Dodany: 28.04.2020 22:44|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Australczyk
Orzeszkowa Eliza

3 osoby polecają ten tekst.

Powtórka nie tyle z rozrywki, co z pozytywistycznej dydaktyki


Praktycznie nigdy nie zapamiętuję kolejności publikacji dzieł danego autora, jeśli było ich więcej, niż można zliczyć na palcach jednej ręki; czasem wbije mi się w pamięć pierwsze, od którego zaczęła się jego spektakularna kariera, czasem ostatnie, będące ukoronowaniem czy podsumowaniem całej twórczości, ale to wszystko. Toteż czytając „Australczyka” sądziłam, że jest to jedna z najwcześniejszych powieści Orzeszkowej, stanowiących ledwie wprawkę do utworów wielkich i ważnych – i jakże się omyliłam! Pisząc ją, autorka miała już za sobą opublikowanie swoich najsłynniejszych tytułów: „Pamiętnika Wacławy”, „Marty”, „Dziurdziów”, „Meira Ezofowicza”, „Chama” i przede wszystkim „Nad Niemnem”, które ukazało się osiem lat wcześniej.

Ta nieduża książeczka, wydana przed stu dwudziestu czterema laty przez polską księgarnię w Petersburgu, opowiada historię młodego człowieka, szukającego swojej drogi w życiu. Ojciec Romana przetracił cały majątek i zmarł w biedzie, jego zaś – wówczas dwunastoletniego – przygarnął i wykształcił stryj, a później zaopiekowała się nim bogata dalsza krewniaczka. Dzięki temu ukończył studia prawnicze, okopał się na bezpiecznej posadzie – gdzie „pomimo, że w pracy biurowej nie znajduje nic wcale ponętnego, że owszem, wydaje mu się ona suchą, nudną i prawie nic z siebie nie wydającą, usiłuje być urzędnikiem wzorowym, pochlebia sobie, że jest takim i wie, że za takiego poczytują go zwierzchnicy”[1] – i postępuje „tak, jak w jego środowisku czynią wszyscy”[2], to jest, czas poza pracą przepędza w apartamentach kobiet ze środowiska artystycznego, chętnych na niezobowiązujące związki, oraz na salonach, prowadząc powierzchowne rozmowy o finansach i sztuce. I stale mu czegoś brakuje. Jak mu się zdaje, głównie pieniędzy, bo „bo w społeczeństwach cywilizowanych wymagania od życia tak wzrosły, że zaspokoić je mogą naprawdę tylko góry złota. Sprawia to zresztą ludzkości korzyść oczywistą, bo potrzeby ogromne sprowadzają wysilenia ogromne, z których powstaje postęp na wszelkich polach...”[3]. Baronowa Klara dobrze o tym wie i dlatego czyni starania, by załatwić mu bardziej obiecujące stanowisko. Zanim jednak Roman je obejmie, uda się z wizytą do tak dawno nieodwiedzanego domu stryjostwa, gdzie stanie oko w oko z obiektem swego pierwszego młodzieńczego uczucia – daleką kuzynką Ireną, wychowanicą stryja – oraz towarzyszami chłopięcych zabaw: stryjecznym bratem Stefanem i sąsiadem Kazikiem, którzy się ogromnie od tamtych czasów zmienili, przynajmniej takie odniesie wrażenie. A kiedy spojrzy na świat z wcześniej niedocenianej, a obecnie zupełnie zapomnianej perspektywy, zda sobie sprawę z czegoś, co w gruncie rzeczy cały czas wiedział, lecz spychał w podświadomość, oczarowany blichtrem świata, w którym obracał się pod opiekuńczymi skrzydłami Klary…

Tym, którzy trochę znają twórczość Orzeszkowej, Roman bez wątpienia wyda się męskim odpowiednikiem tytułowej bohaterki „Pamiętnika Wacławy”, stryj Romuald i Stefan – duchowymi krewniakami hrabiego Witolda z tejże powieści i Wicia Korczyńskiego z „Nad Niemnem” (przy czym w Romualdzie można się i pewnych cech Benedykta dopatrzeć), stryjenka Paulina – mniej karykaturalną wersją Emilii Korczyńskiej, baronowa Klara zaś równie dobrze mogłaby być jedną z tych dam, które Wacia spotyka w środowisku matki, i tak dalej. Same te podobieństwa nie byłyby niczym złym, tylko, że… tutaj praktycznie wszystkie charaktery ograniczone są do najważniejszych rysów, niezbędnych dla ukazania propagandowej tezy o duchowej przewadze tych, którzy przedkładają ciężką pracę u podstaw i małe wymagania materialne nad brylowanie w wytwornych salonach i napędzanie błędnego koła zysków i wydatków.

Samą fabułę dałoby się zamknąć w połowie objętości, reszta to właściwie powtarzanie tych samych myśli innymi słowami. Jest co prawda trochę opisów tak prawie barwnych i kunsztownych, jak w „Nad Niemnem” („Drzewiaste i rozgałęzione łodygi cykorji, z poprzyczepianemi do nich gwiazdami błękitnych kwiatów, rosły na niej tak gęsto, że nadawały jej kolor błękitny, który gdzieniegdzie centkowały krzaki rumianków żółtych, wysokie baldachy białych biedrzeńców i marchwi, szkarłatne kity szczawiów grubych jak miotły [4]”), ale też sporo patosu („nie świat jest naszym sługą i podnóżkiem, ale my jesteśmy sługami cierpień ludzkich i idej boskich”[5], „z pod krzyża oblicze, uwieńczone cierniami i krwią ociekające, zdawało się także pochylać coraz niżej, coraz niżej i na padół, wrzący krzykiem błagalnym, lać szept ofiarny”[6], „w życiu srogiem jest też miłosierdzie wielkie, które na ofiary ludzkie leje balsamy łagodzące”[7]). A dodatkowo męczy archaiczna pisownia (prócz przykładów zawartych w przytoczonych wyżej cytatach, są i takie okropnie rażące dziś słowa, jak „módz”[8] czy „zblizka”[9]), czego nie sposób uniknąć, bo i egzemplarz drukowany, którego mi użyczono, i postać scyfryzowana w Wikiźródłach pochodzą z tego samego wydania z roku 1896…

[1] Eliza Orzeszkowa, „Australczyk”, wyd. Księgarnia K. Grendyszyńskiego, 1896, s. 24.
[2] Tamże, s. 22.
[3] Tamże, s. 35.
[4] Tamże, s. 225.
[5] Tamże, s. 306.
[6] Tamże, s. 377.
[7] Tamże, s. 384.
[8] Tamże, s. 11.
[9] Tamże, s. 271.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 556
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: jolekp 29.04.2020 20:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Praktycznie nigdy nie zap... | dot59Opiekun BiblioNETki
Mam bardzo podobne wrażenia z tej książki - nie da się ukryć, że to pozytywizm na pełnej petardzie. Aczkolwiek i tak najbardziej ze wszystkiego zapadła mi w pamięć ta pasztetowa metafora:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 29.04.2020 20:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam bardzo podobne wrażen... | jolekp
I chińskie parawaniki :-).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: