Najpierw trzeba wyjaśnić tytuł debiutanckiej powieści Nathana Hilla. Niksy to według skandynawskiej legendy demony, które wciągają do swojego świata. Każdy widzi je inaczej. Niksa to ktoś, kogo kochałeś, ale nie potrafiłeś przy sobie zatrzymać, albo coś nieuchwytnego, czego szukasz przez całe życie, o czym marzysz. Każdy ma swoją niksę.

Książka jest doskonałym połączeniem skandynawskiej legendy, świata gier komputerowych, chicagowskich zamieszek studenckich z 1968 roku i miłości, która definiuje człowieka na całe życie. Główny bohater Samuel uważa się za osobę nieszczęśliwą. Dobrze zapamiętał dzień, w którym odeszła matka. Podobnie pamięta noc, w którą pocałował ukochaną i popołudnie, w które ostatni raz widział najlepszego przyjaciela. Wszystkich stracił bezpowrotnie. Przynajmniej tak sądził wtedy. Teraz jest wykładowcą literatury angielskiej. Zmaga się z niemocą twórczą. Po doskonałym debiucie literackim, musi napisać kolejną książkę - za którą już wziął niezłą zaliczkę. Jednak na co dzień użera się ze studentami. Wieczorami szuka zapomnienia w grach komputerowych. Jednak pewnego dnia w jego życiu po latach pojawia się matka... Odkrywa prawdę o swojej rodzinie. Spostrzeże, że jego dotychczasowe życie było ulotną grą pozorów. Przyszedł czas, by zmierzyć się z niksami, o których w dzieciństwie opowiadała mu matka i przeszłością. Musi też wybaczyć tym, którzy kiedyś go zawiedli.