Dodany: 22.01.2020 23:04|Autor: misiak297

Zaczynając od rozprawy sądowej


„- Ja… panie Mason, pan… podstępnie postawił mnie w sytuacji… w sytuacji, na jaką nie chciałam być narażona.
- To fatalnie – powiedział Mason. – Ale ja obawiałem się, że to pani zamierza postawić mnie w sytuacji, na jaką nie chcę być narażony”[1].

„Sprawa szczęśliwego hazardzisty” rozpoczyna się inaczej niż większość kryminałów Erle’a Stanleya z Perrym Masonem. Tym razem „klientka” nie przychodzi do biura – nie chce nawet podać swoich personaliów (nazywa siebie „Gotówką”). Zleca Masonowi uczestnictwo w pewnej rozprawie sądowej. Jak się okazuje, sprawa dotyczy niejakiego Teda Baulforda, dziedzica ogromnej rodzinnej fortuny. Prawdopodobnie, będąc pod wpływem środków odurzających, spowodował śmiertelny wypadek. Ale jaka jest prawda?

Perry Mason nawet nie przypuszcza, w jak trudnej sprawie bierze udział. W grę wchodzą wielkie pieniądze, bezwzględni manipulatorzy, zakochane kobiety i przeciwnik z prawdziwego zdarzenia (być może jeden z najtrudniejszych, jakich Perry Mason spotkał na swojej prawniczej drodze). Tym razem adwokat ryzykuje naprawdę wiele – właściwie zostaje odsunięty od sprawy, grozi mu oskarżenie o nieetyczność, a także zatajanie dowodów. Oczywiście i z tego wybrnie – a rozwiązanie kryminalnej zagadki okaże się naprawdę zaskakujące. Prawda wyjdzie na jaw dopiero na ostatnich stronach.

Czyta się to świetnie – a dopełnieniem błyskotliwej intrygi pozostaje humor (którego jednak w miarę rozwoju mrocznej akcji jest coraz mniej). Wspaniale się czyta te przekomarzanki Perry’ego Masona i Delli Street, jego sekretarki. Oto jak skomentowali zachowanie pewnej pięknej kobiety, która opuściła kancelarię:

„- Bardzo interesująca kobieta (…). Ani na chwilę nie przestaje myśleć. Czy zauważyłaś, jak była skupiona, kiedy relacjonowałem jej przebieg procesu?
- Zauważyłam, jak patrzyła na ciebie, kiedy do niej mówiłeś.
- Na jej twarzy malowało się niezwykłe skupienie. (…)
- Zauważyłam też, jakim krokiem wychodziła z gabinetu. Być może posługiwała się rozumem, kiedy na ciebie patrzyła, ale posługiwała się też biodrami, gdy ty patrzyłeś na nią.
- Ty też na nią patrzyłaś – powiedział Mason.
- Och, ona wiedziała, że będę na nią patrzeć – odparła Della Street. – Ale odegrała scenę wyjścia z myślą o tobie”[2].

„Sprawa szczęśliwego hazardzisty” to bez wątpienia jeden z najlepszych kryminałów Erle’a Stanleya Gardnera.

[1] Erle Stanley Gardner, „Sprawa szczęśliwego hazardzisty", przeł. Michał Ronikier, Wydawnictwo Dolnośląskie, 1996, s. 48.
[2] Tamże, s. 64.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 310
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: