Dodany: 01.03.2020 10:26|Autor: pawelw

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

1 osoba poleca ten tekst.

„NIE PRZYCHODŹ TY, MAŁA, NA ŚWIAT” czyli NIEPOŻĄDANA CIĄŻA W LITERATURZE - konkurs nr 236


Przedstawiam konkurs nr 236, który przygotowała dot59

„NIE PRZYCHODŹ TY, MAŁA, NA ŚWIAT” czyli NIEPOŻĄDANA CIĄŻA W LITERATURZE

Nie przychodź ty, mała, na świat
To nie nazwie Cię tata bachorem
W końcu tata Ci zawsze był rad
Aleś przyszła bardzo nie w porę…
(Jacek Zwoźniak, „Córka poety”)









Teoretycznie naturalnym zadaniem człowieka, podobnie jak wszystkich istot żywych, jest kontynuacja istnienia własnego gatunku. Ale, w odróżnieniu od sikorki, kota czy orangutana, homo sapiens mniej kieruje się w tym względzie instynktami, toteż stara się rozmnażać wyłącznie wtedy, gdy jego rozsądek i emocje wskażą mu, że jest na to właściwa pora i miejsce. Kryteria tej właściwości są różne: w jednej epoce i jednej społeczności będzie to przede wszystkim zawarcie usankcjonowanego prawnie i religijnie związku z osobą płci przeciwnej, w innej – wiek partnera/partnerki, stan zamożności rodziny, zrealizowanie wcześniej zakładanych celów zawodowych, czasem wszystkie powyższe razem, a czasem tylko samo pragnienie posiadania dzieci. A kiedy choćby jedno z potencjalnych rodziców któregoś z tych warunków nie spełnia, bywa, że w ich życiu wydarza się wręcz trzęsienie ziemi. Zobaczmy, jak to wygląda w literaturze.
Oto 30 kłopotliwych sytuacji, spowodowanym niespodziewanym powołaniem do życia przyszłego potomka.
Za rozpoznanie każdego z dusiołków należą się 2 punkty – odpowiednio po jednym za autora i tytuł - maksymalnie 60; liczba strzałów nieograniczona. Gdy więcej osób zdobędzie taką samą liczbę punktów, zostaną wymienione w kolejności nadesłania finałowych maili.
Jeśli w tekście padają imiona/nazwiska wyjątkowo ważnych postaci, zostały utajnione i zastąpione literami X,Y,Z, mniej ważne oznaczone są pierwszymi literami imion/nazwisk.
Wszystkie dusiołki mam ocenione.
Termin nadsyłania odpowiedzi upływa 15 marca (niedziela) o godzinie 21.
Odpowiedzi wysyłajcie na adres: [...]. W tytule podajcie swój nick biblionetkowy. Dajcie znać, czy życzycie sobie podpowiadania co do znajomości dusiołka/ rodzica, najlepiej zaraz w pierwszym mailu.



Największe problemy stwarza spodziewane rodzicielstwo w przypadku osób prawnie uznawanych za niedojrzałe do podejmowania samodzielnych decyzji, czyli nieletnich…


1.
Wyciągnęliśmy z łóżka mamę E., której na wieść o tym, że zostanie babcią, trzeba było podać
krople walerianowe.
– Cholera jasna! Wszystkie pieniądze, które odkładałam na operację odmładzającą, pójdą teraz na urządzanie pokoju dziecinnego... – mruknęła ze smutkiem.
Moja mama była równie bezceremonialna:
– Który miesiąc?
– Koniec czwartego.
– Co??? I ty dopiero teraz się zorientowałaś? – Mama E. nie kryła zdumienia. – Przecież nie wychowałam cię na ciemną i zacofaną pensjonarkę. Od najmłodszych lat wiedziałaś, czym się różni petting od joggingu! Jak mogłaś mi to zrobić? Jezus Maria, a twoja szkoła?
Tu do akcji wkroczył ojciec, który nie mógł już patrzeć na zapłakaną nieletnią.
– A czego wymagać od szkoły, skoro minister edukacji boi się nawet przyznać, że nie wierzy w bociana. Dzieciakom wtłacza się do głów, że seks uprawia się tylko po ślubie, środki antykoncepcyjne przepisuje proboszcz, a w sex shopach już niedługo będzie można kupić co najwyżej kalendarzyk małżeński! No i takie mamy efekty. Dzieci rodzą dzieci.

2.
S. wychowała L., żeby była niezależna i silna, lecz bezmyślna? Nie. Zwłaszcza wtedy, kiedy trzeba zmierzyć się z rzeczywistością.
- Kto będzie płacił rachunki medyczne?
- Mamy ubezpieczenie.
- Z premiami, do których dokładam się co miesiąc – zauważyła S. – Więc odpowiedź brzmi: ja. Ja będę płacić rachunki. Pieluchy? Mieszanki mleczne?
- Będę karmić piersią.
- To jest wspaniałe, jeśli wszystko gra, lecz czasem nie gra i wtedy potrzeba mieszanki. A co ze stałym pokarmem i ubraniami? Wyposażeniem? Nie wypuszczą cię ze szpitala bez odpowiedniego krzesełka w samochodzie, a wiesz, ile kosztuje wózek dla dziecka? Nie, twojego starego nie ma, bo sprzedałam go, żeby kupić ci rower. A co z opieką nad dzieckiem, kiedy będziesz kończyć szkołę? Chciałabym bardzo zostać w domu i opiekować się maleństwem, tylko, że jedna z nas musi pracować.

… albo nawet już pełnoletnich, ale jeszcze niesamodzielnych zawodowo i finansowo…

3.
- Słucham – powiedziała dyrektorka.
- Proszę? - zapytałam równie głupio.
- Słucham, co masz do powiedzenia.
- Na jaki temat, pani dyrektor?
- No, nie, w dodatku próbujesz być bezczelna! Chcę wiedzieć, co zrobisz w tym semestrze, bo chyba nie zamierzasz pozostać w naszej szkole?
- Czy to znaczy, że nie mam prawa chodzić do szkoły tylko dlatego, że jestem w ciąży?
- Nie mówimy o prawach! Mówimy o twoich obowiązkach. Chyba nie sądzisz, że będziesz w stanie wypełniać swoje obowiązki właściwie?
- Przecież jestem najlepszą uczennicą w klasie.
- Byłaś, moja droga, byłaś, ale nie wiadomo, czy będziesz! Przed tobą jeszcze trochę nauki i egzaminy, a ja nie zamierzam robić ze szkoły cyrku, porodówki ani żłobka. Pomyśl sobie.
gdyby tak wszystkie zaczęły jako uczennice rodzić dzieci, to doszłoby do tego, że szkoły świętym obowiązkiem byłoby zatrudnianie nianiek, nie tylko nauczycieli!
Udawałam spokój i opanowanie.
- Pani dyrektor - powiedziałam - mam zamiar nadal być najlepszą uczennicą, bo ciąża nie odebrała mi rozumu. Mam zamiar zdać w tej szkole maturę jeszcze przed urodzeniem dziecka.
- Ale jak ty sobie to wyobrażasz? Jesteś uczennicą, traktujemy cię jak uczen-ni-cę - skandowała dyrektorka – musisz zachowywać się jak u-czen-nica, stawać przy tablicy jak u-czen-ni-ca, my nie możemy robić dla ciebie wyjątków, jak poczują się inne uczennice, jeżeli ciebie będziemy wyróżniać?
- Nie proszę o wyróżnianie, proszę mnie traktować jak zawsze i nie szykanować z powodu mojego brzucha, a ze wszystkim innym sobie poradzę.
- Nieprawdopodobne! Skąd u was taka łatwość wmówieniu o tych sprawach? A więc jednak o coś prosisz, niesamowite.
Nie mogłaś tak zrobić od razu, przyjść do mnie jak do matki, powiedzieć, wytłumaczyć, pomoglibyśmy, coś zaradzili, łatwiej byłoby cię na początku roku przenieść do wieczorowej szkoły.
- Ale ja nie chcę do wieczorowej szkoły!
- Tam mogłabyś się poczuć dorośle, jak przyszła matka.
- Już teraz czuję się jak przyszła matka.
- No, nie, tak nie będziemy rozmawiać, ja do ciebie wyciągam pomocną dłoń, rozmawiam jak przyjaciel, a ty mi pokazujesz pazury, powiedz, czy ja na to zasłużyłam? Za swoją prawie 30-letnią pracę z kredą przy tablicy, za poświęcenie tylu uczniom, czy ja zasłużyłam?
- Pani dyrektor, ja bardzo proszę, to ja jestem w ciąży (w ostatniej chwili ugryzłam się w język, by nie powiedzieć: a nie pani), to ja jestem w ciąży, a nie cała szkoła, więc proszę już nic nie mówić, jeszcze tylko kilka miesięcy i ma mnie pani z głowy

4.
- Moja droga – J. poznała głos O. – jeśli ktoś rzuca szkołę ni w pięć, ni w dziewięć, jeśli nie ma zielonego pojęcia, co dalej robić, jeśli bierze ślub na łapu-capu, bez mieszkania, bez pieniędzy, na wariata, to chyba musi mieć poważniejsze przyczyny niż szalona miłość. Zrobiłabyś tak? Nie. No widzisz.
- Mimo wszystko to jeszcze nie dowód.
- A jeśli w dwa miesiące po romantycznej eskapadzie wybiega w pół zdania z klasy, żeby nie zwymiotować przed katedrą, to też nie dowód?
- Co ty mówisz? Naprawdę? (…)
- Ależ się wkopała! (…)
- Trudno. Widać była idiotką albo wierzyła w bociany. Co zresztą na jedno wychodzi.

5.
- (…) z pewnym trudem przechodzi mi przez usta zwrot „ciąża mojej wnuczki”. Zwłaszcza gdy go uzupełnię określeniem „nieślubna”. Ale to pewnie dlatego, że jestem taki staroświecki.
- Chyba jesteś – wtrąciła X. – Dzisiaj jest wiele samotnych matek, które dzielnie sobie radzą, skoro nie mogą liczyć na pomoc ze strony swoich mężczyzn.
- … a jeszcze trudniej przechodzi mi przez usta – dziadek nie dawał się sprowadzić z raz obranego szlaku – taka oto fraza: „nieślubna ciąża mojej wnuczki, której zaufanie zostało dotkliwie zawiedzione”.
- Ja niczego nie zawodziłem! – zakrzyknął nerwowo Y. – Odwrotnie! To Z. mnie nie uprzedziła, że może zajść w ciążę!

6.
Czy rzeczywiście mnie porzucił? Czy ja i dziecko będziemy mieszkać w domu rodziców? Czy tak to ma wyglądać? Pechowa córka, która zaszła w ciążę z obcym facetem? (…)
Samotna matka bez pracy i mieszkania. Przynajmniej będę miała pierwszeństwo przy zapisach do przedszkola. (…)
Nie chcę się pokazywać. Wiele osób w mieście mnie zna, wiele mówi mi dzień dobry. Najpierw na sekundę wbijają wzrok w mój brzuch, potem podnoszą go do moich oczu i przybierają minę, którą już nauczyłam się rozpoznawać: po części wyraża współczucie, po części tolerancję. Tolerancję, której celem jest skryć to łagodne, ale i pełne zadowolenia obrzydzenie, jakie nieświadomie odczuwają. To przywilej ludzi, którym się szczęści.
Choć niektórzy robią to całkiem świadomie. Szkoda dziewczyny, myślą, ale sama może się winić. Tak to już zawsze było. Tak to jest, jak się lata za chłopakami.

…lub nie w pełni zdających sobie sprawę ze związku między życiem seksualnym a rodzicielstwem:

7.
Mijał miesiąc za miesiącem, a A. nic podobnego nie zauważyła. O. była cały czas tak samo wąska w talii, w jej rękach cały czas prześwitywały kruche kości, miała niewinne oczy i jasne różowe policzki.
Wydał ją w końcu apetyt. Żarłoczny głód. Którejś niedzieli O. wcięła kotlet schabowy razem z chrząstką, cztery ziemniaki w sosie cebulowym, a potem posmarowała grubo masłem kromkę chleba i popiła ją dwiema szklankami mleka.
- Teraz mam ochotę na pyszny deser – powiedziała, ocierając usta ręką.
A. uniosła brwi.
Dużo czasu minęło, nim sama O. zrozumiała. Kilka miesięcy.
Jakby nie mogła sobie wyobrazić, że to, co tak często przydarza się innym pannom, może się zdarzyć także jej. (…)
- Kto? – pytała A. – Wyduś to z siebie. W końcu przecież musisz powiedzieć, kto to jest.
Olga jednak milczała i myśląc o E., E., B., A., O. i G., chowała za włosami siebie i swój wstyd.

Ale nawet w przypadku, gdy do poczęcia doprowadzą dwie pełnoletnie i pełnosprawne osoby, nie oznacza to wcale, że się z tego cieszą. Bo, na przykład, istnieje między nimi tak duża przepaść społeczna, że jedna lub obie rodziny nigdy nie zezwolą na związek:

8.
… burmistrzanka G. zaś powoli mizerniała. Nikt nie wiedział, co się dziewczynie stało. Ojciec frasował się jej zdrowiem i nie mogąc się dowiedzieć, co jej dolega, czemu tak mizernieje w oczach, zasięgnął rady starej W. Była to bowiem mądra niewiasta. Widać jednak, że nie wszystkie mądrości posiadła, bo zasumowała się ciężko i orzekła w końcu, że trzeba sprowadzić do jejmościanki G. doktora. Radziłaby doktora J. z Pszowa. Uczony to bowiem mąż i znający się na niewieścich chorobach.
Poszło więc pismo do Pszowa, a po niejakim czasie przyjechał doktor J. na suchej szkapinie, z przytroczonym do siodła dużym puzdrem, napełnionym rozlicznym zielem. (…)
Wyłożył to wszystko na stół, wsadził podrutowane okulary na nos i zażył tabaki. A potem wstąpił do alkowy burmistrzanki i długo w niej przebywał. Nikomu nie było wolno mu przeszkadzać. Ojciec stał pod dźwierzami i szeptał pacierze w wielkim niepokoju.
Potem doktor J. wyszedł z alkowy wielce zafrasowany i wszystkie wyłożone zioła zgarnął do puzdra, jako niepotrzebne.
— No i co! I co?... — nanukał ojciec.
— Hm! — mruknął J. i rozłożył bezradnie dłonie.
— Co się stało? Mówcie!...
— Hm... — zaczął znowu medicus. — Ktoś omamił to dziewczę.... Ktoś szpetnie omamił! Pytołech, kto taki. Nie chciała powiedzieć. Ale potem powiedziała...
— Co wy mówicie? To ona...
— W piątym miesiącu!
— O Chryste Panie! Sodoma, Gomora!... — wrzasnął burmistrz i chciał wpaść do alkowy. Zatrzymał go jednak doktor J. powiadając, że spokoju trzeba dzieweczce, a nie ojcowego wrzasku, który już nic nie pomoże. Powinien był ojciec wrzeszczeć wtedy, gdy galan łaził do jego córki!...

9.
- Fto to jes?
- Ón sie nie rachuje. Nie worce wasyj gemby, Jegomoś, wasyk usów, coby go spominać.
- Jakoz to? Musem wiedzieć.
- Zabijcie mie, nie powiym. Bóg hań bedzie wiedzioł. – podniosła wzrok do powały. – Utopiem sie, nie powiem. Niek na mnie ino bedzie, jo winowato, nie ón. (…)
- Pódem do niego, ozyni sie z tobom. Pódem do jego ojców.
- Jegomoś, słowa jednego o nim nie powiym, chojbyście mie krajali. Przisłak do wos w utrapieniu co do chorości sie poradzić. Cy robić co, coby dziecko stracić, cy do wody skocyć, cy dziecko urodzić na wstyd. (…)
- (…) Kiebyś ty nie fciała, toby cie zoden chłop palce nie rusył. Siyćkie dziywki tak godajom, a przecie ik wina jest. To teloś głupia, niescęsno dziywko? Teroz sie bedom z ciebie śmiać parobcy, aj śmiać! Dzis, jako to mądro ta Z.B., co se bęsia dała zrobić. A baby bedom do tobie palcami zygać: Ta przespanica! Toś wte nie pomyślała do mnie przyńś, ba teroz przychodzis, kie ci bandzioch urósł! Baba je ważnijso od chłopa, ona podpiro ród ludzki. To waso rzec, jakie bedom chłopy: takie, jakie wy bedziecie. Ale wy zaś będziecie głupie do końca, jako te owce ciymne, zestrachane w kurniawie.

10.
Któregoś wieczora pani dyrektorowa zastała syna, studenta politechniki, z panną służącą w sytuacji niedwuznacznej. Kto był winien, jeśli w ogóle można mówić o winie: panicz czy pokojowa? Nikt się nad tym nie zastanawiał. Wyrzucono dziewczynę na ulicę. Z luksusu i dobrobytu, w jakim ostatnio przebywała, znalazła się od razu poza nawiasem społeczeństwa. Innej posady nie mogła tak z dnia na dzień znaleźć. Na wieś nie mogła wrócić. Należała już do innego świata. Ponadto bała się wrócić do rodziców: była w ciąży… (…) Chciała się zobaczyć z paniczem. Poprosić o radę, o pomoc… Ale jak? Do domu przyjść nie mogła, nawet od kuchni. Zatelefonować nie miała odwagi. Poznają po głosie, nie poproszą do telefonu. Znała kolegów panicza, wszak przychodzili do niego. Oni znali ją również. Jeden z nich, najserdeczniejszy przyjaciel, mieszkał w Domu Akademickim na placu Narutowicza. Poszła do niego wieczorem prosić o pośrednictwo: chce się zobaczyć z paniczem. Wypchnięto ją na korytarz i zatrzaśnięto drzwi przed nosem. Zeszła na dół. Na ulicy zażyła dwie tabletki sublimatu.

…i nawet, jeśli niektórzy członkowie rodziny obiecują wsparcie:

11.
X.
Czego płaczesz? Teraz wszystko na najlepszej drodze. Najgorsze przeszło. Już mamcia wie o wszystkim. Nie chce pozwolić — ale musi. Tylko teraz ty i Z. musicie być stałymi i przemóc wszystko swoją miłością. Mama sama będzie wzruszona…
Y.
Ja pójdę w piecach palić.
X.
Nie… nie. Daj spokój. Lepiej żebyś już się do niczego nie mieszała. Bo jak zaczniesz znów być służącą, to będzie jeszcze gorzej. Siedź tu spokojnie i czekaj, co będzie.
Y.
A bielizna niezmaglowana…
X.
Nie turbuj się. Teraz się przyjmie pokojową i ona już za ciebie to wszystko zrobi. Ty teraz jesteś narzeczona Z., to przecież nie możesz chodzić do magla ani w piecach palić. Pij kawę… moja złota…
Y.
Dziękuję panience — nie mogę. Mnie tak od tego wczorajszego, że aż no… ha… O Jezu!…
X.
Moja Y. — ja wiem, że to przykre przejścia, ale to trudno. Zobaczysz, że jeszcze będziesz bardzo szczęśliwa za Z. Ubierzesz się inaczej — natrę ci ręce gliceryną — nauczę cię ładnie pisać — nie będziesz nic robić.
Y.
E! gnić bez roboty…
X.
Ha — będziesz mieć inne zajęcie. Potem ja będę zawsze z tobą i przy tobie. Ja za mąż nie pójdę, bo ja nie mam zdrowia, a mamcia mówi, że do zamążpójścia to trzeba mieć końskie zdrowie. I właśnie chciałam ci powiedzieć, że… co do tego jakiegoś dziecka, coś ty mówiła, a co ja nie rozumiem… to jeżeli ty już byłaś zamężna i boisz się, że niby podobno mężczyźni niechętnie się żenią z wdowami, co mają dzieci… to nie bój się. Ja się tym dzieckiem zajmę — wychowam. A co by mi mamcia dała na wyprawę czy na posag, to dla dziecka oddam… Ja sobie tak umyśliłam dziś w nocy. Ja chciałam iść do klasztoru, bo tam cicho i tak miło musi być za murami, jak dzwonek rano dzwoni w maju. Ale przecież i na świecie można mieć ciszę. I wolę się dla ciebie poświęcić. No… jedz bułkę… jedz… A ty za to musisz być dla mnie bardzo dobra i mówić do mnie — moja złota, dobra, kochana X. … no… powtórz…

… to reakcja innych bywa zgoła nieumiarkowana:

12.
Pociągnął ją do okna, chwycił pod brodę i brutalnie podniósł jej twarz do światła.
- Boisz się? Boisz się na mnie spojrzeć? Bardzo mizernie wyglądasz! I te nagłe osłabienia, zawroty głowy… A wczoraj wieczorem znowu wymiotowałaś. Nie chowaj się tak!
Wyrwała się, chciała się odsunąć. Ale żelaznym chwytem przytrzymał jej rękę.
- Pokaż wreszcie twarz! Taka jesteś szara… I te plamy… A oczy… Co? Dobrze zgadłem? Tak? No powiedz, tak?
Wolną ręką zasłoniła oczy.
- Och! – jęknął.
Pchnął ją tak gwałtownie, że upadła obok tapczanu. Dźwigała się z trudem. Jej żałosny widok mógł budzić tylko litość, ale on nie miał dla niej litości, czuł, że jeszcze chwila, a nie zdoła się opanować, że się na nią rzuci i zacznie bić. Groził jej zaciśniętą pięścią:
- Ty łajdaczko! Łajdaczko! Ty mała łajdaczko! Wynoś mi się stąd!

Bywa, że mężczyzna od początku nie był zainteresowany spłodzeniem dziecka w ogóle, względnie spłodzeniem dziecka akurat z tą kobietą …

13.
Stała na środku pokoju, niezdecydowana i niezręczna. Spuściła głowę i przyciszonym głosem wypowiedziała takie słowa:
- Bo nie jest ze mną tak, jak powinno być.
Teraz dopiero X-a. owiał niepokój.
- Co to znaczy, Y.? - pytał, dość jeszcze daleki od pewności. - Jak to nie jest tak, jak powinno być?
- Myślałam sobie jeszcze i tak, i tak. Ale już teraz nie może być nic innego, tylko to.
Powoli zrozumiał. Ale nie podszedł do niej, nie ruszył się z miejsca.
Zbierał myśli, żeby pojąć, dlaczego tej możliwości wcale dotąd nie brał w rachubę. Dlaczego nie przyszło mu do głowy, że to się może stać. Zobaczyła jego nieruchomą, zamkniętą twarz.
- Nic się nie bój, X. - powiedziała prędko. Jednym skokiem znalazła się przy nim, mocno objęła go wpół i z bliska mówiła: - Ja się wcale tym nie martwię, pamiętaj. Nie myśl sobie, że jestem taka głupia jak inne. Co mnie ludzie obchodzą, co oni powiedzą, jak ja mam ciebie.
Nie chciał jej od siebie odsunąć, tylko łagodnie próbował rozluźnić uścisk jej rąk. Ale nie dały się rozpleść.
- Poczekaj, poczekaj, pozwól - bąknął i niezaradnym gestem gładził jej łopatki. Było mu strasznie niewygodnie i duszno od zapachu jej przemokniętego ubrania i jej zmęczenia. - Pozwól, co też ty mówisz - perswadował.
Ale ona powtarzała w uniesieniu:
- Nic się nie bój. Ja się nawet cieszę, naprawdę. Ja zawsze tak lubiłam dzieci, że nie wiem. Nie bój się, ja sobie sama dam z dzieckiem radę, ja zawsze mogę zarobić. I mama wychowała mnie sama, a przecież nikogo nie miała. A ja mam ciebie, X., to wiem, że nie zginę.
Udało mu się wreszcie uwolnić z jej uścisku. Osiągnął to, że usiadła zwyczajnie na krześle.
- Uspokój się, dziecko, trzeba jeszcze poczekać. Może ci się tylko wydaje, może to naprawdę nic nie jest. - Głos X-a był ciepły i serdeczny. - Po co to wszystko mówić, po co się denerwować, kiedy jeszcze nic me wiadomo.
Nie przerywała mu teraz. Słuchała. Starała się go dobrze zrozumieć.

14.
– Chcesz poczuć dzidziusia? – zapytała.
Udał, że nie słyszy.
– O, tu. – Wyciągnęła do niego rękę, która zawisła w powietrzu nad kierownicą.
– Daj mi rękę. – Zdjęła dłoń W.J. z kierownicy i położyła sobie na brzuchu, a następnie nakierowała na wypukłość pępka.
– Czujesz?
– Nie.
– Nie czujesz takiego delikatnego stuk, stuk, stuk...?
– Nic nie czuję.
W.J. próbował wyrwać rękę, ale N. przytrzymała ją mocniej i przesunęła niżej, przyciskając palce do zagłębienia nad spojeniem łonowym.
– O, poczuj tutaj. – Jej głos był cichy, prawie jak szept. – Tu, gdzie jest serce. – Przytrzymała jego rękę, ale W.J. natychmiast ją wyrwał.
– Ja tam nic nie czuję – powiedział, sięgając po papierosa.

15.
- W końcu A. się zjawi - pocieszam ją.
- No i co z tego? Zjawi się, jak już będzie za późno - mówi K. zapalczywie. - A z jakiej racji R. ma się o to wszystko sama martwić? "W końcu się zjawi! – przedrzeźnia mnie. - W końcu się zjawi!" Dobry jesteś!
- Na małżeństwo nigdy nie jest za późno - mówię drętwo.
- Na małżeństwo? – K. patrzy na mnie i mruga oczyma, jakby jej jakiś paproch wpadł.
- A coś ty myślała? Przecież teraz on musi się z R. ożenić, nie?
- Zwariowałeś? On się z nią nie ożeni i R. dobrze o tym wie. Chyba nie łudziła się nawet przez pięć minut. (…)
- Znam R., całą tę rodzinę znam. Stać ich na to, żeby dziecko utrzymać. (…) Ale nie stać ich na to, żeby R. mogła je mieć. Moralność im nie pozwala. R. też. Znam tę śpiewkę, nasłuchałam się przez ten czas, kiedy byłam na praktyce. "Nie mogę, siostro, chociażbym chciała. Co by ksiądz proboszcz na to powiedział?" Ale przedtem to o księdzu proboszczu nikt nie myśli. Ty, R2, mówisz, że A. powinien się z R. ożenić? A powinien, masz rację. Tylko pomyśl sobie, jak by on to swoje prawo skończył, gdyby je zaczynał z żoną i niemowlakiem pod pachą? Dziwisz się, że mu to nie w smak? Ja się tak bardzo nie dziwię.

16.
Akurat te dwa tygodnie, przez które się nie widzieli. Dwa tygodnie temu by coś wymyślili, ale teraz? Trzeba przerwać… Jak to się stało? Był przecież taki ostrożny. Czy ona naprawdę nie ma jakichś zagranicznych tabletek, pigułek na takie rzeczy?
- Próbowałaś coś z tym zrobić?
- Chciałam najpierw poradzić się ciebie.
- Nie jestem lekarzem.
Ponuro, z taką miną, jakby L. zaszła w ciążę wyłącznie po to, żeby zrobić mu na złość, dodał:
- Nie chcę w taki sposób wchodzić do waszej rodziny.
Ożywiła się.
- Jakie to ma znaczenie?
- Trzeba poczekać. (…) Zrozum, studia, nakaz pracy, nic nie jest pewne, nic nie wiadomo. (…) Wiele rzeczy skomplikowało się, nie trzeba ich komplikować jeszcze bardziej. Nie pora na to. Ja wiem, to nieprzyjemny zabieg, ale trwa tylko parę minut. Pocierpmy, poczekajmy jeszcze trochę, w przyszłości na pewno będziemy mieć dzieci. Poza tym jest jeszcze problem moich rodziców, to ludzie starej daty: najpierw ślub, potem dziecko. Podejście oczywiście mieszczańskie, ale nie chcę plotek, to takie upokarzające, musisz mnie zrozumieć.

17.
Nieraz, zdruzgotana na śmierć, postanawiała, leżąc pod progiem szaleństwa, nie dać się światu. I cóż z tego, że będzie miała dziecko nieprawe z człowiekiem, który ją samą zostawił i gdzieś za granicą przepadł? Rodziły przecie i rodzą młode dziewczęta dzieci, chodzą długo ciężarne, bezkształtne, rozdęte, a później wracają znowu do pięknego świata, widzą znowu oczyma bez i jaśmin, słyszą znowu wesołą muzykę i męski śmiech. Ubierała się staranniej, szła do magazynu, pracowała spokojnie, brała w siebie przemocą wesołość i spokój. Ale nagły poryw wymiotów wśród pracy — spojrzenia śmiercionośnej ironii ciskane przez koleżanki — tłumna ich a najżywsza radość na widok jej strwożenia — szept szczęścia wśród ich zastępu, gdy nie mogła ukryć, co się z nią dzieje, i truchlała — wszystko to wracało ją nazad do ziemi nieszczęścia. Porywał ją spazm wewnętrzny przed światem, wielka, ponad wszystko bojaźń prawa umówionego między ludźmi w ciągu wieków przeciwko ciężarnej dziewczynie.
Gonił ją ulicami śmiech kobiecy, który depce nogami i włóczy w błocie. Smagały ją zjadliwe a milczące spojrzenia. Trzepały się nad nią czarne skrzydła słów plugawej zniewagi. Biły ją po głowie kije drwin męskich, ulicznych piosenek o ciężarnej dziewczynie, które była niegdyś słyszała. Stawała się znowu dla samej siebie niczym już więcej, tylko przedmiotem pośmiewiska.


… tym bardziej, jeśli w ogóle nigdy było mowy o jakimś bliższym, choćby jednostronnym związku emocjonalnym między nimi, bo kobieta została zniewolona siłą…

18.
… przestał ją dopadać, lecz chyba zbyt późno, ponieważ już drugi miesiąc krew u niej nie pokazała się między nogami, a dół brzucha rozrywał ból, przyginał do ziemi, więc pocieszała się, wołając Ojcze nasz, któryś jest, tylko tym, że zamiast tyć w pasie, to chudnie z dnia na dzień.

19.
- Ja tego nawet w domu nie powiedziałam:
… bo już lepiej obcemu niż rodzicom. Tata też by milczał. Mama by wrzasnęła: - Że też nikomu takie świństwo się nie przytrafia, tylko tobie, jakbyśmy mieli za mało kłopotów! W porządnych domach nic takiego się nie zdarza! Co ty sobie myślisz?! Czy ty wiesz, co powiedzą znajomi? Sąsiedzi? Ludzie w mieście? Będą cię pokazywać palcami i mówić: „To ta, co ją zgwałcili!”. I wiesz, co zrobią? Będą się zastanawiać, ile w tym twojej winy, bo to jasne, że nie każdego gwałcą, gwałcą tylko te dziewczyny, które tego chcą, które prowokują facetów, które się puszczają, po których widać, że chętnie by się puściły! Boże drogi, i co my z tym teraz zrobimy… Matko Bosko Częstochowsko…!
- To ja już wolę zrobić to za pieniądze – oświadcza E.
- Powiedz mi jeszcze, kto chowałby dziecko, gdyby się urodziło? – pyta lekarz.
E. myśli przez chwilę:
- Mama? Nie, mamę by szlag trafił. Ja? Ja nie chcę tego dziecka. I niby z czego mam je chować, jak zarabiam osiemset złotych?

…albo oboje potraktowali seks jako niezobowiązującą przyjemność, zapominając o możliwych konsekwencjach:

20.
- Kto jest ojcem?
- Nie wiem.
O. uniósł brwi i odchrząknął. Było coś niepokojącego w tym, że rodzaj ludzki bodaj jako jedyny miał zdolność tworzenia zupełnie nowego życia przez przypadek.
- Korzystałaś z anonimowej bazy dawców czy jak? – zapytał.
- Spokojnie, Z. To nie pierwszy raz w historii świata, kiedy kobieta nie jest pewna, kto odpowiada za zainfekowanie jej tym… tym stworzeniem.
Dźgnęła się lekko w brzuch i skrzywiła.
- Zainfekowanie?
- Noszę pasożyta, co tu ukrywać? – odparła i wzruszyła ramionami. – To znaczy formalnie tylko jego zalążek, ale i tak czuję się jak Sigourney Weaver w „Obcym”.

21.
No i skąd ja teraz mam wiedzieć, czy J. chce być tatusiem?
Na logikę, nie powinien chcieć. Jest dopiero rekrutem, na czwartym roku WSM. Baba od niego starsza dziewięć lat, od dawna samodzielna - a właśnie, on chyba jeszcze przy rodzicach? Boże, przecież na dobra sprawę ja o nim nic nie wiem! (…)
A co będzie, jeżeli on się zechce ze mną ożenić?
A na co mi student czwartego roku nawigacji?
To może mu nie powiem.(…)
A jeżeli to nie jego dziecko, tylko pięknego S.?
Niemożliwe. Czuję, że to J. Cholera, skąd tu wziąć pewność? Trzy tygodnie różnicy. Ta cala Zula może nie odróżniać, poza tym jej nie powiem!
J., na pewno J. Na pewno J.
A właściwie, co mi zależy? Niech sobie będzie S.
Wolę J. Piękny S. jest piękny, ale kompletnie zdemoralizowany. A to z J. ... Było takie jakieś ładne...
Ale pewności nie mam.
Wiec kogo mam zawiadamiać, że został tatusiem?!

Ale czasem pozornie jest wszystko w porządku – para jest w legalnym związku albo niebawem ma go zawrzeć, łączy ich uczucie… a mimo wszystko, gdy pojawia się zapowiedź powiększenia rodziny, ogarnia ich gniew czy przerażenie. Bo, na przykład, obawiają się, że na wychowanie dziecka nie pozwolą im ich warunki materialne …

22.
Lekarz stoi w kącie pokoju, przemywa ręce. Zerka z ukosa na P.
- Trochę za późno, panie P., by się zabezpieczać – mówi spiesznie. – Klamka zapadła. Wydaje mi się, że to początek drugiego miesiąca.
P. zamiera. Poczuł się, jakby go uderzono obuchem.
- Doktorze, to przecież niemożliwe!- wyrzuca z siebie. – Byliśmy ostrożni! To zupełnie niemożliwe. Sama przyznaj, J.
- Mój drogi, mój drogi…
- Tak bywa – stwierdza lekarz. – Wykluczam pomyłkę. I proszę mi wierzyć, dziecko dla każdego małżeństwa to prawdziwy skarb.
- Panie doktorze – mówi P. drżącymi wargami. – Ależ panie doktorze, zarabiam sto osiemdziesiąt marek na miesiąc! Panie doktorze, proszę!
Doktor S. czuje okropne znużenie. Słyszy to samo po trzydzieści razy dziennie.
- Nie – odpowiada. Niech mnie pan o to nie prosi. To w ogóle nie wchodzi w rachubę. Oboje jesteście zdrowi. A pańskie zarobki wcale nie są takie marne. Wcale – nie – są – takie – marne!
J. staje za jego plecami i gładzi go po włosach.
- Daj spokój, mój chłopcze. Wszystko się ułoży.

23.
- Ch., dlaczego, u diabła, nie powiedziałaś mi, że jesteś w ciąży?
- H., bo nie byłam pewna. A w ogóle skąd ty o tym wiesz?
- Tak się złożyło, że zauważyłem to po kolorze twojej macicy.
- Nic z tego nie rozumiem. Czy jesteś wściekły dlatego, że jestem w ciąży, czy też dlatego, że ci o tym nie powiedziałam?
Zawahał się przez chwilę z odpowiedzią.
- Przypuszczam, że trochę z obu powodów. No bo czy nie mamy już dosyć roboty z bliźniaczkami? Jak my za to wszystko zapłacimy?
- Twoje ubezpieczenie z Harvardu pokryje koszty porodu. O jakież inne wyrzeczenia ci chodzi?
- No cóż, może ty się z tym nie zgadzasz, ale dla mnie konieczność powstrzymania się od seksu jest wyrzeczeniem.

… lub szczególne zobowiązania…

24.
- Czekaj... – A. uniósł głowę, w zdumieniu marszcząc czoło. - Powiedziałaś „nam"?
Zbliżył się, gdy wyciągnęła do niego rękę. Jej wargi drżały, w oczach pojawiły się łzy.
- Ja... A., jestem w ciąży...
Obserwowała na jego twarzy kolejne emocje wywołane nowiną o dziecku. Jej serce urosło, gdy zobaczyła, że pierwszą z nich była dzika, niepohamowana radość (…).
Patrzyła też, jak radość z wolna ustępuje, gdy A. zaczął obejmować umysłem całą prawdę: że ich małżeństwo wkrótce przestanie być tajemnicą; że obszerne szaty, które miała na sobie, nie mogą ukrywać ciąży w nieskończoność. (…). Że ona zostanie zwolniona ze służby i odesłana na N. Że ta sama sława, która czyniła z niego ważny czynnik zwycięstwa w tej wojnie, teraz obróci się przeciwko obojgu, czyniąc ich wymarzonym łupem łowców skandali (…).
Obserwowała go też, gdy stopniowo dojrzewało w nim przekonanie, że nic go to wszystko nie obchodzi.
- To jest... - rzekł wolno, z nowym błyskiem w oku - ...cudowna wiadomość! P., po prostu cudowna. Od dawna wiesz?
Pokręciła głową.
- Co my teraz zrobimy?
- Będziemy szczęśliwi, oto, co zrobimy! I będziemy razem. Wszyscy troje.
- Ale...
- Nie. - Delikatnie położył palec na jej ustach i uśmiechnął się. - Żadnych „ale". Żadnych zmartwień. I tak za bardzo się wszystkim przejmujesz.
- Muszę - odrzekła, uśmiechając się przez łzy. - Bo ty nie przejmujesz się nigdy.

… albo, że jego narodziny zepsują im plany rozwoju zawodowego i ograniczą wolność osobistą…

25.
- Lepiej, żebyś brała życie trochę bardziej na serio, P. - powiedziała G., próbując zabrać i zgasić D-ową fajkę. D. fuknął i zabrał ją sam, zanim obie powypalały sobie dziurki. -Jesteś dużą dziewczynką. Mężatką. I w ciąży. Słuchaj - zreflektowała się nagle, przyglądając się P. uważnie. - Okej, jesteś ciężarną mężatką pod trzydziestkę, masz dom, samochód i pracę, z której, jak dotąd, nikt cię nie wyrzuca. Więc dlaczego ryczysz? W twoim wieku i przy twojej pozycji dziecko to chyba nic strasznego, co?
- A właśnie strasznego. – P. smarknęła w chusteczki ozdobne z wyprzedaży i ufarbowała sobie nos na bordowo. - Nie jestem pod trzydziestkę. Mam dwadzieścia cztery lata. I chciałam wreszcie sobie pożyć.
-1 myślisz, że dziecko cię uśmierci? - spytała M. zza baru. - Planujesz zgon przy porodzie?
- Nie, no skąd! - przeraziła się P. - Tyle że to już nie będzie to samo...
- To samo co? – G. twardo żądała uściśleń, bo rozpacz z powodu posiadania potomstwa nie mieściła jej się w głowie. Ha, ha. Zapomniał wół, jak cielęciem był. Pamiętam, jak G. dostała w pracy awans, a zaraz potem okazało się, że jest w ciąży. Mnogiej. Też nie widziałam dzikich wybuchów entuzjazmu. Choć również była mężatką, co więcej, miała już jedno dziecko. W dodatku brała pod uwagę możliwość zajścia w ciążę. Tyle że nie bliźniaczą. W żadnym wypadku nie planowała leżenia plackiem przez osiem miesięcy. Ale leżała. Grzecznie. Z laptopem na kolanach. Założyła własną działalność gospodarczą, zyskując opinię szalenie wydajnej tłumaczki i wierne grono klientów. Nie wyłażąc z pościeli, zbijała ciężką forsę. Może dlatego szybko zapomniała, że cokolwiek jej się nie podobało.
P. zastanowiła się przez chwilę. Uczciwie.
- No, nie wiem... Nic nie będzie już takie samo. Życie. Obowiązki. Sposób spędzania wolnego czasu. Ja... Tyle się namęczyłam, żeby zrzucić przed ślubem osiem kilo. A teraz utyję.

26.
W dwa lata po ślubie. Dostrzeżona, krytykowana, uwielbiana. Literacka gwiazda. To, do czego dążyła przez wszystkie lata, co obiecywała sobie, gdy zmarznięta i głodna stukała ćwierć wieku temu do drzwi stolicy, przyszło wreszcie do niej w formie zachwytu, pieniędzy i sławy. Nie wiedziała, co cieszy bardziej, co z tego jest dla niej najważniejsze, ale z żadnej z tych rzeczy nie umiała zrezygnować. I jak na złość właśnie wtedy ginekolog – do dziś pamięta jego zachwyconą dobrą nowiną twarz – potwierdził swe podejrzenia. I M. te podejrzenia wydały się najgorsze. Tak beznadziejnie, że wróciła zapłakana i nieszczęśliwa. (…)
- Wszystko, tylko nie dziecko, nie teraz! – krzyczała do A. – Ty draniu, dlaczego mi to zrobiłeś, nie chcę, nieee… - po raz pierwszy bała się go. Bała się spojrzeć mu w oczy.
Milczał. Spoglądał jak jakiś cholerny sędzia od niebiańskiej sprawiedliwości.
- Jasne – szydziła. – Nie o twoją karierę tu chodzi. Nie ty będziesz zrywał się po nocach i szamotał z gównem!

… czy też, że obarczą je brzemieniem, które będzie trudne do zniesienia i dla nich, i dla niego:

27.
B.B. powiedziała, że nie muszą używać żadnych środków antykoncepcyjnych, ponieważ ona nie może mieć dzieci. Gdy trzy miesiące i sześć stosunków później, promieniejąc z radości, oświadczyła, że jednak może, od razu pojął, że chce urodzić to dziecko. Zareagował paniką i nastawał na usunięcie ciąży.
– Mam najlepsze kontakty. W Szwajcarii. Nikt się o niczym nie dowie.
– To moja ostatnia szansa na macierzyństwo, A. Lekarz mówi, że to cud, który być może już nigdy się nie powtórzy.
– W takim razie nie chcę więcej widzieć ani ciebie, ani ewentualnego dziecka, słyszysz?
– Dziecko potrzebuje ojca, A. I bezpiecznego domu.
– U mnie tego nie znajdziesz. Jestem nosicielem strasznej dziedzicznej choroby, rozumiesz?

28.
Zaciągnęłaś się papierosem.
- To nieprawda, że ojciec cię nie chciał. To ja cię nie chciałam.
Zacisnęłam zęby, a Ty odwróciłaś się i ruszyłaś w stronę drzwi. I cały czas już mówiłaś chodząc:
- Nie dlatego, żebyś mi była niepotrzebna. Po prostu w rodzinie ojca pojawia się czasem taka choroba. Mogłaś się urodzić nienormalna, ale ojciec bardzo chciał, żebyś była. Cały czas wierzył, że będziesz zdrowym dzieckiem. Ja przez całe dziewięć miesięcy miałam wątpliwości, a on ani przez chwilę. Bardzo często chodziliśmy do lekarza, to zrozumiałe. I były rozmowy o usunięciu ciąży, to też chyba zrozumiałe. Stąd się zresztą wzięły w mieście plotki. (…)

Albo, co gorsza, legalny małżonek kobiety zdaje sobie sprawę, że to nie on przyczynił się do poczęcia dziecka:

29.
W domu matka przyjęła go gratulacjami:
- Pan Bóg pobłogosławił wam.
J. nic nie rozumiał.
Spodziewała się wybuchu radości. Usłyszała wypowiedziane zmienionym głosem:
- Coś ty powiedziała?
To nie był głos J. Zwróciła się ku niemu. Stał stężały jak żona Lota, z bladą, kamienną twarzą.
- Coś ty powiedziała? – powtórzył raz jeszcze i ruszył ku niej. Uchwycił ją mocno w ramiona. Ujrzała jego oczy wpatrzone z nią. Zdziwione, przerażone, nieprzytomne. Przestraszyła się. Nie poznawała w nim tego spokojnego, opanowanego, dobrego syna, jakiego znała. Zaczęła mówić zdławionym głosem:
- Nie zdaje mi się. Już po niej widać. Zresztą sąsiadki też tak mówią.
Wypuścił ją z objęć nagle, tak jak ją objął, aż się zachwiała, i wybiegł na dwór. (…)
Nie wierzył. Nie chciał wierzyć. Plotki. Pusta gadanina. Chciał ją jak najprędzej zobaczyć. Biegł na wpół przytomny. Mówił coś do siebie. Ludzie oglądali się za nim ze zdumieniem. Ale wiedział, że to prawda, że się tylko broni nadaremnie. „A więc zdradziła mnie”. To zdanie narastało w nim coraz bardziej. Doprowadzało do szaleństwa.

A najprzykrzejsze jest chyba, jeśli takie dziecko urodzone wbrew zamiarom rodziców będzie przez całe życie świadome, że go nie chciano. Nawet jeśli to wydarzenie będzie mogło wykorzystać jako motyw pięknego utworu literackiego:

30.
Widzisz, mnie matka nie chciała. Zaczęłam się przez pomyłkę w chwili cudzego roztargnienia. I po to, żebym się nie urodziła, matka co wieczór rozpuszczała w wodzie tabletkę. A potem wypijała to, płacząc. Robiła tak aż do wieczora, kiedy się poruszyłam w jej brzuchu i mocno kopnęłam, żeby jej dać do zrozumienia, by mnie nie usuwała. (…) Kilka miesięcy później turlałam się triumfalnie w słońcu i nie wiem, czy stało się dobrze, czy źle. Kiedy jestem szczęśliwa, myślę, że stało się dobrze, kiedy jestem nieszczęśliwa, myślę, że stało się źle. Ale również wtedy, kiedy jestem nieszczęśliwa, myślę, że byłoby mi przykro się nie urodzić, bo nic nie jest gorsze od nicości.


==========

Aktualizacja po zakończeniu konkursu:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 1976
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 10
Użytkownik: pawelw 01.03.2020 10:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Tematy konkursów biblioNETkowych są różne, czasem lżejsze, czasem bardziej poważne. Tym razem konkurs dotyczy sytuacji raczej skomplikowanych i emocjonalnych. O tym, że ciąża nie zawsze jest radosnym wydarzeniem przypomina nam dot59 w trzydziestu fragmentach.
Zapraszam do konkursu
Użytkownik: pawelw 03.03.2020 22:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Tradycyjnie już mamy od Ravelo nagrodę. W marcu jest to Miłość zaczyna się od miłości (Kora (właśc. Sipowicz Olga; Jackowska Olga))
Książkę rozlosuję dzień po ogłoszeniu wyników wśród wszystkich uczestników konkursu.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.03.2020 10:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Do 5 dnia konkursu z tematem odważyło się zmierzyć 5 współzawodniczek.
Najłatwiejsze do odgadnięcia okazały się dusiołki nr 5, 11, 13 i 17, a najtrudniejsze - nienamierzone dotąd przez nikogo - 4, 10, 12, 22, 25 i 28.

Autorskie mataczenia do tychże zapewniam, w miarę postępu dochodzenia, a na razie garsteczka podpowiedzi ogólnych:

1. dusiołków krajowych jest więcej, niż wszystkich pozostałych, a powstałych w XX w. więcej, niż w XXI (starszych brak).

2. 11 ma w tytułach nazwy własne, 5 terminy związane z rodziną, 4- określenia anatomiczne, 3 - pojęcia powiązane z tematem konkursu w sposób niekoniecznie rodzinny, 3 - pojęcia kojarzące się religijnie

3. wśród nazwisk rodziców, po 6 zaczyna się od jednej z dwóch liter, niesąsiadujących ze sobą w alfabecie, i występujących obok siebie tylko w bardzo nielicznych polskich słowach pochodzenia obcego.
Użytkownik: KrzysiekJoy 08.03.2020 10:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Proszę o wskazówki do 2, 4, 6, 8, 10, 12, 25, 28.
Użytkownik: KrzysiekJoy 08.03.2020 13:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Proszę o wskazówki do 2, ... | KrzysiekJoy
12 się urodziła!
Użytkownik: misiak297 10.03.2020 14:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Do konkursowiczów - Dot ma nieoczekiwaną awarię internetu. Do maili konkursowych wróci jutro.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.03.2020 18:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Do konkursowiczów - Dot m... | misiak297
Naprawili przed deklarowanym czasem, tak że jestem do dyspozycji!

Na ten moment stan konkursu jest taki:
- uczestników dziewięcioro;
- dusiołków nieodgadniętych pięć: 2, 4, 10, 25 i 28

Cztery z nich są produkcji rodzimej, zaś rodzicielka piątego ma nazwisko sugerujące polskie, a przynajmniej słowiańskie korzenie.

Jedyny mężczyzna spośród tej piątki rodziców, gdyby żył, niebawem obchodziłby imieniny. Zaś jedna z czterech pań jest najstarszą spośród żyjących konkursowych rodziców (wszystkich), mając więcej lat niż dwoje najmłodszych razem (z których jedno też się w powyższej piątce znajduje).

Dwoje z nich zdobyło zawód, w którym z konkursowym problemem mogli mieć do czynienia, przynajmniej na początku pracy.

Jeden z dusiołków ma tytuł wyrażający protest/przeczenie, jeden - zapowiedź/obietnicę, jeden - coś w rodzaju stwierdzenia z domieszką pretensji. Dwa pozostałe tytuły mówią o ludziach, jeden w liczbie mnogiej, drugi w pojedynczej, ale za to z określeniem miejsca pobytu.
Użytkownik: KrzysiekJoy 11.03.2020 23:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Naprawili przed deklarowa... | dot59Opiekun BiblioNETki
Na priv Dot już dużo mi opowiedziała o 4, może ktoś coś mi dorzuci o niej?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 13.03.2020 20:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam konkurs nr 2... | pawelw
Drodzy uczestnicy, przed Wami ostatnie dwie doby trwania konkursu. Każdy z dusiołków został już przynajmniej raz odgadnięty, co nie znaczy, że nie zostało już pola do popisu. Pamiętajcie, że służę autorskimi mataczeniami - i indywidualnie, i na forum.
Użytkownik: KrzysiekJoy 14.03.2020 10:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Drodzy uczestnicy, przed ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Polecam, podpowiedzi Dot są wspaniałe. Trzeba potem trochę czasu poświęcić na zlokalizowanie dusiołka, ale znalezienie go jest możliwe. A szperając po ocenach Dorotki można sobie wypisać ładną porcję polecanek. Pytajcie też na forum, może i ja coś bym mógł pomóc.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: