pokolenia: „jak młodzież, której daje się takie tematy [maturalne], może kształcić w sobie smak artystyczny, jak ma w ogóle i skąd wiedzieć, co to jest w ogóle literatura? Odpowiedzi mogą być tylko sztampą i drętwą mową. Tematy z literatury polskiej powinny dotyczyć stylu, języka, w ogóle środków wyrazu, psychologii postaci, porównania z odpowiednią literaturą innych krajów i tp. A przecież nikt nie zaryzykuje wprowadzając do tych martwych i chybionych ‘tematów’ – choć ubocznie, co młodzież naprawdę myśli o literaturze - Cała ta wypaczona nauka literatury psu na budę się nie zda i piątki będą stawiane za najbardziej makabryczne odpowiedzi”[XIII, 202]; „straszliwie postne i oschłe wydało mi się wychowanie dzieci bez śladu znajomości największych, powiedzmy, Legend Świata, całkiem bez pierwiastka religijnego. – Jak to niezmiernie zuboży, choćby ich język – Język wszystkich narodów jest, i długo jeszcze będzie przerośnięty cytatami z Biblji – Przytem dzieci wychowane w tradycji religijnej – zawsze w końcu dochodzą same w miarę kształcenia się do krytycyzmu – Ale pozostaje w nich przynajmniej pewien osad treści kulturalnych i ważnych dla kultury – Fanatycy mogą tylko pochodzić z ciemnych wogóle sfer albo właśnie z ludzi później »nawróconych« – Ale jednak na siłę wychowuje się na ogromnym obszarze świata pokolenie »bezbożnicze« – Dla tych pokoleń najprostszy nawet język mojego pokolenia będzie już całkiem niezrozumiały”[XIII, 180].

Martwi „szaleństwo uprzemysławiania. Rzeki całego świata są już zatrute, powietrze całego świata jest już zatrute. Środki owadobójcze wyniszczą wkrótce kwiaty i owoce. Znikną lasy wyparte przez zakłady fabryczne i przez poszukiwaczy kopalń. Wymrą ptaki – gdy powietrzem i kosmosem zawładną latające maszyny. I tak ludzkość z bombą czy bez bomby atomowej zgotuje pomału koniec życia na ziemi, walcząc jednocześnie o przedłużenie tego życia i o zniknięcie epidemii”[XIII, 268].

Złoszczą stosunki w świecie literackim („Paksiści – cokolwiek można na ich dobro albo obronę powiedzieć – na pewno nie są szczerymi zwolennikami ustroju. Polityka prokomunistyczna to dla nich moment przygotowujący »w razie czego« do objęcia władzy – W gruncie rzeczy są antysemitami, rasistami i kryptooenerowcami” [XIII, 252]) i jawne dyskryminowanie inaczej myślących pisarzy przez władze („zamiast premji po 52 latach pracy zostałam ukarana zrównaniem mnie z innymi – U nas karze się w ogóle za powodzenie, a w tym wypadku zostałam ukarana za podpisanie listu 34-ch i za przemówienie w Związku 12 czerwca – Wyznaję, że to bardzo ochłodziło moje uczucia dla Polski Ludowej, która goryczą degradacji zaprawia ostatnie lata mego życia”[XIII, 232]). Tych uczuć nie podgrzała nawet wiadomość, że jako pierwszą z żyjących twórców uczczono ją przygotowaniem szkicu biograficznego: „wymyślili bibljotekę dla nauczycieli – serję książek o pisarzach, których utwory wchodzą do lektur szkolnych (…) – Jak dotychczas obrabiali w ten sposób zmarłych (…) – Raptem wpadli na świetny pomysł zoperować i mnie, zbyt niecierpliwi, aby doczekać się mojej śmierci, przynajmniej wtedy obojętna byłabym na to, co ze mną wyrabiają (…). Wszystkie teksty moje – wyłącznie publicystyczne – nic nie warte – pod żadnym bym się dziś nie podpisała, najwyżej pod niektórymi zdaniami – Teksty o mnie też już zwietrzały – a 80-stronicowy wstęp samego Libery to złe wypracowanie słabego ucznia XI klasy – Podstawowy błąd – większość tekstu składa się z kilometrowych cytat i streszczeń – Cytaty przeważnie wyjęte z tekstów moich lub o mnie, a więc powtarzają się dwa razy w tej samej książce – Streszczenia dotyczą przeważnie utworów lektury szkolnej – dostatecznie chyba znanych nauczycielom”[XIII, 69].

Nie cieszy jej współczesna literatura: „nie uwielbiam twórczości Hemingwaya i zawsze mnie dziwiły nieprzytomne zachwyty nad nim, a zwłaszcza nad jego książką „Komu bije dzwon”, przez którą osobiście nie byłam w stanie przebrnąć nie z powodu zbyt gęstej materii, ale że tej materii tak mało”[XIII, 13]; „tzw. literatura demaskatorska ma istotnie wpływ rozkładowy na psychikę nawet tak wytrawnego »speca« jak ja – Życie traci wartość gdy czytać na każdej stronie po kilkanaście razy – gówno, dupa, pieprzyć, włazić – i inne równie śmierdzące synonimy na spółkowanie”[XIII, 74] (tu, szczerze mówiąc, podzielam jej zdanie…). Ani muzyka: prezentowane przez Lucjana Kydryńskiego ulubione przeboje młodego pokolenia są w jej oczach „pełne tonów śmierdzących pierdzących jakby ziewających albo krztuszących się (…) – Jodłowanie i przeciągły krzyk, czasem rzężenie wręcz – to teraz główne tricki doprowadzające widownię do szału”[XIII, 158-159] – chociaż dla jednego artysty robi wyjątek: „tylko Paul Anka ma w tym lekkość i natchnienie – u niego to jakoś zyskuje rangę sztuki”[XIII, 159]. O filmie już wiele razy pisała, że jej nie zadowala, a teraz i w teatrze – w którym zresztą rzadko bywa, bo prawie już dorosła córka przyjaciółki „wszystkie moje zaproszenia na premjery teatralne czy filmowe uważa za zaproszenia do wykorzystania dla siebie – Anna oczywiście aprobuje tę postawę – tak że nigdy już nie będę mogła iść na żadną premjerę z Anną” [XIII, 39] – nie znajduje zbyt wielu powodów do zachwytu, uważając, że właściwie jedynie „Łomnicki i Siemion są gwiazdami pierwszej wielkości” [XIII, 79].

Nie znajduje też zbyt wielu dobrych słów dla otaczających ją ludzi. Tylko o nielicznych – zwłaszcza, jeśli ich nie znała osobiście – potrafi mówić z podziwem („trzech zdarzyło się w naszej epoce wielkich ludzi niosących światu nadzieję – wszyscy odeszli – Jan XXIII za późno wybrany – Jan Kennedy – zabity w sile męskiej młodości, Nehru – przedwcześnie zmarł. Być może świat ten śmierdzący kłamstwem i zepsuciem nie był ich wart” [XIII, 207]). Zaś patrzenie na rówieśników (a może jeszcze bardziej na rówieśniczki) jedynie przypomina jej o nieubłaganym upływie czasu: „starzy ludzie nie powinni występować publicznie – To co się daje jeszcze jakoś zamaskować kameralnie – na sali wychodzi ohydnie – więc starość, zmiętość sylwetki, wysilony – nędzny – jak przy mutacji – na przemian piejący i schrypnięty głos – Ten jakiś przypłaszczony kapelusik, to byle jakie starcze ubranie”[XIII, 78]. Co nie znaczy, że bardziej ceni młodszych, a przy tym potrafi zmieniać zdanie o 180 stopni: spotkanie z dawną gosposią, wcześniej określaną mianem „prymitywnej ordynarnej baby”[XII, 11], kwituje zdaniem „było bardzo przyjemnie ją zobaczyć – Ja ją lubiłam”[XIII,41], a egzotyczna żona bratanka, najpierw doceniona: „coraz bardziej zauważam subtelność jej inteligencji – i jej dużą kulturę osobistą”[XIII, 26], „Jayanti coraz bardziej mi się podoba” [XIII,28], raptem staje się „tą okropną Hinduską”[78], by potem znów wrócić do łask: „coraz więcej lubię Jayanti – ta para czyni moje znędzniałe życie miłym, tacy mi są życzliwi, tacy mną zainteresowani, tak mi z nimi swobodnie i dobrze jak z nikim”[276].

Jak z nikim – bo relacja z Anną (nie mówiąc o jej córce, której – co od dawna wiemy – nie lubi i nie polubi) wciąż pozostaje mocna i wciąż chwiejna – od współczucia (czasem podszytego lekką samokrytyką: „żal mi, strasznie żal mi Anny – tak szalenie pracuje biedna, i tak wciąż mało zarabia – Żal mi wszystkiego i przykro mi, że wskutek nabytej z latami zrzędności myślenia – krytycznie o niej czasem myślę”[XII, 81]) poprzez próby zrozumienia i realnej oceny sytuacji, które jednak i tak przechodzą w krytykę („czasem przypuszczam, że te codzienne wizyty w Lecznicy też ją doprowadzają do szału – Myślę, że gnębi ją również jej kompletna zależność finansowa odemnie – zwłaszcza teraz kiedy istnieje realna możliwość mojego na zawsze odejścia. Rozumiem to, ale jeśli ją to męczy, dlaczego przez 20 lat nie potrafiła uniezależnić się materialnie – (…) Prędzej umarłabym, niż dałabym się komuś przez 20 lat utrzymywać – Choć sama robię to bez przykrości (…) – chętnie przelałabym na jej konto i książeczkę wszystko co jest na moich – Ale niestety – niema takiej sumy, której Andzia nie wydałaby w ciągu najdalej miesiąca”[262-263]; „Annie zawdzięczam wielkie zagęszczenie moich koszmarów myślowych i moich lektur – a także wielkie zeskromnienie, obniżenie pojęcia o własnej wartości do poziomu uminderwertiges kompleksu jednak – Ale wewnętrznie – jej usposobienie i postawa bardziej przyczyniły się do mojej frustracji wewnętrznej niż wszystkie okropności historii”[XII, 263]) aż po gorzkie zarzuty („To nie są rozmowy bliskich ludzi, co swobodnie bez skrępowania mówią sobie wszystko – to oschłe informowanie osoby, którą z obowiązku powiadamia się o minimum tego, co się uważa za stosowne by wiedziała – (…) Anna od czasu do czasu zdobywa się na udawaną czułość, żeby nie mieć sobie nic do wyrzucenia”[XIII, 38]) i żal do samej siebie („Moją wielką winą jest, że nie zerwałam wszelkich stosunków w 45 roku – Tym samym zmarnowałam nie tylko moje – ale i Anny życie, która beze mnie dałaby sobie świetnie radę i znalazłaby odpowiadające jej gustom formy życia – Uwierzyłam w jej »absolutną miłość« – wciąż drżałam, żeby nie popełniła samobójstwa, o czym stale napomykała – A to było takie samo czcze gadanie, jak rzekome manie samobójcze Tuli”[XIII, 29].

W stosunku do siebie też jest zresztą krytyczna: „wogóle zwątpiłam w wartość myślenia i pisania – to znaczy poprostu moje zniedołężnienie duchowe – Może rację mają te różne petentki, które lżą mnie w listach za brak odpowiedzi lub nie przeczytanie ich rękopisów – dowodząc mi, że moje pisanie nic nie warte i powinnam obrócić mój czas na protegowanie ich utworów” [XIII, 55]; „o moim rozkładzie wewnętrznym świadczy, że dziennik tak całkiem zmienia charakter – zaczynam się przed samą sobą wywnętrzać, czym tak pogardzam – Ale to wzięte stąd, że tak bardzo zobojętniały mi zbrzydły całkiem wszystkie sprawy publiczne i ogólne” [XIII, 74]; „sama oczywiście straciłam w tym resztki śladów dobrego humoru i jakiejkolwiek sympatyczności”[XIII,78].

I tylko rzadko prócz tego wszystkiego pojawia się jakiś cień zadowolenia: „mnie już tak mało potrzeba, że trochę słońca i ciepła – a jeszcze jeżeli nic nie boli i serce się uspakaja, to mnie to już niemal uszczęśliwia – To znaczy – już wtedy mogę nie dręczyć się i nie myśleć, że ostatnie lata życia tak mi się nie udały”[XIII, 41]. I może żal, że wcześniej nie umiała się zadowalać czymś mniejszym: „gdybym była zdrowa kochałabym i ten świat co jest, jakikolwiek jest”[XIII, 268]. Ale nie jest zdrowa, lecz coraz bardziej chora, ostatnie miesiące życia spędza z krótkimi przerwami w szpitalu, nękana częstymi atakami dusznicy bolesnej. Wtedy stwierdza: „myśli coraz mniej, fakty coraz uboższe, jak to niemożebne uwierzyć, że wiecznie młoda Maryjka zmienia się w staruszkę grającą w ciuciubabkę ze śmiercią”[XIII, 281].

Jeszcze ogląda w telewizji (tak kiedyś niechcianej…) i barwnie opisuje relację z pogrzebu Churchilla. Jeszcze zdąża zauważyć, że „Osiecka to fajna dziewczyna. Skądkolwiek ją wygonią, znajdzie sposób, żeby swoje powiedzieć”[XIII, 287] (nie, nie poznały się osobiście – to refleksja związana z tekstem zasłyszanej piosenki, którą cenzura nieco przycięła).
Jeszcze próbuje walczyć: „wyrywam się ze szpitala, gonię uciekającą smugę życia – smugę światła”[XIII, 297].

Półtora tygodnia przed śmiercią notuje wielce symboliczny „sen o obfitości, a obfitością tą był wskrzeszony Russów. Russów tamtych czasów – jakby przez fantastę powtórnie wymalowany. (…) ktoś był ze mną, arcybliski – wszechobecny, a nieodczuwalny jak powietrze. I wszystkie drzewa dzieciństwa stanęły na swoim miejscu – wszystkie jaskółki a nadto wielka obfitość gęsi, bydła, owiec, świniaków różowych czochrających się, czystych i pachnących nie chlewikiem ale smażonym boczkiem - wogóle pachniały wszystkie cudowne potrawy, za którymi tak tęsknię krztusząc się tą mdłą strawą szpitalną. (…)
Mdły – czy może być bardziej pejoratywne słowo – Otóż w naszym życiu tak z pozoru bujnym jest za dużo pierwiastka mdłego – Podobnie zresztą jak w dzienniku”[XIII, 298-299].

W dzienniku już nie będzie nic więcej. Jedno nie ulega wątpliwości: „pierwiastka mdłego” nie ma w nim prawie wcale. Czasem męczy, czasem irytuje, czasem zachwyca, czasem porusza – ale jakże to dalekie od bycia mdłym!

Bo też „tak dalece inni jesteśmy w oczach innych i we własnym widzeniu – W jakim prawdziwi? Być może na granicy tych dwu widzeń rozgrywa się nasza prawdziwość”[XIII, 218]…


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 315
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Margiela 03.08.2020 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzienniki 1914-1965 w 13 ... | dot59Opiekun BiblioNETki
I tak oto wyprawa dobiegła końca:) Świetnie mi się czytało kolejne części, podziwiam niezmordowanie i konsekwencję!
Ale za sprawą cytatów, które przytaczasz, raz jeszcze potwierdza mi się dawne wrażenie: "Dzienniki" są niezmiernie przygnębiające. To był dla mnie ich główny ton uczuciowy, ciężar, gorycz, żałość wszelkich rodzajów i kiedy odczytałam ostatnie wpisy, nie mogłam się wewnętrznie pogodzić z faktem, że ktoś tworzący prozę tak pełną światła, wiary wbrew przeciwnościom i wszechogarniającej miłości życia tak całkowicie nic z tego nie przechował dla samej siebie, tak bardzo nie miał się czym osłonić, ogrzać, a pod koniec po prostu czym się ratować. Całe "Dzienniki" to dla mnie falowanie odcieni smutku, bardzo różnych odcieni, ale ostatnie lata szczególnie ostro mi to uświadomiły...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: