Dodany: 09.03.2020 13:16|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Dzieje rodu Pastonów w listach zapisane


Recenzent: Dorota Tukaj

Od lat zajmuje nas kwestia, jak dawniej żyli ludzie. Jak mieszkali, jak się ubierali, co jadali, jak podróżowali, jakie mieli podejście do miłości, małżeństwa, wychowania dzieci, nauki, pracy, spraw ostatecznych… Ci z najbliższych nam wcześniejszych pokoleń mogli nam o tym sami opowiedzieć; trochę dalej wstecz trzeba się opierać już tylko na tym, co pozostawili: fotografiach czy rycinach, dziennikach, listach, przedmiotach materialnych. Im dalej w przeszłość, tym mniej śladów, które nam mogą jakieś w miarę wiarygodne historie opowiedzieć; a same przedmioty… cóż, wykonane na ogół solidnie i z dość trwałych materiałów często przetrzymują całe stulecia, ale bez źródeł uzupełniających niewielu dostarczyłyby nam informacji. A techniki dokumentacji myśli, wyobrażeń i wydarzeń na wcześniejszych etapach historii ludzkości były i mniej doskonałe, i mniej rozpowszechnione. W czasach, gdy papier był niewiele tańszy od luksusowych tkanin, a umiejętność pisania nabywała może co siódma czy co dziesiąta osoba, mnóstwo ludzi nie korzystało z żadnej innej metody przekazu, niż ustna rozmowa. Tym cenniejsze więc wszelkie źródła pisane, które ludziom naszych czasów mogą przybliżyć odległe epoki.

Takim źródłem, jeśli chodzi o ziemiaństwo z terenów środkowej Anglii u schyłku średniowiecza, są listy i papiery niejakiego rodu Pastonów, najpierw przechowywane w rodzinnych archiwach, potem krążące z rąk do rąk jako antykwaryczna ciekawostka, by wreszcie pod koniec XVIII wieku zostać po raz pierwszy wydane drukiem. Na ich podstawie para historyków średniowiecza, Frances i Joseph Giesowie, spróbowała zrekonstruować koleje losu tej rodziny na tle wydarzeń historycznych (o czym oryginalny tytuł: „A Medieval Family: The Pastons of Fifteenth Century England” – „Średniowieczna rodzina: Pastonowie z XV-wiecznej Anglii” informuje jasno i dobitnie, w odróżnieniu od tytułu polskiego, sugerującego czytelnikowi, że książka opowiada o życiu średniowiecznej rodziny w sensie ogólnym, w domyśle: omawia aspekty upodabniające do siebie i różniące rodziny z różnych warstw społecznych). Owi Pastonowie byli rodem po pierwsze dość zamożnym, po drugie – przywiązującym sporą wagę do wykształcenia, po trzecie – ze względu na swe powiązania nieustannie uwikłanym w rozmaite rozgrywki polityczne między wyżej postawionymi dostojnikami, często skutkujące walką zbrojną, aresztowaniami, wywłaszczeniami etc. Mężowie i żony, rodzice i dzieci spędzali wiele tygodni czy może nawet miesięcy w oddaleniu od siebie, pisywali więc do siebie stosunkowo często, a to uzgadniając stanowiska w jakichś ważnych sprawach (zwłaszcza materialnych), a to donosząc o wydarzeniach, w których brali udział oni sami, krewni, znajomi. Detali życia codziennego w tych listach – przynajmniej w tych zacytowanych w książce, stanowiących ledwie niewielką część epistolarnej spuścizny Pastonów – nie ma aż tak wielu. Tu się przemyka wzmianka o jakimś sprawunku odzieżowym („nie mam całych nogawic do założenia; tuszę, iż obie pary po osiem szylingów kosztują”[1]), tam przejaw troski o konia poszkodowanego w bitwie, bodaj bardziej niż jego pan („Matko, błagam ciebie, ażeby nie zabrano [go] dla królewskich jastrzębi (…) i upraszam cię, ażeby co tydzień dostawał trzy buszle owsa, a codziennie chleba za pensa”[2]), ówdzie prośba o wyłożenie gotówki na potrzeby innego członka rodziny („za jego wikt i szkolną wyprawę dłużni jesteśmy od Dnia Świętego Tomasza przed Bożym Narodzeniem, a pilnie potrzebne mu szaty i rzeczy inne. Wolałabym, abyś pamiętał o tym i zaopatrzył go w nie, bo ja tego nie uczynię”[3]), jeszcze rzadziej jakaś absurdalna plotka („powiadają, iż przyrodzenie ma tak długie, jako i nogę”[4]).

Ale przede wszystkim są to teksty należące do dwóch innych kategorii. Jedna z nich to roztrząsanie kwestii małżeńskich i spadkowych. Te pierwsze przypominają raczej targi, na których rodzice lub opiekunowie potencjalnych państwa młodych usiłują sprzedać „towar” w osobie siostry, córki czy syna, starając się zań dostać jak najwięcej gotówki lub innych dóbr. Nieważny jest wiek – można próbować żenić dwudziestoletniego chłopaka z trzydziestoletnią wdową z dwójką dzieci, szesnastolatkę z mężczyzną bliższym wiekiem jej ojcu albo i dziadkowi, byle tylko obu rodzinom pasowały warunki finansowe – ani uczucie. Kiedy jedna z córek Johna i Margaret Pastonów pokocha z wzajemnością wiernego zarządcę, który pechowo pochodzi z rodziny drobnych sklepikarzy, jej najstarszy brat napisze z oburzeniem: „przenigdy zgody mej by nie miał, iżby siostra moja świecami i gorczycą we Framingham handlowała”[5], zaś inny brat ich obojga, mimo uczucia łączącego go z wybraną panną, będzie się targował z jej rodzicami tak zawzięcie, że aż ona spróbuje go przywołać do porządku: „powiadamiam cię otwarcie, że ojciec mój nie da więcej w tej sprawie niż 100 funtów i 50 marek, co dalekie od tego, co byś zapragnął dostać. Dlatego gdybyś zadowolił się ową sumą i moją osobą skromną, byłabym najszczęśliwszą panną na ziemi”[6]. Spadki zaś stanowią kartę przetargową w stosunkach między krewnymi: jeśli ktoś zrobi coś, co potencjalnemu spadkodawcy nie w smak, zawsze go można postraszyć, tak jak straszy wspomniana Margaret jednego z synów, który następnie poinformuje brata: „a z powodu tego gniewu między sir Jamesem [kapelanem i doradcą matki] a mną (…) słowo mi dała, iż mnie nie przypadnie nic; co twoje będzie, powiedzieć nie umiem”[7]. Najwięcej jednak dowiemy się – zarówno z listów, jak i autorskich komentarzy – o rozmaitych konfliktach sąsiedzkich i zależnościach politycznych, wraz z ich konsekwencjami ekonomicznymi (na przykład wypędzeniem właścicieli zamku z tym, co zdołali ze sobą zabrać) i fizycznymi („dopędził go i rozbił łuk na głowie rzeczonego Philipa”[8]), co może się wydać trochę nużące, zwłaszcza czytelnikowi, który by szukał anonsowanych na okładce epickich opowieści, „o czym marzyły średniowieczne żony, jak wyglądały zaloty, jak przebiegały ciąże”[9] itd.

W ciekawą skądinąd wzmiankę o losach „rzeczonego Philipa”, wuja jednej z głównych bohaterek tej niezwykłej sagi rodzinnej, wkradł się poważny błąd. Czytamy tam mianowicie, że posłano owemu rannemu „garnek melasy (…) Melasa, czyli odtrutka, nie była wtedy gęstym słodkim syropem, tylko leczniczą miksturą (…). Zawierała ponad sześćdziesiąt składników, w tym upieczone mięso żmii (…). Melasie przypisywano nie tylko usuwanie zatoru jelitowego, lecz także leczenie gorączki (…)”[10]. Sęk w tym, że słowo „treacle” – w pisowni średniowiecznej, jak w oryginale listu, „triacle”[11] –w czasach średniowiecznych nie oznaczało nieznanej jeszcze wówczas melasy (będącej produktem ubocznym wytwarzania cukru), tylko driakiew, inaczej teriak, po łacinie „theriaca”, którego to medykamentu dotyczy cały zajmujący kilkanaście wersów opis. A bez względu na to, czy potknął się tłumacz, czy także i autorzy (nie miałam możliwości wejrzenia w oryginał, ale teoretycznie istnieje możliwość, że z nawyku językowego zastąpili „treacle” amerykańskim „molasses”, oznaczającym melasę jako taką), powinien był tę usterkę wyłapać redaktor wydania. Podobnie jak i parę mniejszych, na przykład na str. 14-15 brakuje odsyłacza nr 5, któremu wg spisu treści odpowiada materiał znajdujący się pod odsyłaczem nr 6, zaś temu, który w spisie ma nr 6, najpewniej ten, który w tekście ma nr 7, jednak na podanej stronie w scyfryzowanych zasobach nie ma listu Margaret Paston, z którego ów fragment ma pochodzić. Być może te usterki pochodzą z wydania oryginalnego, ale jeśli tak, można je było zaopatrzyć choć przypisem.

Język listów mocno uwspółcześniono (w oryginale odbiega on od współczesnej angielszczyzny dalece bardziej, niż język Reja od tego, którym my dziś mówimy i piszemy, przypominając momentami raczej niderlandzki, niż angielski); z jednej strony odbiera im to trochę klimatu, z drugiej jednak bez wątpienia ułatwia to czytanie, zwłaszcza odbiorcy mniej biegłemu w zmaganiach z archaizmami, którego tego rodzaju publikacja dopiero ma zachęcić do głębszego zanurzenia się w blaski i cienie średniowiecza. Bez wątpienia rolę takiej zachęty pełni i okładka, pięknie dopasowana graficznie do pozostałych pozycji z serii.
I bez wątpienia warto z tej zachęty skorzystać, bo porcja zyskanych informacji będzie spora.

[1] Frances Gies, Joseph Gies, „Życie średniowiecznej rodziny”, przeł. Grzegorz Siwek, wyd. Znak Horyzont, 2020, s. 211.
[2] Tamże, s. 295-6.
[3] Tamże, s. 351.
[4] Tamże, s. 276.
[5] Tamże, s. 246.
[6] Tamże, s. 339.
[7] Tamże, s. 312.
[8] Tamże, s. 123.
[9] Tamże, z okładki.
[10] Tamże, s. 124.
[11] Ze strony internetowej https://quod.lib.umich.edu/c/cme/Paston/1:8.18?rgn​=div2;view=fulltext

Autor: Frances Gies, Joseph Gies
Tytuł: Życie średniowiecznej rodziny
Tłumacz: Grzegorz Siwek
Wydawnictwo: Znak Horyzont 2020
Liczba stron: 448

Ocena recenzenta: 4/6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 521
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: