Dodany: 27.04.2020 18:48|Autor: Krzysztof

Czytatnik: Zapiski

2 osoby polecają ten tekst.

O pisaniu listów


190420
Pisałem już, ale się powtórzę: listów nie zaczynamy słowem „witam”.
To słowo nie tylko brzmi protekcjonalnie, ale i po prostu nie pasuje do okoliczności.
Szukając wyjaśnienia innej mojej wątpliwości językowej, a często je miewam, znalazłem w poradni językowej PWN odpowiedź na zapytanie czytelnika.

„Zwrot do adresata w formie Witam słusznie wywołuje Pana negatywną reakcję, ponieważ wyraża wyższość nadawcy wobec odbiorcy, co nie zawsze odpowiada rzeczywistej relacji łączącej partnerów korespondencji (z moich obserwacji wynika, że częściej jej nie odpowiada, niż odpowiada). Stosownie użyta forma Witam / Witamy dotyczy tylko takich sytuacji, jak powitanie gości przez gospodarzy czy powitanie odbiorców radiowych i telewizyjnych wypowiadane przez prowadzących audycje.

Małgorzata Marcjanik, prof., Uniwersytet Warszawski”

Dokładnie tak. Proszę zwrócić uwagę na podpis. Profesura jest najwyższym stopniem naukowym, czyli pani Marcjanik dobrze wie, jak być powinno i dlaczego tak, a nie inaczej.
Rzadko poddaję się ocenom autorytetów, jednak gdy inny profesor (też na stronie PWN) uznał, że Internet powinno się pisać wielką literą, staram się tak pisać, mimo swoich wątpliwości. Bo ja nie jestem, jak on, polonistą z tytułem profesora.
Chciałem też zwrócić uwagę na ostatnie słowo wypowiedzi pani Marcjanik, na słowo „audycje”, obecnie właściwie już nieużywane, zastąpione słowem „program”.
Program jest zestawem audycji, a nie audycją. Mówić o programie w sensie audycji to trochę tak, jak mówić o zjedzeniu menu w restauracji.
Słowo ma oczywiście i drugie znaczenie: program komputerowy, ale to wyrażenie coraz częściej jest zastępowane słowem aplikacja. Tak więc w nowej polszczyźnie zarówno program komputerowy, jak i złożenie podania (mówi się o aplikowaniu), a na dokładkę technika naszywanych zdobień, mają taką samą nazwę, właśnie aplikacja. Dziwna to dla mnie polszczyzna.

Oto jak ją postrzega polonista:

„Aplikować ma w polszczyźnie kilka znaczeń, ale jeśli ktoś mówi „Jan Kowalski aplikuje do Policji” albo „Jan Kowalski aplikuje o pracę”, to mówi raczej po angielsku niż po polsku. Owszem, możemy złożyć aplikację o coś, np. o wizę, ale i tu prościej i zrozumialej byłoby złożyć wniosek lub podanie.
Mirosław Bańko, PWN”

Drugi głupi zwyczaj, to kończenie każdego listu słowem „pozdrawiam”. Lekki ton wyższości i zażyłości tutaj także pobrzmiewa – zupełnie niepasujący w liście do obcej osoby. To słowo można napisać na pocztówce wysyłanej znad morza, albo w liście do kolegi, a nie w każdej korespondencji. Dostaję list ze sklepu, są w nim trzy słowa, ale nadawca koniecznie musi mnie pozdrowić. Gdyby jeszcze postarał się o formę, ale gdzież tam! Po prostu jedno słowo. Pozdrawiam – i już. Jeśliby napisał „Życzę panu zdrowia w tych trudnych czasach”, przyjąłbym mile te słowa uznając je za dobrze napisane, ale tak nie jest. Ludzie niby pozdrawiają, ale szkoda im 15 sekund na jego wyrażenie, oni chcą pozdrowić mnie w dwie sekundy.
W nosie mam takie ich pozdrowienia, bo są nieszczere. Zwłaszcza, jeśli tekst listu nie jest przychylny albo po prostu rzeczowy. Szczytem lekceważenia odbiorcy listu jest skracanie tego jednego słowa do czterech liter: Pzdr.

Nie jestem nauczycielem, ale będąc Polakiem mam prawo, a nawet pewnego rodzaju obowiązek, dbać o swój język ojczysty, dlatego pozwolę sobie na parę sugestii.

W naszym języku właściwie trudno rozpocząć list, zwłaszcza króciutki list służbowy. Pisząc do obcej osoby, najwłaściwiej jest napisać tradycyjne powitanie „Dzień dobry”. List do osoby, z którą prowadzimy korespondencję, także służbową, można, jeśli kontakty układają się dobrze, napisać „Dzień dobry, Pani Ewo”, chociaż uważam, że takie pisanie słowa „Pani”, wielką literą, pasuje tylko w wyjątkowych okolicznościach.
Ze znajomymi różnie: cześć, hej, Myszko, albo na sto innych sposobów, zależnie od stopnia zażyłości.
Zakończenie listu też może być różne. Tradycyjna formuła „Z poważaniem” pasuje i teraz, ale nie w każdym liście, raczej w liście do osoby faktycznie poważanej, na której nam zależy lub mającej wysokie stanowisko w hierarchii społecznej. Listu do koleżanki tak nie zakończę, ale do Olgi Tokarczuk jak najbardziej.
W zwykłych notkach służbowych ten zwrot byłby nadęty i zafałszowany, w nich wystarczy sam podpis imieniem i nazwiskiem, ewentualnie z podaniem nazwy pełnionej funkcji lub dodając coś przed podpisem, na przykład „W oczekiwaniu na szybką odpowiedź”.
Jeśli się chce, można zakończyć list na wiele dobrych sposobów, tylko na ogół się nie chce, albo ludziom jest to obojętne. Bezrefleksyjnie piszą te swoje paskudne formułki, bo, jak się tłumaczą, wszyscy tak piszą.
Wszyscy dłubią w nosie, ale nie może to być usprawiedliwieniem dłubania publicznego.

Napiszę o jeszcze jednym rozpowszechnionym zwyczaju, chociaż akurat tutaj miewam wątpliwości, ponieważ piszą tak i osoby dobrze znające nasz język.
Typowy list zaczyna się teraz słowem lub słowami powitania, następnie przecinkiem i treścią listu pisaną małą literą od nowego wersetu.
Odbieram ten zwyczaj jako nieoczekiwanie odpowiedzi na powitanie i zaczynanie listu małą literą. Pisemnym wyrazem tego oczekiwania jest dla mnie kropka. Na niej się zatrzymujemy po przywitaniu, symbolicznie dając czas na odpowiedź, a list zaczynamy, jak każde nowe zdanie, wielką literą.
Często także w rozmowach telefonicznych słyszę to nieoczekiwanie odpowiedzi na powitanie: ludzie mówią np. „dzień dobry” i bez chwili przerwy mówią, co chcą powiedzieć. Mało tego! Kiedy ja w ten sposób pozdrowię swojego rozmówcę i zaczekam na odpowiedź, nierzadko słyszę ją z opóźnieniem, albo nutą z zdziwienia czy zaskoczenia w głosie.

Wypada mi zaznaczyć, że nie ogłaszam tutaj prawd ex cathedra, piszę o swoich zasadach, a profesorem nie jestem, więc znawca języka może wytknąć mi jakiś błąd. Wiem jednak, że nawet jeśli będą rozbieżności, to niewielkie.

Dopisek a propos.
W warsztacie zobaczyłem plastikowy pojemnik bez etykiety. Ktoś napisał flamastrem „będzyna”. Z drugiej strony inny poprawił na „bęłdzyna”. Później okazało się, że ten drugi napis był dowcipem kogoś, kto wie, jak się pisze. Ten kolega podał mi przykład napisu, który ostatnio zauważył w pracy: priśnic. Kiedyś chciałem zapisywać przykłady tej okropnej twórczości słownej, ale nie zapisywałem; szkoda, bo przez wszystkie lata tutaj przepracowane zebrałbym niemały słowniczek. Pamiętam jednak pierwsze dwa słowa, z jakimi się zetknąłem: pszut i pszewut.

Dopisek wcale nie a propos.
Parę tygodni temu przeczytałem dwie zupełnie odmienne w swojej wymowie wiadomości. Oto one:

„Ksiądz Tadeusz Guz, wykładowca KUL, na antenie TV Trwam przekonywał, że na mszy nie można się zarazić, gdyż w akcie świętym wirusy nie mogą się roznosić, a jak Polska będzie "bogata Bogiem" to wygra z epidemią. Wg Guza kapłan nie może zarażać, bo jego dłonie są konsekrowane w sposób nadprzyrodzony.”

„Wiesław Nowak, właściciel krakowskiej firmy montażowo-remontowej Novmar wyczarterował samolot, by ściągnąć do kraju swych 45 pracowników ze zlecenia w Hiszpanii, gdyż byli oni zaniepokojeni epidemią. Samolot zorganizował w 2 dni. Następnie wynajął wszystkim mieszkania na 2 tyg. kwarantanny przed powrotem do rodzin.”

Kiedy powiedziałem koledze w pracy o słowach księdza, ten wyraził zdziwienie, że istnieje jeszcze taka ciemnota. Wagi jego słów dodaje fakt bycia przez niego praktykującym katolikiem.
Słowa księdza odbieram nieco inaczej. Są dla mnie przykładem niszczącego myślenie wpływu religii. Rozdzielam tutaj prywatną wiarę ludzi w Boga, od instytucji religijnych wymyślających dziwaczne dogmaty.
Ten człowiek po prostu wierzy w to, co mówi. Sama w sobie taka wiara nie jest zła, ale może być niebezpieczna.
Nie znajduję zasadniczych różnic między poglądem tego uniwersyteckiego (sic!) wykładowcy, a wiarą tych muzułmanów, którzy giną w samobójczych zamachach, wierząc w spodobanie się Bogu ich czynu.
Władze KUL powinny, w obronie swojej opinii jako ośrodka uniwersyteckiego, stanowczo zakazać wygłaszania takich bzdur swojemu pracownikowi.
A panu Nowakowi bije brawo. Jest jednym z nielicznych porządnych biznesmenów.
Ciekawe, czy pracownicy ściągnięci z Hiszpanii odwdzięczą się dobrą pracą, a powinni.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2822
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 29
Użytkownik: Raptusiewicz 27.04.2020 20:59 napisał(a):
Odpowiedź na: 190420 Pisałem już, ale ... | Krzysztof
"Ksiądz Tadeusz Guz, wykładowca KUL, na antenie TV Trwam przekonywał, że na mszy nie można się zarazić, gdyż w akcie świętym wirusy nie mogą się roznosić (...)". Chyba więcej ludzi myśli w podobny sposób. Brr.
Użytkownik: misiak297 27.04.2020 21:05 napisał(a):
Odpowiedź na: "Ksiądz Tadeusz Guz, wykł... | Raptusiewicz
Ciekawe, jak ów ksiądz wytłumaczy, że wśród pierwszych w Polsce ofiar koronawirusa byli m.in. księża...

Dla mnie takie słowa brzmią jak dowcip.
Użytkownik: Raptusiewicz 27.04.2020 21:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciekawe, jak ów ksiądz wy... | misiak297
Ale jest w tym jakaś logika: bóg chroniący swoich wyznawców. Niestety :/
Użytkownik: Krzysztof 27.04.2020 22:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale jest w tym jakaś logi... | Raptusiewicz
Raptusiewiczu, oczywiście, że jest ich więcej, o czym wszyscy wiemy, i nadal mają wpływ na społeczeństwo, chociaż na szczęście malejący z pokolenia na pokolenie.
Słowa o bronieniu „swoich” przez Boga chrześcijan, a już zwłaszcza katolików, zawierają gorzką prawdę o nich, bo przecież wiara w obronę ich, wierzących, jest dość rozpowszechniona u nich.
W moim odbiorze pomniejszają w ten sposób dobroć boską. Tę, o której mówią jednocześnie, że jest nieskończona. Ma tutaj zastosowanie dogmat o wierze jako czynniku koniecznym do ocalenia i zbawienia. Gorycz jest i tutaj, tkwi w niedostrzeganiu przez nich tworzenia obrazu Boga na swoją modłę: swoich bronimy, reszta się nie liczy.
Ze splotu tego rodzaju dziwnych „prawd” wyrastają później tacy Guzowie.
Dobrze, że minęły te czasy, w których wszyscy musieli im przytakiwać w obawie przed represjami.
Użytkownik: Raptusiewicz 27.04.2020 22:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Raptusiewiczu, oczywiście... | Krzysztof
"Gorycz jest i tutaj, tkwi w niedostrzeganiu przez nich tworzenia obrazu Boga na swoją modłę: swoich bronimy, reszta się nie liczy". Prawda, mogę się podpisać.
Użytkownik: Pingwinek 27.04.2020 23:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale jest w tym jakaś logi... | Raptusiewicz
Tak, ale wiara w to, że Bóg ochroni swoich wyznawców przed chorobą (czy innym złem występującym na świecie), nie jest dogmatem. To raczej przejaw myślenia życzeniowego, a także oznaka niedouczenia. Religia katolicka nie obiecuje członkom Kościoła ani szczególnej ochrony, ani innych ziemskich "przywilejów". Wiernych ma czekać niepojęte szczęście w przyszłym życiu. W rozdawaniu przez Opatrzność dóbr doczesnych brak selekcji.
Użytkownik: Krzysztof 28.04.2020 18:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, ale wiara w to, że B... | Pingwinek
Pingwinku, kiedy przeczytałem opublikowany swój komentarz, przyszło mi do głowy, że ktoś zwróci mi uwagę na moje uproszczenie. Bo i faktycznie, ochrona wiernych przez Boga dogmatem w sensie oficjalnego uznania przez Kościół nie jest, ale przecież funkcjonuje w powszechnej praktyce, a przejawia się chociażby modlitwami w określonej intencji. Uznanie ich skuteczności, a więc specjalnego potraktowania przez Boga, nie jest li tylko przejawem religijności tych niedouczonych, jak napisałaś, ponieważ zalecane są i praktykowane oficjalnie przez Kościół.
Użytkownik: Pingwinek 28.04.2020 23:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Pingwinku, kiedy przeczyt... | Krzysztof
Ale modlitwy w określonych intencjach, które praktykuje i zaleca Kościół, nie mają charakteru handlu wymiennego. Modlitwy mają na celu powierzenie intencji Bogu, zakładają nadrzędność Boskiej woli. Chodzi o oddanie Bogu siebie i wszystkich swoich trosk, o zbliżenie się do Boga, zaufanie Bożej mądrości, dobroci i miłości. O skuteczności modlitwy wyrokuje się nie na podstawie faktu spełnienia/niespełnienia czyjegoś życzenia, ale owoców, które modlitwa przyniosła, np. znalezienia spokoju wewnętrznego albo poczucia wspólnoty z bliźnimi. Przekonanie funkcjonuje w powszechnej praktyce, ale to nie Kościół obiecuje szczególne potraktowanie przez Boga modlących się i wysłuchanie (w znaczeniu "spełnienie") ich próśb, to ludzie tak (czyli bardzo po ludzku) sobie tłumaczą. Mnie też wpajano (starsze pokolenia wychowujące mnie od maleńkości albo nieporadni katecheci unikający odpowiadania na pytania wprost) od dziecka z gruntu fałszywe wyobrażenia, do sprostowania których dochodziłam potem latami i w dramatyczny sposób. Porzuciwszy wszelką nadzieję (na to, że wytrwałą modlitwą, poświęceniem, wyrzeczeniami itd. jestem w stanie moje marzenia, piękne i czyste, "wymodlić"), zrozumiawszy ostatecznie, jak działa wiara w Boga, wiara Bogu ("bądź wola Twoja"), odeszłam od Boga i straciłam wiarę (choć wolę mówić - bo to bliższe prawdy - że uświadomiłam sobie, że nigdy naprawdę nie wierzyłam, byłam jedynie bardzo religijna). Ale to nie wina Kościoła (tego czy tamtego księdza pewnie tak), że ja, Ty czy ktokolwiek inny przerabia coś na swoją modłę albo wybiera wyłącznie to, co pasuje. Zamiast błądzić w gąszczu różnych (niejednokrotnie nieprawdziwych albo sprzecznych ze sobą) przekonań, należy zgłębić nauki Kościoła, żeby świadomie Boga/Kościół uznać, odrzucić, podać w wątpliwość... Zresztą dotyczy to chyba wszystkich religii świata?

Piszę naturalnie w wielkim uproszczeniu, to nie najlepsze miejsce na teologiczne dyskusje, jednak czułam się w obowiązku zareagować na stwierdzenie niezgodne z doktryną.
Użytkownik: Krzysztof 27.04.2020 22:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciekawe, jak ów ksiądz wy... | misiak297
Tak, Misiaku, jak dowcip, ale trzeba dodać, że wielce ironiczny i ośmieszający dowcip.
W tych słowach wyraźnie widać potwierdzenie znanej prawdy: wiara nie opiera się na wiedzy i faktach, dlatego niezgodność z nimi jej nie podważa. Ludzie myślący tymi kategoriami zawsze znajdą swoje przekonywujące dowody na nieistnienie sprzeczności między dogmatami wiary a rzeczywistością. Ot, pierwsze z brzegu: Bóg powołał do siebie tamtych księży, bo tak chciał. Jego wola, amen. Albo: zgrzeszyli, na przykład zbyt małą wiarą.
Pierwsze źródło łatwo nam wskazać, a jest nim dogmat o wszechprzyczynowości Boga. Dogmat niemożliwy do utrzymania na gruncie logiki, ale osobom wierzącym ten fakt nie przeszkadza.
Wypada zaznaczyć, że nie wszystkim. Znam ludzi tak mądrze wierzącym, że bywa, iż zazdroszczę im.
Tyle że ich Bóg tylko z miana jest tym, w który wierzą ludzie pokroju Tadeusza Guza.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 28.04.2020 09:29 napisał(a):
Odpowiedź na: 190420 Pisałem już, ale ... | Krzysztof
Krzysztofie, nie wiem, czy Cię rozczaruję, czy wręcz przeciwnie, ale KUL szybko odciął się od jego słów; tu jest np. informacja z 30.III:

opoka.news/kul-odcina-sie-od-wypowiedzi-ks-prof-t-guza

Wg nauczania Kościoła podczas Eucharystii skład chemiczny i właściwości fizyczne hostii pozostają takie same. Zachodzi natomiast transsubstancjacja, czyli zmiana jej "substancji" - w sensie arystotelejskim, zmienia się jej istota, rzecz sama w sobie. Nie zmieniają się jej obserwowalne cechy materialne. Nie ma żadnych teologicznych powodów by wątpić w to, że konsekrowana hostia może przenosić zarazki.

Co do samego wypowiadania różnych kontrowersyjnych tez - bywa wielu takich księży, wielu z nich jest szybko stawianych do pionu, jak np. Natanek czy (skrajnie) Międlar, także i w drugą stronę, jak Lemański.
Użytkownik: Krzysztof 28.04.2020 18:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, nie wiem, cz... | LouriOpiekun BiblioNETki
Oczywiście, że z satysfakcją dowiaduję się od Ciebie o reakcji władz KUL. Nie tylko dlatego, żem urodzony lublinianin, ale i obywatel tego kraju. Z tych powodów zależy mi na utrzymywaniu odpowiednich standardów naukowych przez polskie uniwersytety.
Tak, wiem o transsubstancjacji. Jak na ateistę wiem sporo o tej religii, więcej, niż zdecydowana większość wiernych.
Ich problemem, jak i całego chrześcijaństwa w katolickim wydaniu, jest właśnie brak wystarczającej wiedzy o wyznawanej wierze.
Wszak gdyby ksiądz Guz wiedział o tym, o czym piszesz, nie mówiłby słów ośmieszających jego, KUL, Kościół i wiarę. Zresztą, może i wiedział, ale w swoim zapale religijnym poszedł za daleko...
Użytkownik: Losice 28.04.2020 09:47 napisał(a):
Odpowiedź na: 190420 Pisałem już, ale ... | Krzysztof
"Często także w rozmowach telefonicznych słyszę to nieoczekiwanie odpowiedzi na powitanie: ludzie mówią np. „dzień dobry” i bez chwili przerwy mówią, co chcą powiedzieć. Mało tego! Kiedy ja w ten sposób pozdrowię swojego rozmówcę i zaczekam na odpowiedź, nierzadko słyszę ją z opóźnieniem, albo nutą z zdziwienia czy zaskoczenia w głosie."

Ja w takim przypadku spokojnie czekam do końca wypowiedzi osoby dzwoniącej i swoją odpowiedź zaczynam od "Dzień dobry". Akurat tutaj sądzę, że jesteś zbyt przewrażliwiony. Rozmowa telefoniczna charakteryzuje się inną dynamiką, niż rozmowa "twarzą w twarz". Akurat tak się składa, że prowadzę takich rozmów dziennie bardzo dużo (z czego połowa w innych językach niż polski). Robienie przerwy po "dzień dobry" i sztuczne czekanie, aż ktoś odpowie jest jakąś dziwnością - uważam, że naturalna jest fraza: "Dzień dobry, czy dodzwoniłem się do firmy XYZ ?" i oczywiście odpowiedź "Dzień dobry, tak .... ".
Być może, bardziej by Ci odpowiadała kolejność - dzwonisz, i czekasz aż ktoś odbierze i powie "Słucham", a potem Twoje "Dzień dobry" ... kwestia gustu.
Generalnie, wybacz ale cały problem wydaje mi się "dzieleniem włosa na czworo".
Użytkownik: Pingwinek 28.04.2020 12:38 napisał(a):
Odpowiedź na: "Często także w rozmowach... | Losice
Mnie telefoniczna wymiana samych tylko uprzejmości wydaje się dziwna. Co kto lubi, można oczywiście oczekiwać po "Słucham" samodzielnych "Dzień dobry - Dzień dobry", ale nieprzyjemne zaskoczenie innym przebiegiem rozmowy też oceniłabym jako nadwrażliwość. Jeśli dzwoni do mnie osoba znajoma, poziom zażyłości kieruje tym kontaktem naturalnie, bez gadania po próżnicy. A jeśli to numer nieznany, przeciągana na początku rozmowa o niczym tylko mnie irytuje, wolałabym przejść do sedna sprawy i jak najszybciej móc podjąć decyzję, czy chcę tej rozmowy, czy nie. Szczególnie alergicznie reaguję na small talk telemarketerów i ankieterów. Gdyby się streszczali, telemarketera odprawiłabym z kwitkiem w grzeczniejszy sposób, a ankieterowi może bym nawet pomogła...
Użytkownik: Krzysztof 28.04.2020 18:22 napisał(a):
Odpowiedź na: "Często także w rozmowach... | Losice
Rozpoczęcie rozmowy telefonicznej słowami „dzień dobry” i dalej ciszą w oczekiwaniu na odpowiedź, faktycznie nie jest zręczne, ale i na to są sposoby. Skoro często rozmawiasz przez telefon, to wiesz, że jeśli się zacznie rozmowę tak, jak napisałaś, często w odpowiedzi usłyszy się: tak, dodzwoniła się pani do firmy X. Słucham.
Bez odpowiedzi na powitanie. Nieprawdaż? Gdyby była, przyjąłbym taki początek rozmowy za dobry, lepszy od przerw na odpowiedź.
Brak odpowiedzi na powitanie jest przejawem pewnych przemian w naszych obyczajach. Kiedyś wędrowcy na górskich szlakach pozdrawiali się życząc dobrego dnia, teraz mówią tak starsi, a im kto młodszy, tym rzadziej pozdrawia. To znamię czasu.
Widzisz, Losice, dla mnie „dzień dobry” jest nie tyle sposobem na rozpoczęcie rozmowy, takim swoistym chrząknięciem, a słownym darem dla drugiego człowieka. Ja mu życzę dobrego dnia i spodziewałbym się, że tak obdarowany człowiek odwzajemni się takim samym słownym podarunkiem.
Znamieniem czasu jest też wklejanie słów rozmówcy w pisaną odpowiedź. Dawniej nawiązywało się swoimi słowami do wypowiedzi rozmówcy. Ale to może rzecz gustu. Mój jest stary, niedzisiejszy.

Moi koledzy w pracy też mają skłonność mówić o dzieleniu włosa na cztery, jeśli zdarzy mi się, złamawszy zasadę, zwrócić im uwagę.
A co za różnica? I tak wiadomo, o co chodzi – słyszę wtedy.
Różnica jest większa niż czwarta część średnicy włosa. Przynajmniej dla mnie.
Użytkownik: Losice 28.04.2020 19:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozpoczęcie rozmowy telef... | Krzysztof
Przepraszam, jeśli uraziłem Cię zacytowaniem Twojej wypowiedzi - no i tym, że nie orientuję się, jak czyniono dawniej.
W celu uniknięcia dalszych gaf będę już milczał. Nie za bardzo wiem, jak powinno się zakończyć moją wypowiedź - jak czyniono to dawniej, więc przesyłając Ci ukłony (pewnie kolejna gafa) zacytuję (tą przedwieczorną porą) naszego wieszcza narodowego (mam pewność, że będzie to w starym stylu):
" Dobranoc! już dziś więcej nie będziem bawili,
Niech snu anioł modrymi skrzydły cię otoczy".
Użytkownik: Krzysztof 28.04.2020 20:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Przepraszam, jeśli uraził... | Losice
Nie czuję się urażony Twoimi słowami. Nie miałem powodu, a że tekst jest o poprawności pisania, pozwoliłem sobie na uwagę o cytatach. Tak, dla mnie to niewłaściwy zwyczaj. Łatwiej i szybciej wkleić niż napisać kilka słów od siebie. Za bardzo chcemy przyśpieszać. Za bardzo, Losice.
Teraz wiem, że popełniłem gafę zwracając się do Ciebie jak do kobiety. Tłumaczę się formą nicku.
Użytkownik: Pingwinek 28.04.2020 23:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozpoczęcie rozmowy telef... | Krzysztof
Wtrącę się. Pomiędzy skrajnościami (opcja A i opcja B) istnieje jeszcze opcja umiarkowana?, zdroworozsądkowa?, nie w nazwie teraz rzecz (opcja C, wariant 1 lub 2).

Opcja A:
- Słucham?
- Dzień dobry, z tej strony XYZ, dzwonię w sprawie UVW, czy...?
- Tak/Nie, ... (ciąg dalszy rozmowy)

Opcja B:
- Słucham?
- Dzień dobry!
- Dzień dobry! Z kim mam przyjemność?
- XYZ. Czy rozmawiam z Panią/Panem ZYX?
- Tak, przy telefonie. W czym mogę pomóc?
- Dzwonię w sprawie UVW, czy...?
- Tak/Nie, ... (ciąg dalszy rozmowy)

Opcja C, wariant 1:
- Słucham?
- Dzień dobry, z tej strony XYZ, dzwonię w sprawie UVW. Czy...?
- Dzień dobry, tak/nie, ... (ciąg dalszy rozmowy)

Opcja C, wariant 2:
- Słucham?
- Dzień dobry, z tej strony XYZ, dzwonię w sprawie UVW. Czy rozmawiam z Panią/Panem ZYX?
- Tak, dzień dobry. / Dzień dobry, tak.
- Otóż... Czy...?
- Tak/Nie, ... (ciąg dalszy rozmowy)

Można? Można. I wilk syty, i owca cała ;)

A co do wklejania słów rozmówcy... Z literackiego punktu widzenia na pewno ładniej jest nawiązać własnymi słowami do wypowiedzi rozmówcy. Często jednak prowadzi to do nieporozumień, bo któraś ze stron (lub obie) nie pisze dokładnie tak, jak myśli. Mnóstwo ludzi nie radzi sobie z językiem, nie umie się precyzyjnie wyrazić. Dzięki cytowaniu rozmówcy mogą się prędzej porozumieć. Względy praktyczne (zwłaszcza w korespondencji zawodowej) też mają znaczenie, chociażby oszczędność czasu (w pracy i nie tylko).
Użytkownik: Krzysztof 29.04.2020 00:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Wtrącę się. Pomiędzy skra... | Pingwinek
Pingwinku, zgadzam się. Wersja 1 i 2 według mojego odczucia jest prawidłowa. Jest lepsza, niż po powitaniu przerwa, o czym już pisałem tutaj. Pominąłbym tylko wyrażenie „z tej strony” jako nieco… bez sensu.
W tekstach wyżej sygnalizowałem różne poprawne możliwości, te dwie Twoje takie są.
Dopuszczam w korespondencji służbowej cytowanie, ponieważ w niej chodzi o szybkość i precyzję, jak napisałaś. Bywa, że pracownik musi odpowiedzieć na wiele listów dziennie, a ma jeszcze inne obowiązki, ale piszemy w Biblionetce, stronie poświęconej książkom i słowom. Gdzie, jak nie tutaj, można spodziewać się – i oczekiwać – językowej staranności?
Pingwinku, odpowiedzi na komentarze zajmują mi sporo czasu, ale staram się pisać je rzetelnie, bo tego wymaga wzgląd na poprawność, także szacunek do rozmówcy, wyrażany właśnie poświęceniem czasu na pełną odpowiedź. Minęła północ, a ja piszę te słowa, bo wzdragam się przed pisaniem byle jak. Jeśli nie mam czasu na poprawną i zaangażowaną odpowiedź, nie zabieram głosu, a na komentarze kierowane do mnie odpowiadam jutro.

Brak odpowiedzi na pozdrowienie jest nieuprzejmością, błędem zaczynanie listu małą literą, wklejanie w swoją odpowiedź słów rozmówcy przejawem pośpiechu i niestaranności.
Nie jest ważne, ile osób tak pisze. Ich ilość nie zmienia faktu niepoprawności.
Użytkownik: Pingwinek 29.04.2020 01:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Pingwinku, zgadzam się. W... | Krzysztof
Ale cytowanie to nie jest brak staranności. A właśnie dlatego, że nawiązywanie do wypowiedzi rozmówcy własnymi słowami wymaga ogromnych nakładów (bo w Biblionetce poziom świadomości językowej jest przypuszczalnie nieprzeciętny) - sama widzę, ile razy upewniam się co do znaczenia jakiegoś słowa albo szukam synonimów (robię tak zresztą niezależnie od strony, na której piszę) - niekiedy bezpieczniej i lepiej dla zachowania dynamiki konwersacji jest po prostu przytoczyć fragment czyjegoś komentarza.

Czy zdajesz sobie sprawę, że to, co piszesz o szacunku do rozmówcy, a także częściowo to, co piszesz o poprawności, to tylko Twoja opinia, a nie powszechny pogląd, zasada? Po tym, co napisałeś, to trochę ogarnia mnie strach i zaczynam się zastanawiać, po co w ogóle nawiązuję rozmowę, włączam się w dyskusję... Ja uważam, że nie każdy komentarz wymaga reakcji (wymagają jej pytania - na nie, choćby z grzeczności, zawsze odpowiadam), ja (ale jestem przekonana, że wiele osób się ze mną zgodzi) lubię nieraz dodać coś w temacie od siebie (bez potrzeby interakcji) i, szczerze mówiąc, męczy mnie wymiana komentarzy w nieskończoność, jeżeli temat się wyczerpał. To już prędzej właśnie odpuszczenie i danie rozmówcy świętego spokoju uznałabym za wyraz szacunku, szacunku dla czyjegoś czasu... Komentarz nierozbudowany niewiele ma wspólnego z pisaniem byle jak (co innego komentarz z błędami). Zaangażowanej, obszernej, pracochłonnej odpowiedzi wymagają według mnie nieliczne pytania (w formie pisemnej). Gdy otwieram Biblionetkę po przerwie, widzę błyskawicę i okazuje się, że "Odpowiedzi", wielozdaniowych, nagromadziło się kilka, mój pierwszy odruch to "uciekaj!", ale - ucieknę (chwilowo) czy nie - konieczność powtórnego zanurzenia się w wątek oraz obawa, że znów spędzę pół dnia, tłumacząc się z siebie, nie dadzą mi już spokoju, póki nie zmierzę się z nowymi treściami. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie lubię komentarzy (czyichś, w moją stronę; bo że ja lubię komentować, to raczej nie sposób przeoczyć) - najbardziej chyba jednak lubię zwięzłe, bardziej sygnały "byłam/byłem tu, (nie) zgadzam się, fajny/kiepski tekst". Tutaj i w ogóle w sieci. Wyjątek stanowią konwersacje z użyciem komunikatorów czy maile - ponieważ tam rozmawiam z realnymi znajomymi. To może zabrzmieć obcesowo (przykro mi, nie cierpię kłamać), lecz moje znajomości internetowe (gdziekolwiek, nie chodzi mi jedynie o Biblionetkę) nigdy nie dorównają znajomościom "w realu". Komentarz określiłabym jako inwestycję w temat, nie w relację. Może Cię zawiodłam - nic na to nie poradzę (nie chcę...).
Użytkownik: Krzysztof 30.04.2020 19:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale cytowanie to nie jest... | Pingwinek
„Ale cytowanie to nie jest brak staranności.”
Jest, poza nielicznymi wyjątkami.
„Czy zdajesz sobie sprawę, że to, co piszesz o szacunku do rozmówcy, a także częściowo to, co piszesz o poprawności, to tylko Twoja opinia, a nie powszechny pogląd, zasada?”
Tak, moja. Pisałem o swoich odpowiedziach na komentarze. Nie oczekuję takiego samego zaangażowania od innych, jednak pewne normy powinny być wypełniane.
Natomiast ogólne zasady, o których pisałem, są nie tylko moje, co potwierdzają zamieszczone cytaty znawców naszego języka.
Należy rozróżnić powszechny pogląd od poprawności. Wielu ludzi pisze „poszłem”, i cóż z tego? W ilości ma tkwić słuszność?
Bardzo głupio się czuję tłumacząc się ze swoich słów, niezagmatwanych przecież.
„ Ja uważam, że nie każdy komentarz wymaga reakcji”
Twoje prawo. Ja też czasami tak uważam.
„ Komentarz nierozbudowany niewiele ma wspólnego z pisaniem byle jak”
Nie taki był sens mojej wypowiedzi. Tutaj masz rację.
„ męczy mnie wymiana komentarzy w nieskończoność”
Jak mnie o polityce i religii.
„ A właśnie dlatego, że nawiązywanie do wypowiedzi rozmówcy własnymi słowami wymaga ogromnych nakładów”
Tak, wielkich nakładów. Trzeba wielce się wysilić, żeby napisać jedno zdanie nawiązujące.

Właśnie tak jak napisałem, jest niepoprawnie. Wygodnie, szybko, ale niepoprawnie.
Bez względu na ilość osób piszących w ten sposób, tak się nie powinno pisać, Pingwinku. Zwłaszcza tutaj. Po potwierdzenie proponuję udać się do polonisty, ale wykładowcy z wyższej uczelni, bo część polonistów z tytułem „mgr” też tak pisze.
PS
Przy okazji zapytasz się o akceptowaną ilość nawiasów w tekście.
Użytkownik: Pingwinek 01.05.2020 01:07 napisał(a):
Odpowiedź na: „Ale cytowanie to nie jes... | Krzysztof
Jeśli bierzesz cytowanie za, "poza nielicznymi wyjątkami", brak staranności, to chyba jedynie na podstawie swoich obserwacji, jak to cytowanie w praktyce wygląda? Nie wszyscy potrafią cytować, to prawda. Jednakże z założenia cytuje się przecież po to, by nie włożyć komuś w usta rzeczy, których nie napisał. Ja tak właśnie rozumiem staranność i cytowanie (oczywiście... staranne) uznaję za jeden z jej przejawów.

Wygląda na to, że szacunek do rozmówcy mierzysz długością odpowiedzi i ilością poświęconego na nią czasu, odpowiedź krótka i ekspresowa sygnalizuje zatem brak szacunku (popraw mnie, proszę, jeśli się mylę). To jak skomentujesz kwestię szacunku w sytuacji, gdy:
a) ktoś pisze bardzo wiele i godzinami, a leje wodę albo pisze nie na temat, dla samego pisania?
b) ktoś pisze mało i szybko, jednak w pełni odnosząc się do komentarza?
c) ktoś pisze dużo, lecz w tempie sprintera, bo czuje się w wątku jak ryba w wodzie i z łatwością przelewa myśli na papier (czy tam klawiaturę)?
d) ktoś pisze niewiele, ponieważ lubi konkrety, ale sformułowanie ich zajmuje mu sporo czasu?

Nie podoba mi się, jak podkreślasz swoje zaangażowanie, zakładając na podstawie niedoskonałych przesłanek, że osoba po drugiej stronie ekranu zaangażowana jest na pewno mniej. Twierdzisz, że (wybacz, ja od czasu do czasu będę cytować) "pewne normy powinny być wypełniane" - pytam w takim razie: jakie normy, czyje normy? Mam wrażenie, że Ty chcesz rozmów "modelowych", książkowych. Na dłuższą metę nigdy takie nie będą. Raz więcej pisze osoba A, raz B, czasami natomiast A czy B regularnie pisze obszerniej (bo taki ma styl, taki zwyczaj, taką osobowość...) - i jeżeli którejś ze stron sprawia to dyskomfort, mamy do czynienia z niedobraną parą rozmówców, ewentualnie niewłaściwym tematem (od początku lub dopiero teraz). Z powodu dyskomfortu, nie z powodu braku równowagi w wymianie zdań.

Zarzucasz mi podważanie zasad? Przecież do ostatniej części Twojej wypowiedzi w ogóle się nie odniosłam. Pytanie "Czy zdajesz sobie sprawę, że to, co piszesz o szacunku do rozmówcy, a także częściowo to, co piszesz o poprawności, to tylko Twoja opinia, a nie powszechny pogląd, zasada?" zadać Ci musiałam, gdyż odebrałam Twój komentarz zwłaszcza nt. szacunku do rozmówcy jako stwierdzenie bezdyskusyjne. Ponieważ ja też niekiedy czuję się głupio, tłumacząc się z siebie, wyjaśnię, że na końcu przytoczonego przez Ciebie - i przed chwilą przeze mnie - pytania wymieniłam dwie inne możliwości, nie jedną. Gdzie napisałam, że słuszność tkwi w ilości? Możesz zacytować ;)

"Trzeba wielce się wysilić, żeby napisać jedno zdanie nawiązujące."
Ach, gdyby to chodziło o jedno zdanie...! Cytowanie zamiast pojedynczego nawiązania to rzeczywiście często lenistwo (chyba że usprawiedliwiają je warte rozważenia intencje), w przypadku morza nawiązań wysilać trzeba się o wiele, wiele bardziej.

Podśmiewasz się ze mnie tak, że jeszcze parę lat wstecz poczułabym się w Twoim czytatniku niemile widziana - dziś zupełnie mnie to nie rusza, musiałbyś podjąć radykalne działania, by ograniczyć moją swobodę wypowiedzi.

PS Wytykanie komuś sposobu pisania wydaje mi się nieeleganckie, wyrokowanie o poprawności nowych zjawisk i rozwiązań, nad którymi wciąż rozmyślają językoznawcy - pełne pychy. Jesteśmy na forum, nie w Twoich klasycznych książkach. Uwielbiam nawiasy, uważam je za wspaniały środek wyrazu :)

PPS (bez politycznych skojarzeń) Ilość nawiasów? No raczej nie.
Użytkownik: Krzysztof 01.05.2020 21:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli bierzesz cytowanie ... | Pingwinek
Pingwinku, w naszej rozmowie moje wypowiedzi stają się za bardzo kategoryczne, a nie powinny takie być. Nadto po raz pierwszy tutaj wytknąłem rozmówcom błędy w stylu wypowiedzi, czego nie wypada robić.
Dlatego przepraszam Ciebie i Losice.
Ty z kolei wytykasz mi nie wiem skąd wziętą podwójną moralność. Żeby chociaż cień powodu był!
Obojgu nam nie wychodzi zbyt dobrze ten słowny pojedynek: łapiemy rozmówcę za słowa i coraz bardziej odbiegamy od meritum, rozdrabniając się w szczegółach.
Dlatego proponuję uznać remis i zakończyć obydwa tematy, to znaczy ten o pisaniu i drugi o polityce.
Zgoda, Pingwinku?
Mam nadzieję, że następna nasza wymiana poglądów nie stanie się tak gorąca jak te dwie.
Użytkownik: Pingwinek 01.05.2020 23:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Pingwinku, w naszej rozmo... | Krzysztof
Nie remis i nie zgoda; pozostańmy po prostu przy swoich opiniach, bez przekonywania siebie nawzajem, skoro skutki są przykre. Dobrej nocy!
Użytkownik: Krzysztof 04.05.2020 18:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie remis i nie zgoda; po... | Pingwinek
Proponując ugodowe zakończenie, wyciągnąłem rękę, ale została odtrącona. Przeprosiłem za niewielkie uchybienie etykiecie, a nie doczekałem się tego samego za podważanie mojej moralności. Mało tego, teraz czytam o swojej pysze.
Dlaczego? Bo nie akceptuję pewnych nawyków w naszym języku.
Nawyków krytykowanych też przez językoznawców, dodam. Oto powód mojej pychy!
Jeden i drugi epitet dotyczy mnie samego, a nie napisanego tekstu. Nie czynisz tutaj specjalnego rozróżnienia, co dziwi mnie, ponieważ łamiesz w ten sposób naczelną zasadę rozmów. Jej przypomnienie pojawia się przy każdej publikacji komentarza. Nie zważasz na nią, a za to silnie manifestujesz swoją niezgodę.
Na co?
Poruszyłem parę tematów, na poparcie dwóch zacytowałem słowa polonistów. Myślę, że na krytykowaną konstrukcję początku listu, jak i zakończenie każdego listu pozdrowieniem, też z łatwością uzyskać można poparcie specjalistów od języka.
W toku rozmowy wyskoczyły trzy tematy: cytowania rozmówcę jako formy nawiązania do jego słów, nadmiar nawiasów i staranność odpowiedzi.
Każdy nadmiar w naszym języku jest niewłaściwy. Nawet zbyt bliskie sąsiedztwo takich samych wyrazów uznawane jest za błąd stylu. Nie moje to opinia. Nie moją jest uznawanie brania w cudzysłów słów rozmówcy za jeden ze sposobów odcinania się od sensu czy wymowy jego wypowiedzi, i nie przeze mnie ustanowioną zasadą jest niecytowanie w miejscu nawiązania do słów rozmówcy.
Potwierdzenia łatwo znaleźć w odpowiedniej literaturze, a pewnie i w internecie.
Cóż nam zostaje? Staranność wypowiedzi. Przyznaję, że w pośpiechu nie zaznaczyłem, iż nie oczekuję od wszystkich tak obszernych odpowiedzi, jakie często piszę. Nie, a nawet czasami uznaję moje za zbyt długie. Dlatego później dodałem, że chodzi o zachowanie pewnych norm. Jakich? Najbardziej podstawową jest odpowiedź pełnym zdaniem. Jest jednak wyraźny związek między obszernością, starannością i możliwą oceną słów przez adresata.
Dwie opinie o książce:
„Wow! Super! Zarąbista”
„Fajna książka. Zwłaszcza podobały mi się opisy przyrody.”
Obie wypowiedzi są krótkie, obie pozytywne i niewyszukane w formie, ale coś ich jednak różni, nieprawdaż?
O tego rodzaju różnicach też myślałem pisząc o trzymaniu się pewnych zasad w swoich wypowiedziach.
W słowach moich rozmówców nader niewiele znalazłbym miejsc niepoprawnych, jedynie te nieszczęsne cytaty, no i nawiasy. Nie doszukuję się błędów wiedząc, że teksty wypowiedzi publikuje się na ogół bez korekty, że trudno w takich rozmowach o staranność książkową, jak słusznie się wyraziłaś, ale też nie o jakichś drobiazgach w rodzaju literówek czy powtórzeń jest tekst, a o poważnych zmianach w naszym języku.
Powtórzę raz jeszcze fakt już zaznaczany: to jest strona, na której można i należy wymagać poprawności, jeśli już nie staranności językowej.

Praktycznie nieistniejącą różnicę zdań na dodany temat czynisz kością niezgody tak wielką, że szafujesz słowami. Czy naprawdę nie dostrzegasz tego? Chyba że nie zgadzasz się z cytowanymi naukowcami, ale wtedy robiłabyś to, co zarzucasz mnie: ustanawianie swoich reguł.

Ponawiam więc pytanie: na co się nie zgadzasz z taką stanowczością?
Bez odniesień do moich cech osobowości i charakteru, proszę. Tylko o meritum.

Albo poproszę o to jedno brakujące słowo mogące definitywnie zakończyć naszą rozmowę.
Użytkownik: Pingwinek 04.05.2020 21:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Proponując ugodowe zakońc... | Krzysztof
Ależ to, co napisałam, miało być właśnie pokojowym zakończeniem sporu, bez dalszego pisania o naszych odczuciach (moich co do Twojej moralności, Twoich co do mojego stylu). Nie przekonałam Cię, ale i ja nie czuję się pokonana - żaden to remis, bo musiałby być remisem ujemnym. Propozycji remisu nie przyjmuję także dlatego, że to nie sport, a ważne dla nas poglądy (dla mnie polityczne, dla Ciebie językowe). Zgody zaś nie przyjmuję, ponieważ jej nie ma... Miałam jednak nadzieję, że mój zwięzły komunikat z przyjaznymi, szczerymi życzeniami dobrej nocy odbierzesz pozytywnie, jako zawieszenie broni, co przełoży się na zamknięcie naszej rozmowy na konfliktowe tematy.

No cóż, gdyby nie Twoje przytyki osobiste, nie pojawiłby się mój komentarz: "Wytykanie komuś sposobu pisania wydaje mi się nieeleganckie, wyrokowanie o poprawności nowych zjawisk i rozwiązań, nad którymi wciąż rozmyślają językoznawcy - pełne pychy". Nie oczekiwałam przeprosin za uchybienie etykiecie - zwróciłam na nie uwagę, gdyż uderzyło mnie, jak można tyle mówić o kulturze rozmowy, samemu łamiąc niektóre z jej elementarnych zasad. Moim zdaniem w swojej dbałości o polszczyznę zapędziłeś się po prostu trochę za daleko, lecz szanuję Twoją wolność wypowiedzi (niemniej ciekawi mnie, dlaczego uczepiłeś się moich nawiasów... zaczniesz teraz wytykać ludziom w Biblionetce sposób pisania i podkreślać na czerwono każde wykroczenie? czy to jedynie ja, ostatnia sierota, tak Ci podpadłam swoim niewyrobionym piórem? no nic, jakoś przeżyję, nigdy nie miałam na tym tle kompleksów, wprost przeciwnie!); wychodzę z założenia, że to, co i jak piszesz, świadczy o Tobie. Podobnie jak Ty wyrabiasz sobie opinię o mnie. Tak już jest, akceptuję fakt.

Nie rozumiem pytania "Na co?" w kontekście mojej niezgody. Nie zamierzam się powtarzać. Z niektórymi rzeczami, o jakich pisałeś, jak najbardziej się zgadzam (jako pierwsze przychodzi mi do głowy koszmarne "witam", potem dyskutowany brak reakcji na pozdrowienie). Z cytowaniem na przykład nie całkiem, co już dokładnie wyjaśniałam, odnosząc się do meritum. Przypomnę również, że okazało się, iż niezupełnie to samo oznacza dla nas staranność. Mnie o wiele bardziej rażą powtórzenia, literówki, niepoprawna fleksja czy błędy interpunkcyjne (podaję nieprzypadkowo i na tej wyliczance poprzestanę, bo napisałabym niefrasobliwie o hipokryzji i znów dostałoby mi się po uszach za atak na osobowość/charakter, kiedy to tylko określenie konkretnego zachowania). Ciebie - duża liczba nawiasów. Jak widać zatem, podejście do pewnych kwestii nas różni. Normalna sprawa. Nie zgodzę się w tym punkcie, zgodzę się w innym. To nie ja mam z tym problem. To nie jest tak, że ja teraz uważam Cię za *** (wybierz jakieś siarczyste przekleństwo), obrażam się, blokuję Cię i milknę na wieki. Ot, stwierdzam różnicę zdań w wątku X, zgodność w wątku Y, częściowe porozumienie w wątku Z - i tyle.
Użytkownik: Krzysztof 04.05.2020 21:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ to, co napisałam, mi... | Pingwinek
Mówienie o pysze masz za pokojowe zakończenie rozmowy…
Nadal podkreślasz różnice, nadal nie widzisz nic złego w swoich słowach…
Nie było moich przytyków skierowanych osobiście do Ciebie. Jedyne, na co pozwoliłem sobie, czytając o niezgodzie na jednoznaczne normy, to zwrócenie uwagi na zbyt dużą ilość nawiasów, nic więcej. W zamian owszem, czytałem osobiste przytyki. Ja przyznałem się i przeprosiłem, Ty nie przyznajesz się do cięższych słów, i nie widzisz w nich nic złego. Osobliwa ślepota, delikatnie mówiąc.
Dość mi tego.
Pingwinku, jestem tak bardzo zmęczony rozmową z Tobą, że w przyszłości dobrze się zastanowię, czy zamieszczać tutaj jakiś tekst i w efekcie czytać Twoje komentarze. A jeśli już zdecyduję się, będę starannie ignorował Twoją obecność.
Użytkownik: Pingwinek 04.05.2020 22:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Mówienie o pysze masz za ... | Krzysztof
Pokojowe było zakończenie: "Nie remis i nie zgoda; pozostańmy po prostu przy swoich opiniach, bez przekonywania siebie nawzajem, skoro skutki są przykre. Dobrej nocy!".

Nie napisałam: "Ależ z Ciebie pyszałek!", tylko: "Wytykanie komuś sposobu pisania wydaje mi się nieeleganckie, wyrokowanie o poprawności nowych zjawisk i rozwiązań, nad którymi wciąż rozmyślają językoznawcy - pełne pychy". Spróbuj dostrzec różnicę, wszak przypisujesz mi niezupełnie to, co w rzeczywistości zrobiłam (do moralności odniosłam się w odpowiednim temacie).

Zapewniam Cię, że i ja jestem bardzo zmęczona rozmową - tą o języku, tamtą o polityce. O ileż przyjemniej przytakiwać sobie nawzajem w temacie ruszania gospodarki po epidemii, prawda? Trochę więcej takich "zgodnych" wątków i stworzylibyśmy kolejne w historii Biblionetki koło wzajemnej adoracji... No, ale z przyjaciela stałam się wrogiem, więc już nam to nie grozi. Zero dystansu... Nie sądziłam, że to ja wykażę się dojrzalszą postawą. Publikując kontrowersyjne treści, należy być przygotowanym na różne reakcje, w tym nieprzychylne komentarze. Nie atakuję Ciebie personalnie, a w podkreślaniu różnic nie widzę nic złego. Staram się zabierać głos, gdy coś budzi mój sprzeciw, i nazywać rzeczy po imieniu. Nie licz na moje milczenie.

Niezmiennie: dobrej nocy!
Użytkownik: Krzysztof 04.05.2020 23:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Pokojowe było zakończenie... | Pingwinek
Panie Boże, jeśli istniejesz, chroń mnie przed takimi przyjaciółmi.
Użytkownik: Pingwinek 05.05.2020 11:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Panie Boże, jeśli istniej... | Krzysztof
Na pocieszenie: zrozumienie, że szczerość jest podstawą przyjaźni, zajęło mi kilkanaście lat. To trudny i bolesny proces. Pozwól sobie na niego.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: