Dodany: 11.06.2020 17:07|Autor: Marioosh
Historia niezauważonej miłości
Jest rok 1940; polscy żołnierze uczestniczący w kampanii francuskiej przedzierają się do Szwajcarii i tam zostają internowani. Plutonowy Maciej Tuchowicz zgłasza się do pracy przy budowie szosy i tam poznaje przejeżdżającą codziennie na rowerze Ingę, studentkę ekonomii; spotykają się, jakoś tam w różnych językach ze sobą rozmawiają, ale po nieporozumieniu na jednym spotkaniu Maciej mówi sobie: „To jest obca dziewczyna. Nie powinno mi na niej w ogóle zależeć. Dzielą mnie od jej kraju i jej świata góry, lasy, morza, wieki. Jestem głupi, sentymentalny cap polski. Wracam do mojego kraju, gdzie mogę się porozumieć ze wszystkimi”[1]. Niespodziewanie w środku pewnej nocy Inga niemalże porywa Macieja i zabiera go „gdzie bądź. W góry... Mam ze sobą wszystko, co trzeba, w dwóch plecakach”[2]. W szałasie na skraju łąki otoczonej pionowymi skałami spędzają ze sobą dwa tygodnie i pewnego dnia Maciej „pomyślał, że właściwie jest bardzo dobrze. Rozumieją się z tą dziewczyną, mogą się dogadać – to jest rzecz przyjemna”[3]; kiedy jednak w okolicy pojawia się poszukująca ich żandarmeria, cała spontaniczność z Macieja ulatuje, pojawia się rezygnacja i fatalizm, a Inga w jego oczach staje się brzydka.
Dziwna jest ta powieść – z logicznego punktu widzenia wszystko jest w porządku: przecież Inga, wiedząc, że Maciej jest internowanym żołnierzem, musiała liczyć się z tym, że „jeszcze parę dni i przygoda musi się skończyć, bo od początku nie miała sensu”[4]. Ona jednak wyraźnie nie traktuje tego jak przygody, bo kiedy zrezygnowany Maciej, który w momencie zauważenia żandarmów „miał głowę pustą, a serce pozbawione wszelkich uczuć”[5] chce po prostu się poddać, mówi mu: „A czy nigdy ci nie przyszło na myśl, że mogłabym ciebie kochać i że chciałabym ciebie jak najdłużej zatrzymać?”[6]. Widzimy więc, że logika i spontaniczność nie idą z sobą w parze: Maciejowi za tę ucieczkę chyba niewiele groziło, bo Szwajcarzy sami nie wiedzieli, za co ma odpowiadać, a mimo to wolał wrócić do koszar i zostawić Ingę, a tę niewinną przygodę traktować jak dotkliwą stratę czy nawet niedorzeczną klęskę. W ogóle Maciej jest postacią dwuznaczną: z jednej strony jest solidnym i przyzwoitym żołnierzem, nie ma w nim jakiejś nadmuchanej bohaterszczyzny i mimo że nie myślał „o żadnej, jak to się mówi, walce za wolność ojczyzny”[7] to jednak podlegał działaniu siły, która gnała go do Polski – a z drugiej nie potrafił dostrzec czystego uczucia Ingi.
Jest to więc dość smutna historia o niezauważonej miłości. Kornel Filipowicz napisał ją w stylu typowym dla swoich opowiadań: spokojnie, nienachalnie i z wdziękiem; autor dba o to, by pokazane przez niego uczucie było jasne i niebanalne. Trzeba ją jednak czytać uważnie i delektować się słowami; Filipowicz nie rozmydla tej powieści jakimiś pobocznymi wątkami, wszystko jest na miejscu, a główni bohaterowie są naprawdę główni. Polecam więc tę powieść na jeden wieczór lub deszczowy dzień; można ją znaleźć jako samodzielną książkę, ale można też jako część zbioru mikropowieści „Motywy” lub niedawno wydanego zbioru „Romans prowincjonalny i inne historie”.
[1] Kornel Filipowicz, „Jeniec i dziewczyna”, w: „Motywy”, Wydawnictwo Literackie, 1973, str. 134.
[2] Tamże, str. 138.
[3] Tamże, str. 171.
[4] Tamże, str. 169.
[5] Tamże, str. 175.
[6] Tamże, str. 175.
[7] Tamże, str. 126.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.