Dodany: 14.06.2020 20:15|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Ukryte godziny
Vigan Delphine de

2 osoby polecają ten tekst.

Oni wychodzą z gry


Stęskniłam się za współczesną francuską powieścią psychologiczno-obyczajową; z dorobku większości lubianych autorek i autorów wyczytałam już wszystko, co u nas dostępne, ale została mi jeszcze do eksplorowania twórczość Delphine de Vigan, której tylko lekko zbeletryzowana historia rodzinna, „Nic nie oprze się nocy”, zrobiła kiedyś na mnie spore wrażenie. Wzięłam z biblioteki na chybił trafił „Ukryte godziny” i w zasadzie już po paru stronach wiedziałam, że o to mi chodziło…to znaczy, nie konkretnie o samą fabułę, ale o sposób opowiadania, kreowania postaci, pokazywania emocji.

Emocji, jak się może wydawać, zaledwie z jednego dnia życia dwojga bohaterów, ale w rzeczywistości z wielu lat, tylko w tym jednym dniu – przypadkiem czy nie – wyjątkowo skumulowanych. Bo „nadchodzi taki moment, kiedy cena staje się zbyt wysoka. Przerasta nas. Kiedy trzeba wyjść z gry, pogodzić się z porażką. Nadchodzi taki moment, kiedy już nie można upaść niżej”[1].

Dla Mathilde, wykonującej jeden z tych zawodów, jakich jeszcze przed stu laty nie znano – bo jeśli jakaś firma coś produkowała, to to coś po prostu sprzedawała, bez pomocy całej armii ludzi prowadzących „badania nad zwyczajami i postawami wobec konsumpcji”[2], opracowujących błyskotliwe prezentacje trendów i prognoz, debatujących nad strategiami itp. itd. – ten moment nie nadszedł przed dziesięciu laty, gdy jej mąż zmarł na skutek obrażeń doznanych w wypadku, zostawiając ją z trójką małych dzieci. Wtedy poradziła sobie, otrząsnęła się z depresji, znalazła pracę w „najważniejszej filii międzynarodowego koncernu spożywczego”[3], opanowała prowadzenie domu i wychowywanie chłopców w pojedynkę. I ogarniała życie perfekcyjnie aż do niedawna, kiedy to na jednym z zebrań ośmieliła się nawet nie sprzeciwić bezpośredniemu przełożonemu, tylko zasugerować mu wzięcie pod uwagę czegoś, co on akurat uznał za stosowne zignorować. Od tego dnia zaczęły się szykany, które najpierw wyglądały na zwykłe fochy urażonego egocentryka, ale z każdą chwilą przybierały na sile. Po ośmiu miesiącach perfidnego, wrednego mobbingu Mathilde jest u kresu sił. Nie może złożyć skargi, bo nie ma dowodów; jak dostarczyć dowodów, skoro „niczemu nie nadano ani pisemnej, ani oficjalnej formy”[4], a nikt z kolegów, nawet ci, którzy wydawali się tak pomocni i przyjaźni na początku tej biurowej gehenny, nie będzie świadczył przeciw szefowi? Nie może poprosić o przeniesienie do innego działu czy innej filii, bo na to musi wyrazić zgodę ten sam człowiek, który dzień w dzień ją niszczy i napawa się obrazem jej klęski. O ileż prostsza jest walka dobra ze złem, rozgrywająca się w wyimaginowanej krainie gry karcianej, z zapałem uprawianej przez jej młodszych synów (pewien rekwizyt z tej gry odegra tu niejaką rolę)! Codziennie po pracy Mathilde wpatruje się w tory metra, myśląc o uldze, jakiej doznałoby „jej wyczerpane ciało, które szuka wytchnienia”[5], gdyby tak zsunęło się w dół i mogło raz na zawsze przestać czuć… Tylko myśl o dzieciach powstrzymuje ją od tego kroku. I zasięgnięta w chwili rozpaczy przepowiednia wróżki, że 20 maja wydarzy się coś ważnego, co zmieni jej życie. Ten dzień właśnie nadszedł…

Także Thibault nie wyszedł z gry, kiedy przed dwudziestu laty jeden wściekły ruch pijanego osiłka pozbawił go szans na uprawianie wymarzonej specjalizacji. Wybrał taką, w której brak dwóch palców specjalnie nie przeszkadza, lecz praca lekarza rodzinnego na prowincji wydawała mu się zbyt monotonna, „pragnął ożywienia i hałasu”[6]. Od dziesięciu lat pracuje w paryskiej pomocy doraźnej; co drugi dzień dwanaście godzin spędza na w samochodzie, kursując między miejscami, gdzie ktoś czeka nie na interwencję ratującą życie (tym zajmują się inne zespoły), lecz na poradę, po którą pacjent z jakiegoś powodu nie może lub nie chce się udać gdzie indziej. „Jego życie składa się w sześćdziesięciu procentach z zapaleń górnych dróg oddechowych i w czterdziestu z samotności”[7]; te czterdzieści procent usiłował zapełnić, sądził, że mu się to udało, lecz wkrótce zdał sobie sprawę, że kobieta, którą kocha, potrzebuje jedynie seksu, nie bliskości. Tego dnia postanowił się z nią rozstać…

Tego też dnia ścieżki Thibaulta i Mathilde dwukrotnie się przetną. Raz rano i raz po południu. A co z tego wyniknie? Informacja o tym jest zbędna… bo to przecież nie romans, to opowieść o tym, jak coś, co było naszą pasją, może się zmienić w narzędzie tortur, i o tym, jak samotni możemy się stać wśród ludzi, tym bardziej samotni, im więcej ich mamy koło siebie… I o tym, że w prawdziwym życiu nie ma Obrońców Srebrzystego Świtu… Jest co prawda współczucie, ale czy nie jest tak, że „współczucie budzi się dopiero w chwili, gdy rozpoznajemy siebie w drugim człowieku, gdy uświadamiamy sobie, iż wszystko, co dotyczy drugiego człowieka, może się przydarzyć również nam, dokładnie z taką samą siłą, z taką samą brutalnością. (…) Współczucie to nic innego jak strach o siebie”[8]?

Opowieść tak przejmująca, tak pełna dramatyzmu mimo swojej stosunkowej statyczności, tak wyraziście i wiarygodnie ukazująca problemy bohaterów – którym współczujemy nie tylko z obawy, że i nam mogłoby się to samo przydarzyć, ale dlatego, że są tak naturalni, tak nam bliscy w tej swojej samotności i bezradności – a przy tym napisana doskonałym stylem. Bardzo, bardzo dobra.

[1] Delphine de Vigan, “Ukryte godziny”, przeł. Joanna Kluza, wyd. Sonia Draga, 2016, s. 291.
[2] Tamże, s. 23.
[3] Tamże, s. 23.
[4] Tamże, s. 192.
[5] Tamże, s. 69.
[6] Tamże, s. 100.
[7] Tamże, s. 220.
[8] Tamże, s. 266.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 862
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: Raptusiewicz 15.06.2020 11:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Stęskniłam się za współcz... | dot59Opiekun BiblioNETki
Że współczesnej francuskiej literatury obyczajowej jeszcze Despentes Virginie jest godna polecenia. :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 15.06.2020 13:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Że współczesnej francuski... | Raptusiewicz
Jakiś czas temu zakonotowałam, że istnieje, ale trochę mnie odstręczyły zamieszczone na stronie wydawnictwa opinie - które miały z założenia zachęcić - i recenzje wynalezione tu i ówdzie; tu wzmianka o punkowym stylu, tu o bezpruderyjnym seksie, tam o nadmiarze wulgaryzmów... więc chyba nie będzie w moim typie :-).
Użytkownik: Raptusiewicz 15.06.2020 17:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakiś czas temu zakonotow... | dot59Opiekun BiblioNETki
W sumie to o wulgaryzmach nie pamiętam, ale w duchu, jeśli chodzi o portret społeczeństwa, jest trochę jak Tort weselny (Callet Blandine Le). No, ale każdy najlepiej sam intuicyjnie wczuwa, co mu się spodoba. :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 15.06.2020 17:44 napisał(a):
Odpowiedź na: W sumie to o wulgaryzmach... | Raptusiewicz
Pewnie jak mi innych autorów braknie, to i tej spróbuję :-).
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: