Dodany: 24.07.2020 16:04|Autor: Blanacz

Książka: Życie i przygody Jacka Engle'a
Whitman Walt

3 osoby polecają ten tekst.

Literatura odkrywkowa


Zapomniane książki. Niewydane rękopisy, upchnięte przez aspirujących pisarzy na dnie kufrów. Czy może – co zdaje się typowe dla literatury XIX wieku – teksty opublikowane w tym czy innym czasopiśmie. Autor otrzymał jednorazową tantiemę – bądź nie; wiadomo bowiem, jak to z wydawcami bywało i bywa – zapłacił za komorne, absynt, dług karciany albo worek kartofli – i o tekście zapomniał. Zdarzyć się również mogło, że autor dziewiętnastowieczny, spóźniwszy się na pociąg czy podwodę, utknął w szynku z notesem i ołówkiem. Dla produktywnego spożytkowania czasu napisał naprędce coś, co tłukło mu się w głowie ostatnimi dniami, nie myśląc koniecznie o potomności, ale o alternatywie wielogodzinnego marnotrawstwa czasu i kilku kopiejkach więcej w kieszeni (akurat, aby opłacić pite właśnie chrzczone piwo, czy za czym tam ów nasz wiekopomny artysta przepadał).
W podobny sposób aspirujący poeta spłodzi krótką powieść do czasopisma i przez jakiś czas utrzymywał się będzie z tantiem jako alternatywy do innych fizycznych robót bądź głodowania i opalania mieszkania na poddaszu manuskryptami na wzór bohaterów "Cyganerii" Pucciniego. Tymczasem my, koneserzy nazwisk, fanatycy odkrywania zaginionych skarbów co jakiś czas wstrząsamy światem literackim: młodzieńcza powieść Lema! Nigdy dotąd nieopublikowana! Nieznane opowiadanie Arthura Conana Doyle'a! Czy też ostatnio: powieść pióra Walta Whitmana! Pierwsze dzieło!
Czytelnik bawi się w poszukiwania pirackiego skarbu, ufając, że któreś z tych zapomnianych i nowo odkrytych dzieł okaże się przebłyskiem geniuszu, z którego autor nie zdawał sobie sprawy albo wręcz z premedytacją nie dopuszczał szerszego grona odbiorców do tekstu. Podniecając się tak z powodu przypadkowych odkryć, po części zarzucamy autorowi brak możności oceny jakości własnej twórczości; kwestie literaturoznawcze odłożyłabym tutaj na bok. Pragniemy też poczuć cień podniecenia, jaki towarzyszył włoskim humanistom, przygotowującym editiones principes nieznanych w średniowieczu dzieł starożytnych albo badaczom papirusów herkulańskich (co ciekawe, na papirologię herkulańską brakuje funduszy, podczas gdy prawdopodobieństwo odkrycia nieznanych arcydzieł jest o wiele większe niż przy rozgrzebywaniu XIX wieku).
Rzecz jasna, wylewa się potem fala krytyki tego zapomnianego arcydziełka; czytelnik znowu odkrywa, że nawet późniejszy geniusz nastolatkiem będąc dzieł wiekopomnych nie pisał. Wyniknąć z tego może ostrzeżenie dla pisarzy: pókiście zdrowi i silni, zniszczcie swoje pierwsze wprawki literackie! A nuż ten czy inny wnuk postanowi wyciągnąć te czy inne trzymane z sentymentu teksty, by ulżyć sobie przy spłatach kredytu? Po lekturze "Saturna" Jacka Dehnela coraz częściej ogarniają mnie wątpliwości, ile tak naprawdę odkrywa świat literacki w podobnych przypadkach.

Mamy oto młodego Whitmana i jego całkiem czytelne dziełko. "Życie i przygody Jacka Engle'a", opublikowane w roku 1852, opowiadają historię prostą, lekką i nieporywającą. Sam tytuł wprowadza w błąd, jest to bowiem do bólu jednowątkowa historia o małym włóczędze, adoptowanym przez nowojorskich, przesłodzonych sklepikarzy, przypominających do złudzenia amerykańską wersję (późniejszego) księdza Benvenuto. Jack Engle w wieku dorosłym podejmie naukę zawodu prawniczego i właśnie w swej pierwszej kancelarii pozna tajemnicę swojego pochodzenia, podaną mu przez dobrą duszę na srebrnej tacy. Brak jakichkolwiek zwrotów akcji rekompensuje poetycki styl, mistrzowsko oddany przez tłumacza, Szymona Żuchowskiego (ostatecznie młody geniusz postanowił sięgnąć po pióro i sprawdzić, na co ćwiczył się w kaligrafii) oraz kilka stosunkowo udanych portretów psychologicznych postaci.

"Życie i przygody Jacka Engle'a" to nic innego jak właśnie wprawka pisarska. Fakt, że ją znamy, nie czyni świata literackiego lepszym, nic dziwnego więc – do czego nie przyznają się na głos zapaleni whitmanolodzy – że sam Whitman puścił w niepamięć swój debiut. Wpasowuje się w ówczesne nurty literackie i można pokusić się o stwierdzenie, że na podium wysuwa ją tylko nazwisko autora, zabarwione późniejszymi dokonaniami. Jak wiemy - a raczej, jak nam się zdaje, że wiemy – Whitman nie próbował się później z tak modną w jego epoce wielkoformatową prozą, widocznie sam niezbyt przekonany o własnych możliwościach w tym gatunku.

Szkoda tylko, że polskie wydanie Biura Literackiego nie udostępniło wstępu Zachary'ego Turpina o odkryciu "Życia i przygód Jacka Engle'a", a także, że nie dopieściło redakcji wydania. Z poetyckim przekładem kolidują dozwolone dopiero od niedawna przez usum mało literackie formy jak "oboma" odnośnie rodzaju żeńskiego. Brakowało mi również tytułu oryginału, podstawy przekładu czy adnotacji o zdjęciu na okładce. Drobiazgi to wprawdzie, czynią jednak książkę, po którą sięgają raczej literaturoznawcy, trudną w użyciu w pracy naukowej.
Tymczasem wnuk Ernesta Hemingwaya natrafił na starszą wersję noweli "Stary człowiek i morze" i zafundował kolejną sensację literackiemu światkowi.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 278
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: