Nasze imię Legion, nasze imię Bob (
Taylor Dennis E.)
Bob Johanson był niegdyś właścicielem firmy software InyerGator. Kiedy postanowił ją sprzedać, stał się milionerem i liczył, że od tej pory będzie korzystał z życia pełnymi garściami. Najpierw jednak zdecydował się podpisać umowę z firmą CryoEterna, która po jego śmierci ma mu odciąć i zamrozić głowę, żeby w przyszłości, kiedy nadejdzie technologiczny postęp, móc go przywrócić do życia. Niestety pech chciał, że Bobowi długo nie było pisane nacieszyć się milionami, bo uległ śmiertelnemu wypadkowi. Kiedy zgodnie z podpisaną umową nadeszła chwila na jego powrót do życia, obudził się po stu latach i zorientował, że nie jest już człowiekiem i nie ma zbyt wielu praw. Został przeniesiony do komputera w postaci sztucznej inteligencji i jego zadaniem jest sterowanie międzygwiezdną sondą kosmiczną w celu poszukiwania planet możliwych do zamieszkania. Nie będzie to jednak łatwe, bo wiele innych mocarstw ma także swoje sondy i ten sam cel, który zamierzają zrealizować za wszelką cenę...
Fajnie jest, kiedy czytając sporo książek danego gatunku, ciągle zdarza się sięgnąć po coś, co ma w sobie jednocześnie cechy znane i klasyczne oraz coś nowego i pomysłowego, co zaskakuje i czyta się z rosnącym zainteresowaniem. Fabuła powieści Taylora zaczyna się od śmierci głównego bohatera, co w sumie specjalnie odkrywcze nie jest. Jednakże w większości książek dalsza fabuła zazwyczaj toczy się na zasadzie retrospekcji, żeby przedstawić co wydarzyło się znacznie wcześniej i doprowadziło do samej śmierci bohatera. Tutaj po śmierci Boba akcja toczy się dalej, bo sam bohater dostaje ‘nowe życie’ na zasadzie przeniesienia do komputera i w pierwszoosobowej narracji przedstawia, co dalej. Oczywiście przeniesienie świadomości do komputera, androida czy innego robota też już było (chociażby w niedawno wydanej powieści "Starość Aksolotla" naszego rodzimego autora, Jacka Dukaja), ale bohater Taylora nie poprzestaje na dalszej egzystencji tylko w jednej roli i w jednej postaci. Szybko dochodzi do tego, jak wykorzystać swoją zapisaną na dysku wersję kopii osobowości i sam zaczyna tworzyć kolejnych Bobów, którzy zaczynają działać na większą skalę w firmie, która ma do niego prawa, a z czasem i w całym kosmosie.
Autor zdecydował się w bardzo ciekawy sposób przedstawić jak sztuczna inteligencja może przejmować kontrolę nad własnym ja, samokopiować się i kształtować wraz z kolejnymi jej wersjami, które powstałe na podstawie jednego źródła danych zaczynają nabierać innych cech osobowości i różnić się między sobą. Czy będą dały się kontrolować i umiały ze sobą współpracować, czy będą się buntować? Czy uda im się stworzyć wspólnie potęgę i podbić kosmos, czy doprowadzą do chaosu i zniszczenia? Czy stworzą coś nowego i niewyobrażalnego, czy będą tylko tworzyć kolejne kopie siebie wpadając w błędne koło? Tego już czytelnik dowie się sam sięgając po tę książkę.
Z racji, że jest to space opera akcja toczy się niemal w całości w kosmosie i zawiera charakterystyczne cechy tego gatunku. Sporo technologii, specyficznej terminologii, maszyn, statków, podróży kosmicznych, przeskoków w czasie itp. Toczy się też tutaj walka ziemskich mocarstw o podbój kosmosu, więc bohater ciągle narażony jest na niebezpieczeństwo ze strony innych mocarstw posiadających swoje własne sposoby i zasoby, które poznajemy. Autor wiele razy nawiązuje albo bezpośrednio wplata w fabułę elementy zaczerpnięte z pop kultury przeważnie fantastyki (najwięcej do Star Treka, którego jest chyba wielkim fanem, natomiast ja niespecjalnie i momentami irytowało mnie, że nazbyt często do tego Star Treka nawiązuje), i prowadzi fabułę w zabawnym i często sarkastycznym tonie. Chwilami przypominała mi bardzo popularną i dobrze przyjętą przez szersze grono książkę "Marsjanin" Andy'ego Weira, co może ucieszyć wielu czytelników.
Jednakże fabuła, chociaż pomysłowa, a jej czytanie sprawia przyjemność i czyta się z zainteresowaniem, nie jest niestety pozbawiona wad. Sporo jest tutaj uproszczeń – nie ma wyjaśnień lub rozwinięcia niektórych naukowych czy technologicznych kwestii, co powoduje jednocześnie niedosyt, rozczarowanie i poczucie, że fabuła jest znacznie mniej realistyczna, niż może się na pierwszy rzut wydawać. Powiedziałbym, że to taka przygodowa science fiction zrealizowana w bardzo klasycznym stylu, czyli taka napuszona naukowym słownictwem, zaawansowanymi technologiami, niby inteligentnie napisana i wybitna, ale tak naprawdę lekka i prosta, bo ma zwyczajnie bawić i dobrze się czytać, niekoniecznie nazbyt mocno wysilając szare komórki. Niemniej jednak, jeśli przymknie się na to oko to na pewno nie rozczarowywuje i czyta się bardzo dobrze.
"Nasze imię Legion, nasze imię Bob" to zabawne, pomysłowe, mocno przygodowe i lekkie science fiction łączące ze sobą cechy space opery i militarnego sf. Zabarwione sarkastycznym tonem i koncepcyjnie przedstawione na szerszą skalę z pewnością spodoba się wielu fanom gatunku i tym czytelnikom, którym przypadł do gustu "Marsjanin" Weira.
Recenzja z bloga: Świat Bibliofila.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.