Dodany: 08.03.2020 15:57|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Chłopki, bananówy, szariki


Opanowała mnie ostatnio chęć lekturowych wędrówek w przeszłość, najchętniej (choć nie wyłącznie) niezbyt odległą, taką, którą znam z własnych doświadczeń lub opowiadań moich najbliższych. W ramach tego przedsięwzięcia aktualnie eksploatuję dwa obszary: muzyki rozrywkowej i mody. Modą interesowałam się od dzieciństwa, choć zawsze raczej jako zjawiskiem zewnętrznym, swego rodzaju dziedziną sztuki, niż jako czymś, co powinno dotyczyć mnie osobiście. Ale dotyczyło, przynajmniej w pewnym przedziale czasowym, może zresztą głównie dlatego, że nosząc to, co można było dostać w sklepach, niejako mimo woli musiało się mieć na sobie to, co mieli inni, ergo: było się modnym, choć czasem o parę sezonów w tyle za światowymi trendami. Nic więc dziwnego, że wypatrzywszy w katalogu biblioteki tytuł zapowiadający wspomnienie owych czasów, zaraz po niego sięgnęłam. I spełnił on moje oczekiwania bardziej, niż poprzednia pozycja o podobnej tematyce (Modny PRL (Williams Dorota, Sołtysiak Grzegorz), gdzie mowa była w większym stopniu o ogólnym stylu życia, niż o modzie).

W obu tych tytułach powtarzają się niektóre cytaty z tekstów źródłowych, zwłaszcza jeśli chodzi o okres najwcześniejszy, powojenny, z którego precyzyjnych opisów mody zachowało się niewiele, bo też przez kilka pierwszych lat zdecydowana większość ludzi chodziła po prostu w tym, co jej po wojnie pozostało, łatając, sztukując, nicując, przerabiając ubrania z ojca na syna, ze starszej siostry na młodszą itd., a i zdjęć się nie robiło tak powszechnie, jak później.

A potem w „Teksas-landzie” robi się coraz ciekawiej: autorka omawia kolejne okresy i kolejne style, nie poprzestając na wskazywaniu ogólnych trendów, ale opisując w miarę dokładnie tkaniny, kroje spódnic, sukienek, marynarek, wykończenia, dodatki, fryzury, sposoby własnoręcznego zdobienia odzieży. Czytelnikowi w stosownym wieku zaraz staje przed oczami wnętrze własnej szafy, scenki ze szkoły, z prywatek, z wakacji… Chłopki, bananówy, szwedy i szwedki, spódnice i bluzki z tetrowych pieluch, przed szyciem poskręcanych w supły i wsadzonych do roztworu farbki, co dawało deseń w nieregularne cieniowane koła, juniorki, relaksy, drewniaki z haftowanymi przyszwami z teksasu, szydełkowe kapelusiki, rozpuszczone włosy z przepaską z krajki albo warkocze przeplecione rzemykami…

Zdjęć jest niemało… ale mogłoby być i trzy razy tyle; sama w swoim domowym archiwum znalazłabym ze dwadzieścia pasujących ujęć z okresu od połowy lat 60, kiedy rodzice kupili pierwszy aparat fotograficzny, do prawie samego końca lat 80 (a moja rodzina nie należała do takich, które namiętnie się fotografują przy wszystkich możliwych okazjach).

Zabrakło mi także dokładniejszych opisów mody szkolnej. O latach 60 jest tylko tyle, że nowego wzoru ubioru szkolnego nie udało się wprowadzić, wobec czego „do szkoły nadal nosiło się brzydkie i niewygodne fartuchy z nylonu”[1], co w dodatku nie do końca jest prawdą; zarówno w mojej podstawówce, jak w moim liceum – do którego poszłam dopiero w latach 70, ale wiem, że wcześniej nie było inaczej – żadnego nylonu nie było. Dziewczęce fartuchy o fasonie szmizjerki, przeważnie z okrągłym kołnierzykiem, do którego dopinało się na guziki lub zatrzaski kołnierzyk biały, dla młodszych klas szyte były z granatowej lub czarnej tkaniny podszewkowej, dla starszych z granatowej elanobawełny, a latem zastępowały je fartuszki-krzyżaczki z czarnego sztucznego jedwabiu, noszone na białą bluzkę z granatową spódnicą. Chłopcy mieli bluzy z takiejże podszewki lub elanobawełny, po czym gdzieś od 7-8 klasy wzwyż pozwalano im je zastąpić granatowymi swetrami noszonymi na białą koszulę. Niektóre szkoły miały własne wzory mundurków – w konkurencyjnym ogólniaku wymagano takowych nawet jeszcze wtedy, kiedy my już chodziliśmy do szkoły w czymkolwiek, byle schludnie i z przewagą koloru granatowego. Stylonowe fartuchy lub bluzy w kilku kolorach – wiśniowym, buraczkowym, ciemnozielonym, szafirowym – wprowadzono na początku lat 70, ale uczniów gdzieś powyżej 6 klasy już do ich noszenia nie zmuszano. Podobna niedokładność wkradła się w temat dżinsowy: polskie teksasy nazywano czasem „szarikami”, gdyż jeden z modeli – nie pamiętam czy produkcji szczecińskiej Odry, czy legnickiego Elpo – miał nad tylną kieszenią naszywkę z uwielbianym przez dzieciaki psem z „Czterech pancernych”, ale nie mogła ta nazwa pochodzić „od szarobrudnego koloru”[2], nawet gdyby taki te spodnie miały (a o ile pamiętam, były chyba granatowe), bo nawet gdyby nikt się nie przykładał do obowiązkowej nauki rosyjskiego, i tak wszyscy zaraz na początku serialu dowiadywali się, że „Szarik” nie znaczy „szary”.

No i przydałaby się staranniejsza redakcja, eliminująca także błędy mechaniczne i wynikające z nieuwagi (jak błąd w imieniu projektantki Kaliny Paroll, która w druku raz stała się Kariną[3], a drugi Karoliną [4]).

Może jeszcze kiedyś powstanie obszerniejsze i bogaciej ilustrowane opracowanie na temat mody w PRL, chociaż nie będzie to proste, bo już kilkanaście lat temu autorka przy zbieraniu materiałów natrafiła na pewną przeszkodę: „w przeciwieństwie do zbiorów muzealnych w Niemczech, które przechowują znaczną część obiektów życia codziennego z byłej NRD, w Polsce trudno jest znaleźć w muzeach ubrania reprezentujące czasy PRL”[5], a i w zasobach prywatnych z czasem ich nie przybywa. Póki takowego nie ma, „Teksas-land” stanowi całkiem niezłe źródło informacji, przynajmniej o zwyczajach ubraniowych młodszej części społeczeństwa.

[1] Anna Pełka, „Teksas-land: Moda młodzieżowa w PRL”, wyd. Trio, 2007, s. 60.
[2] Tamże, s. 189.
[3] Tamże, s. 59.
[4] Tamże, s. 106.
[5] Tamże, s. 16.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 467
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: