Dodany: 05.03.2020 09:33|Autor: dot59
Morderstwo, miłość, muzyka
Miałam szczery zamiar wyprostować swoją ścieżkę literackiej przygody z Nastią Kamieńską, sumiennie zapełniając luki w znajomości pierwszej dwudziestki epizodów z jej udziałem, powstałe między innymi na skutek nieco dziwnej polityki wcześniejszego wydawcy powieści Marininy, na skutek której najpierw ukazał się tom 3 i 17, potem 7, 2, 5, 1, 4, 6…, a trochę i tego, że kilkakrotnie, zanim zdążyłam zdobyć tę część, którą należałoby akurat przeczytać, trafiała mi w ręce inna, późniejsza. Tak się stało i tym razem: w kolejce była ósma z serii „Czarna lista” – tom wprawdzie bez udziału Nastii, ale za to objaśniający sporo szczegółów z życia prywatnego jej dobrego kolegi Włada Stasowa – a tymczasem na moim podręcznym stosiku spoczęła nowiutka „Harmonia zbrodni”, jedna z dwóch powieści opublikowanych w roku, w którym autorka ostatecznie postanowiła rozstać się z milicją i poświęcić karierze pisarskiej, i dopiero ostatnio przedstawionych polskiemu czytelnikowi.
Ponieważ akcja poszczególnych epizodów rozgrywa się mniej więcej w czasie rzeczywistym, musimy cofnąć się w czasie o ponad dwadzieścia lat, w rzeczywistość nowej Rosji, która po zrzuceniu komunistycznego jarzma rozkwitła najrozmaitszymi wolnorynkowymi inicjatywami (niekoniecznie zgodnymi z prawem, ale to wiemy i z wcześniejszych opowieści). Niejakiej Elenie Tumakowej udało się na przykład w ciągu kilku lat rozwinąć dobrze działający biznes w postaci biura turystycznego. Gdy poślubiała Gieorgija Dudariewa, miała „samochód, mieszkanie, dom za miastem, garaż”[1], on zaś jedynie urok osobisty i wojskową emeryturę. Przez dwa lata małżeństwa nie zdołał znaleźć takiej pracy, jakiej by nie uważał za poniżej własnej godności, ale damę wpatrzoną w niego jak w ósmy cud świata i nieprzejmującą się jego statusem zawodowym – i owszem. Cóż więc dziwnego, że gdy żona zginęła w wybuchu zaparkowanego pod domem samochodu, podejrzenia padły właśnie na niego? Jego kochanka, Olga Jermiłowa, żona oficera milicji, dla ratowania swojego bożyszcza zrobiła rzecz najgłupszą pod słońcem, przyznając się mężowi do romansu i tym samym ostatecznie pogrążając swoje małżeństwo. Oraz utrudniając temuż mężowi czynności służbowe, bo w konsekwencji pozyskanych informacji musiał zrezygnować z udziału w dochodzeniu w sprawie zamachu na Dudariewą i przekazać je koledze. Ów kolega poprosił o współpracę ekipę z Pietrowki – i tym sposobem pierwsze skrzypce w śledztwie przejęła Nastia.
Pierwsze przesłuchania mieszkańców ujawniają, że jedna osoba tuż przed wybuchem spotkała w okolicy obcego człowieka; świadek nie potrafi opisać jego wyglądu, gdyż jest niemal niewidomy, zapamiętał za to ton głosu i muzykę, której słuchał domniemany przestępca. Kaseta z identycznym nagraniem zostaje wkrótce znaleziona w mieszkaniu pewnego narkomana, który, jak się zdaje, zmarł na skutek przedawkowania. Jeśli to on był wykonawcą zamachu, jak teraz znaleźć ogniwo łączące go ze zleceniodawcą? Z pomocą spieszy sąsiadka nieboszczyka, która nader precyzyjnie opisuje kogoś, kto u niego ostatnio bywał. Ale wbrew pozorom, wcale to sprawy nie ułatwia. Zanim Nastia i jej współpracownicy dojdą, kto za tym stoi, zginie jeszcze jedna ofiara, a druga osoba o włos wywinie się śmierci, i to tylko dlatego, że wiedziona intuicją podpułkownik Kamieńska postanowi zadzwonić do świadka o nietypowej porze…
Jedyne, czego żałowałam przy lekturze, to że jednak nie sięgnęłam po zaległe wcześniejsze tomy. Ich znajomość nie była wprawdzie niezbędna do rozwikłania zagadki, ale do orientowania się w prywatnych sprawach i służbowych zależnościach członków ekipy śledczej – i owszem; bo nie znając przebiegu wszystkich dotychczasowych wydarzeń, cóż można wywnioskować z informacji, że „burza, przed którą Gordiejew ukrył Nastię swego czasu, w końcu się rozpętała (…)”[2] i jak się zorientować w relacjach w rodzinie Stasowów?
Innych powodów do niezadowolenia nie było, bo jak niemal wszystkie powieści z tego cyklu, „Harmonia zbrodni” cechuje się licznymi atutami:
– pomysłową, niemonotonną fabułą, z podsuwaniem czytelnikowi dyskretnych poszlak, ale nie takich, żeby był w stanie w połowie odgadnąć, kto za danym przestępstwem stoi i w jaki sposób ten wątek jest powiązany z pozostałymi;
– trafną diagnozą społeczną; nie było chyba w Rosji w ciągu ostatnich 30 lat takiego zjawiska, którego by Marinina w swoich powieściach nie zasygnalizowała. Nieudolne rządy („kiedyś mieliśmy kraj rad, a teraz kraj obietnic”[3]), nielegalne interesy, łapówkarstwo, kumoterstwo („…minister spraw wewnętrznych został zdjęty ze stanowiska (…). Kto go zastąpi? Jeszcze jeden wojskowy, który przetasuje kadry i mianuje na stanowiska wyłącznie swoich kolesiów z uczelni, czy jednak profesjonalista?”[4]), bieda zmuszająca przyzwoitych skądinąd ludzi do schodzenia na drogę przestępstwa („Pół roku szarpie się bez wynagrodzenia, a potem zatrudnia się do przewozu lewego towaru albo do naklejania etykietek na butelki z podrobionym winem. Każdy umiera w samotności. Tylko komunizm ludzie budowali razem, bez pensji każdy siedzi sam, nikt mu nie pomaga w tej bolesnej sytuacji”[5]), a i to nie wszystko;
– wiarygodnymi, przekonującymi postaciami, zdradzającymi wiedzę psychologiczną autorki. Tu robi wrażenie zwłaszcza ogłupiała z miłości Olga Jermiłowa i dwaj chłopcy, dla których przyjaźń (czy może więcej niż przyjaźń?) jest deską ratunkową, pozwalającą Artiomowi zapomnieć o kalectwie, a Denisowi o patologicznej rodzinie. No i nieustająco świetna jest Nastia, z tą swoją nieudolnością w zakresie prac domowych, awersją do aktywności fizycznej oraz eleganckich, acz niewygodnych strojów… i z niespodziewaną dla siebie samej nagłą zazdrością o ukochanego Loszyka;
– dyskretnymi akcentami humorystycznymi, aplikowanymi z umiarem i wyczuciem – bo w kryminale nie może być nieustająco śmiesznie. Co najwyżej tak, jak w normalnym życiu, czyli z rzadka i przez chwilę:
„– Ojej, z milicji! – Dziewczyna nie wiedzieć czemu klasnęła w dłonie i się roześmiała. – Że też przyjmują tam takich liliputów!
– Oczywiście, że przyjmują. Specjalnie, żeby nikt się nie domyślił, że są z milicji – oznajmił Zarubin poufnym tonem”[6];
- zgrabnym stylem i językiem, konsekwentnie pielęgnowanym i szlifowanym, od kiedy przekładem zajmuje się ta sama tłumaczka, Aleksandra Stronka.
Satysfakcja jest więc pełna, pozostaje tylko wątpliwość, czy zdążę nadrobić nieprzeczytanych siedem tomów, zanim ukaże się kolejny?
[1] Aleksandra Marinina, „Harmonia zbrodni”, przeł. Aleksandra Stronka, wyd. Czwarta Strona, 2020, s. 16.
[2] Tamże, s. 11.
[3] Tamże, s. 334.
[4] Tamże, s. 11.
[5] Tamże, s. 299-300.
[6] Tamże, s. 33.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.