Dodany: 04.02.2020 21:10|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Maryla z Zielonego Wzgórza
McCoy Sarah

4 osoby polecają ten tekst.

Zanim zjawiła się Ania


Do prequeli i sequeli znanych powieści, pisanych przez innych autorów na ogół w dużym odstępie czasowym od śmierci tych „właściwych”, mam stosunek mocno sceptyczny. Prawdę powiedziawszy, nie trafiło mi się jeszcze, bym z lektury podobnego utworu była zadowolona, w najlepszym wypadku uznając go za „jaki taki”, a częściej, niestety, za niewypał lub istny gniot. Ale z drugiej strony, czy istnieje taki fan cyklu o rudowłosej Ani, który by się oparł pokusie dowiedzenia się, co się działo „na Zielonym Wzgórzu… przed Anią”[1]? O cóż takiego posprzeczali się Maryla i Jan Blythe, że ona była „zła, obrażona i na razie pragnęła go ukarać”, a on „nie prosił więcej”[2]? Dlaczego również Mateusz, mężczyzna może nie zabójczo przystojny, ale miły, układny, pracowity, o iście gołębim sercu, pozostał kawalerem – czyżby naprawdę „nigdy nie starał się o jakąś pannę”[3]? Jak się zaprzyjaźniły dwie kobiety o charakterach tak różnych, jak Maryla Cuthbert i Małgorzata Linde? Rzecz jasna, że i ja nie pozostałam obojętna na perspektywę poznania odpowiedzi na te pytania, więc – choć nadal z pewnymi obawami – sięgnęłam po „Marylę z Zielonego Wzgórza” autorstwa nieznanej mi dotąd pisarki, Sary McCoy.

Prolog przenosi nas w moment bezpośrednio poprzedzający brzemienną w skutki decyzję starzejącego się rodzeństwa Cuthbertów o przygarnięciu sieroty do pomocy w gospodarstwie. A potem czas cofa się o prawie czterdzieści lat, kiedy dorosły już Mateusz i ledwie wchodząca w wiek młodzieńczy Maryla mieszkają z rodzicami na oddalonej nieco od głównego gościńca farmie, wówczas jeszcze nieochrzczonej pamiętnym mianem Zielonego Wzgórza. Starsi Cuthbertowie, Hugon i Klara, są w sile wieku, trochę po czterdziestce, i po wielu niepowodzeniach z niepokojem oczekują przyjścia na świat kolejnego dziecka. Aby oszczędzić matce wysiłków, Maryla chwilowo rezygnuje ze szkoły, a potem zjawia się w domu siostra bliźniaczka Klary, Elizabeth zwana Izzy, która wybrała życie tak niepodobne do schematu, kierującego postępowaniem wszystkich mieszkańców Avonlea: nie wyszła za mąż, mieszka w dużym mieście, gdzie prowadzi pracownię krawiecką. To ona, istny wulkan energii, sprawia, że mimo fizycznej niewydolności Klary całe gospodarstwo funkcjonuje jak należy, a Marylę wyciąga na zebranie kółka robótek ręcznych, gdzie dziewczynka zawiera znajomość ze swoją rówieśniczką, pulchną, gadatliwą i nazbyt szczerą Małgorzatą White. Niedługo potem koło domu Cuthbertów zaczyna się kręcić „przystojny jak sam diabeł”[4] Janek Blythe, rzekomo „tylko dlatego, że znają się z Mateuszem”[5], ale nie trzeba być geniuszem przenikliwości, by się domyślić, że to niebrzydka, a przede wszystkim inteligentna siostra Mateusza przyciąga jego uwagę. Maryla, wychowana w surowym purytańskim domu, gdzie się nie mówi o relacjach damsko-męskich i nie czyta książek innych niż Biblia, nie wie nic o miłości – nic prócz tego, co mówi jej matka w jeden z ostatnich wieczorów, gdy mają okazję porozmawiać: jeśli się dojrzy w kimś „taki wewnętrzny blask, jakby był jedyną osobą na całym świecie. Wtedy wiesz, że to miłość… kiedy nie możesz się oprzeć przeznaczeniu”[6]. A Maryla ten blask dostrzega w Janku. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Któregoś wieczoru dochodzi do ostrzejszej niż zwykle wymiany zdań i… już wiemy, co będzie dalej. Ale na tym się opowieść nie kończy: czas przeskakuje o kolejne dwie dekady Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Nawet, gdyby czytelnikowi nic nie mówiły personalia pojawiających się na scenie postaci, musiałby przyznać, że autorce udało się stworzyć całkiem zgrabną powieść obyczajową z zaakcentowanymi wątkami historycznymi. A że większość z nich – lub przynajmniej samych ich nazwisk – nie jest nam obca, zaś część wręcz bliska, jeszcze przyjemniej i z większą ciekawością czyta się historię, w której występują.

Mc Coy nie udaje przy tym Montgomery, ma własny styl, a równocześnie umie odtworzyć klimat Avonlea i wzruszyć prawie tak jak autorka kanonicznego cyklu, „modląc się, żeby w niczym nie uchybić tamtemu światu”[7]; to się jej udało, bo nawet ci nieliczni czytelnicy anglojęzyczni, którzy powieść krytykują, nie mają zastrzeżeń do realiów. Mają je natomiast głównie do – jak piszą w opiniach zamieszczanych np. na Goodreads – wprowadzonego chyba tylko dla poprawności politycznej wątku abolicjonistycznego (w rzeczy samej, bez niego powieści też by nic nie brakowało – prócz kilkudziesięciu dodatkowych stron – a biorąc pod uwagę, że kwestie stosunku Kanadyjczyków do obywateli o innym kolorze skóry u samej Montgomery praktycznie się nie pojawiają, nasuwać się może pytanie, dlaczego osoby tak zaangażowane w pomoc byłym niewolnikom miałyby później o tym zapomnieć); zarzucają też autorce nieprawdopodobieństwo psychologiczne – ich zdaniem bowiem sylwetki głównych bohaterów zbyt mocno odbiegają od tych, które poznaliśmy z cyklu Montgomery – i zbytnie upodobnienie relacji Maryli i Małgorzaty do przyjaźni Ani i Diany. Tu niekoniecznie się z nimi zgadzam. Po pierwsze, czterdzieści lat to szmat czasu, dość, by na przykład człowieka z natury nieśmiałego, choć całkiem elokwentnego w obecności małego grona znanych osób, uczynić małomównym odludkiem, w kimś innym stłumić ciekawość świata i chęć do angażowania się w sprawy społeczne, a obowiązkowość i solidność wyolbrzymić w pedanterię, zaś młodzieńczą trzpiotowatość, ciekawskość i niepowściągliwy język kolejnej osoby zmienić we wścibstwo i pęd do ciągłego pouczania innych. Żadna z takich zmian mnie nie dziwi, nie wiem nawet, czy nie są dla mnie bardziej wiarygodne, niż zachowanie tego samego idealizmu i optymizmu od dzieciństwa po wiek więcej niż dojrzały. Po drugie zaś, dziewczęce przyjaźnie bywają bardzo, ale to bardzo do siebie podobne, niezależnie od charakterów obu stron i epoki, w której one żyją. A dopiero czas rozstrzyga, czy w przyszłości dawne przyjaciółki będzie nadal łączyć niemal siostrzana więź, czy miła zażyłość, manifestująca się głównie przy rzadkich spotkaniach, czy też tylko „coś, co w braku innego określenia można by nazwać przyjaźnią”[8].

Biorąc pod uwagę, że nawet temu samemu autorowi dopisywane po latach prequele i sequele nie zawsze wychodzą tak samo dobrze, jak dzieło wyjściowe (vide chociażby niektóre tomy „Rodziny Whiteoaków” Mazo de la Roche czy „Świat bez końca” Folletta), uważam, że McCoy całkiem nieźle udało się odtworzenie losów rodzeństwa Cuthbertów – ja w każdym razie czytałam jej opowieść z dużą przyjemnością. Tym większą, że tłumaczka i wydawca uznali za słuszne zachowanie imion postaci takich, jakie znamy z pierwszych przekładów Rozalii Bernsteinowej i Janiny Zawiszy-Krasuckiej; dziś odchodzi się już od spolszczania imion obcych mających wersje polskie i raczej nie dopuszcza się dowolnej zmiany imienia na inne (co, jak wiemy, miało miejsce m.in. w przypadku Małgorzaty Linde, w oryginale noszącej imię Rachel), ale skoro w świadomości ładnych paru pokoleń czytelników na dobre zakorzenili się: Mateusz, Maryla, Małgorzata, Jan, Lawenda itd., to większym grzechem wobec tej świadomości byłoby przywrócenie im imion w oryginalnym brzmieniu, niż dochowanie tradycji pomimo niezgodności z aktualnymi trendami.

[1] Sarah McCoy, „Maryla z Zielonego Wzgórza”, przeł. Hanna Kulczycka-Tonderska, wyd. Świat Książki, 2019, z okładki.
[2] Lucy M. Montgomery, „Ania z Zielonego Wzgórza”, przeł. Rozalia Bernsteinowa, wyd. Nasza Księgarnia, 1990, s. 293.
[3] Tamże, s. 139.
[4] Sarah McCoy, op.cit., s. 99.
[6] Tamże, s. 105.
[7] Tamże, s. 414.
[8] Tamże, s. 434.
[9] Lucy M. Montgomery, op.cit., s.10.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1788
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: Czajka 15.10.2020 15:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Do prequeli i sequeli zna... | dot59Opiekun BiblioNETki
Właśnie się dowiedziałam o tej książce i mam w planie ją sprawdzić, chociaż mam też podobne obawy.
Uderzył mnie ten wątek niewolniczy - ja wręcz odniosłam wrażenie, że Maryla (jak bardzo ją lubię) nie angażowałyby się z całą pewnością, biorąc pod uwagę jaki stosunek miała do młodocianych francuskich robotników rolnych. :)
"A wszakże rozumiesz, jak trudno jest dzisiaj znaleźć obcą pomoc! Nie ma tu innych pracowników prócz tych głupich wyrostków francuskich."
Ania z Zielonego Wzgórza
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 15.10.2020 15:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie się dowiedziałam ... | Czajka
Jeśli doczekamy następnego zlotu, chętnie Ci pożyczę :-).
Użytkownik: Czajka 15.10.2020 15:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Do prequeli i sequeli zna... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję! Przez tę całą pandemię i izolację zapisałam się do Legimi - tam jest. :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: