Dodany: 03.06.2020 17:07|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Nie ma Poirota, ale jest psychologia


W ramach wyczytywania kryminałów Lady Agathy, nienależących do dwóch najważniejszych cykli, postanowiłam po raz kolejny przyjrzeć się jakiejś sprawie z udziałem nadkomisarza Battle’a. A właściwie nie „jakiejś”, lecz jednej konkretnej, bo jedyną, której jeszcze nie znałam, okazała się „Godzina zero”.

A ta od początku trochę zaskakuje swoją konstrukcją… chociaż czy rzeczywiście zaskakuje? Jeśli przyjrzymy się słowom, które w prologu wypowiada sędziwy pan Treves, prawnik z długim stażem i sporym doświadczeniem w kryminologii, zgodzimy się, że „morderstwo to rezultat. Jego historia zaczyna się wcześniej, czasami wiele lat wcześniej. Tam tkwią korzenie tych wszystkich związków przyczynowo-skutkowych, które doprowadzają określonych ludzi w okre¬ślone miejsca o określonej porze określonego dnia”[1]. A skoro tak, to czyż nie łatwiej nam będzie dochodzić do prawdy, jeżeli te wszystkie elementy poznamy?

Więc zamiast zwykłego, krótkiego wprowadzenia w tło opowieści, autorka prezentuje nam szereg scen, rozgrywających się na przestrzeni ośmiu miesięcy i przedstawiających poszczególnych aktorów tragedii, której scenariusza jeszcze nie znamy. Niektóre z nich są ze sobą ewidentnie powiązane, inne zdają się nie mieć żadnych elementów wspólnych. Ale to tylko pozór, bo każde wydarzenie, każda rozmowa doprowadzi do tego, że ktoś znajdzie się w pierwszych dniach września w skromnej nadmorskiej wiosce Saltcreek, a dokładnie w posiadłości pewnej schorowanej wdowy, lady Camilli Tresilian. Już z przybyciem pierwszych gości atmosfera zaczyna gęstnieć, bo dawny wychowanek Tresilianów, Nevile Strange, obecnie znany sportowiec, postanowił właśnie teraz oswoić ze sobą dwie swoje żony, byłą i obecną. Krucha, eteryczna Audrey, tak bardzo lubiana przez lady Camillę i jej damę do towarzystwa Mary Aldin, po rozwodzie doznała załamania nerwowego, z którego ledwie się zdążyła otrząsnąć, więc zdaniem obu gospodyń zmuszanie jej do kontaktu z nową panią Strange jest co najmniej nietaktem. Impulsywna, egocentryczna i rozkapryszona Kay, skoro już pewnym nakładem sił zdobyła bogatego i przystojnego męża, wcale nie ma ochoty spędzać czasu ze swoją poprzedniczką, której obecność przypomina jej, że miłość Nevile’a nie musi trwać wiecznie Jemu zaś, jak się zdaje, obcowanie z Audrey uświadamia, że chyba nie do końca przemyślał swoją decyzję o zmianie życiowej partnerki… Jak mówi pan Treves, „kobiety nie są zbyt dumne albo w ogóle rezygnują z dumy, jeżeli w grę wchodzą sprawy uczuciowe. Duma jest często na ich ustach, ale rzadko w postępowaniu”[2], więc można się spodziewać, że między obiema paniami będzie dochodziło do spięć, a sytuację jeszcze skomplikuje obecność mrukliwego Thomasa Royde’a, dalekiego kuzyna Audrey, zakochanego w niej od dzieciństwa – który, zdawszy sobie sprawę z beznadziejności swego uczucia, osiadł na malajskiej plantacji, ale w końcu zjawił się na parę dni w ojczyźnie – i atrakcyjnego Teda Latimera, młodzieńca o pozycji społecznej na tyle wysokiej, by Kay mogła się z nim przyjaźnić i być obiektem jego adoracji, ale na tyle niskiej, że nie ma szans zostać stałym gościem Gull’s Point (i doskonale zdaje sobie z tego sprawę, czemu daje wyraz w rozmowie z Mary). Napięcie więc rośnie, co stary lokaj Hurstall podsumuje nader trafnie: „jakby treser zgromadził swoje dzikie bestie w klatce i zatrzasnął drzwi”[3]. Dom lady Tresilian odwiedzi też wspomniany na wstępie pan Treves, znajomy zmarłego pana domu, który w tym roku wyjątkowo musiał zmienić miejsce spędzenia wakacji na jeden z hotelików w Saltcreek, a w samej wiosce zjawi się pewien Szkot, który niedawno przez swoje surowe zasady moralne o mało nie stracił życia…

A co sprowadzi tam nadkomisarza Battle’a – w poprzednich tomach nadinspektora, więc ta zmiana to pewnie wyłącznie kwestia tłumaczenia (i drobny minus dla wydawcy, który nie dopilnował, by nomenklaturę ujednolicić) – oschłego i sarkastycznego śledczego o kamiennej twarzy (który, nawiasem mówiąc, przy okazji zdradzi, że jednak posiada trochę temperamentu: „Gdyby ktokolwiek starał się mnie zmusić, żebym przyznał się do czegoś, czego nie popełniłem, to raczej dałbym mu w szczękę”[4] i że bystrzej, niż ktokolwiek się spodziewa, śledzi ludzkie zachowania: „Zdumiewające, jak wielkie niezrozumienie może panować między dwojgiem ludzi, którzy rozmawiają dosyć często na jakiś temat. Każde z nich wychodzi z innego założenia, a żadne nie dostrzega rozbieżności”[5]) – skoro to nie jego teren urzędowania? Istotnie, nie jego, lecz jego siostrzeńca Jima Leacha, u którego – na skutek wyjątkowej konfiguracji okoliczności, uniemożliwiającej mu zrealizowanie zaplanowanego rodzinnego urlopu – Battle postanowi spędzić parę zyskanych w końcu wolnych dni. A skoro Jim zostanie wezwany do Gull’s Point w sprawie oczywistej zbrodni, czy jego wuj może siedzieć z założonymi rękami?

Atrakcyjności dodaje powieści nie tylko rozpoczęcie jej na podobieństwo dramatu psychologicznego, ale i fakt, że od początku wiemy o planach popełnienia zbrodni. Nie wiemy natomiast, która z tak obszernie nam przedstawionych postaci jest owym perfidnym przestępcą, na kogo i z jakiej przyczyny ma się zamiar zasadzić, kiedy i w jaki sposób swój plan zrealizuje. Nawet Battle zostanie wprowadzony w błąd, i to niejeden raz. A pomogą mu wyjść z labiryntu bliżej nikomu nieznany, a sprowadzony tu szczególnym zrządzeniem losu niejaki Angus McWhirter, oraz… Herkules Poirot, do czego nie będzie trzeba nawet fizycznej obecności tego ostatniego, tylko samej świadomości zasad działania jego potężnego umysłu:
„ – Chodzi o tego jegomościa, Belga, tego komicznego małego typa?
– Ładnie mi komicznego – rzekł nadkomisarz Battle.– On jest równie niebezpieczny jak czarna mamba i puma razem wzięte. To znaczy wtedy, kiedy zaczyna swoje sztuczki. Szkoda, że go tu nie ma, taka sprawa byłaby w sam raz dla niego.
– W sam raz?
– Psychologia – rzekł Battle. – Prawdziwa psychologia, a nie te niedopieczone bzdury, uważane przez niektórych za psychologię”[6].

Prawdziwej psychologii jest tu istotnie pod dostatkiem i praktycznie każdy bohater zdąży czytelnikowi zademonstrować jakieś zjawisko wchodzące w krąg zainteresowań tej nauki, albo jako jego podmiot, albo jako ktoś, kto je wykorzysta i wyciągnie z niego wnioski (jest nawet pewna drobna antropomorfizacja, której adekwatność musiałby zweryfikować zoopsycholog: „Don czuł się bezgranicznie zawiedziony. Znów ten ohydny zapach mydła i to właśnie wtedy, kiedy udało mu się znaleźć aromat, którego zazdrościłby mu każdy normalny pies. No tak, z ludźmi tak jest zawsze, pozbawieni są elementarnego poczucia estetyki, jeżeli chodzi o zapachy[7]”. Słów czworonożnego pupila oczywiście nikt z bohaterów nie usłyszał, ale jego zachowanie dało im co nieco do myślenia…). A oprócz niej – jak zawsze – garść drobnych smaczków, ot, choćby takich, jak opis miejsca urzędowania pewnej zupełnie epizodycznej (przynajmniej z punktu widzenia intrygi kryminalnej) postaci:
„Lord Cornelly, arystokrata bogaty i ekscentryczny, siedział właśnie za swoim monu¬mentalnym biurkiem, które wzbudzało jego szczególną dumę i radość. Zostało specjal¬nie dla niego zaprojektowane i kosztowało fortunę, a całe wnętrze i umeblowanie po¬koju było do niego dostosowane. Efekt powalał na kolana i był tylko trochę zmącony nieuniknionym dodatkiem w postaci samego lorda Cornelly’ego, małego, okrąglutkiego człowieczka, który za wspaniałym biurkiem wyglądał jak karzełek. W tej chwili do tego imponującego przybytku w sercu londyńskiego City wkroczyła blond sekretarka, świetnie zharmonizowana z luksusowym umeblowaniem”[8].

Jedynym, co mi przeszkodziło w wystawieniu wyższej oceny, było nad miarę dosłodzone romansowe zakończenie, ale i z nim ostatnia część przygód nadkomisarza/nadinspektora Battle’a okazała się sporo lepsza od trzech pierwszych.

[1] Agatha Christie, "Godzina zero", przeł. Michał Madaliński, wyd. Prószyński i S-ka, 1999, s. 9.
[2] Tamże, s. 78.
[3] Tamże, s. 67.
[4] Tamże, s. 23.
[5] Tamże, s. 170.
[6] Tamże, s. 140.
[7] Tamże, s. 172.
[8] Tamże, s. 50.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 266
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: