Dodany: 27.07.2020 16:41|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Ja pinkolę, motyla noga!


Recenzja oficjalna PWN

Recenzent: dot59

Ze względu na specyficzną politykę oświatową, realizowaną w minionym ustroju, prawdopodobnie są jeszcze w Polsce ludzie, mogący nie wiedzieć, co oznacza pozostawiony w oryginale tytułowy zwrot (bo, na przykład, w szkole uczyli się rosyjskiego i francuskiego, a potem nie mieli sposobności, potrzeby lub ochoty, by dorzucać do tego jeszcze i angielski). Utajnione pod inicjałem słowo pewnie jednak obiło się im o uszy, i może też dziwili się niejednokrotnie, dlaczego w polskich ścieżkach dialogowych anglojęzycznych filmów bywa tłumaczone na kilka różnych sposobów. Ale z pewnością nie mieli wątpliwości, że – jakkolwiek przełożone – i tak nie należy do używanych w sytuacjach oficjalnych. I mieli rację, bo jest to istotnie wyraz nieparlamentarny, powiedzmy szczerze: wulgarny, pierwotnie znaczący to samo, co znane już chyba każdemu polskie czasowniki zaczynające się od „piep....”, „pier…..” albo „je…”, i tak, jak równie popularny polski rzeczownik na „k”, używany w charakterze „przecinka”. Tytułowe wyrażenie może zatem być odpowiednikiem naszego „co jest, k….?” (albo, w wersji grzeczniejszej, „co, do cholery?”).

Jak można tak zatytułować książkę? Przecież my, czytelnicy, takiego języka nie używamy!
Naprawdę? Nawet w wersji z „cholerą”? Jeśli tak, to pozazdrościć, bo niewielu ludzi jest w stanie się opanować w sytuacjach, gdy mocne słowa cisną się na usta, i zamiast choćby „cholerą”, rzucić jakąś niewinną „motylą nogą”! Ale spójrzmy tylko na podtytuł: „Co przeklinanie mówi o naszym języku, umyśle i nas samych”. O nas jako ludzkości, nie jednostce – więc jeśli nawet należymy do tej mało liczebnej podgrupy, która nigdy nie splamiła sobie języka plugastwem zasługującym na wykropkowanie lub wypikanie, nie obrażajmy się na autora, tylko sprawdźmy, co na temat wulgarnych słów ma do powiedzenia lingwista.

Czy istnieją one we wszystkich językach świata? Jeśli tak, czy w każdym są podobne? A jeśli nie, to dlaczego ta lub inna społeczność ich nie używa?
I jak w ogóle powstają? Czy istniały już na etapie formowania pierwszych słów przez Homo sapiens sprzed tysięcy lat i do tej pory w każdym z języków pozostały niezmienne, czy też może są tworzone doraźnie i każda epoka ma swój własny słownik „z rynsztoka” (lub „spod budki z piwem”)?
Co stanowi o ich wulgarności? (Nawiasem mówiąc, sam ten termin to ciekawe zjawisko językowe, bo łacińskie „vulgaris”, z którego wywodzą się m. in. polskie i angielskie nazwy na określenie wulgarności i wulgaryzmów, oznacza po prostu „pospolity”. Ale chyba nie mamy wątpliwości, że nie o szerokie rozpowszechnienie tej grupy wyrazów tu chodzi, choć prawdą jest, że całe rzesze ludzi używają ich, nie mając na myśli tego, co one znaczą rzeczywiście, tylko traktując jako… powiedzmy… dodające mocy reszcie wypowiedzi!) Czy zastąpienie tego, co intencjonalnie pragnęlibyśmy wyrazić, łagodniejszym wyrażeniem w rodzaju "urwał nać" albo "ja pinkolę!", zdejmuje z nas odium osób wyrażających się nieparlamentarnie?
Czy prawdą jest, że wulgaryzmy wywierają destrukcyjne działanie na delikatne umysły dzieci, czyniąc je skłonnymi do rozpusty i przemocy? Jak wytłumaczyć fakt, że u pewnego wyspiarskiego ludu słowo najczęściej wypowiadane przez uczące się mówić niemowlęta brzmi mniej więcej: „g…o”?

To tylko część zagadnień poruszanych przez autora w tej interesującej rozprawie, której jedynym drobnym minusem jest fakt, że czytelnik niezainteresowany teoretyczną stroną języka i/lub nieznający angielskiego może się nieco zmęczyć, brnąc przez analizy lingwistyczne, zwłaszcza w rozdziale 6, gdzie roztrząsana jest kwestia szczególnych właściwości gramatycznych wulgarnych zwrotów – co tyczy się oczywiście ojczystego języka autora. Jeśli jednak ktoś jest ciekaw rozmaitych zawiłości językowych, warto sobie ten trud zadać i przegryźć się przez te nie najłatwiejsze partie tekstu, zyskując w zamian sporo satysfakcjonującej wiedzy (osobiście przyznam, że choć obcuję na co dzień z angielszczyzną literacką nieco starszej daty i naukową, we współczesnym języku potocznym mam nieco mniejsze rozeznanie, więc przydało się podkształcenie w zakresie niektórych obelżywych słówek).

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 326
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: