Dodany: 10.01.2020 23:19|Autor: misiak297

Bo "rodzina" to tylko słowo


Edina Szvoren to ceniona węgierska pisarka – teraz mogą ją poznać i polscy czytelnicy – a to za sprawą zbioru opowiadań „Nie ma i lepiej, żeby nie było”, który niedawno trafił do naszych księgarń. Łatwo jest znaleźć wspólny mianownik dla tych dwunastu miniatur – to, najogólniej ujmując, historie rodzinne. Tylko co się za tym kryje?

Na ten tom składają się niby-proste opowieści z życia codziennego. Ktoś idzie na ryby. Ktoś płata szkolnego figla. Ktoś inny urządza przyjęcie urodzinowe. Ktoś opiekuje się dzieckiem. Ktoś jeszcze bierze udział w wyścigach. Brzmi raczej niepozornie, a jednak zostaje w głowie – a nawet powiedziałbym kolokwialnie: wali po głowie. Opowiadania Szvoren rozgrywają się w świecie zwyczajnym, a jednak niepokojąco wynaturzonym, karykaturalnym. Trochę jak z koszmarnego snu, gdzie wszystko jest znajome, a jakby bardziej wyraziste i męczące. To bardzo kaleki świat (kalectwo jest tu odmieniane przez wszystkie przypadki). Węgierska pisarka pokazuje ludzi często od nieuładzonej strony. Sporo tu manipulacji, obrzydliwości, natręctw, dominacji, nierzadko i przemocy.

W centrum tych opowiadań – niczym przed autorskim sądem – postawiona została rodzina. Bo to historie o rodzinach w różnych konfiguracjach. Widzimy relacje między rodzicami i dziećmi, między małżonkami, rodzeństwem. Choć rodzina to pewien układ, trudno oprzeć się wrażeniu, że każdy tu dźwiga własną samotność. Więzy krwi niewiele znaczą, po prostu pozwalają dzielić „razem” trudne życie (cudzysłów zamierzony). Edina Szvoren stawia rodzinę w stan oskarżenia. Pojęcia związane z rodziną to tylko słowa, które łatwo można wyzuć ze znaczenia, sprowadzić do przypadkowego zlepku liter (najdobitniej widać to chyba w opowiadaniu „Opoczniak”, w którym narratorka przypatruje się swoim „bliskim” (znów zamierzony cudzysłów) i wplątuje słowa w proste definicje, opatrując je często suchym komentarzem (stwierdza na przykład: „Ojciec i matka to moi rodzice, ale jeśli się do nich zniechęcę, nie czuję z nimi żadnej więzi”[1]). W takich warunkach i układach trudno o szczęście – więc postacie zaludniające te opowiadania pozostają od niego jak najdalsze. Jedna z bohaterek stwierdza gorzko: „nie ma czegoś takiego na świecie jak szczęście, i lepiej, żeby nie było”[2].

„Nie ma i lepiej, żeby nie było” to przykład literatury, której poznanie przypomina uporczywe i trudne do powstrzymania dotykanie językiem bolącego zęba. Nawet jeśli trudna i otwarcie nieprzyjazna, to przecież daje do myślenia. Taka literatura jest niewątpliwie potrzebna.

[1] Edina Szvoren, „Nie ma i lepiej, żeby nie było”, tłum. Anna Butrym, Wydawnictwo Książkowe Klimaty, 2019, s. 184.
[2] Tamże, s. 61.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 746
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: reniferze 17.08.2021 19:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Edina Szvoren to ceniona ... | misiak297
Trochę mi głupio, bo ja tej książki chyba nie zrozumiałam. Tak bardzo skupiłam się na odnajdywaniu powiązań między bohaterami kolejnych opowiadań, że zagubiłam sens i nie poczułam emocji. Może za dużo było dla mnie chaosu?
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: