Dodany: 01.05.2020 10:43|Autor: pawelw

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

1 osoba poleca ten tekst.

DOM W LITERATURZE - konkurs nr 238


Przedstawiam konkurs nr 238, który przygotowała Olimpia


DOM W LITERATURZE

Tym razem zapraszam do konkursu o nieruchomościach.
Życzę powodzenia i dobrej zabawy.

Punktacja:
- Po jednym punkcie za autora i jednym za odgadnięty tytuł, czyli do uzyskania jest 60 punktów.

Laureaci:
Laureatem konkursu zostaje osoba, która jako pierwsza nadeśle komplet prawidłowych odpowiedzi.

Podpowiedzi:
- Podpowiedzi na forum są bardzo mile widziane.
- Jeżeli ktoś chce uzyskać podpowiedzi ode mnie; czyli czytałaś/eś, znasz autora, proszę mnie o tym poinformować w swoim mailu.

Kontakt:
- Odpowiedzi przesyłamy na moje PW.
- Każdy kolejny mail proszę wysyłać poprzez odpowiedź, a nie nową wiadomość.

Termin:
- Termin nadsyłania odpowiedzi upływa 17 maja o godzinie 23.59.

1.
W niewielkiej - acz dawniej niemalże eleganckiej - kamienicy przy Rynku Podgórskim życie budziło się stopniowo (poza, oczywiście, sklepem na parterze, po schodkach w górę, który nie miał szczęścia do najemców i przeszedłszy fazę spożywczego, drugiego spożywczego, burgerowni i fryzjera dla psów, od ponad roku straszył napisem "WYNAJMĘ" i numerem telefonu). [...]
Lubili swoje krakowskie mieszkanie bardziej niż to w Bolton. Było położone może nie przy Rynku Głównym z widokiem na Sukiennice i Mariacki, a jednak przy rynku, może tak ładne jak tamto angielskie, ale za to znacznie obszerniejsze, bo nadbudowane nad całą kamienicą, a w dodatku zaprojektowane przez architekta, którego dewizą było "nie oglądać się na to co dookoła" - zatem zdecydowanie nowoczesne. T., który wspólnie z K. wynajmował ich dawne, tymczasowe dwa pokoje na pierwszym piętrze, kupione za psie pieniądze jeszcze przed wejściem Polski do Unii, narzekał wprawdzie, że to jedna z najpaskudniejszych nadbudówek w Krakowie (K. zaś dodawał nieodmiennie: "A konkurencja jest ogromna!"), jednak ani K., Ani D. o tym nie wiedzieli. Zresztą nawet gdyby wiedzieli, nie przejęli by się tym zbytnio. Liczyło się, że mają grubo ponad sto metrów, z antresolą prawie dwieście, niedaleko od matki D., niemalże w centrum kulturalnej stolicy dużego państwa Europy Środkowej, gdzie było do roboty więcej niż w Bolton, a może i więcej niż w Manchesterze.

2.
Nowy dom, o którym mowa, bardzo się różni od La Tabardy, gdzie przeżył 45 lat. Położony obok Cave cooperative w Sigoules jest nowoczesny, dwupiętrowy i stoi na niewielkim wzniesieniu nad główną drogą. Część mieszkalna składa się z dwóch kuchni, jednej na piętrze i drugiej na parterze, salonu i kilku sypialni.
Pod ziemią znajdują się piwnica i garaż, mieszczący imponującą kolekcję narzędzi oraz najrozmaitszych maszyn, w tym stare żelastwo i staroświeckie, zardzewiałe wyposażenie do traktora, które przywiózł z sobą z La Tabardy, upierając się, że może się kiedyś przydać.
Nową piwnicę wypełniają zwarte szeregi kamionkowych naczyń z confits de canards, kaczką smażoną w tłuszczu. Obok stoją szklane weki z foie gras. W kolejnych mieszczą się przetwory z warzyw, jeszcze inne zawierają pasztet i jego odmiany z bażanta. Niżej, na ziemi – wielkie kosze orzechów włoskich, nad nimi na sznurze do bielizny schną cebula i czosnek, walcząc o przestrzeń z dwiema szynkami.

3.
Podłogi tu nie ma. (Ale będzie. W przyszłym tygodniu sama położę płytki, pan Ch. Mnie nauczy).
Pomalowałam już całą kuchnię, kolor wyszedł mocny, ale jak wyschnie, to zelżeje, wiem z doświadczenia. Dopilnowałam w sklepie, żeby mi umieszali specjalny odcień zielono-niebieski, taki, który by współgrał z widokiem (wielkie niebo i tafla wody!), wtedy kuchnia wyda się obszerniejsza. Zasłonki będą śnieżnobiałe z koroneczką, plus pąsowe kokardki. Meble kuchenne – ciemny granat (ujednolicę kolorystycznie wszystkie stare szafki).
W ogóle – mimo upływu lat, ja niezmiennie uwielbiam wszelkie remonty, a nawet zwykłe przemeblowania. Są takie optymistyczne i krzepiące.
Ta Ruinka to będzie niebawem istne cudo.

4.
W związku z powyższym: w sobotę wieczorem (19 kwietnia) Z. R. wraca z partyjnego zebrania Komitetu Miejskiego Śródmieście, więc nie może wpaść wśród zadymki pod auto u zbiegu Miodowej i Krakowskiego Przedmieścia, Z. R. mieszka w jednym z bloków Muranowa, jest po śmierci żony sam, Komitet Miejski Śródmieście ma swój lokal w tej właśnie dzielnicy, można przypuścić, że po zebraniu stary R., chcąc być sam, odłącza się od swoich towarzyszy i idzie w stronę placu Dzierżyńskiego, żeby w barze mlecznym, który się mieści kilkadziesiąt metrów za placem, coś zjeść. Wpada pod auto na placu Dzierżyńskiego. Tuż obok, w jednym z wieżowców w najbliższym sąsiedztwie placu Dzierżyńskiego i baru mlecznego mieszka J. S.

5.
Na tej fotografii są też dobrze widoczne gotowe wyroby betonowe, wytwarzane przez Miejskie Zakłady Ceramiczne, między innymi dla potrzeb rozbudowywanej kanalizacji. Kamienica projektu Landsbergera jest właśnie w budowie. Balkony od strony placu Kossaka pokrywane są powszechnie stosowanymi wówczas tynkami zwanymi „terrabona”, które dotrwają do naszych czasów, stanowiąc jeszcze jeden dowód wyższości dawnego budownictwa nad współczesną tandetą. O jakość prac dba z pewnością inwestor, a jest nim Herman Wasserberger, przemysłowiec i właściciel pierwszej w Polsce łuszczarni ryżu Polsko-Gdański Przemysł Ryżowy „Polryż Kraków”. To właśnie w budowanej kamienicy przy pl. Kossaka 1 znajdzie siedzibę Polsko-Gdański Przemysł Ryżowy Sp. z ogr. odp.

6.
Leży trochę na uboczu, ale to się nie da odczuć, jak założymy telefon. Za to położenie jest przepiękne. Okna wychodzą na zachód, a przed domkiem rozpościera się widok na cały stary port. Tuż obok ciągną się obryzgiwane pianą wydmy piaszczyste, po których hulają wiatry morskie.
- Ale sam domek, G., nasz pierwszy domek jak wygląda?
- Nie bardzo duży, ale wystarczający dla nas dwojga. Jest tam wspaniały pokój bawialny z kominkiem i pokój jadalny wychodzący na morze, i jeszcze jeden mniejszy pokoik, w którym urządzę swój gabinet. Domek jest stary, najstarszy bodaj w Czterech Wiatrach, bo zbudowany przed około sześćdziesięciu laty, ale zawsze był utrzymywany w dobrym stanie, a przed piętnastu laty został gruntownie odnowiony; pokryto go wówczas nowym dachem, ściany pomalowano i dano nową podłogę.

7.
W łodzi było przeraźliwie zimno. Lodowate rozpryski fal i krople deszczu spływały im po plecach, a mroźny wiatr chłostał im twarze. W końcu - a wydawało się, że upłynęły całe godziny - dopłynęli do owej skały, gdzie wuj V., potykając się i ślizgając, powiódł ich do zrujnowanego domu.
Wewnątrz było okropnie: cuchnęło zgniłymi wodorostami, wiatr gwizdał przez dziury w drewnianych ścianach, a puste palenisko zamokło. Na dodatek dom miał tylko dwie izby.

8.
Dwa kilometry. Zaraz jak tylko minie ten las, zobaczy światła domu babci, bo zawsze jakieś zostawiała włączone. Agnieszka śmiała się, że wygląda to jak latarnia morska pośród morza zieleni lasu. [...]
Agnieszka dojeżdżała już na miejsce, ale pierwszy raz ukryty między drzewami dom wyglądał, jakby stał pusty. Nie paliło się żadne światło. Nawet to niewielkie przy drzwiach szopy, które babcia zawsze zostawiała włączone. [...]
Dom był wysprzątany. Jedynym śladem, że ktoś tam całkiem niedawno przebywał, był stojący na stole talerzyk z maślanymi ciasteczkami.

9.
Żleb poszerzył się odrobinę i po chwili toczyłyśmy się obok rozchwierutanego ogrodzenia z palików. Za ogrodzeniem stała równie rozchwierutana, niemal rozpadająca się nieruchomość, którą – jak mi się wydawało – zbito z wyrzuconych drzwi i wyrwanych okiennic. Dom był okolony piaszczystym ogródkiem zarzuconym przeróżnym śmieciem, w tym nikomu niepotrzebnym piecykiem, głębokim, staromodnym, dziecięcym wózkiem bez dwóch kół, paroma skamieniałymi automobilami oraz walającymi się wszędzie ławicami pustych, metalowych puszek. Tu i ówdzie wokół domostwa kuliły się przygarbione do ziemi przybudówki – chwiejne szopy zbite z paru zmurszałych desek.
Nad tym wszystkim wisiała chmura szarego, żrącego dymu, unosząca się z podpalonych stert śmieci i nadająca całości dantejsko piekielny wygląd właściwy wiktoriańskim ilustracjom z Biblii. W balii na środku podwórka siedziało dziecko, które –ujrzawszy nas – wyjęło kciuk z ust i rozryczało się na całe gardło.
Wszystko pokrywała rdza. Ruda strzecha na głowie dzieciątka potęgowała wrażenie, iż trafiłyśmy do jakiejś przedziwnej, przedwiecznej krainy, w której króluje oksydacja.

10.
Po wyglądzie mijanych pokojów orientuję się, że nie jestem w szpitalu. Panuje tu zbyt wielki bałagan. Szpitale pachną środkami dezynfekującymi i wybielaczem. Ten dom pachnie nastolatkami.
Docieramy do mniejszych schodów prowadzących na najwyższe piętro. Erin pobrzękuje trzymanym w ręce pękiem kluczy. Jej pokaźna sylwetka tarasuje wąskie przejście. Biodra stworzone do rodzenia dzieci, jak powiedziałaby Heather.
Erin wchodzi do pokoju wypełnionego światłem. Podłogę pomalowano na biało, komoda przy łóżku jest bladożółta. Białe zasłony unoszą się na wietrze, jakby okna wychodziły na bezkresne błękitne morze. W rzeczywistości widać z nich zaniedbany frontowy ogródek po drugiej stronie ulicy. Jest tu – inaczej niż w pokojach, które mijałam na dole – czysto. Porządnie. Rozglądam się i w kącie widzę malutką umywalkę, a przy niej, na wieszaku, czyste białe ręczniki.

11.
– Trzeba przyznać, że jest to ogromny dom, lecz ponury. Pan C. Jest z niego dumny na swój sposób. Dom ten ma już sześćset lat. Stoi na krańcu rozległego wrzosowiska; ma prawie sto pokoi, chociaż większość z nich jest zamknięta na klucz. Od lat wiszą tam obrazy, stoją piękne stare meble i różne rzeczy; wokoło jest ogromny park, ogrody i drzewa ze starymi, do ziemi sięgającymi gałęźmi.

12. Plebania stała przy wyboistej, grząskiej drodze wiejskiej, z której prowadził pod drzwi wejściowe półkolisty podjazd. Dom był duży, murowany, piętrowy z niewielką mansardą. Zachowało się kilka jego rysunków robionych ręką najstarszej bratanicy J., A., która przeżyła tu dzieciństwo. Na parterze od frontu znajdowały się trzy pokoje – jadalnia, bawialnia i kuchnia, w głębi, za nimi, od strony ogrodu – gabinet pastora z oknem w pięknym wykuszu, druga kuchnia i schody. Ta druga kuchnia służyła zapewne za pralnię. [...]
Na piętrze mieściło się siedem sypialni, a na mansardzie- trzy dodatkowe. Obszerny, prosty budynek pozwalał na wygodne życie dużej rodziny.

13.
Miasto, przez które przejeżdżała, było właściwie wąskim poboczem szosy, wyznaczonym przez garaże i warsztaty, banki, zajazdy, małe biurowce i fabryki. Numery domów sięgały najpierw 70, a potem 80 tysięcy. Edypa nigdy w życiu nie widziała jeszcze tak wysokich numerów na domach. Wydało jej się to czymś nienormalnym. Po lewej ręce miała teraz długie pasmo różowych, rozłożystych hal fabrycznych, otoczonych milami drutu kolczastego przetykanego wieżyczkami wartowniczymi; po chwili przemknęła obok bramy głównej, po bokach której stały dwie dwudziestometrowe rakiety z nazwą YOYODYNE, wymalowaną klasycznym krojem pisma na nosach. Tutaj właśnie znajdowało się największe źródło miejsc pracy w San Narciso, należące do korporacji Yoyodyne zakłady Galactronics, gigant przemysłu lotniczorakietowego.

14.
Elewacje domów pokryte zostają tynkiem jakby od niechcenia przecieranym szmatą. Ten zabieg tworzy efekt chropowatości i surowości. Budynki sprawiają wręcz wrażenie, jakby zostały ulepione z szarej gliny. W założeniach Hansenów ma to zbliżać mieszkańców do ziemi, czegoś naturalnego, jakkolwiek by to nazwać. Podobny sposób wykańczania elewacji Oskar Hansen podpatrzył na tureckiej prowincji, w czasie pobytu związanego z budową pawilonu w Izmirze. By jeszcze bardziej urozmaicić fronty budynków, architekci proponują pomalowanie ich w białe kwadraty i prostokąty. Ich układ odpowiada układowi mieszkań we wnętrzach. To kolejny zabieg, który ma ułatwiać mieszkańcom odnalezienie się na osiedlu. Każdy, stojąc na zielonym skwerze pod blokiem, będzie mógł pokazać palcem i powiedzieć:
- A tam mieszkam.

15.
W centrum małego miasta Kościan mieści się wielki szpital, przemianowany przez mojego ojca na sanatorium. Mieszkamy w dużym dyrektorskim apartamencie, w budynku z dwiema wieżami. Pawilony z czerwonej cegły, które tata nazywa willami, noszą imiona pionierów psychiatrii: Philippe’a Pinela, który w XIX wieku usunął z domu wariatów kajdany i jako pierwszy opisał schizofrenię; Johna Conolly’ego, który próbował usunąć także kaftany bezpieczeństwa; neurologa Władimira Biechtieriewa i Hermanna Simona, który uważał, że sztuka pomaga w terapii. Tylko że o tym wszystkim jeszcze nie mam pojęcia. Do dzisiaj nie wiem, czy to dobrze dorastać w domu dla psychicznie chorych. Nie mam z czym porównać.

16.
Bez odpowiedzi. Ochroniarz zamknął już okienko. Musiałam poradzić sobie sama. Rzędy identycznych, białych, szeregowych domków z równo przystrzyżonymi trawnikami wyglądały jak w amerykańskim filmie o morderstwie na przedmieściu. Idealne osiedle, pełne doskonałych małżeństw. A każde z nich skrywa oczywiście ponurą tajemnicę… Tylko dlaczego na żadnym domu nie przyczepiono numeru?
– Natalio, tutaj! – Nina wyskoczyła z narożnego domku na końcu alejki, kiedy robiłam czwarte kółko wokół osiedla. W ramionach ściskała coś, co w pierwszej chwili wzięłam za czarny dywanik z owczej skóry. Tyle tylko, że ten dywanik wyrywał się wściekle, wyjąc w niebogłosy.

17.
Tak jak nurkujący skowronek, drożyna opada nagle, prowadząc w dół stromego, zielonego zbocza, a w dole, w kotlince otoczonej przez porośnięte trawą wzgórza stoi budynek, ni to chatka, ni to dom z prawdziwego zdarzenia, ale rozmiarem swym coś pomiędzy. Nie jest to także prawdziwe gospodarstwo, choć kręcą się po nim gospodarskie zwierzęta. Jest to, a raczej był w czasach, które tu opisuję, dom pani Browne, wdowy po zmarłym wikarym z Combehurst. Mieszkała tam ze swą wierną starą służącą i swymi jedynymi dziećmi, chłopcem i dziewczynką. Żyli w takim odosobnieniu w tej swojej dolince jak mieszkańcy leśnych ostępów z niemieckich baśni. Raz w tygodniu wychodzili z domu i przechodzili przez łąki, chwytając na szczycie wzgórza pierwsze dźwięki słodko brzmiących dzwonów, wzywających ich do kościoła.

18.
Zanim nadeszły śnieżyce, ojciec Maryli zdążył skończyć ostatnią rozbudowę ich domu: nadbudował dwuspadowy dach. Pod skośnymi połaciami znalazły miejsce sypialnie i pokoje dla najemnych pracowników, choć jak do tej pory nikogo takiego nie zatrudniali. Odkąd Maryla sięgała pamięcią, jedyną osobą, która pomagała ojcu w gospodarstwie, był jej obecnie dwudziestojednoletni brat. Ponieważ farma składała się z jednego budynku gospodarczego, mieszczącego stodołę z oborą, stajnią i kurnikiem, oraz jednoizbowej chaty, otoczonych polem, większość farmerów z okolicy A. mówiła o tym miejscu po prostu: „hen tam, u C.”. Wszystko to miało się zmienić z nadejściem wiosny, kiedy mieszkańcy okolicy zobaczą pięknie wykończony dom z mieszkalnym poddaszem wznoszący się na wzgórzu – jeśli będą mieli chęć go obejrzeć.

19.
Okazuje się, że „Kolekcja” to nie jedna propozycja, ale cztery. Każda z nich ma swoją nazwę: „Chałupa z bali”, „Superklasa”, „Jamajka” i „Nowa Anglia”.
Belkowe ściany w „Chałupie z bali” są uszczelnione białym tynkiem, a sufit podparty grubo ciosanymi słupami. Puszyste pledy w szkocką kratę leżą na masywnym łóżku o sworzeniowej konstrukcji. Pościel z miękkiej flanelki, harmonizujące z nią kapy z falbanami i prześcieradła. Surowe meble, niewątpliwie rzemieślniczej produkcji, i doskonale do nich pasujący indiański kilim przed kominkiem. Koło łóżka para sznurowanych butów, miękkich i wygodnych; na nocnym stoliku ulubiona lektura wakacyjna wszystkich Amerykanów: „National Geographic”. Ogólne wrażenie to wieśniacza prostota, solidnie wsparta pieniędzmi, odpowiednik dżinsów projektanta.

20.
Mama zatrzymała się i zgasiła silnik, ale nie światła. W ich blasku, kawałek dalej, B. Zobaczył niewysoki dom, chyba drewniany. W grubej, białej czapie, otoczony wysokimi zaspami, wydawał się zakopany w śniegu, jak gdyby przycupnął tu na moment i nieopatrznie przymknął oko tylko na jedną minutkę, no, może dwie, a zima natychmiast wykorzystała sytuację i opatuliła go z czułością. Niewielkie okno od frontu rozświetlał łagodny blask, a z komina unosił się dym. [...]
Pomieszczenie, w którym się znaleźli, zajmowało chyba pół całego domu, chociaż wcale nie było znowu takie duże. To raczej dom był mały... albo przytulny – B. Przypomniał sobie właściwe słowo. Tak, właśnie taki był. Przytulny. Pachniał drewnem, żywicą, ogniem i ziołami, których pęczki zwieszały się spod sufitu obok wiązek czosnku, cebuli i suszonych grzybów. [...] W kącie po prawej, w głębi domu, stała najprawdziwsza kuchnia kaflowa! Wielka, biała, taka z fajerkami, piekarnikiem niczym z bajki o Babie Jadze (no dobrze, może trochę mniejszym) i wnęką na polana!

21.
Od dwóch dni mieszkamy. [...] Adres: Paris (VI-me), 13, r. Vaugirard, Hotel Michelet.
Dzielnica jest świetna: wszędzie stąd blisko. Stołówka (bo jest tutaj polska studencka stołówka tania, z zupełnie niestołówkowym żarciem) o dwa kroki, wszystkie biblioteki pod nosem, no i poza tym Quartier Latin jest jednak najprzyjemniejszą dzielnicą Paryża (może dlatego, że najmniej tu turystów). Mamy pokój na trzecim piętrze, z oknem wychodzącym na ulicę – co zdarza się dość rzadko – i kiedy się z niego wychylić, to widać Sorbonę, a z drugiej strony stary gmach Komedii Francuskiej i kawałek Ogrodu Luksemburskiego. Odgłosy z ulicy trochę przypominają Kraków, bo w okolicy jest kupa zegarów, przy czym każdy bije po swojemu i kiedy indziej. Tyle poezji.
Przechodząc do tzw. prozy życiowej: tapety w naszym pokoju pamiętają jeśli nie emigrację mickiewiczowską, to tę z 63 roku na pewno (sądząc z nagromadzonych warstw brudu). Poza tym jest wygodny tapczan (tym razem szczęśliwie nie tradycyjne francuskie zapluskwione małżeńskie łoże), nie wiadomo po co aż trzy lustra, jakaś szafa, jakiś stół, no i co najważniejsze – kaloryfer.

22.
– Gdzie będę mieszkać? – spytała.
Powiedziano jej, że zorganizują dla niej mieszkanie, lecz Edward Hong nie zdradził żadnych bliższych szczegółów. – Nie będzie pani zbyt wygodnie, ale wy antropolodzy jesteście przyzwyczajeni do niewygód – powiedział jej tylko, wstrząsając się lekko, acz zauważalnie.
Ling otarł czoło. – W domu gościnnym. Mały domek, dwa pokoje. Goście zawsze tam się zatrzymują. Czyste i chłodne miejsce. Obok wysokie drzewo, będzie miała pani cień. Będzie tam pani bardzo dobrze.
- Z pewnością.
Opis domostwa podniósł ją trochę na duchu. Mały chłodny domek w cieniu drzewa. Wspaniale.
- W domu obok mieszka kobieta, która się na pewno z panią zaprzyjaźni. Mówi trochę po angielsku. Jej synowie też się uczą angielskiego. Ona ich pilnuje. To maluchy, ale potrafią się porozumieć.

23. San Francisco to dobre miejsce do spacerów, jeśli masz silne nogi. Śródmieście to maleńki placyk punktowany stromymi wzgórzami i z trzech stron otoczony wodą, toteż wszędzie zaskakują cię niezwykłe widoki. Idziesz sobie z naręczem wydruków, nikomu nie wadząc, aż tu nagle grunt opada i spoglądasz prosto w dół na zatokę, obok budynków oświetlonych różowo i pomarańczowo. Styl architektoniczny San Francisco nie przyjął się właściwie nigdzie indziej w kraju i nawet jeśli tu mieszkasz, nawet jeśli przywykłeś, wygląda dość osobliwie: te wąskie, wysokie domy, okna jak oczy i zęby, filigranowe ozdóbki jak na weselnym torcie. A nad tym wszystkim, jeśli patrzysz we właściwym kierunku, góruje rdzawa sylweta mostu Golden Gate. Wędrowałem za jednym dziwnym widokiem po stromych schodkowych chodnikach, potem szedłem wzdłuż brzegu, bardzo okrężną drogą do domu. Minąłem szereg starych pomostów – okrążywszy z daleka wrzaskliwy tłum na Fisherman’s Wharf – i patrzyłem, jak restauracje z owocami morza ustępują miejsca przedsiębiorstwom architektury okrętowej, a potem start-upom mediów społecznościowych. Wreszcie, kiedy burczenie w brzuchu zasygnalizowało mi, że pora na lunch, zawróciłem w stronę miasta.

24.
Arleen pozostała w owym schronisku na sto dwadzieścia łóżek aż do kwietnia, kiedy znalazła sobie dom na rogu Dziewiętnastej i Hampton, w zamieszkanej przeważnie przez czarnych centralnej dzielnicy North Side, niedaleko miejsca, w którym się wychowała. Miał on grube obramowania okien i drzwi, kiedyś pomalowany był na ciemny odcień khaki, ale przez lata farba tak spłowiała i poodpryskiwała, że teraz prześwitywały gołe deski i można było pomyśleć, że to malowanie maskujące. Kiedyś ktoś zaczął przemalowywać dom po prostu na biało, ale odechciało mu się w pół ruchu wałkiem i większość ścian pozostała nieodnowiona. Często nie docierała tam woda i Jori musiał wiaderkiem wybierać zawartość toalety. Arleen była jednak zachwycona przestronnym domostwem, oddzielonym od innych. „Cicho tam było – wspominała. – No i za cały dom tylko pięćset dwadzieścia pięć, a to dwie sypialnie na piętrze i dwie na parterze. To była moja ulubiona chata”.
Po paru tygodniach miasto uznało ulubioną chatę Arleen za „nienadającą się do zasiedlenia”, przeprowadzono eksmisję, drzwi i okna zabito zielonymi deskami, a właściciela domu ukarano grzywną.

25.
Stanął przed kratą i wziął głęboki wdech. Powietrze było łagodne. Lekki powiew wiatru poruszał suchymi trawami porastającymi alejkę przy bramie. Najwyraźniej nieczęsto z niej korzystano. Na jednym z filarów była wygrawerowana nazwa posiadłości: Domaine de Beauvillier. Przez kratę, w oddali za drzewami, rysowało się domostwo o licznych spiczastych dachach. Na prawo od bramy znajdowała się furtka.
Odblaski słońca na otaczającym posiadłość murze oślepiały. Andrew zauważył domofon. Urządzenie nie sprawiało dobrego wrażenia. Ostrożnie nacisnął przycisk. Brak odpowiedzi. Ponowił więc próbę, ale bez większego sukcesu. W końcu zdecydował się popchnąć kratę, która ustąpiła, skrzypiąc.
Miejsce było tak ciche, że sprawiało wrażenie opuszczonego. Andrew starannie zamknął furtkę za sobą i ruszył żwirową alejką. Jego kroki wydawały taki sam odgłos jak u wujka Marka w Pillsbury. Kiedy rodzice Andrew spędzali tam popołudnie, on godzinami krążył po dróżce wysypanej żwirem tylko po to, żeby nacieszyć ucho tym charakterystycznym chrzęstem.

26.
Mieszkam tu z żoną i Hasanem, naszym synem. Z balkonu na dziesiątym piętrze widzimy morze: kolorowe łodzie rybaków, nurków wynurzających się z wody z ośmiornicami na harpunach. Czasem widzę skaczące delfiny, ich mokre grzbiety błyszczą w słońcu. Ale dużo częściej obserwuję tragiczne wypadki na Korniszu. Poza tym panorama odrapanych, gnijących od wiecznej wilgoci domów pokrytych fantastyczną pajęczyną kabli i sznurów, a wśród nich, jak muchy złapane w sieć, zardzewiałe anteny satelitarne i powiewające na wietrze pranie.
W kamienicy obok, na ostatnim piętrze, mieszka starszy pan o fizjonomii Hemingwaya.
Na parterze naszego domu miała być apteka, ale jest meczet, jak prawie na każdym rogu w Aleksandrii. Są i stare meczety, ale najwięcej jest musalli – czyli takich właśnie domowych meczetów, sal modlitewnych w zaadaptowanych na świątynie parterach i piwnicach apartamentowców.
Na piątym piętrze mieszka Harun, czterdziestoletni brodacz i nasz blokowy muezin. Ma ogromny megafon na balkonie i tubalny głos. Pięć razy dziennie śpiewa z balkonu taki azan, że drżą szyby w oknach, a umarli zrywają się z grobów.

27.
Było standardowe, dwupokojowe, w nowym bloku. Sypialnia i salon z aneksem kuchennym. Wygodna skórzana kanapa, dwie duże szafy (które jakimś cudem zmieściły całą garderobę Julii), spory stół i cztery krzesła. A na podłodze parkiet z tego samego egzotycznego drewna, którym wyłożony był balkon w hotelu na Woli. (Serio? Może zaraz się okaże, że indonezyjskimi palisandrami wysiana jest cała Puszcza Kampinoska?!).
Ale to, co Julię ucieszyło najbardziej, to jednak była zmywarka. Bezsprzecznie. […]
Wilanów. Cóż to za dzielnica! Powinny powstawać o niej piosenki, a potem powinni je śpiewać co najmniej w Opolu. Tu jest wszystko. To samowystarczalne miasteczko, którego nie chce się opuszczać. Przychodnie, przedszkola, restauracje, kawiarnie, ścieżki do biegania, ścieżki rowerowe, place zabaw, parki, zraszane trawniki, fontanny, dla katolików – Świątynia Opatrzności Bożej, a trochę dalej, dla konsumentów – nowiutkie centrum handlowe. Gdzie tylko kawałek zielonej trawy, tam zaraz leżaki, parasole, kawa i lemoniada. Nie ma takiej zachcianki, jakiej Miasteczko Wilanów by nie spełniło. A ponad tymi wszystkimi knajpami sushi, wegańskimi burgerowniami czy drogimi fryzjerami wyrastają równe, dosyć niskie bloki z kamienia, ze szkła i z drogiego drewna. Jeśli komuś mało atrakcji wewnątrz tego schludnego, czystego do przesady i eleganckiego miasteczka, może wyskoczyć do ogrodów pałacowych króla Jana III Sobieskiego i Marysieńki albo wyrwać się na pobliskie łono natury i pojechać rowerem do rezerwatu Morysin lub na plażę nad Wisłą.

28.
Tak powinien wyglądać dom! Bajecznie! Spójrz, Danielu, to hotel na południowym wybrzeżu. Nazywa się Lawson Lodge. Zerknął jej przez ramię.
-To pałac pełen bezcennych antyków, Penny. Nie stać cię na taki dom. Wpędzisz się tylko w depresję.
- Marzenie to nie grzech. I nic nie kosztuje - Penny odstawiła filiżankę i oparła trójkątny podbródek na dłoni. Spojrzała na zdjęcie z tęsknotą w ciemnych oczach. Daniel wrócił do kuchni.
- Marzenia pomagają człowiekowi żyć, kiedy prawdziwe życie go zawodzi - mruknęła do siebie
Penny, przewracając kolejną stronę. Artykuł traktował o starym dworze na południowym wybrzeżu Irlandii, zbudowanym w dziewiętnastym wieku przez angielskiego lorda. Dziś potomkowie lorda gnieździli się w drogich londyńskich mieszkaniach, a dom został przerobiony na hotel. Szarą kamienną fasadę otaczał labirynt ozdobnie przystrzyżonych żywopłotów. Popękane ze starości kamienne donice przy drzwiach kipiały zielenią. Na trawniku, skoszonym w równe pasy, rozpierały się leniwie dwa psy o gładkiej czarnej sierści. Dalej wnętrze: rustykalna kuchnia wyposażona w tuziny miedzianych patelni wiszących na hakach nad wielkim piecem z niebieskich kafli. Książki kucharskie stojące równym rządkiem na malowanym walijskim kredensie. Słoiki domowego dżemu stygnące na parapecie. W oknach zasłonki w szerokie niebieskie pasy. I gwóźdź programu: olbrzymi salon o ścianach w nasyconej, zmysłowej czerwieni, stanowiących idealne tło dla wygodnych białych sof, rzeźbionych stolików pod lampy, ciężkich brokatowych białych zasłon i miękkich, obszytych frędzlami poduszek. Na ścianach stare olejne pejzaże w złoconych ramach. Tu i ówdzie na stoliku czarka potpourri lub domowych łakoci, grube albumy sztuki nowoczesnej, świeże kwiaty w szklanych wazonach. Gdzie nie spojrzeć - luksus. Penny westchnęła i delikatnie dotknęła zdjęcia, jak gdyby zamknąwszy oczy i otwarłszy je znowu mogła się znaleźć w tym pięknym pokoju i przez wielkie łukowate okno patrzeć ponad zielonymi figurami krzewów na rozciągający się w dole majestatyczny ocean. Nie usiadłaby nawet w fotelu, nie oparła się na pulchnej poduszce, by jej nie zgnieść. Oglądałaby obrazy i napawała się zapachem drogich kwiatów. Penny kochała piękne rzeczy. Piękno w każdej postaci koiło jej duszę.

29.
Przywykła do współpracy przy organizacji dużych imprez – od lat wykonywała na nie dekoracje kwiatowe – ale ślub w Darlington Hall był czymś absolutnie wyjątkowym, nawet jak na jej standardy. Kiedy po raz pierwszy przejechała przez bramę posiadłości swoim kabrioletem vw beetle, na widok majestatycznej rezydencji zabrakło jej tchu. Była jeszcze bardziej imponująca niż na fotografiach. Dom został zbudowany w stylu georgiańskim, z kolumnami przy drzwiach i stajniami opodal, a otaczające go tereny zielone rozciągały się na wiele kilometrów dookoła.

30.
Ten sam młody Pracownik działu administracji, który przywiózł mnie z dworca podczas pierwszej wizyty, także tym razem zabrał mnie na szybką kolację, a potem zawiózł do nowego lokum. Okazało się, że nie będę mieszkał w kamienicy, w mieszkaniu, które pokazano mi poprzednio, lecz w prawdziwej rezydencji – piętrowym domu jednorodzinnym z ośmioma pokojami. Dom położony był w głębi rozległego, wybetonowanego podwórza. Od głównej drogi osłaniały go salon i warsztat samochodowy oraz pusty magazyn dawnej huty szkła. Z drugiej strony otaczały go pola ryżowe. Lokalizacja zapewniała ciszę i prywatność. Nie było to całkowite odludzie, ale wieczorem, po zamknięciu okolicznych przybytków, praktycznie nikt się tu nie kręcił.
– W imieniu Prezesa i całego przedsiębiorstwa przepraszam za tę nieuzgodnioną z tobą i niespodziewaną zmianę – powiedział Pracownik działu administracji, oprowadzając mnie po nowym lokum. – Prezes uznał, że większy dom będzie lepiej służyć twojej rodzinie.


==========

Aktualizacja po zakończeniu konkursu:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 3233
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 32
Użytkownik: pawelw 01.05.2020 10:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw

Jak mawiają brytyjczycy - mój dom to moja twierdza. Zwłaszcza teraz, gdy już drugi miesiąc głównie siedzimy w domach. Nawet na majówkę można jechać co najwyżej do innego pokoju. 30 fragmentów dotyczących domów przygotowała Olimpia. Tym razem chyba nie będzie łatwo.

Zapraszam do konkursu.

A w ramach rozgrzewki można rozpoznać o kim mówi zdanie z humoru z zeszytów szkolnych: "... mieszkała w kamienicy pani Kolichowskiej, która była stara, trzypiętrowa i obdrapana".

Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 01.05.2020 16:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Uczciwie przyznaję, że konkurs nie jest łatwy, tym bardziej, że nie wszystkie książki mam ocenione (jeszcze ich nie doczytałam lub nie zamierzam ich kończyć). Jednak chętnie będę pomagać i mataczyć.

Zapraszam.
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 02.05.2020 11:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Uczciwie przyznaję, że ko... | OlimpiaOpiekun BiblioNETki
Już kilka osób odwiedza różne nieruchomości, co ciekawe tylko jeden dusiołek jest odgadywany prawie przez wszystkich.
Użytkownik: mika_p{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które! 03.05.2020 14:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Czy mógłby ktoś przypomnieć, jak się wysyła PW? Linki w poście konkursowym nie działają.
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 03.05.2020 15:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy mógłby ktoś przypomni... | mika_p{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które!
Wysłałam Ci PW, ale jeszcze dla innych podpowiem, że aby wysłać do mnie wiadomość, wystarczy kliknąć w mojego nicka, przeniesie Cię to na moją stronę i w narzędniku, gdy go rozwiniesz, to znajdziesz wyślij wiadomość.
Użytkownik: mika_p{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które! 03.05.2020 23:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Wysłałam Ci PW, ale jeszc... | OlimpiaOpiekun BiblioNETki
O, dziękuję! Byłam na Twojej stronie użytkownika, ale na narzędziownik nie wpadłam, szukałam go na stronach PW, a tam go nie ma :)
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 05.05.2020 12:32 napisał(a):
Odpowiedź na: O, dziękuję! Byłam na Two... | mika_p{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które!
Hej, wysyłałaś już do mnie PW?
Użytkownik: mika_p{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które! 05.05.2020 21:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Hej, wysyłałaś już do mni... | OlimpiaOpiekun BiblioNETki
Jeszcze nie :) Jak miałam czas w niedzielę, to BNetka padła na kilka godzin, a teraz nie mam.
Użytkownik: margines 03.05.2020 23:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Wysłałam Ci PW, ale jeszc... | OlimpiaOpiekun BiblioNETki
Swoją drogą to ten narzędnik powinien już być rozwinięty, a nie, żeby trzeba było domyślić się, że najpierw trzeba rozwijać go.
Strasznie to nieintuicyjne.
Użytkownik: pawelw 05.05.2020 00:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy mógłby ktoś przypomni... | mika_p{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które!
Poprawiłem linka, teraz już działa.
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 05.05.2020 11:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Okazuje się, że nie taki straszny konkurs jak go opisują :)

Tylko fragmenty 10, 13, 16, 19, 27 i 30 nie zostały jeszcze przez nikogo odgadnięte. Reszta przynajmniej przez jedną osobę została odwiedzona.

Kto jeszcze wybierze się z nami na spacer po różnych nieruchomościach? Zapraszam!
Użytkownik: ahafia 05.05.2020 12:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Okazuje się, że nie taki ... | OlimpiaOpiekun BiblioNETki
Ależ 13 to ja akurat znam, ale się nie odzywam, bo rozpoznaję tylko jeszcze jeden, czy dwa inne fragmenty.

13 mam w ocenionych i nawet ...hmmm, obawiam się, że jak podpowiem, to z grubej rury ;) Muszę pomyśleć nad czymś subtelnym ;)
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 05.05.2020 12:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ 13 to ja akurat znam... | ahafia
To wskakuj z odpowiedziami na PW.
Użytkownik: ahafia 05.05.2020 12:57 napisał(a):
Odpowiedź na: To wskakuj z odpowiedziam... | OlimpiaOpiekun BiblioNETki
Z dwiema książkami to się chyba nawet nagroda pocieszenia nie należy, ale wysłałam, jak kazali.
Użytkownik: Akrim 05.05.2020 18:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ 13 to ja akurat znam... | ahafia
Już podpowiedziałaś. :)) Dzięki!
Użytkownik: ahafia 06.05.2020 16:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Już podpowiedziałaś. :)) ... | Akrim
Proszę bardzo! Cieszę się, że się przydało:)
Użytkownik: Akrim 05.05.2020 18:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Ma ktoś 21, 22, 23? Jeśli tak , bardzo proszę o zamataczenie. :)
Użytkownik: Losice 05.05.2020 20:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Ma ktoś 21, 22, 23? Jeśli... | Akrim
21 - W tej nie powieści, bliżej bohaterce do Urszuli niż do Maryli.
Użytkownik: Akrim 06.05.2020 14:34 napisał(a):
Odpowiedź na: 21 - W tej nie powieści, ... | Losice
No, teraz to mi dopiero zabiłaś klina! :))
Skojarzyły mi się Urszula z rodu Buendiów i Maryla Cuthbert. Hm... ;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.05.2020 15:35 napisał(a):
Odpowiedź na: No, teraz to mi dopiero z... | Akrim
Maryla może być, natomiast Urszula ewidentnie nie ta. Nie powiem, że załapałam od razu... trochę to trwało, ale przecież nasze pokolenie zna ją doskonale, lepiej, niż tę od pułkownika. A gdyby tak jeszcze trochę pogadała, pośpiewała i pobiegała!
Użytkownik: Akrim 06.05.2020 15:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Maryla może być, natomias... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nie wiem... Chodzi o tę od dmuchawców, latawców? Nawet jeśli, to nie mam pojęcia o co chodzi. :( Chyba sobie odpuszczę.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.05.2020 16:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem... Chodzi o tę o... | Akrim
Nie, od taty pod drzewem...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.05.2020 15:39 napisał(a):
Odpowiedź na: No, teraz to mi dopiero z... | Akrim
A przy okazji, najlepsze życzenia biblionetkourodzinowe! Masy fajnych lektur i czasu na czytanie!
Użytkownik: Akrim 06.05.2020 15:52 napisał(a):
Odpowiedź na: A przy okazji, najlepsze ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję bardzo, Dorotko! :)
Użytkownik: Losice 06.05.2020 16:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję bardzo, Dorotko!... | Akrim
Też dużo, dużo najlepszych życzeń !!!!

A wracając do 21 - pomyśl bardziej poetycko (i kieruj się wskazówką dot)
Użytkownik: Akrim 06.05.2020 17:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Też dużo, dużo najlepszyc... | Losice
Dziękuję bardzo! :)

No, już wiem przynajmniej do której Urszulki bliżej bohaterce... Ale i tak nie wiem w jakim sensie. Że duch, dziecko, zmarła...? Ech, coraz większy miszung mam w łepetynie... ;(
I że nie powieść?.. Wspomnienia może?lit. faktu?
Użytkownik: Losice 06.05.2020 17:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję bardzo! :) No... | Akrim
Świetnie. Jesteś na dobrym tropie jeśli chodzi o gatunek - a jeśli chodzi o Urszulkę, to jej rola w polskiej literaturze i rola bohaterki są jednakie.
Użytkownik: Akrim 09.05.2020 14:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetnie. Jesteś na dobry... | Losice
Bohaterka rozszyfrowana. Dziękuję - i Tobie, i Dot. No i Olimpii, bo skierowała mnie na właściwy kurs. :))
Teraz pastwię się nad 22. Znam narodowość tatusia, wiem, że dusiołek to część serii... i nic więcej. ;( Pachnie mi to literaturą dla dzieci/młodzieży, ale może się mylę.
Użytkownik: Akrim 09.05.2020 18:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Bohaterka rozszyfrowana. ... | Akrim
Chociaż źle mi pachniało, mam. :)
Ktoś coś wie o 27 lub 30.
Wcześniejsze też mnie interesują - 8, 16, 19, 20.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.05.2020 19:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Chociaż źle mi pachniało,... | Akrim
Z tych ja też nie mam ani jednej :-(.
Użytkownik: mika_p{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które! 11.05.2020 21:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Chociaż źle mi pachniało,... | Akrim
Trudno będzie podpowiedzieć ci 20, bo nie jesteś fanką gatunku, aczkolwiek cenisz Mistrza.
Przy czym powyższe dotyczy raczej rodzeństwa dusiołka, bo ów został zakwalifikowany inaczej, choć łączy zarówno bohaterów, jak i miejsce akcji poprzedników.

A jeśli z zupełnie innej opowieści pamiętasz broszkę, która wpadła do stawu, mieniąc się, a potem znalazła się zaczepiona o szal - to w takim kolorze oczy ma jeden z tytułowych bohaterów.
Użytkownik: Akrim 12.05.2020 09:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Trudno będzie podpowiedzi... | mika_p{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które!
Dziękuję. :)
Już mam.
Teraz rozpracowuję 27. Niestety wciąż nie wiem, komu tak bardzo spodobał się Wilanów. :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: