Dodany: 19.03.2020 11:21|Autor: WiadomościOpiekun BiblioNETki

3 osoby polecają ten tekst.

Konkurs :)


Drodzy Biblionetkowicze,

mamy do rozdania w konkursie 2 nowości wyd. Copernicus Center Press Nie jesteś sam w domu: Od drobnoustrojów po krocionogi, śpieszki i pszczoły miodne: Historia naturalna stworzeń, z którymi dzielimy życie (Dunn Robert).

Pytanie konkursowe brzmi:

jak wasze interakcje z istotami żywymi zamieszkującymi środowisko domowe wpływają na wasze zdrowie i dobre samopoczucie?

Autorów najciekawszych odpowiedzi nagrodzimy książkami!

Na odpowiedzi czekamy do końca marca pod tą wiadomością, w komentarzach.

Dwa egzemplarze książek powędrują do:

dot59Opiekun BiblioNETki

olaztrola

Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 8
Użytkownik: Słonko_512 21.03.2020 17:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Drodzy Biblionetkowicze,... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
Bliskość ze światem przyrody była dla mnie ważna od zawsze. Wychowałam się w domu, za płotem mając przecudowny las. Z "robactwem" byłam prawie tak za pan brat jak z psami i kotami. Dzisiaj, mieszkam w centrum miasta, ale za oknem na szczęście mam łąkę. W moim domu roi się od pająków, zdarzają się skorki, w nocy wychodzą spod wanny rybiki, w kątach ram okien zimują biedronki. Gdy na oknie zaczyna sie poruszenie, to wiem, że wiosna jest blisko. Żyją obok nas nie robiąc krzywdy nikomu. Nauczyłam narzeczonego, że pająka nie trzeba zabijać, można wyrzucić po prostu za okno. Byle nie zimą! ;)
Sama już nie wiem, ile mam zwierząt domowych :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 21.03.2020 22:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Drodzy Biblionetkowicze,... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
Niewiele mam w domu żywego inwentarza, bo choć to budynek stary, jeszcze przedwojenny, widać warunki klimatyczne w nim niesprzyjające dla rozmaitych mikrostworzonek.

Pająki, których się boję jak ognia, najwyraźniej uznały, że skoro mimo to nic im nie robię, to i one mnie zaczepiać nie będą; jeśli więc siedzą gdzieś za szafami, a nie spacerują po moim łóżku czy dywanie, moje dobre samopoczucie pozostaje niezmącone.
Rybiki cukrowe – o których wiele lat temu przeczytałam w przepięknej, dziś liczącej sobie już blisko sto lat opowieści Bohdana Dyakowskiego „Z naszej przyrody”: „jest więc rybik bez wątpienia szkodnikiem, ale że rzadko zjawia się w większej liczbie, nie mamy zatem potrzeby wojować z nim zbytnio” – przemkną od czasu do czasu przez łazienkę, nie zmuszając mnie do wojowania, więc i one samopoczuciu nie szkodzą.
Mole kiedyś były utrapieniem; od chwili, gdy nie ma w domu nic z naturalnego futra, a w szafie z ostatkami wełnianych swetrów i szalików zawisł pęczek lawendy, najwyraźniej się wyniosły na dobre.
Muchy i osy zalatują tylko latem i… cóż, te są pędzone bezlitośnie za okna, bo pierwsze niehigieniczne, drugie niebezpieczne.

Najwięcej jednak wrażeń dostarczyło nam spotkanie z pewnym gościem, który się do nas przed paru laty wprowadził. Obecność jego zauważyłam przypadkiem, a raczej… cień obecności, bo gdy weszłam do kuchni i zaświeciłam światło, wydało mi się, że kątem oka dostrzegłam „coś” przemykającego po podłodze, a kątem ucha (zakładając, że ucho ma kąt) usłyszałam chrobotanie po linoleum malutkich pazurków. Po paru takich incydentach postanowiłam sprawdzić, czy to jednak nie mój wymysł. Wieczorem nalałam do zakrętki od słoika odrobinę mleka i postawiłam przy kuchennej szafce. Rano „spodeczek” był pusty. Wobec tego codziennie wieczorem zostawał sumiennie napełniany, a to skórką chleba, a to paroma ziarenkami kaszy, a to dla odmiany napojem mlecznym (bez cukru) – a w nocy w czarodziejski sposób się opróżniał. Liczyliśmy na to, że może kiedyś gdzieś spod tych szafek pokaże się spiczasty czarny nosek i paciorkowate oczka, ale gdzie tam… tylko od czasu do czasu ten chrobot i iluzja ogonka, znikającego w szczelinie… A jednak zobaczyliśmy. Najpierw – wodę cieknącą spod szafek. Potem – dziurę w wężu od zmywarki. I wtedy znany części Biblionetkowiczów Miciuś powiedział „dość” i postanowił niewidzialnemu gryzoniowi popędzić kota. Meble zostały odsunięte od ścian, drzwi do pokojów zamknięte, a na korytarz otwarte i miotła poszła w ruch. Po paru szurnięciach gdzieś spomiędzy rur pod zlewem wyprysnął smukły rudawy kształt, wielkości gdzieś mojej dłoni, nie licząc ogonka. Za duży jakiś jak na myszkę… Zdawało nam się, że pomknął tam, gdzie mu zostawiliśmy otwartą przestrzeń, czyli do korytarza. Zamknąwszy drzwi do mieszkania, poszliśmy się tam rozejrzeć. Za kaloryferem dał się zobaczyć rozpłaszczony w dziwny sposób biały brzuszek, powyżej półotwarty pyszczek, poniżej zaś długi, bezwłosy ogonek. Miciuś otworzył drzwi prowadzące na podwórko i postanowił stworzenie wykurzyć, a to szurając szczotką w poprzek kaloryfera, a to trzonkiem tejże trącając je delikatnie w zwisający ogonek. Nie reagowało. Nic. Ani jednego ruchu, ani jednego skrobnięcia. Wpadłam w lekką rozpacz, posądzając małżonka, że uśmiercił Bogu ducha winną żywą istotę, a przecież miał ją tylko wygonić! Miciuś zarzekał się, że nie zrobił nic, co by mogło szczurka ukrzywdzić, wysnułam zatem podejrzenie, że może biedak umarł ze strachu, wpędzony w pułapkę bez wyjścia. Skoro stało się takie nieszczęście, postanowiliśmy go wydobyć i pochować. Miciuś poszedł po rękawice, ja po worek. Kiedy wróciliśmy do korytarza, za kaloryferem nie było nikogo… Nasz szczurek ożył i przez otwarte drzwi pomknął gdzieś w teren.

Z miłych współlokatorów zostały nam prześliczne, eteryczne złotooki, które niczego nie przegryzają. Jeśli akurat nie ma na roślinach doniczkowych mszyc czy innych wciórnastków, którymi mogłyby się pożywić, przysiadają na firankach, zdobiąc je, jakby ktoś je wyhaftował migotliwą złotozieloną nitką…

Użytkownik: porcelanka 29.03.2020 16:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Drodzy Biblionetkowicze,... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
W moim mieszkaniu zapewne zamieszkują całe rzesze istot żywych, o których pojęcia nie mam. Jedynymi organizmami, które zostały zaproszone poza domownikami (przy czym kota także uważam za domownika) są rośliny doniczkowe. Panoszą się na moim biurku i królują na parapetach. W ziemi wypełniającej doniczki i na liściach pojawiają się czasem szkodniki - nieproszeni goście. Rośliny jednak ubarwiają pokój - bluszcz oplata książki na półce, fiołek nieśmiało zerka za okno, a kaktusy dumnie prezentują się na biurku. Późną jesienią zaczyna kwitnąć grudnik zwiastując nadchodzące Boże Narodzenie. Kwiaty doniczkowe nie tylko ładnie wyglądają i ożywiają wnętrze, ale także nastrajają mnie pozytywnie na co dzień. Mniej entuzjastycznie podchodzę do wszelkich latających owadów - muszki, komary, a latem osy - wpadające przez okna do mieszkania irytują, kąsają i zakłócają sen. Zeszłorocznym koszmarem okazały się biedronki azjatyckie okupujące firanki i skrywające się w fałdach zasłon. O pozostałych współlokatorach niewiele wiem - czasem za szafy wymknie pająk, a letnią ciepłą nocą zwabiona światłem lampy wleci ćma.
Użytkownik: magpye 29.03.2020 21:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Drodzy Biblionetkowicze,... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
Hmm... Ciekawe pytanie - nigdy się tam nie zastanawiałam. Zarówno ja i moja córka jesteśmy uczulone na roztocza kurzu, mikroskopijne pajęczaki, których chyba nie można całkowicie wyeliminować z naszego życia. Nie lubimy się z nimi, ale nie myślę o nich na co dzień, choć zdaję sobie sprawę, ze żyją w wielkich ilościach w naszych poduszkach czy kołdrach. Brrr...
Użytkownik: nitka91 30.03.2020 11:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Drodzy Biblionetkowicze,... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
Większość moich znajomych z dzieciństwa miało w domu psa lub kota, ewentualnie rybki. Moi rodzice wybrali mi i siostrze bardziej oryginalne zwięrzęta, czyli żółwie.
Nieraz zdarzyło mi się budzić w nocy, bo Dużada i Malada (tak zostały nazwane) obijały się w terrarium. Budowałyśmy im z siostrą labirynty i wypuszczałyśmy na dywan. Kiedyś Dużada uciekła z terrarium, utknęła za szafą i szukaliśmy jej kilka dni. Znalazła się, gdy straciliśmy nadzieję. Cieszyliśmy się, gdy pojawiły się jaja, z których niestety nic się nie wykluło. Nie dało się ich przytulić, ale można było obserwować żywe, własne stworzonko. Może to dzięki nim jako dorosłe osoby uwielbiamy wszystkie zwierzęta.
Malada żyje nadal, ma około 27 lat. Dużada zdechła w wieku około 24 lat. Szczerze płakałam, kiedy tata zadzwonił do mnie z tą smutną wiadomością. Nawet takie małomówne, zwierzątko, do którego nie można się przytulić, można szczerze pokochać.
Użytkownik: olaztrola 30.03.2020 18:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Drodzy Biblionetkowicze,... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
"Cóż za cudowne zajęcie odciąć nogę pająkowi, włożyć ją do koperty, zaadresować: Pan Minister Spraw Zagranicznych, dodać adres, zbiec pędem ze schodów i wysłać list..." pisał Cortázar w "Opowieściach o kronopiach i famach". Trzeba przyznać, że ponury żart, którym bohater powiastki chciał zaskoczyć wspomnianego ministra, jest dość bestialski dla biednego pająka. Czy sama bym to zrobiła? Nie. Jednakże moja arachnofobia szepcze mi gdzieś z tyłu głowy, że gdyby pająki miały siedem nóg, byłyby nieco bardziej pokraczne, kulawe, karykaturalne, a przy tym mniej straszne i paraliżujące, wręcz budzące politowanie. Ze wszelkich widocznych i mikroskopijnych stworów, żyjątek i robali to właśnie pająki przyprawiają mnie o białą gorączkę i nie są u mnie mile widziane. Może moje współczucie wzbudziłyby cortazarowskie pająki, których nogi powędrowały w kopercie do ministerstwa i biedaki nie są w stanie sprytnie i szybko uciec za szafę na dźwięk kobiecego bądź męskiego pisku, tylko chwiejnym krokiem, niby lekko pijane, truchtają ile sił w siedmiu nogach, by schować się przed spanikowanym osobnikiem rodzaju ludzkiego. Jedno wiem na pewno, nie chciałabym znaleźć sie w skórze ministra, który "otwiera kopertę, wkłada do niej delikatnie dwa paluszki, wyciąga nogę pająka, ogląda ją (...), blednie, jak chce wyrzucić nogę i nie może, bo jest przez nią schwytany".
Użytkownik: makrelaaa 31.03.2020 18:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Drodzy Biblionetkowicze,... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
To zależy. Zależy, jaką cezurę czasową przyjmiemy. W czasach sprzed Wielkiej Izolacji? Wszyscy ci nieproszeni goście, ci nieprzejednani wrogowie mej dżungli prywatnej dawali zgoła inną motywację - walcz, pal, opryskuj, przesadzaj! Bez żalu tępiłam ziemiórki, wciornastki, podejrzliwie patrzyłam na skoczogonki, próbując oszacować, czy ich populacja wzrasta w sposób zagrażający moim zielonym koleżkom. Dzisiaj? Dziś już patrzymy na siebie inaczej, reguły wzajemnej egzystencji uległy zmianie. Choć nadal wzajemne nasze bytowanie możliwe jest tylko do pewnego momentu, obserwujemy nawzajem swoje rytuały. To już nie tylko cel na tarczy, lecz także lekcja uważności, nie tylko mieszkańcy w doniczkach, lecz już także moi sądziedzi, świadkowie upływających w samotności dni. Nawet czasem pogadamy. Wspólnie poobserwujemy, co tam za oknem. Milcząco wymienimy się spostrzeżeniami. I wiecie co? Fajni są.
Użytkownik: WiadomościOpiekun BiblioNETki 13.05.2020 14:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Drodzy Biblionetkowicze,... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
Nagrody dziś wysłane :)
Przepraszamy za zwłokę
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: