Dodany: 20.07.2020 00:39|Autor: misiak297

Żałoba i pożądanie


„Tygrys pożera gazelę, nazywa to sprawiedliwością”[1].

Ta książka, „Poparzone dziecko” Stiga Dagermana – jednego z najważniejszych szwedzkich pisarzy – czekała na polską premierę ponad siedemdziesiąt lat. Swego czasu była albo zlekceważona jako niewarta większej uwagi, albo uznawana za arcydzieło. Duża rozbieżność ocen, prawda?

Rodzinę Bengta poznajemy właściwie w momencie rozpadu. Nagle umiera schorowana matka, a osierocony syn pogrąża się w dojmującej żałobie. Obserwujemy puste pogrzebowe rytuały, bezradność najbliższych. Zwłaszcza Bengt nie może odnaleźć się w tym wybrakowanym świecie, we własnym bólu („Nie ma pociechy i nie ma schronienia, ani końca, ani początku. Tylko pusta jak grób prawda, że tu w dole leży jego matka, jest martwa, na zawsze odeszła”[2]). A jednak to dopiero początek zmian. Okazuje się, że Knut, ojciec Bengta, od jakiegoś czasu zdradzał jego matkę. Zszokowany chłopak nie może się z tym pogodzić

„Czy istnieje coś bardziej okrutnego niż zdradzić człowieka, który cię kocha? I czy istnieje coś potworniejszego niż być zdradzonym? Ktoś patrzy Ci w oczy, Bengcie, a Ty uważasz, że jego oczy to Twoje odbicie. Tylko Twoje. Ale przed chwilą odbijały kogoś innego. (…) Ten, kto zdradza człowieka, powoli go zabija. Bo bez wierności człowiek tonie. Zanurza się we własnym wstydzie, który jest głębokim bagnem, i w swojej nienawiści, która jest jeszcze większa”[3].

Bengt poznaje Gun, kochankę ojca. Chce jej nienawidzić, ale wbrew sobie odczuwa przede wszystkim pożądanie. Również on nie jest jej obojętny. Jakie podłoże mają te uczucia? Jak rozwinie się ta historia trudnego trójkąta, w którym ojciec i syn walczą o tę samą kobietę? A może to właściwie czworokąt, bo w tym literackim przedstawieniu udział bierze także Berit, dziewczyna Bengta. Wbrew pozorom „Poparzone dziecko” to książka nie tak jednoznaczna, jak mogłoby się wydawać. Tu nie chodzi tylko o zemstę, mającą po freudowsku psychoanalityczne podłoże.

To powieść niemożliwie wręcz chłodna i duszna, a jednocześnie zdumiewająco intymna. Zdania wydają się chropowate, nieprzystępne. Kolejne akapity męczą, chciałoby się wyjść, zostawić tę rodzinę, ale równocześnie też trudno zrezygnować z czytania. Dagermanowi świetnie udało się pokazać zarówno narodziny obsesji, jak i cały dramat, nie tylko miłosny, który się za nią kryje. Ta historia niesie w sobie sporo tajemnic, jest najeżona symbolami (jeden z nich to pies – warto dołączyć ostrzeżenie: marnie kończy), motywacje bohaterów nie zawsze są jasne. „Poparzone dziecko” odrzuca i hipnotyzuje jednocześnie.

Nie od dziś wiadomo, że Skandynawowie są mistrzami wyrafinowanej powieści psychologicznej. Stig Dagerman niewątpliwie wpisuje się do tego grona. Dobrze, że wreszcie możemy poznać „Poparzone dziecko”.

[1] Stig Dagerman, „Poparzone dziecko”, tłum. Justyna Czechowska, Wydawnictwo Poznańskie 2020, s. 265.
[2] Tamże, s. 29.
[3] Tamże, s 46-47.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 454
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: