Dodany: 30.04.2020 21:05|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

1 osoba poleca ten tekst.

Czytatka-remanentka IV 20


Sporo mi się w tym miesiącu nazbierało książek, które nie zmieściły się w recenzjach lub osobnych czytatkach - a o nich tutaj:

Poprawiny (Siedlecka Joanna) (5)
Tak jakoś wypadło, że prosto z amerykańskich szpitali, nękanych groźbą straszliwych chorób zakaźnych, na jakiś czas przeniosłam się lekturowo do PRL-u, ale już bez związku z epidemiami („Zarazę” Ambroziewicza czytałam stosunkowo niedawno, a grypa azjatycka na przełomie lat 60 i 70 nie była aż taka straszna, żeby o niej coś napisano). Autorkę tego zbiorku kojarzyłam głównie z reportażami biograficznymi z obszaru literatury, a tu niespodzianka – równie dobrej próby reportaże społeczne. Rewelacyjne: „Opowieści moralne” (o ludziach ubiegających się o adopcję dziecka), „Do obory” (o codzienności pracowników pegeerów), „Z igły widły” (o wstrząsających zwyczajach panujących w pewnym przedszkolu), „Co ludziom, to i nam” (o matce, która nie uważa się za nieszczęśliwą, choć ludzie mówią, że jej „się z dziećmi nie udało”), „Poprawiny”, „Pojedynka” i „Końcówka” (o życiu pensjonariuszy domów spokojnej starości), „Zrób pani przyjemność” (o przydatności wiejskiego bibliobusu). Bardzo dobre: „Więzienne dzieci” (o dzieciach urodzonych w zakładzie karnym), „Kanada” (o najemnych pracownikach rolnych), „Pokazówka” (o lekcji przygotowanej specjalnie dla wizytatora z kuratorium), „Będzie radość” (o akcji darów dla niezamożnych), „Wysypisko” i „Świrus”(o uczniach szkoły specjalnej). Niezłe: „Dziewczyna ze złego domu” (o pensjonariuszce poprawczaka), „Na końcu świata” (o ośrodku wychowawczym dla chłopców) i „Niepoważni” (o twórcach świetlicy środowiskowej; pada tam dobrze wszystkim znane nazwisko Jerzego Owsiaka, któremu – wówczas dwudziestoczteroletniemu – zarzucono, iż „nie tylko jest bez stałej posady, ale ma wyłącznie średnie wykształcenie i nie powinien, w związku z tym, nawet się tu pojawiać”[169]”). Dobre pióro, a obrazy naprawdę warte uwiecznienia!

Autobiografia (Kuroń Jacek) (4)
Z czterech wspomnieniowych książek Jacka Kuronia, po latach pomieszczonych w jednym tomie, dawno temu czytałam „Wiarę i winę”, którą oceniłam wysoko nie tyle ze względu na walory literackie – bo wspomnienia osób niebędących pisarzami rzadko je miewają w takim stopniu, żeby to zaważyło na całościowym wrażeniu – ile na szczerość, z jaką autor przyznawał się do swoich omyłek ideologicznych (jakoś tak mam, że od zawsze bardziej podziwiam ludzi, którzy, angażując się w coś, popełniają błędy, a potem potrafią się do nich przyznać i je przeanalizować, niż takich, którzy się dyskretnie podsuwają z boku, patrząc, czy wiatr rozpętany przez tych pierwszych wieje we właściwą stronę, a jeśli tak, łapią go w żagle i podfruwają ku zaszczytom w glorii własnej nieomylności) i na to, jak pięknie w niej pisał o miłości:
„Jeśli (…) pokochasz tę jedną jedyną, to grozi wam, że się zamkniecie na wszystko poza wami. Od tego też może umrzeć wasza miłość. Jeśli sacrum będzie dla ciebie ona, a dla niej ty, to wszystkie inne sprawy waszego życia będą dla was nieważne. Tymczasem poza tym jednym jedynym momentem, kiedy całym światem jest ciało drugiego człowieka – nasza miłość żyje sprawami, które wspólnie robimy, przeżywamy. Jeśli zaś kruche i miałkie będzie to, czym żyje wasza miłość, to i ona będzie krucha i miałka, a trzeba, żeby nas przerastała. Możliwe to jest tylko wtedy, gdy to, co nas łączy, co robimy razem, ważniejsze jest od nas obydwojga (167, WiW).
Pozostałe trzy („Gwiezdny czas”, „Moja zupa” i „Spoko, czyli kwadratura koła”, obejmujące ostatnie lata przed zmianą ustroju i pierwszych kilka lat III RP) czekały długo, zabrałam się do nich wiosną zeszłego roku i czytałam na raty po parę stron, pod koniec na przemian z czytaną w ten sam sposób biografią „Jacek”. W porównaniu z „Wiarą i winą” każda z nich zawiera nieco mniej refleksji, a więcej szczegółowych opisów wydarzeń, bogatych w nazwiska i fakty, i każda jest cokolwiek bardziej chaotyczna, więc choć pisane ładną polszczyzną, trudno je zaliczyć do lektur porywających. Ale wszystkie cechuje ta sama szczerość („Cała ta książka jest o tym, co robiłem źle. Ale ona jest także o tym, że nie jest tak, że po prostu przyjdzie mądry i zrobi dobrze” [742, MZ]) ta sama tendencja do zrzucania winy za cokolwiek raczej na siebie, niż na innych. Razem robią większe wrażenie, niż osobno – bardziej się czuje, że to ważny fragment historii Polski, lepiej się rozumie, dlaczego autor tak, a nie inaczej się w tę historię wpisał.

Jacek (Bikont Anna, Łuczywo Helena) (5)
Lubię biografie, które ani nie są pisane na kolanach, ani nie sprawiają wrażenia, że pisano je głównie po to, by dokopać komuś, kto się już bronić nie może. Jeśli za pisanie biografii biorą się osoby blisko związane z jej podmiotem, ta druga opcja raczej nie wchodzi w grę, za to zawsze istnieje ryzyko przesady w odwrotnym kierunku: w końcu, jeśli się człowiek z kimś przyjaźni, znacznie łatwiej mu dostrzegać zalety, niż wady, łatwiej pochwalić za drobiazg niż zganić za gruby błąd. Tu autorki starały się zachować maksymalny obiektywizm, choć nie da się nie wyczuć sympatii, z jaką piszą o swoim dawnym koledze z opozycji. Nie udają, że od urodzenia do śmierci nie popełnił żadnej gafy, żadnego błędu, nie zrobił nikomu przykrości, nie dał się nikomu we znaki – i nie dyskredytują jego zasług „za karę” za to, że wcześniej zaangażował się w politykę po mniej właściwej stronie albo, że dla swoich bliskich był, powiedzmy oględnie, niełatwy w pożyciu. Jeśli w opowieściach o swojej rodzinie czy własnej przeszłości z czymś przesadził, coś przekręcił albo czegoś nie dopowiedział – korygują to stanowczo, lecz z taktem. Co równie ważne, starannie porządkują fakty, nakreślając ich tło na tyle bogato, że prócz rzeczywistej biografii Kuronia otrzymujemy całkiem przyzwoitą historię KOR-owskiej i Solidarnościowej opozycji, poukładaną chronologicznie o wiele spójniej, niż to uczynił sam Kuroń w swoich wspomnieniach.

Jego portret: Opowieść o Jonaszu Kofcie (Derlatka Piotr) (5)
I znów PRL, w którym prawie całe swoje życie (za wyjątkiem kilku lat wojennych) przeżył jeden z wspaniałych poetów piosenki. Prawie całe też to życie było w jakimś stopniu nieszczęśliwe, nie z winy ustroju nawet (choć ten też miał w tym swój udział, stwarzając sytuacje, jakie wrażliwemu człowiekowi o szczególnie kłopotliwym, żydowsko-ukraińskim rodowodzie musiały mocno ciążyć), ale z powodu zaszłości rodzinnych, a potem przekleństwa tak często towarzyszącego artystom: alkoholu. Szczególnie mnie poruszyła historia śmierci poety. Pisano o tym w prasie, ale po raz pierwszy poznałam detale tej sceny i doznałam szoku: to jest po prostu jakiś horror, człowiek się krztusi przy stole, osuwa się na ziemię, siedząca z nim osoba uznaje, że widać jest pijany, zabiera swoje rzeczy i wychodzi z klubu, inni zaś zwracają uwagę, że coś jest nie tak, dopiero, gdy zaczyna sinieć! Można zgadywać, czy, gdyby wcześniej wielu z obecnych nie było świadkami jego alkoholowych ekscesów, reakcja byłaby taka sama? Ale żeby nikt nie odróżnił nagłej utraty przytomności od pijackiego snu? Straszne…
Wracając do samej biografii – solidna, bogata w detale (włącznie z genealogią, w którą autor wgryzł się głębiej, niż sam bohater) i mnóstwo ilustracji: fotografii, reprodukcji dokumentów, plakatów, rękopisów wierszy/piosenek. Dla miłośników poezji Kofty – pozycja obowiązkowa.

Opowieści (Kossak Simona) (5)
Zbiorek uroczych gawęd o zwierzętach (głównie krajowych, ale nie tylko) – jak się porozumiewają ze sobą i z człowiekiem, jakie mają zwyczaje służące przedłużaniu gatunku, jak dbają o potomstwo itp. Pięknie opowiedziane i z pięknymi zdjęciami (biała niedźwiedzica z młodym – cudo!).

Balzac i chińska krawcówna (Dai Sijie) (5)
Urocza, poetycka opowieść o dojrzewaniu, miłości i literaturze w ciężkich czasach, jakimi bez wątpienia były czasy „rewolucji kulturalnej” w Chinach. Dwaj licealiści, synowie lekarzy, zostają zesłani na „reedukację” do zapadłej wioski w górach, gdzie miejscowi chłopi mają ich oduczać inteligenckich nawyków. Życie we wsi jest przerażająco jałowe i monotonne – aż do chwili, gdy chłopcy odkrywają, że ich znajomy, przebywający z tegoż powodu, co oni, w innej wiosce, skrywa w swojej izbie walizkę pełną francuskich powieści, ocalonych przez rodziców-literatów przed unicestwieniem przez wiernych realizatorów idei przewodniczącego Mao. Młodzieniec zwany Okularnikiem nie ma najmniejszego zamiaru użyczyć kolegom swoich zasobów, trzeba więc z ich strony niemałych starań, by weszli w posiadanie jednej cieniutkiej powieści Balzaka. Zachwyt jest tak wielki, że narrator przepisuje fragment książki na swojej kurtce. Jeszcze większego oczarowania doznaje córka miejscowego krawca, której chłopcy udostępniają swój sekret. Toteż gdy trafia się okazja, postanawiają zdobyć całą zawartość walizki, by w oparciu o nią pomóc dziewczynie, tak różnej od pozostałych prowincjuszek, w nabyciu wiedzy o ludzkiej duszy i rozwinięciu wyobraźni. Ale nie przypuszczają, że dając krawcównie tę możliwość, sami sobie coś odbiorą…
Pięknie to napisane, a jedynym mankamentem – dla mnie przynajmniej – są zbyt lakoniczne opisy postaci, wobec czego trudno je sobie wyobrazić (brak ten nadrabia co prawda ekranizacja, ale nie każdy czytelnik miał ją możliwość poznać, bo film był emitowany króciutko i tylko na jednym kanale).



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 380
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: