Dodany: 07.06.2020 17:50|Autor: idiom1983

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Komu bije dzwon
Hemingway Ernest

4 osoby polecają ten tekst.

Dwie Hiszpanie, jedna wojna, mnóstwo prawdy o człowieku


Kiedy na przełomie wiosny i lata w ostatnim roku dwudziestego stulecia, będąc wówczas nastoletnim licealistą, przeczytałem powieść Hemingwaya, doświadczyłem dzięki lekturze tej książki swoistego rodzaju inicjacji w dojrzałą, "dorosłą" i wysmakowaną czytelniczą świadomość. Pamiętam doskonale w jak intensywny, nieomal intymny czy wręcz "dożylny" sposób pochłaniałem opisany przez autora powieściowy świat przedstawiony i koleje losu powołanych przez niego do życia bohaterów. Taki stan rzeczy nie byłby możliwy, gdyby mistrzostwa w operowaniu słowem, nastrojem czy portretem psychologicznych charakterystyk poszczególnych postaci, autor nie oddał w służbę czytelnika i nie trafiał celnie w samo sedno opisywanej przez siebie wojennej problematyki. Z reporterską dociekliwością i nad wyraz sugestywnie, w punkt uchwycił powolny, acz konsekwentny i nieubłagany proces obdzierania człowieczej natury przez wojenne brutalne prawidła z przynależnej jej godności i szlachetności. Kiedy naprzeciw siebie stają uzbrojeni członkowie jednej i tej samej rodziny, humanitarne konwencje, podpisane dawno temu przez prominentnych polityków, nie mają żadnego znaczenia ani praktycznego zastosowania. Litość jest pojęciem nieznanym, a wymierną miarą zwycięstwa są stosy ciał zabitych wrogów, płci obojga i różnego wieku. W podzielonym na dwa nienawidzące się nawzajem plemiona narodzie, haniebne kainowe piętno przelanej krwi niewinnych ofiar stygmatyzuje wszystkie bez wyjątku osoby tego posępnego dramatu. Tym sposobem, obluzgani poczuciem okrutnego wojennego bezsensu, bohaterowie powieści Hemingwaya mają więcej powodów do wstydu niż do chwały. Przed wojną wiedli codzienne, zwyczajne życie, nie opływając może w luksusy ani nie cierpiąc też głodu i nędzy. Posiadali przykre dla innych przywary, ale i liczne zalety, oraz pozytywną wartość w oczach drugiego człowieka. Wystrzeliwane na wojnie pociski, orząc bruzdy ran w ludzkich ciałach, wypalają na duszach zgorzel zatrutych jadem zgliszczy, bardzo trudnych do ukojenia. Najgorsze jednak miało dopiero nadejść. Bowiem to, co widziane na własne oczy przeraża i degeneruje ludzkie poczucie przyzwoitości, w spisanych na papierze wojskowych raportach staje się tylko garścią suchej i do szpiku kości odczłowieczonej statystyki, po kilku godzinach, na skutek sprawnej ludobójczej machiny grozy i śmierci, już cokolwiek nieaktualnej. Chwytając za broń, żołnierze powołani do zabijania wrogów wiedzą doskonale, że rzeczeni wrogowie mają wobec nich takie same zamiary. Zwyciężą bardziej zaprawieni i zdeterminowani w zabójczym rzemiośle, jakkolwiek przerażająco miałoby to nie zabrzmieć.

Historia nowożytnego państwa hiszpańskiego sięga zawartego w 1469 roku małżeństwa Izabeli Kastylijskiej z Ferdynandem Aragońskim. O pół tysiąclecia późniejsze od chrztu Mieszka I, miało na celu skonsolidować silną centralną władzę królewską, niezbędną do tego, aby dokończyć proces rekonkwisty, czyli wyswobodzenia się spod wielowiekowej arabskiej zależności. Od momentu, kiedy w 1492 roku przed majestatem Królów Katolickich padł Emirat Grenady, ostatnia muzułmańska enklawa na Półwyspie Iberyjskim, całą historię Hiszpanii można sprowadzić do bezpardonowej walki absolutystycznej, chętnie sięgającej po inkwizycyjny trybunał, umoszczonej na madryckim tronie monarszej władzy z separatystycznymi, decentralistycznymi i prowolnościowymi tendencjami, skupionymi w lokalnych i regionalnych wspólnotach. Hamulcowym tego procesu były kolonie w odkrytej w tym samym 1492 roku przez Krzysztofa Kolumba Ameryce. Chociaż najsłynniejszy "hidalgo" w dziejach, zubożały szlachetnie urodzony rycerz - nie kto inny, jak sam przemyślny szlachcic Don Kichote z Manczy, uwieczniony w powieści Cervantesa - wolał pozostać w ojczyźnie, żeby walczyć z wiatrakami o względy pięknej Dulcynei, mnóstwo jego rodaków w Nowym Świecie szukało dla siebie lepszego i bardziej dostatniego życia. Upadek potęgi kolonialnej zintensyfikował antagonizm ścierających się w Hiszpanii konserwatywnych i liberalnych sił. Konflikt wydawał się nieunikniony, choć nikt nie zdawał sobie sprawy, że posłuży on za poligon doświadczalny dla hitlerowskich sztukasów. Najlepiej oddaje to los hiszpańskiej Guerniki i polskiego Wielunia, bombardowanych przez to samo lotnictwo, z takim samym śmiercionośnym rezultatem. Ojczyzna Hemingwaya również miała w swojej historii epizod wojny domowej. Toczona w latach 1861-1865 wojna secesyjna pomiędzy niewolniczym, usianym rozległymi plantacjami bawełny Południem, a wolną od niewolnictwa, dymiącą kominami hut, fabryk i kopalń Północą, pochłonęła więcej amerykańskich ofiar niż druga wojna światowa. Losy obydwu narodów przecięły się w wojnie z roku 1898, kiedy wychodzące z izolacjonizmu Stany Zjednoczone tanim kosztem pokonały i złożyły do grobu dogorywające hiszpańskie kolonialne imperium. Każdy podręcznik do historii, napisany w kulturze anglosaskiej, właśnie od tego wydarzenia zaczyna datować początek dziejów najnowszych świata.

Wielu rodaków amerykańskiego noblisty przybywało na front hiszpańskiej wojny domowej. Część z nich była pełnymi młodzieńczego zapału idealistami, część szukała gorącego tematu na pierwszą stronę poczytnej gazety o wysokim nakładzie, jeszcze inni byli zubożałymi wskutek wielkiego kryzysu biznesmenami, którzy w szemranych wojennych interesach widzieli szansę na szybki pokaźny zarobek. Robert Jordan alias Ernest Hemingway to z jednej strony uniwersytecki intelektualista, z drugiej specjalista od niosących śmierć i zniszczenie materiałów wybuchowych. Na pierwszy rzut oka przybysz z innego świata, kompletnie nie przystaje do rzeczywistości, do jakiej trafił. Jednak republikańska armia, którą miał wesprzeć swoją wiedzą i umiejętnościami, sama w sobie nie przedstawia bynajmniej zwartej ideowej jedności. W tym, że grupuje w doraźnym sojuszu postulujących państwo opiekuńcze socjaldemokratów i marksistów bardziej marksistowskich od samego Karola Marksa, leży największa słabość sił walczących przeciwko armii generała Franco. "Wspólną sprawę", o którą walczą republikanie, trudno jednoznacznie zdefiniować. W czasach, kiedy od jednej wojennej pożogi solidarnie płoną muzea i uniwersytety, kościoły i klasztory, a plutony egzekucyjne masowo rozstrzeliwują intelektualistów i ludzi kultury, księży i (po uprzednim brutalnym ich zgwałceniu) siostry zakonne, pytanie o istotę i sens własnej osobistej obecności w tym piekle wydaje się nad wyraz ważne. Niewielu jednak potrafi znaleźć na nie satysfakcjonującą i wyczerpującą odpowiedź. Niespodziewanie dla niego samego, poszukiwaną usilnie odpowiedzią na rozterki Jordana staje się miłość do Marii, dziewczyny brutalnie dotkniętej wojennymi doświadczeniami, a jednocześnie czystej niczym źródlana woda, gdyż pochodzące spoza niej prostactwo okrutnych żołdaków może splugawić tylko i wyłącznie ich samych. W wojennym koszmarze miłość staje się kontrapunktem dla mrocznej cząstki ludzkiej natury, choćby drobną i niedoskonałą namiastką tak płochego z natury szczęścia, czy interwałem normalności pośród wybuchających artyleryjskich pocisków. Maria, nosząca to samo imię co matka Jezusa, figurę której w oswobodzonym z republikańskiego oblężenia Alkazarze w Toledo, generał Franco przyozdobi najwyższymi wojennymi orderami, pełna dziecięcej ufności wobec nieoczekiwanego oblubieńca, uosabia swoją postacią credo całej twórczości Hemingwaya. Chwila obecna ucieka zbyt szybko, a zapatrzeni w przeszłość, albo wybiegający myślami do przyszłości ludzie są zbyt pochłonięci przyziemnymi, nieistotnymi drobiazgami, aby odkryć piękno tego, co na ich oczach dzieje się tutaj i teraz, zanim owo piękno przeminie, nieodkryte i nierozpoznane przez nikogo.

Chwalić powieść Hemingwaya wydaje się niepodobieństwem, gdyż moim zdaniem próżno szukać w ludzkich językach dostatecznie wzniosłych słów, aby oddać autorowi należny mu laur literackiego geniuszu. Zdaję sobie sprawę, że pisarska sława tego autora doskonale obejdzie się bez mojego patosu czy entuzjazmu dla jego książek. A jednak czyż nie po to właśnie pisarz operuje warsztatem powierzonych w jego władanie słów, żeby czytelnik po skończonej lekturze nie skwitował tego doświadczenia westchnieniem autentycznego zachwytu? Hiszpańska lekcja sprzed ośmiu dekad uczy, że najstraszliwsze koszmary z pełną premedytacją i na własne życzenie gotujemy sobie nawzajem, a wykopanych rowów podziałów i krzywd nie zasypie łatwo ani upływający czas, ani przemiana pokoleń czy ludzkiej mentalności. Porównywany z "Na Zachodzie bez zmian" Remarque'a "Komu bije dzwon" Hemingwaya, dla podzielonej politycznie jak nigdy w swojej historii Polski winien być surową przestrogą, że to, co korzystne dla takiej czy innej partii politycznej, może się okazać zgubne dla całego Narodu. Warto zatem potraktować ją poważnie, zanim będzie za późno na płytką i nieszczerą refleksję.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1298
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: OLi_10 23.12.2021 21:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy na przełomie wiosny... | idiom1983
Ech, niezmiernie mi głupio, bowiem recenzję przeczytałem już jakiś czas temu (niedługo po naszej dyskusji). Podobała mi się, ale jeszcze wtedy nie miałem niczego ciekawego do napisania, więc dałem sobie kilka dni na znalezienie odpowiednich słów. Potem i tak nie wpadłem na nic, co mogłoby cokolwiek wnieść, ale napisałem, że recka mi się podoba... a przynajmniej tak mi się wydawało. Pomyślałem sobie dziś, że złożę Ci życzenia świąteczne, patrzę, a tu się okazuje, że jednak nic nie napisałem. I na dodatek minęło tyle czasu!

Mogę tylko uderzyć się w pierś i przeprosić Cię najmocniej. Wybacz!

Co do samej recenzji - przez ten czas mojej opinii nie zmieniłem, bo świetną rzecz napisałeś, ale być może zdołałem to wszystko przetrawić, bo teraz mam więcej do wklepania. I, co ciekawe, nie odniosę się do samego Hemingwaya, a do Twojego tekstu, bo jego forma jest bardzo ciekawa. Widzę tutaj takie połączenie recenzji z esejem, na dodatek z literackim zacięciem (szczególnie pierwszy akapit!), z którego można się dowiedzieć bardzo dużo nie tyle o fabule samego dzieła (to nie zarzut, bo przecież recenzja nie jest streszczeniem), ile o kontekście, poznać informacje potrzebne do zapoznania się z "Komu bije...". Co najważniejsze - odnosisz się do przesłania utworu, podkreślasz nie tylko (ważką przecież) problematykę, ale także sposób, w jaki ją ukazano (najpiękniejsza myśl może zostać położona, jeśli zostanie przedstawiona nieudolnie, a największa głupotka może urosnąć do rangi geniuszu, jeśli będzie poparta kunsztem literackim). To wszystko bardzo mi się podobało, toteż i dziś wróciłem do Twojej recenzji z przyjemnością. Na dodatek - widać tu emocje, które wywołała u Ciebie lektura, a dość rzadko się zdarza, żeby recenzentowi udało się w odpowiedni sposób podzielić swoim zachwytem z odbiorcą. Tu to wyszło. I w ogóle tak mi się wydaje, że - gdyby Twój tekst rozbudować - to byłby to całkiem dobry wstęp do nowego wydania "Komu bije..."

Jeszcze raz wybacz i życzę Ci spokojnych świąt oraz dobrego nadchodzącego roku.
Użytkownik: idiom1983 24.12.2021 13:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Ech, niezmiernie mi głupi... | OLi_10
Wybacz, że dopiero teraz odpisuję, ale w ferworze przedświątecznych przygotowań nie bardzo miałem czas na coś innego. Cieszę się niezmiernie, że moja recenzja Ci się podobała i mam nadzieję, że inne również przypadną Ci do gustu. Chciałbym złożyć Ci najserdeczniejsze życzenia Wesołych Świąt Bożego Narodzenia 🎄 🎅 📦 i Szczęśliwego Nowego 2022 Roku 🎉 🎇 !
Przede wszystkim zdrowia, bo mając je, własną pracą, talentem i determinacją, z pomocą życzliwych sobie ludzi, wszyscy jesteśmy w stanie osiągać wielkie rzeczy. No i oczywiście odpoczynku w rodzinnym gronie i spełnienia wszystkich najskrytszych marzeń - czytelniczych i nie tylko. Pozdrawiam serdecznie! 😃
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: