Dodany: 30.06.2020 23:11|Autor: Marioosh
Zgrabny kryminalik na lato
Andrzej Zadrożny, kierownik komisu, dźgnięty nożem we własnym sklepie -prawdopodobnie przez złodzieja - umiera na stole operacyjnym. Wszystko wskazuje na to, że Zadrożny wraz z jednym z ekspedientów zajmowali się nielegalnym handlem złotem i biżuterią. Po kilku miesiącach w szpitalu zostaje uśpiony, a następnie zamordowany Jan Kępiński, chirurg, który operował Zadrożnego. Głównym podejrzanym staje się pielęgniarz Karol Michalski, który nie figuruje w żadnym wykazie pielęgniarzy i pozoruje własną śmierć; milicja wysyła za nim list gończy. Kapitan Szczęsny, zwany Białym Kapitanem, podejrzewa, że obydwie sprawy się ze sobą wiążą.
„Złota bransoleta” to bardzo zgrabny i leciutki kryminalik, taki „w sam raz na raz” albo do poczytania przy polegiwaniu na plaży. Są trupy, jest śledztwo, jest ciekawa akcja, są niebanalne postacie – czego chcieć więcej? Anna Kłodzińska napisała tę książkę w 1958 roku i wyraźnie widać w niej październikowe wpływy – milicjanci nie są nieznośnie siermiężni, tylko naprawdę budzą sympatię: kapitan Szczęsny jadąc trolejbusem przypomina sobie wiersz Tuwima, z dużą przyjemnością czytuje „Twórczość”, a na komisariacie rzuca przysłowiem po hiszpańsku; w nocy na ulicach jest mało świecących latarni przez problemy ekonomiczne, park Ujazdowski kusi zapachem jaśminów, a wiosna przejmuje niepokojem i nierozsądną tęsknotą. Sami milicjanci nie są nieomylni – przypomniało mi się „Pięć manekinów” Edmunda Niziurskiego również z 1958 roku; tam z milicją było podobnie, choć potrafili też wsadzić człowieka na dołek i przypomnieć sobie o nim po tygodniu. A sama intryga jest prosta, miejscami banalna, chwilami niemal infantylna, ale ma to swój urok, choć pada z ust Szczęsnego zdanie, że wobec milicji mówi się zawsze prawdę. Ogólnie jest to przyjemne czytadełko na lato – wiele po sobie w głowie nie pozostawi, ale krzywdy też nie zrobi.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.