Dodany: 01.01.2020 10:47|Autor: Marylek

Czytatnik: N

5 osób poleca ten tekst.

Moje czytanie w roku 2020


Grudzień


158. Od jednego Lucypera (Dziewit Anna (Dziewit-Meller Anna))

Trzy pokolenia śląskich kobiet z jednej rodziny (bo mężczyźni, jako słabsi, szybko znikają z życia i z narracji, a jeśli nawet nie całkiem znikają, to niewiele mają do powiedzenia), od lat powojennych do teraz.

Specyficzna w tej historii jest śląskość, akcentowana przez język i zachowania. W śląskiej, robotniczej rodzinie nie było czułostkowości, pustych gestów w stylu cmokania powietrza przy czyimś policzku na powitanie, mozolnego analizowania przyczyn i skutków zachowań. Była ciężka praca, konieczność przeżycia i utrzymania rodziny, a to nigdy nie było łatwe. Pomagały rytuały, również religijne. Nakłada się na to druga specyfika - swoistość czasów stalinowskich i niezaleczone traumy niedawno minionej wojny - równowaga życiowa jest krucha, wszystko może ją zaburzyć.

Uniwersalna natomiast jest nieumiejętność porozumienia się, nieokazywanie uczuć, zamknięcie w sztywnych ramach konwenansu. Ta nieumiejętność przekazywana jest w rodzinie Kasi, narratorki, z pokolenia na pokolenie i pieczołowicie pielęgnowana, podobnie jak rodzinne tajemnice i niedomówienia.

Trochę mi zgrzyta zakończenie Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.

Dla formalności: czy w latach 50. ubiegłego wieku w czasie odprawianej po łacinie katolickiej mszy, przekazywano sobie tzw. znak pokoju? Wydaje mi się to wynalazkiem znacznie nowszym, wprowadzonym wtedy, gdy msze były już odprawiane w językach narodowych.



157. Na górze cisza (Bakker Gerbrand)

Początek XXI wieku. Mała farma na dalekiej holenderskiej prowincji. Na farmie umierający ojciec i nienawidzący go pięćdziesięciopięcioletni syn. I wspomnienia tego ostatniego, który był w życiu synem, bratem, hodowcą owiec, sąsiadem, a przez krótki czas studentem literatury, ale któremu jakoś nie udało się emocjonalnie dojrzeć.

Książka jest smętna, bohaterowie niesympatyczni, narracja grzęźnie w retrospektywnym babraniu się w sobie, a okrucieństwo holenderskiego rolnika wobec zwierząt (szczegółowe opisy zabijania małych kociąt, po ich uprzednim, celowym oswojeniu) nie dodają jej blasku. Problem samotności? Istnieje multum lepiej napisanych książek o samotności.

Nie polecam.



156. Ziemia nie do życia: Nasza planeta po globalnym ociepleniu (Wallace-Wells David)

Książka dzieli się na dwie części.

Pierwsza, to szczegółowy katalog zmian, jakie czekają nas po podniesieniu się temperatury Ziemi o 2, 3, 4 i więcej stopni. Wszystko udokumentowane, rozpisane do 2100 roku, multum danych liczbowych. Rozdziałów jest dwanaście.

Druga, to sześć krótkich esejów, omawiających problem ocieplenia planety i ludzkich na to relacji (bądź ich braku), w perspektywie historycznej, religijnej, ekonomicznej, filozoficznej, a nawet z punktu widzenia trudności narracyjnych w opowiadaniu o tym problemie.

Pozycja wartościowa, choć przygnębiająca. Większe wrażenie emocjonalne zrobił na mnie jednak Koniec lodu: Jak odnaleźć sens w byciu świadkiem katastrofy klimatycznej (Jamail Dahr); tam autor przyjął perspektywę organoleptyczną - jeździł w różne miejsca, obserwował, porównywał, dotykał, rozmawiał z ludźmi. Potem opisywał, posiłkując się też danymi. Wallace-Wells stawia na twarde, skondensowane dane, co chyba bardziej przytłacza. Choć jedna i druga pozycja do optymistycznych nie należą i nie jest to wina ich autorów.

Do polskiego wydania mam również zastrzeżenia dotyczące pracy tłumacza i redakcji książki. Pojawiają się tam dziwaczne kwiatki językowe, typu "jak poważniejsze będą zmiany", "jak na ironię losu", "obywatelom zarzuty mogą zakrawać na przesadę", "nieuniknionymi konfliktem". Co robił korektor? A w odredakcyjnych przypisach nierzadko podawane są oryginalne tytuły wspominanych przez autora książek, chociaż polskie tłumaczenia funkcjonują na rynku, niejednokrotnie od lat; chodzi o autorów znanych jak Jared Diamond, Ted Chang, Steven Pinker, Yuval Noah Harari. Biorąc pod uwagę że tytuły Wellsa czy Hemingwaya podane są po polsku, dowodzi to co najmniej braku zaangażowania redaktora. A już szokującą niekompetencją jest zrobienie z Theodora Dreisera kobiety i przekręcenie jego nazwiska- Teodory Dresel, "autorki" "Sister Carrie", której to powieści polski przekład istnieje od roku 1961. Smutne jest takie lekceważenie czytelnika. Książkę wydał Zysk i S-ka.



155. Gambit królowej (Tevis Walter S.)

Nie gram w szachy, a od tej książki nie mogłam się oderwać, mimo że szczegółowych opisów rozgrywek szachowych jest tam sporo. Tylko że, jak mówi jeden z bohaterów, "to wszystko nie ma nic wspólnego z szachami". Za to ma wiele wspólnego z samorozwojem i walką z własnymi ułomnościami, z samotnością, ze znaczeniem pasji w życiu człowieka. Ciekawie skonstruowana jest też postać głównej bohaterki. Rzecz dzieje się w Stanach Zjednoczonych w połowie ubiegłego stulecia, ale emocje, jako że uniwersalne, są jak najbardziej współczesne.



154. Dziki łubin (Link Charlotte)

Druga część opowieści o rodzinie Degnelly z przyległościami. Opasłe to tomiszcze obejmuje lata drugiej wojny światowej z niewielkim marginesem po. Jak zawsze u Charlotte Link, charakterystyczne są tu postacie silnych i niezależnych kobiet, a wojna sprawia, że jest ich więcej niż mężczyzn. Wszystkie sytuacje widziane są ich oczami. Plusem jest też ogólny antywojenny wydźwięk książki i spojrzenie na wojnę z punktu widzenia Niemców-cywilów, zmuszonych do radzenia sobie z sytuacjami nowymi i nieoczekiwanymi.

W tej części znalazłam tylko jedną scenę przypominająca mi "Przeminęło z wiatrem" Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu .



153. Gdziekolwiek spojrzysz (Szamałek Jakub)

Ostatni tom trylogii o dziennikarskim śledztwie Julity, ciemnych zakątkach Internetu i ludzkiej duszy oraz możliwościach sztucznej inteligencji. Dość przerażając obraz ingerencji tej ostatniej we wszystkie dziedziny naszego życia staje się niezauważalnym przez ludzi faktem.



152. Czas burz (Link Charlotte)

Saga rodzinna. Niemcy i Rosja w latach 1914-1930.

Fabuła zaplanowana z rozmachem, wiadomo, że jest to trylogia. Osią akcji jest Felicja, którą poznajemy jako kilkunastoletnią dziewczynę, kobieta silna, aktywna, odważna, poszukująca wciąż nowych wyzwań. Nie są to Buddenbrookowie, ale całkiem niezła książka, nie przeładowana ponad miarę faktami historycznymi, z szybką akcją i wyrazistymi postaciami. Zresztą bohaterkami powieści kryminalnych Charlotte Link też zawsze są silne kobiety.

Przeszkadzało mi właściwie tylko jedno: gdy czytałam o Felicji, cały czas miałam przed oczami Scarlett O'Harę. Niby całkiem co innego, inne czasy i obyczaje, ale... Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Kolejne części chętnie przeczytam. Wszak losów dorosłej, czterdziestoletniej Scarlett nie znamy. Nie powinno mi się to już z niczym kojarzyć.



151. Buddenbrookowie: Dzieje upadku rodziny (Mann Thomas (Mann Tomasz))

Monumentalna i świetna saga rodzinna.

Losy czterech pokoleń kupieckiej rodziny z Lubeki. Wąski wycinek rzeczywistości między latami 30. a 80. XIX wieku. Pozornie to tylko fragment rzeczywistości, jedna klasa społeczna, jedno miejsce akcji i grupa osób powiązanych z jedną, rodzinną firmą. Mann potrafi jednak, skupiając się na dziejach kilku osób, pokazać zależności społeczno-ekonomiczne, system wychowania i kształcenia, wpływ wielkich wydarzeń historycznych i małych lokalnych katastrof na położenie jednostki. Stawia pytanie bez odpowiedzi, bo odpowiedzi tej szukają przez lata pokolenia filozofów: w jakim stopniu człowiek sam siebie kształtuje, na ile jest odpowiedzialny za sytuację własną i swoich bliskich, a na ile pomaga lub przeszkadza mu przypadek, środowisko, czasy, w jakich przyszło mu żyć?

Wspaniała lektura!



150. Służące do wszystkiego (Kuciel-Frydryszak Joanna)

Autorka zajmuje się sytuacją służących na ziemiach polskich od przełomu wieków XIX i XX do końca II wojny światowej. Nie tylko ogólnie, ale analizując mnóstwo szczegółowych losów dziewcząt i kobiet, które zarabiały na życie służbą bogatym. Są też służące osób znanych i zasłużonych - Sienkiewicza. Iłłakowiczówny, Nałkowskiej, Dąbrowskiej.

Ta książka to oddanie sprawiedliwości tysiącom kobiet, które kształtowały codzienność społeczeństwa, ale pozostawały dla jego członków przezroczyste, niewidzialne, a często były wykorzystywane, a nawet krzywdzone. Kawał dobrej, dziennikarskiej roboty.



149. Statystycznie rzecz biorąc czyli Ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla (Bąk Janina)

Okropne rozczarowanie.

Skuszona świetnymi opiniami na temat tej książki, postanowiłam dowiedzieć się czegoś na temat statystyki, w dodatku w sposób łatwy i zabawny.

Umęczyłam się niczym przysłowiowy pies w studni. Książka jest zbiorem anegdot i przypowieści z życia autorki, napisanych z wielkim rozmachem w taki sposób, że każdy rzeczownik i przysłówek okraszony jest co najmniej jednym zabawnym porównaniem, bądź metaforą. Co najmniej. A każda "zakręcona niczym słoik z ogórkami" (to przykłąd z ksiązki). W tę dżunglę dowcipów powtykane są ziarenka wiedzy, którym naprawdę trudno jest nawet zakiełkować, a co dopiero zakwitnąć pełnią naukowej urody. Poszukiwanie merytoryczności w tym natłoku śmieszkowania jest pracą ciężką i niewdzięczną. Dwie-trzy strony takiego tekstu byłyby zabawne. Trzysta stron - nie. Przedzierałam się przez tę rozprawę jak przez kolczaste zarośla, a wiedzy znalazłam tyle, że gdyby wyciąć tryskające bez przerwy gejzery dowcipu, to wystarczyłoby jej może na zapełnienie 1/6 objętości książki. Albo 1/8. 12,5%.
Hehe.

Zdecydowanie nie jestem targetem. Albo nie mam poczucia humoru. Albo jedno i drugie.



148. Chwilowa anomalia: O chorobach współistniejących naszego świata (antologia; Michniewicz Tomasz (Michniewicz Tomek), Mączyńska Elżbieta, Lubina Michał i inni)

Zbiór rozmów ze specjalistami z różnych dziedzin nauki, prowadzonych na marginesie wydarzeń okołopandemicznych: począwszy od pierwszych doniesień z Chin, poprzez światowy lockdown, po letnie rozluźnienie.

Wnioski z przeprowadzanych - bardzo ciekawych i różnorodnych - rozmów, optymistyczne nie są, a człowiek w nich istotnie nie jawi się jako piękne zwierzę, jak mówił poeta. To książka o nas samych, naszej umiejętności lekceważenia, omijania i zapominania problemów. I o tym, co może z tego wyniknąć dla naszej przyszłości.

A może anomalią w strukturze świata jest człowiek?



147. Na ratunek: Rozmowy o zwierzętach, naturze i przyszłości naszej planety (antologia; Dorociński Marcin, Jaworska-Szwed Małgorzata, Szwed Oktawian i inni)

Rozmowy - jak w podtytule - o zwierzętach, naturze i przyszłości naszej planety, ale też o nas samych, o naszym stosunku do przyrody, reakcjach na nią i tym, co je powoduje. O tym, jak niewiele wiemy i jak bardzo opieramy się na stereotypach, tak zwanej mądrości ludowej, czasem nawet przesądach. Wartościowa pozycja, wzbogacona jeszcze pięknymi zdjęciami.



146. Warkocz (Colombani Laetitia)

Trzy kobiety, żyjące na trzech różnych kontynentach. Wspólnym mianownikiem, w różny sposób postrzeganym, są włosy.

Pomysł ciekawy. Sama książka jednak mało poruszająca dla mnie. Spodziewałam się głębszych emocji.



145. Odłamek (Fitzek Sebastian)

Thriller psychologiczny. Nie tyle o tym, jak własny mózg może oszukać człowieka, raczej o tym, co jeden człowiek jest w stanie zrobić drugiemu, nawet bliskiemu.

Świetna jest w tej książce atmosfera narastającej niepewności i grozy. Rozwiązanie zagadki nie rzuca na kolana, jednak przy tym poziomie komplikacji, jaki zbudował Fitzek, jest co najmniej zadowalające.



144. Niezwyciężony (Lem Stanisław) - powtórka, zmiana oceny z 5 na 6.

Lem był geniuszem i będę się przy tym zdaniu upierać. W tej książce jest wszystko: i frapująca historia, i ogólnoludzkie przesłanie, i atmosfera, i napięcie, i świetny język. Nieco przestarzała technologia nie ma w ogóle znaczenia. Zamierzam wracać do Lema, zresztą sporo mi jeszcze zostało nieprzeczytanych jego książek.



Listopad


143. Australijczyk (Niedźwiecki Marek)

Ta książka to właściwie album zdjęć z Australii autorstwa Marka Niedźwieckiego. Każde zdjęcie opatrzone jest odautorskim komentarzem, czasem kilkuzdaniowym, czasem ciut dłuższym. Niedźwiecki był w Australii dwanaście razy, kocha ją i chciałby przybliżyć swoją fascynację ewentualnym zainteresowanym osobom. Zdjęcia bardzo ciekawe.



142. Bez strachu: Dziennik współczesny (Hen Józef (właśc. Cukier Józef Henryk))

Najnowszy tom dzienników Hena, obejmujący lata 2018-2020 (do lipca włącznie). Jak zawsze, obserwacje współczesnej rzeczywistości kulturalnej i politycznej przelatają się ze wspomnieniami i z wrażeniami z lektur. Trochę mniej niż zwykle jest tu refleksji osobistych. Szkoda.

Józef Hen stanowi jakość samą w sobie. Warto go czytać.



141. Jeden z nas: Opowieść o Norwegii (Seierstad Åsne)

Opowieść o masakrze na wyspie Utøya, bardzo solidnie i szczegółowo obudowana faktami. Historia Andersa Breivika przedstawiona przez autorkę zaczyna się od zaczyna się od okoliczności poznania się jego rodziców. Równie albo prawie tak samo dokładnie poznaje czytelnik dzieje niektórych z jego nastoletnich ofiar.

Książka jest emocjonalnie bardzo trudna w odbiorze. Nie tylko dlatego, że od razu wiemy, jak to się skończy, ale przede wszystkim dlatego, że budujemy więź z bohaterami narracji, z dzieciakami, a potem młodzieńcami i dziewczynami, którzy uczestniczyli w obozie na wyspie. Autorka wykonała bardzo dobra dziennikarską robotę, jednak jest to pozycja, do której nigdy nie wrócę.



140. Droga Romo (Ligocka Roma)

Książka oparta na motywach autobiograficznych, ale nie autobiografia, jak zastrzega się autorka.

Powojenny Kraków, druga połowa lat 50. Osiemnastoletnia Roma dostaje się po maturze na ASP. Rozpaczliwie próbuje być dorosła, radzić sobie z codziennością, szczególnie, że po wyjeździe matki do Wiednia zostaje zupełnie sama. Wspomnienia przetykane są apelami dorosłej, prawie osiemdziesięcioletniej Romy do swojego alter ego. Książka gorzka, momentami bardzo smutna, a jednak pełna nadziei i wiary w konieczność podnoszenia się po każdym upadku.



139. Złoty róg (Szymiczkowa Maryla (właśc. Dehnel Jacek, Tarczyński Piotr))

Profesorowa Szczupaczyńska uczestniczy w weselu Lucjana Rydla. No i okazuje się, że pan Wyspiański w swojej sztuce to i owo ubarwił, a tamto i owamto przekręcił, bo tak naprawdę było to wszystko ciut inaczej. A pani Zofia nie miała bordowej sukni!

Chapeau bas dla autorów za wydłubanie różnych smaczków z przełomu wieków, za mnogość detali, no i za dialogi, które czasem dźwięczą w pamięci znanymi frazami. "Wesele" pozostaje inspirujące pomimo upływu lat, a w konwencji kryminału retro bardzo mu do twarzy.



138. Babel: W 20 języków dookoła świata (Dorren Gaston)

Dwadzieścia najpopularniejszych na świecie języków, ułożonych zgodnie z liczbą ich użytkowników (tak jako języka rodzimego, jak i drugiego). Książka bardzo ciekawa, jednak pozostało mi wrażenie chaosu. Poza ujednoliconym przedstawieniem "metryczki" każdego języka, autor koncentruje się na bardzo różnych aspektach. Czasami dokładnie omawia historię i pochodzenie języka, czasem słowotwórstwo, czasem fonologię, to znów alfabet. Bywa, że skupia się na ciekawostkach, albo na porównaniach danego języka z innymi. Niekiedy opisuje własne perturbacje związane z nauką (sam jest poliglotą), niekiedy stosuje formę dialogu z wyobrażonym czytelnikiem/ użytkownikiem, niekiedy eseju. To rozprasza. Nie wiem, co mi zostanie w pamięci z tej książki, po upływie dłuższego czasu.



137. Córka marnotrawna (Archer Jeffrey (ur. 1940))

Kontynuacja "Kane'a i Abla" poświęcona w całości losom córki Abla, Florentyny.

Pierwsze 300 stron to w zasadzie rozwinięcie tego, co już wiemy, trochę czyta się to jak streszczenie. Najciekawszą postacią jest tutaj angielska guwernantka Florentyny, panna Tredgold. Poza tym, chyba zbyt wiele czasu minęło od napisania części pierwsze i autorowi mylą się drobne szczegóły, które czytelnik ma wciąż w pamięci. Dosyć to denerwujące.

Druga część, losy dorosłej Florentyny po zamążpójściu, jest niestety boleśnie przewidywalna. W końcu Florentyna idzie w politykę, a Archer w dokładne relacjonowanie różnych jej przemówień i polityczno-społecznych fascynacji. Co gorsza, książkę napisaną w 1982 roku autor doprowadza do roku 1995,co mogłoby być ciekawsze, gdyby nie skoncentrował się on tak bardzo na światowym ładzie politycznym, który uległ w międzyczasie nieoczekiwanym, acz solidnym przekształceniom.

Tę część historii rodziny Kane'ów można sobie darować.



136. Kane i Abel (Archer Jeffrey (ur. 1940))

Chyba sztandarowe dzieło Archera, apoteoza możliwości, jakie daje Ameryka.

Losy dwóch równolatków, urodzonych w różnych krajach i środowiskach, których spotkanie umożliwia "amerykański sen", bo - jak mówi Abel - w żadnym innym kraju nie byłaby możliwa kariera taka, jak jego. Abel, który urodził się jako biedak Władek we wschodniej Polsce, po licznych perypetiach trafia do Stanów Zjednoczonych i przechodzi przysłowiową drogę od pucybuta do milionera. William, syn bankiera w trzecim pokoleniu, korzysta ze ścieżki wytyczonej przez ojca i ze zdobytych przez niego dóbr.

Książka to czytadło z górnej półki. Akcja dosyć przewidywalna, postacie wyraziste i dobrze skonstruowane, choć nieco szablonowe. Najciekawsza jest dla mnie część obejmująca dzieciństwo Władka i jego wczesne losy w Ameryce. Może trochę za mały nacisk położony został na to, jak wielką krzywdę wyrządza i jednostce, i rodzinie, zapiekłe koncentrowanie się na nienawiści i zemście.

Gdyby Archer był Steinbeckiem, zrobiłby z tego tematu wielką, wielopokoleniowa sagę. U Archera jest rozmach, bo akcja obejmuje sześćdziesiąt lat, trzy kontynenty, dwie wojny światowe, poważne konflikty też są, a jednak czegoś mi brakuje do pełni satysfakcji czytelniczej.



135. Jeszcze końca nie widać: Czy służba zdrowia służy naszemu zdrowiu? (antologia; Czupryn Anita, Gut Włodzimierz, Kuchar Ernest i inni)

Rozmowy o pandemii z pracownikami służby zdrowia: o sposobach walki z wirusem i różnych typach reagowania na zagrożenie. Przeprowadzane były pomiędzy marcem a wrześniem 2020, biorąc więc pod uwagę dynamikę sytuacji, dokumentują już historię. Niemniej, obraz polskiej służby zdrowia, jaki się z nich wyłania, jest przerażający. A obraz świadomości społeczeństwa i jego reakcji, jeszcze bardziej. Obecnie trwa, zapowiadana przecież wcześniej, druga fala pandemii, która pokazuje, że wciąż pozostaje aktualna ponura konkluzja Jana Kochanowskiego, że Polak "i przed szkodą i po szkodzie głupi".



Październik


134. Niech stanie się światłość (Follett Ken)

Prequel "Filarów Ziemi". Anglia w latach 997-1007. Typowa dla Folletta intryga: miłość z wielkimi komplikacjami, chciwość i bezwzględność, która egoistycznie niszczy wszystko wokół, pozytywny bohater, szlachetny, inteligentny i dzielny, pokonujący wszystkie przeszkody. I mnóstwo historycznych detali - jedzenie, ubiory, narzędzia i ich wytwarzanie, rolnictwo, broń. Panorama historyczna nie jest bardzo szeroka, bo akcja rozgrywa się głównie na południu Anglii i trochę w Normandii. Miłośnicy historycznych powieści Folletta powinni jednak być zadowoleni.



133. Jaremianka: Biografia (Dauksza Agnieszka)

Biografia jednej z najważniejszych osób we współczesnej sztuce. Dogłębna, pełna mozolnie odkrytych szczegółów, ciekawie napisana i bardzo osobista - w wielu miejscach autorka daje wyraz nie tylko swojej fascynacji osobą Marii Jaremy, ale też opisuje, jak bliska stała się jej artystka w trakcie zbierania materiałów do książki. Przy okazji, szeroka panorama Polski międzywojennej i wczesnych lat powojennych.



132. Powiew śmierci (Asimov Isaac)

Kryminał z 1958 roku. W uniwersyteckim laboratorium doktor znajduje zwłoki swojego studenta.

Dialogi są drewniane, psychologiczne prawdopodobieństwo relacji między naukowcem, a jego żoną - żadne, mordercę odgadłam przedwcześnie, a dydaktyczne wtręty niczym z "S@motności w sieci" - nudne i niepotrzebne. Biorąc pod uwagę nazwisko autora, spodziewałam się czegoś znacznie lepszego.



131. Koniec lodu: Jak odnaleźć sens w byciu świadkiem katastrofy klimatycznej (Jamail Dahr)

Wstrząsająca relacja o tym, jak zachłanność ludzka popycha Ziemię na skraj zagłady. Choć zagłada ta nie dotyczy samej planety, ale jej obecnych mieszkańców, przede wszystkim ludzi, którzy dramatycznych zmian klimatu nie przeżyją. Ale mało kogo to dziś naprawdę obchodzi.

Byłaby to książka na 6, gdyby nie brak zdjęć, które w tego typu publikacji powinny być standardem.


Kilka słów więcej: Koniec złudzeń: Jak pogodzić się z samounicestwieniem



130. Śmierć w Pont-Aven (Bannalec Jean-Luc (właśc. Bong Jörg))

W małym miasteczku w Bretanii zostaje zamordowany dziewięćdziesięciojednoletni hotelarz. Śledztwo prowadzi dość dziwny komisarz, kontaktujący się z większością współpracowników przez telefon. W tle - wielkie malarstwo i rodzinne intrygi.



129. Zakonnice odchodzą po cichu (Abramowicz Marta)

Reportaż. Chodzi o odchodzenie z zakonu, nie z tego świata (jakoś to słowo tylko z tym ostatnim mi się kojarzyło).

Książka podzielona jest na dwie części. Pierwsza, to opowieści byłych zakonnic, o tym, dlaczego zdecydowały się na porzucenie życia w zgromadzeniu, a także ich losy obecnie, po latach. Żadna nie żałuje podjętej decyzji, żadna nie chciałaby wrócić.

Część druga, to próba odpowiedzi na pytania. O status polskiej zakonnicy, w porównaniu do tych z reszty świata. O powody różnic pomiędzy życiem w zakonach męskich i żeńskich. Ogólnie o wpływ zmian po Soborze Watykańskim II na Kościół Katolicki na świecie i brak tego wpływu na polskie zakony żeńskie. Książka omawia tylko tzw. zgromadzenia otwarte, nie klauzurowe.

Okazuje się, że temat polskich zakonów żeńskich, a szczególnie odchodzenia z nich, to temat tabu. Byłe zakonnice nie chcą o tym rozmawiać, ukrywają się. Dominuje powszechny strach. Przed czym? Wszak byli zakonnicy i księża bywają wręcz celebrytami medialnymi, piszą książki, udzielają wywiadów. Temat kobiety w zakonie, podobnie jak szerzej - roli kobiety w Kościele Katolickim, wywołuje niechęć, odwrócenie głowy, sznuruje usta.

Bardzo potrzebna książka.



128. Troista droga (MacDonald Ross (właśc. Millar Kenneth))

Powieść detektywistyczna z 1948, roku.

Bret Taylor, oficer marynarki, wraca do domu po zakończeniu wojny i znajduje swoją żonę martwą. Pod wpływem szoku doznaje amnezji, przez rok przebywa w zakładzie psychiatrycznym, a wspiera go w odzyskiwaniu zdrowia była narzeczona, którą niegdyś, po nieistotnej sprzeczce porzucił, aby dzień później ożenić się z przygodnie poznaną w barze dziewczyną.

Książka jest kiepsko napisana, postacie mało wiarygodne, dialogi pospieszne, akcja tak samo. Najgorsze są jednak łopatologiczne wstawki pseudowykładów z psychoanalizy, wygłaszane przez jednego z bohaterów, wziętego psychiatrę. Nawet przy wzięciu poprawki na lata powojenne, w których rozgrywa się akcja, uproszczone i toporne posługiwanie się psychoanalitycznymi kalkami drażni i irytuje. Poza tym książka jest właściwie bez zakończenia, bo to, co zaproponował McDonald nie zasługuje nawet na miano zakończenia otwartego.



127. Bardzo zimna wiosna (Tubylewicz Katarzyna)

Kryminał skandynawski z rysem polskim. Ewa, skandynawistka, ucieka od przemocowego męża - skorumpowanego polityka, do Szwecji. Pracuje tam jako opiekunka starszej pani, Grety, z pochodzenia Niemki, która po II wojnie światowej, jako młoda dziewczyna również uciekła do Szwecji przed przemocą amerykańskiej soldateski. Jest tu więc i historia, i polityka, i problemy obyczajowe, i społeczne, no i oczywiście szwedzcy policjanci z problemami osobistymi, trochę w stylu mankellowskim. Pomimo tylu grzybów w barszczu, książkę czyta się dobrze i szybko, może nawet ciut za szybko; Mankell jednak dłużej krążył wokół rdzenia problemu.



126. Zachłanny mózg: Jak nienasycony homo sapiens skazuje świat na zagładę (Bohler Sébastien)

Opowieść o tym, dlaczego jedna z najstarszych ewolucyjnie części naszego mózgu, prążkowie, wciąż nami rządzi, sprawiając, że domagamy się więcej i więcej wszystkiego: więcej jedzenia, seksu, władzy, lenistwa i ciekawych informacji. Dlaczego tak trudno nam odmówić sobie natychmiastowej przyjemności, czy to czekoladki, czy nowego smartfona. I nie jesteśmy w tym odosobnieni; wszystkie posiadające mózgi istoty tak właśnie działają. Jednak tylko człowiek jest w stanie, swoim nienasyceniem i nieumiejętnością odłożenia gratyfikacji, zniszczyć planetę.

Autor próbuje też mimo wszystko spojrzeć optymistycznie na przyszłość, pokazując jak uczyć korę mózgową dominacji nad prymitywnym prążkowiem. Czy jest to możliwe w skali prawie 8 miliardów homo podobno sapiens, tłoczących się już dziś na planecie?

Pytanie, jaka czeka nas przyszłość i dlaczego nas to tak naprawdę nie obchodzi, pozostaje otwarte.



125. Mój Michał (Oz Amos)

Studium oddalania się od siebie w małżeństwie.

Małżeństwo to Hanna i Michał. Poznali się podczas studiów w Jerozolimie, w latach 50.; ona miała dwadzieścia lat, on o cztery więcej. Pobrali się po bardzo krótkiej znajomości, dorobili syna, a potem zaczęli się od siebie psychicznie oddalać.

Historia opowiadana jest przez Hannę, malkontentkę, trochę nawet mizantropkę, neurotyczną i niedojrzałą. W tle Jerozolima połowy XX wieku, trochę polityki (Kryzys sueski), wszystko to jednak przyćmiewa monotonne, oniryczne wieczne niezadowolenie Hanny ze wszystkiego. Bardzo męcząca książka.

Swoją drogą, wyczytałam, że Oz chciał w tej książce sportretować własną matkę która osierociła go, popełniając samobójstwo, gdy syn miał 12 lat. Jeśłi mu się to udało, to współczuję małemu Amosowi bardzo.



124. Gareth Jones: Człowiek, który wiedział za dużo (Wlekły Mirosław)

O tym, jak można wymazać jednostkę z pamięci ludzi.

Gareth Jones, wschodząca gwiazda brytyjskiego, a właściwie już międzynarodowego dziennikarstwa, robi błyskawiczną karierę. Bardzo zdolny językowo, o analitycznym umyśle, ciekawy świata i nieustraszony, tuż po studiach zostaje doradcą Lloyda George'a, co, biorąc pod uwagę młody wiek Garetha, jest nie lada wyróżnieniem. Potem nie ma problemu z zatrudnieniem jako korespondent, podróżuje po całym świecie, odwiedza Niemcy i Związek Radziecki, rozmawia z Hitlerem i wdową po Leninie. Przygotowuje błyskotliwe analizy sytuacji politycznej na świecie, jest liczącym się jej znawcą- relacjonuje, przewiduje, ostrzega. W roku 1933, po trzeciej podróży do Związku Radzieckiego, w czasie której udało mu się bez obstawy pojechać na Ukrainę i na własne oczy zobaczyć i opisać wielki głód i jego skutki, staje się pariasem dziennikarstwa. Wielcy tego świata wolą zapewnić sobie przychylność Stalina, twierdzącego, że jego kraj rozwija się świetnie i żadnego głodu nie ma, niż dopuścić do głosu bezkompromisowego młodego dziennikarza. Jones, dotknięty całkowitym ostracyzmem środowiska, zaszywa się w rodzinnej Walii. Gdy więc, za sprawą potentata prasowego Williama Randolpha Hearsta otwiera się przed nim możliwość podróży dookoła świata "w poszukiwaniu informacji", entuzjastycznie z niej korzysta. Wiedząc, że jest na czarnej liście NKWD, zupełnie się tym nie przejmuje. Chce pisać, publikować, uświadamiać świat. Zostaje porwany i zamordowany gdzieś w Mandżurii dzień przed swoimi trzydziestymi urodzinami. Dziś nawet najbliżsi krewni nie bardzo wiedzą, kim był.

Niesamowita historia, postać bardzo warta przypomnienia.



123. Mężczyzna, który tańczył tango (Pérez-Reverte Arturo)

Klimatyczna opowieść o losach kogoś w rodzaju dżentelmena-włamywacza, pochodzącego jednak z niskich sfer i działającego z rozmachem na całym świecie.

Max Costa urodził się w slumsach Buenos Aires w roku 1901. Trzy razy w życiu spotkał w tę samą kobietę, Mechę Inzunzę, miłość swojego życia: pierwszy raz w latch 20. XX wieku, na transatlantyku płynącym do Brazylii, gdzie pracował jako fordanser; powtórnie we Włoszech w roku 1937, gdy sytuacja polityczna była już bardzo napięta, ale jeszcze niewielu wierzyło, że wybuchnie kolejna wojna; i po raz trzeci, także we Włoszech w 1966 roku, gdy oboje byli już po sześćdziesiątce. Fabuła opleciona jest wokół tych trzech spotkań, kluczowych momentów w życiu Maxa.

Reverte czyta się bardzo dobrze, jako że posługuje się piękną frazą, wielokrotnie złożonymi zdaniami, niepospolitymi metaforami, potrafi w interesujący sposób skupić się na szczególe, czy to przedmiotu, czy człowieka, czy działania. Buduje wyraziste postacie. Dzięki temu każdy drobiazg staje się interesujący i nabiera blasku. Nawet, jeśli historia jest banalna, czyta się go z dużą przyjemnością.



Wrzesień


122. Geneza (Cook Robin)

Od Cooka zawsze można się czegoś nauczyć. tym razem na temat genealogii genetycznej. Nie wiedziałam, że współczesna technologia medyczna pozwala na znalezienie konkretnego człowieka, na podstawie połowy jego DNA, znajdującego się w organizmie potomka, pod warunkiem, że znana jest matka. Rzecz bardzo ciekawa, przydatna na przykład dla osób adoptowanych, poszukujących swoich biologicznych korzeni.

U Cooka, oczywiście, poszukujemy bezwzględnego mordercy. Wszystko było dobrze do ostatniej strony, gdy okazało się, że przebiegły ów morderca, dokonawszy całościowego kamuflażu - peruka, okulary, odpowiedni strój i różne akcesoria - zostawił sobie na szyi identyfikator z własnym imieniem i nazwiskiem. Ups!

Ale i tak thriller wart polecenia, szczególnie dla lubiących Jacka Stapletona.



121. Ostateczny cel (Kava Alex)

Kontynuacja niezakończonego wątku z "Płomieni śmierci". Maggie i jej partner Tully poszukują seryjnego mordercy, grasującego przy parkingach na autostradach międzystanowych.

Sporo tu okrucieństwa, morderca jest patologiczny, a Kava nie stroni od opisów. Jest tu też piękny psi wątek - do poszukiwań zwłok FBI angażuje zespół K9, współpracuje z nimi Ryder Creed, najlepszy w kraju trener psów poszukujących, który w dodatku jest całym sercem zaangażowany w swoją pracę, a psy kocha wszystkie. I żaden pies nie ginie przy pracy.


120. Na wschód od Edenu (Steinbeck John)

Wspaniała powieść. Dzieje rodziny Trasków na tle wydarzeń przełomu wieków XIX i XX, a jednocześnie wielki moralitet i uniwersalna przypowieść.

Klasyka sprawdza się zawsze.



119. Mózg: Granica życia i śmierci: Co neurobiologia mówi o stanie wegetatywnym i szarej strefie świadomości (Owen Adrian)

Historia ostatnich dwudziestu lat badań nad świadomością osób będących w stanie wegetatywnym, prób dotarcia do nich, odkrycia, czy mimo braku reakcji somatycznych są świadomi swojego stanu. Autor, brytyjski neurolog, opisuje pracę swojego zespołu od roku 1997, gdy nie był jeszcze znany i rozpoznany stan znany obecnie jako "zespół zamknięcia" (locked-in syndrome), a diagnostyka osób po ciężkich urazach mózgu była, w porównaniu z dniem dzisiejszym, w powijakach. Badania doktora Owena były pionierskie, a książkę czyta się tym lepiej, że napisana jest z ogromnym osobistym zaangażowaniem.



118. Między nami niebotyczne góry... (Ostrowska Ewa Maria (pseud. Zbyszewski Brunon lub Lane Nancy))

Przejmujące studium toksycznej relacji małżeńskiej. Realia są rodem z PRL-u (książka ukazała się w 1974 roku), ale psychologiczna wiarygodność postaci - bez zarzutu. Ona - trzydziestoletnia pani domu, "pani dyrektorowa", matka dwojga dzieci, niespełniona aktorka, zaharowana, znerwicowana, zaniedbana, owładnięta obsesją czystości, przeraźliwie samotna. On - cztery lata starszy od niej, szanowany pracownik na stanowisku, obsługiwany na każdym kroku przez żonę, zapatrzony w siebie, zazdrosny, patologicznie oszczędny i usiłujący zaplanować życie wszystkim wokół. Nie dostrzega potrzeb żony, nie rozumie jej samotności. Książeczka krótka, obejmuje jeden wieczór z życia rodziny, trudna jednak w odbiorze przez wagę problemów.



117. Blizny (Stelar Marek (właśc. Biernawski Maciej))

Komisarz Rędzia ze szczecińskiej policji prowadzi śledztwo w sprawie niezidentyfikowanych, zmumifikowanych już zwłok, znalezionych na placu budowy. Nieoczekiwanie sprawa okazuje się mieć związek z nieszczęśliwym wypadkiem, jaki wydarzył się dwadzieścia sześć lat wcześniej, podczas klasowej wycieczki licealnej klasy komisarza. On sam nie brał w niej udziału, znał jednak wszystkich jej uczestników. Ponadto, prokuratorem nadzorującym śledztwo okazuje się być koleżanka, z tej samej klasy.

Książka napisane jest rewelacyjnie. Jak to u Stelara, czas teraźniejszy przeplata się z wydarzeniami z przeszłości, a przeszłość ta okazuje się wciąż tkwić w świadomości bohaterów, niczym stare blizny. Książki tego autora mogę czytać w ciemno, zawsze są dobre.



116. Radiota czyli Skąd się biorą Niedźwiedzie (Niedźwiecki Marek)

Wspomnienia Marka Niedźwieckiego, od dzieciństwa, do sześćdziesiątych urodzin, czyli czasów, gdy istniała jeszcze dobra, stara Trójka. Trochę podróż sentymentalna. Styl gawędziarski, mnóstwo zdjęć i sporo Australii.



115. Solista (Lopez Steve)

Historia prawdziwa.

Steve Lopez, dziennikarz Los Angeles Times, spotyka pewnego dnia w drodze do pracy bezdomnego czarnoskórego muzyka, grającego Beethovena na starych, brudnych skrzypcach o dwóch strunach. Lopez, szukający akurat tematu do felietonu, przystaje, aby porozmawiać z mężczyzną. Tak zaczyna się opowieść o znajomości, która w końcu przerodziła się w przyjaźń. Bezdomny, Nathaniel Anthony Ayers, okazał się być muzycznym geniuszem, który trzydzieści lat wcześniej, z powodu rozwijającej się schizofrenii, przerwał naukę w prestiżowym konserwatorium Juilliard School w Nowym Jorku.

Książka jest zapisem walki o godność i przywrócenie społeczeństwu człowieka, którego los i zbieg okoliczności wyrzuciły kiedyś poza jego nawias.



114. Płomienie śmierci (Kava Alex)

W Waszyngtonie grasuje seryjny podpalacz. W dodatku wydaje się, że przestaje mu wystarczać samo podpalanie budynków, żądny jest ofiar w ludziach. Śledztwo prowadzi Maggie O'Dell, jeszcze wychodząca z traumy po poprzednich przeżyciach. A w prywatnym życiu Maggie dominują dwa psy i niedawno odnaleziony brat, poza tym toksyczna matka, Ben o wciąż niezdefiniowanym statusie oraz grono przyjaciół i współpracowników.

Miłośników szybkiej akcji książka powinna zadowolić - śledztwo trwa cztery dni. Jeden z wątków pozostaje otwarty- to nie jest ostatni tom serii z Magie. Plusem dla mnie jest to, ze nie ginie żaden pies, choć oprócz Jake'a i Harvey'a pojawiają się w treści książki jeszcze dwa inne. Powieść, nota bene, dedykowana jest Miss Molly, nieżyjącej suczce autorki.



113. Szwedzkie kalosze (Mankell Henning)

Rok życia siedemdziesięciolatka, który po pożarze domu stracił wszystko, co miał. Poza własnymi przemyśleniami, poza wysepką, na której mieszkał na jednym ze szwedzkich archipelagów, poza starą przyczepą kempingową, jaką na tej wyspie zostawiła niegdyś jego córka. Poza wspomnieniami, umiejętnością kierowania łodzią i analizy sytuacji. Czy to dużo, czy niewiele?

Historia o starzeniu się przemijaniu, utracie i tęsknocie za utraconym, opowiadana tak niespiesznie, że praktycznie nie zauważa się jakiejkolwiek szybkiej akcji. Woda, zimno, pustka, samotność, jeszcze więcej wody i pustki, i więcej samotności. A jednak Mankell uwodzi czytelnika swoją narracją. Dla lubiących podobne klimaty - must read.



112. Boznańska: Non finito (Kuźniak Angelika)

Biografia ciekawa, pełna szczegółów, dopracowana. Ale nie poruszająca.



Sierpień


111. 100 wyjątkowych miejsc: Zobacz, zanim znikną (< praca zbiorowa / wielu autorów >)

Album fotografii, pokazujących sto miejsc na Ziemi, które znikną lub zmienią się diametralnie pod wpływem zmian klimatycznych. Każde miejsce jest opisane z uwzględnieniem jego historii i obecnej funkcji oraz przewidywanymi zmianami. Poza tym, książka zawiera krótkie wypowiedzi ekspertów i rożnych znanych osób na temat wpływu zmian klimatycznych na życie nas wszystkich.

Zdjęcia - piękne. Treść - przygnębiająca.



110. Nikt nie woła (Hen Józef (właśc. Cukier Józef Henryk))

Oparta na przeżyciach autora opowieść o wojennych losach dziewiętnastoletniego polskiego Żyda na terenach ówczesnego Związku Radzieckiego. Bożek, po nieudanej, z powodu braku dokumentów, próbie dostania się do Armii Andersa gdzieś w Uzbekistanie,
trafia do obozu pracy pod Taszkientem, a potem do szkoły i fabryki w Samarkandzie. Tam spotyka miłość swojego życia.

Książka, napisana w latach 1956-57, wydana została w roku 1990; tak działała cenzura w PRL. Hen - to gwarancja jakości. Warto go czytać.


109. Ofiara (Lemaitre Pierre)

Trzecia i ostatnia część cyklu z komisarzem Verhoevenem. Intryga jest tak poplątana,, że czytelnik nie ma szans jej rozwiązać. Ale napięcie i oczekiwania rosną w miarę czytania.

W ataku na sklep jubilerski zostaje ciężko pobita towarzyszka życia komisarza. Rozemocjonowany Verhoeven, zatajając prywatny aspekt sprawy, występuje o prowadzenie śledztwa. Dostaje je, a potem dzieje się coraz gorzej.



108. Alex (Lemaitre Pierre)

Francuski thriller. Młoda kobieta zostaje porwana z ulicy. Nie ma właściwie żadnego punktu zaczepienia, jest jeden przypadkowy świadek, nie wiadomo kim jest ofiara, ani napastnik. I jest komisarz Camille Verhoeven - 145 centymetrów wzrostu, depresja po tragicznej śmierci zony i niesamowita inteligencja i instinct policyjny.

Nic i nikt nie jest tutaj tym, kim się wydaje. Poza tym w trakcie czytania zaczyna pojawiać się zło, tak ogromne, przytłaczające zło i niesprawiedliwość, że czytelnikowi może zabrnąć słów. Nie ma tu barwnej panoramy miasta ani drobnych szczegółów z życia bohaterów; jest tylko to, co niezbędne dla zrozumienia sekwencji wydarzeń. Lemaitre koncentruje się na człowieku, na jego przeżyciach i decyzjach, i tym, do czego mogą one doprowadzić. Nie da się uniknąć odpowiedzialności za własne czyny, nawet jeśli popełniło się je przed wieloma laty.

To tak zwana mocna książka. Opisy rożnych obrażeń fizycznych zwykle mnie odstręczają. Tym razem są potrzebne, żeby dobić czytelnika ostatnim, nieprzewidywalnym akordem.

Bardzo dobra pozycja.



107. Dotknij, poczuj, zobacz: Fenomen relacji człowieka z naturą (Wohlleben Peter)

Zbiór esejów autorstwa leśnika-popularyzatora, znanego ze swych poprzednich, świetnie przyjętych książek. O naszym postrzeganiu (zmysłowym) lasu, o drzewach jako istotach żyjących i czujących i kilka innych na tematy bieżące, związane z ekologią, zmianami klimatycznymi i tym, co dzieje się na świecie. Gawędziarskim stylem na ważne i poważne tematy.



106. Sprawa nieostrożnego kotka (Gardner Erle Stanley)

Staroświecki kryminał, żadnych ploteczek na temat życia osobistego detektywa. W czasie kryzysu ekonomicznego w 1932 roku znika bez śladu zamożny amerykański bankier. Po dziesięciu latach wygląda na to, że się odnalazł, jednak nic nie jest takie, jak się pozornie wydaje.

Tytułowemu kotkowi nic się złego nie stało.



105. Wyspa zero (Sokół Jarosław)

Świnoujście, maj 1945 roku. Jest już po wojnie, ale nie wiadomo, co dalej. Konferencja w Poczdamie, na której zapadną ostateczne ustalenia dotyczące granic powojennych, odbędzie się za dwa miesiące. Na razie do wyspy Uznam przyznają się Rosjanie i Polacy, a zamieszkują ją Niemcy, którzy nie zdążyli uciec. W takich okolicznościach przyjeżdża do Świnoujścia grupa na szybko mianowanych polskich milicjantów; do końca nie wiadomo, kim naprawdę są ci ludzie. Ścierają się z rosyjską administracją, wspierana przez tymczasowo pełniących różne funkcje niemieckich niedobitków.

Jest to kryminał historyczny, musi więc zdarzyć się także zbrodnia. Pojedyncza zbrodnia, która, mimo ludobójstwa na wielką skalę, jakie miało miejsce w ostatnich latach, robi jednak wrażenie na wszystkich twardzielach, któym dane było się z nią zetknąć. Zresztą, czy skończy się na jednej ofierze?...

Książka trzyma poziom - wiarygodne postacie,
bardzo dopracowane tło historyczne. Nieco zbyt szczegółowe opisy różnych cielesnych uszkodzeń, przynajmniej jak dla mnie. Jeśli jednak będzie kontynuacja, sięgnę na pewno!



104. Śląsk wymyślony (Smolorz Michał)

Kompendium wiedzy o Śląsku - historycznej, geograficznej, a przede wszystkim kulturowej. Autor zastanawia się, co stanowi rdzeń śląskości oraz w jaki sposób dzieje tego nadgraniczego przecież regionu, wpłynęły na sposób postrzegania samych siebie przez jego mieszkańców. Czy regionalizm w wydaniu śląskim wynika z tradycji, z korzeni, czy został ukształtowany przez czynniki, z działania których ludzie często nie zdawali sobie nawet sprawy?

Książka jest streszczeniem rozprawy doktorskiej autora, który gromadził materiały do niej przez jedenaście lat. Jest dobrze udokumentowana, merytoryczna, zawiera ogrom wiadomości. Jest również bardzo szczegółowa, to kopalnia wiedzy, szczególnie o najnowszej historii regionu, dotyczącej czasów po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.



103. Będzie bolało: Sekretny dziennik młodego lekarza (Kay Adam)

To jest bardzo smutna książka. Oskarżenie systemu, który drenuje młodych zapaleńców z pasji, z entuzjazmu do wykonywania zawodu, z radości życia nawet.

Dziennik - z komentarzami współczesnymi - lekarza, który porzucił zawód po sześciu latach studiów i kolejnych sześciu jego praktykowania. Kto chce, doczyta, jaka byłą bezpośrednia przyczyna tej decyzji. Książka skrzy się dowcipem, co nie oznacza, że praca lekarza jest zabawna, tylko że autor ma inteligentne poczucie humoru i dużo dystansu do własnych spraw. Sporo też dzieje się między wierszami, o czym autor nie mówi, a czytelnik nie jest zobowiązany dociekać.

Nie wiem, czy brytyjski system szkolenia młodych lekarzy jest gorszy, czy lepszy niż polski, ale "Będzie bolało" nieodparcie kojarzy się z reportażami Pawła reszki z cyklu "Mali bogowie" (Mali bogowie: O znieczulicy polskich lekarzy (Reszka Paweł (ur. 1969)), Mali bogowie 2: Jak umierają Polacy (Reszka Paweł (ur. 1969))), które też są swoistym oskarżeniem systemu.

Nie jest dobrze. Obyśmy tylko zdrowi byli.



102. Człowiek, który nie mógł przestać: Opowieści o nerwicach natręctw (Adam David)

Zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, nerwice natręctw, depresyjne myśli. Mnóstwo ciekawych przypadków, sporo wiedzy historycznej i współczesnej na temat obsesji i kompulsji, teorii na temat ich powstawania i sposobów ich leczenia. Autor nie jest lekarzem, ale ponieważ sam przez lata cierpiał z powodu obsesji, stara się swoją książką pomóc ludziom dotkniętym podobnymi problemami.



101. Kiedy Atena odwraca wzrok (Szamałek Jakub)

Pierwszy z cyklu "starożytnych" kryminałów Szamałka. Czasy wojen peloponeskich, rok 430 p.n.e. Leochares, ktoś w rodzaju dzisiejszego prywatnego detektywa, pracując dla Peryklesa usiłuje znaleźć w Atenach spartańskiego szpiega.

Wątek kryminalny taki sobie, natomiast realia życia w ówczesnych Atenach - świetnie dopracowane.



100. Czarna bezgwiezdna noc (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl))

Zbiór mini powieści. Raczej psychologiczno-obyczajowe, niż horrory. Jak to u Kinga - sytuacje z pozoru zwyczajne, doprowadzone są do skrajności.

"1922" - o tym,do czego prowadzić może chciwość, upór, zawziętość, brak umiejętności dostosowania się do zmieniającego się świata. Farmer Wilfred nie chce zaakceptować tego, że jego żona zamierza sprzedać odziedziczoną po ojcu działkę przedsiębiorstwu przetwórstwa mięsnego.

"Wielki kierowca" - o braniu spraw we własne ręce. Popularna pisarka wraca ze spotkania autorskiego na głębokiej prowincji i po drodze łapie gumę. Opowieść o wydźwięku feministycznym.

"Dobry interes" - o tym, do czego jesteśmy zdolni się posunąć dla ratowania siebie. Dave Streeter dowiaduje się, że ma galopującego, nieuleczalnego raka. A bardzo chce żyć...
To jedyne opowiadanie, w którym występuje element nadnaturalny. Kojarzy mi się trochę ze "Sklepikiem z marzeniami".

"Dobre małżeństwo" - o tym, że nie da się poznać całkowicie drugiego człowieka, nawet jeśli jest nam bliski w sensie emocjonalnym i fizycznym. Bardzo zwyczajne, trochę nudne małżeństwo z prawie trzydziestoletnim stażem i dwójką dorosłych dzieci. Nieoczekiwanie żona odkrywa, że mąż ma pewien sekret...

"Pod psem" - o nieumiejętności pogodzenia się z losem,o sile wyobraźni i o tym, że można kochać za bardzo. Brad kocha swoją żonę, swoją pracę i psa. Kocha też swoje życie takie, jakim jest, nie chce żadnych zmian.



99. Szałfynster: Od kopalni Ferdynand do Muzeum Śląskiego (Krzyk Józef)

Monografia miejsca - ponad sto lat dziejów mieszczącej się w Katowicach kopalni, niegdyś "Ferdynand", potem "Katowice", na miejscu której dziś znajduje się Muzeum Śląskie. Całość dokładna, analityczna, oparta na dokumentach. Suchy styl nie porywa, pozycja raczej dla zainteresowanych dziejami regionu. Wspaniałe natomiast są liczne zamieszczone w książce stare zdjęcia, dokumentujące zmiany sposobu życia, ubierania się, dekoracji domów. Te zdjęcia są chyba najciekawsze.



98. Grypa: Sto lat walki (Brown Jeremy)

Napisana przez brytyjskiego lekarza pracującego w Stanach Zjednoczonych "biografia" grypy, choroby lekceważonej i, jak się okazuje, skomplikowanej i mało poznanej nawet przez specjalistów. Ciekawie się dziś czyta o reakcjach ludzi na kolejne epidemie grypy, niewiele się zmieniła się nasza mentalność przez te sto lat. Książka wytraca tempo mniej więcej w połowie, gdy autor zaczyna mocno koncentrować się na amerykańskich realiach.



97. Wyznaję (Cabré Jaume)

Eklektyczna i z ogromnym rozmachem napisana powieść, o wszystkim, co w życiu ważne, a przy okazji o nieuniknionej powtarzalności losu ludzkiego, intrygująca od pierwszego zdania. W życiu jednego człowieka, erudyty i uczonego, odbija się historia świata i pomyłek ludzkości.

Brakuje mi jednak połapania na końcu wszystkich wątków, a jest tych niezakończonych kilka. Najważniejsze dla mnie pytanie, które pozostawił Cabre bez odpowiedzi: Skąd ojciec Adriana wziął kod do swojego sejfu: 615428? Później ten kod został zmieniony, nie wiadomo zresztą przez kogo. Ale ten pierwszy? Sześć jeden pięć cztery dwa osiem. Czy ktoś wie?

Bo po co mnożyć różne połączenia i zbiegi okoliczności, jeśli się ich nie chce potem wyjaśnić?



96. Seans w Domu Egipskim (Szymiczkowa Maryla (właśc. Dehnel Jacek, Tarczyński Piotr))

Tym razem profesorowa Szczupaczyńska uczestniczy w seansie spirytystycznym (Fin de siècle zobowiązuje!), który ma nieoczekiwane zakończenie.

Lektura przednia, jak wszystkie w tym cyklu. Jako nowum występuje tu dekadencki i nihilistyczny Przybyszewski ze swoją świtą.



95. Rozdarta zasłona (Szymiczkowa Maryla (właśc. Dehnel Jacek, Tarczyński Piotr))

Drugie śledztwo profesorowej Szczupaczyńskiej, jeszcze lepsze, niż pierwsze. Nie dość, że niuansy życia w Krakowie i ogólnie w Galicji pod koniec wieku XIX dopracowane zostały do najdrobniejszego szczególiku, to jeszcze tym razem solidna mieszczka zaczyna zmieniać się na oczach czytelników - powolutku przyjemność samodzielnego myślenia bierze górę nad wpajaną jej przez całe życie i, zdawałoby się, bezkrytyczną akceptacją roli kobiety w społeczeństwie. Świat wokół też się zmienia, natomiast profesor Ignacy Szczupaczyński - wcale. A sama zbrodnia stanowi pretekst do zwrócenia uwagi na bulwersujące problemy społeczne: hipokryzji w podejściu do prostytucji i parających się nią kobiet, korupcji w policji, lekceważenia przez "wysoko urodzonych" narastających nierówności społecznych, biedy i głodu. A poza tym subtelny humor i świetny język.


94. Tajemnica Domu Helclów (Szymiczkowa Maryla (właśc. Dehnel Jacek, Tarczyński Piotr))

Kryminał retro, a jednocześnie pastisz i zabawa.

Jest rok 1883. Stateczna, trzydziestoośmioletnia mieszczka krakowska, profesorowa Zofia Szczupaczyńska, wielbicielka Edwarda Allana Poe'go, angażuje się w śledztwo w sprawie morderstwa. Zaangażowanie to musi ukrywać, przed mężem, policją, wszystkimi znajomymi i matką przełożoną domu (nie)spokojnej starości, gdzie pada trup. Jedyną jej sprzymierzyńczynią (jest li ta forma poprawną?) jest służąca - Franciszka.

Autorzy, tfu, tfu, autorka chyba przewertowała przy okazji pisania słownik wyrazów dawnych i mało używanych oraz wszelkie almanachy krakowskie z epoki. Książka jest przednią zabawą zarówno, jeśli chodzi o obserwacje obyczajowości mieszczan krakowskich w końca XIX wieku, jak i całkiem udany wątek kryminalny. Kpinki i aluzje subtelne, język bez zarzutu.


93. Pamiętaj, że tam są schody! (Siesicka Krystyna)

Młodzieżówka, dosyć współczesna, jak na Siesicką, bo już z internetem i mailami. Powieść bez dominującej osi akcji - obserwujemy trzy pary nastolatków rok przed maturą i dwójkę nauczycieli z ich szkoły. Ciekawostką jest, że autorka wprowadza samą siebie, jako jedną z bohaterek książki.



Lipiec


92. Horyzont (Małecki Jakub [pisarz])

Sąsiadami w maleńkich wynajmowanych mieszkankach są: Mariusz, żołnierz, który wrócił z misji w Afganistanie i Zuza, dziewczyna świeżo po studiach, pisząca dialogi do gier komputerowych. Oboje poranieni, chociaż w różny sposób, oboje poszukujący odpowiedzi na pytanie"Kim jestem?"

Bardzo trudny temat, szczególnie część afgańska, potraktowany przez Małeckiego z uwagą i troską. Książka zapadająca w pamięć.



91. Abominacja (Simmons Dan)

Rozczarowanie.

Przez 2/3 powieści autor zanudza czytelnika mnóstwem szczegółów ze wszystkich możliwych dziedzin, których dotyka książka, ze szczególnym uwzględnieniem technicznych elementów wspinaczki wysokogórskiej sprzed stu lat. Na ostatnich 200 stronach opisywane przedsięwzięcie przyspiesza i nabiera takiego tempa, że autor zdaje się zapominać o miejscu akcji - furda tam strefa śmierci powyżej 8000 m n.p.m., poskaczemy, podbiegniemy, postrzelamy sobie (bez skutków lawinowych), będziemy prowadzić długie, analityczne dyskusje (furda niedotlenienie mózgu i zwolniony czas reakcji!), a jak trzeba, to pociągniemy linę w jedwabnych rękawiczkach, albo powspinamy się "na lekko", zrzuciwszy puchowe kurtki i grube anoraki, bo tak będzie szybciej i swobodniej (furda odmrożenia!). Ręce mi opadły, niepotrzebnie to czytałam.

Kilka słów więcej tutaj:
Zabili go i uciekł, czyli Dan Simmons w pułapce thrillera



90. Wotum (Siembieda Maciej)

Prokurator IPN, Jakub Kania, usiłuje wyśledzić, kto odpowiedzialny jest za atak na obraz Czarnej Madonny w Częstochowie. I dokopuje się przy okazji mnóstwa rożnych, niespodziewanych wątków.

Thriller historyczny, samej historii nie ma tam aż tak wiele, żeby zdominowała akcję (jak w 444 (Siembieda Maciej)), trochę smaczków psychologiczno-obyczajowych (relacja Kuby z ojcem), i niezły obraz szuryzmu i pseudomedycyny. W sumie dobra i niegłupia rozrywka.


89. Rój (Crichton Michael (pseud. Lange John lub Hudson Jeffrey))

Powtórka, niezamierzona. Czytałam niegdyś książkę pod tytułem "Rój", a teraz sięgnęłam po "Predatora". I do połowy nie zorientowałam się, że już to kiedyś czytałam. Chyba teraz podobało mi się mniej, jednak wciąż jest to jeden z lepszych Crichtonów. Fuzja naukowców i biznesmenów eksperymentujących z biotechnologią w sposób nieodpowiedzialny, ale przynoszący zyski. I co z tego może wyniknąć.


88. Jesień liścia Jasia: Opowieść o życiu dla małych i dużych (Buscaglia Leo F.)

Opowieść o nieuchronności przemijania i śmierci, na przykładzie życia liścia na drzewie. Książeczka teoretycznie dla dzieci, ale i dorosłym może spodobać się zmiana optyki i proste prawdy z niej wynikające.


87. Lekarstwo dla duszy (Kopińska Justyna)

Zbiór krótkich szkiców, przemyśleń autorki, komentarzy do jej znanych i nie znanych tekstów. Podzielony tematyczne, ale ten podział jest jedynie umowny. Zadatki na teksty być może do rozwinięcia w przyszłości.


86. Niebezpieczna gra (Jungstedt Mari)

Brutalny morderca bierze na cel osoby związane ze Szwedzkim przemysłem modowym. Przy okazji autorce udaje się pokazać, jak bycie lub chęć bycia modelką może wpłynąć na psychikę młodej dziewczyny.

Seria z Andersem Knutasem, ale można czytać nie po kolei.


85. Więzień urodzenia (Archer Jeffrey (ur. 1940))

Kryminał sądowy i powieść obyczajowo-psychologiczna w jednym. Trochę z hrabiego Monte Christo (o którym wciąż myśli bohater), trochę z błyskotliwych scen sądowych Grishama, szczypta "Pigmaliona", a tak naprawdę - Jeffrey Archer w świetnej formie.

Danny Cartwright, mechanik samochodowy, prawie w przeddzień swojego ślubu zostaje oskarżony o zbrodnię, której nie popełnił. W więzieniu rozmyśla o możliwości zemsty.

Świetne postacie, brawurowa akcja i błyskawiczne jej zwroty, dobre wątki obyczajowe, odrobina powieści łotrzykowskiej, perełeczki postaci drugoplanowych (ksiądz pomagający Panu Bogu w wywalczeniu miejsca w katolickiej szkole dla córeczki Danny'ego - miodzio!) - majstersztyk gatunku!



84. Szczęście jest kotką (Berberich Ewa)

Po śmierci kota Felusia (zdrobnienie od Mefistofeles) jego pani przygarnia kotkę Gałgankę, zdaniem miejscowego proboszcza wnuczkę Felusia. Gałganka, jak się okazuje, świetnie dogaduje się ze swoją panią, omawiają wszystkie ważne życiowe tematy, od kocich karm począwszy, a na muzyce klasycznej skończywszy. Ponad trzydzieści króciutkich, zabawnych, czasem nostalgicznych historyjek z kotką w roli głównej, wykorzystuje też tematy znane z literatury i mitologii. Nie jest to wielka literatura, ale urocza książeczka dla zatwardziałych kociarzy i zwykłych sympatyków kotów.


83. Homo nie całkiem sapiens: O automatyzmach myślenia, nadętych politykach, narzekaniu Polaków i pułapkach moralności (Wojciszke Bogdan, Rotkiewicz Marcin)

Rozmowy dziennikarza naukowego z profesorem psychologii. Na różne tematy, przede wszystkim związane z działalnością naukową prof. Wojciszke, ale też z bieżącymi wydarzeniami politycznymi (jednym z tematów jest władza). Bardzo interesujące.

Brakowało mi w tej książce przypisów i bibliografii. Być może zaburzałoby to jej strukturę - luźnych rozmów prowadzonych wieczorami przy herbacie, w końcu nie jest to publikacja naukowa. Niemniej jednak, gdy prof. Wojciszke mówi (a mówi często) o jakichś konkretnych badaniach, np. "kilka lat temu przeprowadzono obszerną metaanalizę", to aż się prosi, żeby można było sprawdzić: kto, gdzie, kiedy i z kim.


81. Bezcenny (Miłoszewski Zygmunt)
Powtórka przed drugą częścią.

82. Kwestia ceny (Miłoszewski Zygmunt)

Obie książki z gatunku przygodowo-sensacyjnego dla dorosłych. Obie stanowią praktycznie gotowe scenariusze filmów sensacyjnych.

"Bezcenny" skupia się na problemie zaboru dzieł sztuki w czasie wojny i trudnościach z ich odzyskiwaniem, trwających po dziś dzień.

"Kwestia ceny" - na sposobie w jaki traktujemy naszą planetę oraz pomysłach, jakie ta sytuacja rodzi (lub rodzić może) w głowach rożnej proweniencji zapaleńców, głównie tych, przekonanych o własnej nieomylności. Mnóstwo tu odniesień do popkultury - literackich, filmowych, muzycznych. Samo doszukiwanie się tych smaczków (niektóre tropy wskazuje sam autor w posłowiu) jest dobrą rozrywką, pomijając już brawurową, gnającą na łeb, na szyję akcję. Przy okazji w obydwu książkach przemyca Miłoszewski przesłanie z wyższej półki, nie psując tym jednak zabawy. Akcja bowiem miejscami przypomina znane z Chmielewskiej przedłubywanie się szydełkiem przez skały. Kto kupi konwencję - będzie zadowolony.



80. Jest krew... (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl))

Zbiór czterech opowiadań.

Najbardziej podobał mi się "Szczur" i "Telefon pana Harrigana" - w tej kolejności.

Jak to u Kinga, psychologicznie wszystkie są bardzo dobre. On wciąż drąży te same tematy, podchodząc do nich w różny sposób. "Szczur" jest o tym, do czego jesteśmy w stanie posunąć się dla spełnienia własnych marzeń i jak potrafimy się przy tym sami okłamywać. I nie, nie umieramy z powodu wyrzutów sumienia, nawet jeśli zdajemy sobie sprawę, że coś zrobiliśmy nie tak.

"Telefon pana Harrigana" jest w zasadzi eo tym samym, choć dla mnie ma lżejszy kaliber, bo motywy działania narratora, młodego chłopaka, są idealistyczne.

"Jest krew, są czołówki", najdłuższe opowiadanie w zbiorze, skupia się na postaci Holly Gibney - gratka dla wielbicieli trylogii "Pan Mercedes" i "Outsidera"! Dla lubiących psychologiczne rozkminy - świetnie sportretowana relacja między toksyczną matką, a usiłującą się uniezależnić córką.

"Życie Chucka" zrobiło na mnie najmniejsze wrażenie; nie lubię opowiadania historii od tyłu. Whitmanowskie przesłanie "zawieram niezmierzone rzesze" samo w sobie jest celne i piękne, jednak interpretacja Kinga nie jest moją interpretacją.


Czerwiec

79. W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa (Åsbrink Elisabeth)

Historia Ottona Ullmanna, chłopca z inteligenckiej rodziny zasymilowanych wiedeńskich Żydów, który przeżył Holokaust dzięki temu, że rodzicom udało się wysłać go w lutym 1939 roku do Szwecji.

To świetnie napisana, a jednocześnie bardzo trudna emocjonalnie książka. Autorka odtwarza losy chłopca na podstawie różnych dokumentów, do jakich udało jej się w trakcie dziennikarskiego śledztwa dotrzeć. Najbardziej osobisty ton nadają opowieści przechowane przez Ottona listy, jakie po jego wyjeździe pisali do niego rodzice. Prywatna historia rodziny Ullmannów splata się z historią narastającego prześladowania Żydów przed i w trakcie II wojny światowej.

Otto, podczas pobytu w Szwecji poznaje późniejszego założyciela sieci sklepów Ikea, Ingvara Kamprada, jednak wbrew nocie wydawniczej, jest to wątek w całej historii dosyć poboczny.



78. Czarny obelisk (Remarque Erich Maria (właśc. Remark Erich Paul))

Dwudziestoparoletni weterani pierwszej wojny światowej usiłują przetrwać w Niemczech doby szalejącej inflacji. Narrator, Ludwik, pracuje w zakładzie kamieniarskim; ułatwia mu to dystans do rzeczywistości, tym czasem pod maską cynika kryje się spragniony miłości i delikatności idealista.



77. Tryby (Tulli Magdalena)

Książka o powstawaniu książek ("tworzeniu światów") i pułapkach narracji dla samego narratora. Zabawa słowami, konwencją, retoryczne, przewrotne pytania, kto naprawdę jest twórcą fabuły, kto kontroluje jej rozwój i kierunek rzeczonego rozwoju.

Gęsta proza, oniryczna, autorka oszczędnie stosuje akapity. Narrator, przejmujący obowiązki autora, ciągnie z trudem wózek ze słowami, usiłując nie poddać się dominacji postaci z opowieści.

"Narrator czuje się zmęczony na samą myśl o następnym zdaniu, choć opowieść nawet jeszcze nie ruszyła z miejsca" (s. 15)

No właśnie. Czytelnik też.



76. Zbrojni (Pratchett Terry)

Powtórka.
Zmiana oceny z 5 na 5,5.


75. Ciało nie kłamie (Melinek Judy, Mitchell T. J.)

Wspomnienia lekarki medycyny sądowej z okresu pracy w Nowym Jorku. Podzielone są w zależności od przyczyny śmierci, obejmują też identyfikacje zwłok po atakach na WTC. Lubię tego typu książki, choć ta jest wyjątkowo szczegółowa, jeśli chodzi o opisy.


74. Dom z dwiema wieżami (Zaremba Bielawski Maciej (Zaremba Maciej))

Jak to jest, gdy ledwo osiągnąwszy pełnoletniość trzeba z dnia na dzień porzucić cały swój świat, wszystko w co się wierzyło i co się wiedziało o sobie, z powodu usłyszanych od matki trzech słów?
Jak to jest, gdy w siódmej dekadzie życia wciąż trzeba zmagać się z demonami przeszłości, nie tyle własnej, ile własnych przodków, gdy rodzinne sekrety, odkryte i nieodkryte, nie pozwalają spać w nocy ni odpoczywać w dzień?
Jak to jest, gdy człowiek nieoczekiwanie znajduje nie to, co chciał wyśledzić, a Wielka Historia Ludzkości okazuje się wciskać w małą historię rodziny, wpływając na losy jeszcze nienarodzonych dzieci?
Jak to jest, spędzać dni, tygodnie, miesiące, na korespondencji z archiwami w różnych krajach, na podróżach do miejsc historycznie ważnych, do muzeów, na cmentarze, walczyć z zapomnieniem, inercją, niechęcią, ze zwykłym lenistwem i biernością urzędników, bo nie da się uciec od imperatywu nakazującego dogrzebywania się kolejnych szczegółów?
Jak to jest, nie być pewnym miłości matki i ojca, tożsamości brata czy siostry, własnego miejsca w życiu?

Co nas nagli, żebyśmy szukali odpowiedzi na takie pytania? Co czyni nas częścią większej całości – rodziny, klanu, narodu? Częścią ludzkości? Nami samymi, z indywidualną historią i postrzeganiem świata?

Jak bardzo można się ukrywać? Jak dalece można się odsłonić?

Nie miałam zamiaru czytać „Domu z dwoma wieżami”. Przeczytałam dwie książki Bielawskiego: jedna była bardzo dobra – zbiór reportaży, druga też – reportaż historyczny i szczegółowe ujęcie bolesnego problemu eugeniki w historii naszej kultury; losy rodziny autora nie wydawały mi się warte poznawania. Tymczasem wystarczyła pierwsza strona, żeby wzbudzić zainteresowanie, a kolejna, żeby się całkowicie wciągnąć. Życie pisze scenariusze, jakich żaden autor powieści nie byłby w stanie wymyślić.

Chapeau bas dla dociekliwości autora, dla jego samozaparcia w poszukiwaniach prawdy z przeszłości. I dla piękna języka, jakim operuje (książka napisana została po szwedzku, przekład jest autoryzowany). To na pewno jedna z moich książek roku, prawdopodobne również jedna z najważniejszych książek, jakie zdarzyło mi się przeczytać. Wstrząsająca.
………………………………

„Milczy się po to, żeby stać się kimś innym i zapomnieć o swojej samotności.” (283).



73. Pokaż mi swoją bibliotekę (antologia; Rybka Aleksandra, Bralczyk Jerzy, Kirwil Lucyna i inni)

Rozmowy autorki o książkach z ludźmi, których książki pasjonują. Miód dla duszy maniaka książkowego ;)


72. Joyland (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl))

Co King umie na pewno, to tworzyć atmosferę.

Historia, zdawałoby się, banalna: starzejący się mężczyzna wspomina wyjątkowy okres swojego życia - gdy będąc jeszcze studentem zatrudnił się w parku rozrywki pod nazwą "Joyland". Wydarzyło się wtedy wiele w jego życiu.

Jest to właściwie powieść psychologiczna, inicjacyjna w wielu wymiarach. Charakterystyczny dla Kinga element nadnaturalny jest, ale delikatny i nienamolny. Akcja rozwija się niespiesznie, jako że autor lubi cyzelowanie szczegółów.



71. Nie ma czasu: Myśli o tym, co ważne (Le Guin Ursula K. (Le Guin Ursula Kroeber))

Eseje zamieszczane pierwotnie na blogu autorki. O literaturze, o upływie czasu, o życiu i świecie ogólnie. Kilka z nich poświęconych jest kotu Ursuli, Pardowi. Wartościowa, inspirująca lektura.


70. Odwet (Hoffman Jilliane)

Thriller prawniczy. Młoda prawniczka tuż po studiach zostaje napadnięta i brutalnie zgwałcona we własnym domu. Zmienia to całe jej życie. Po kilkunastu latach, w innym miejscu, pod innym nazwiskiem zostaje skonfrontowana z koszmarami własnej przeszłości.

Temat bardzo ważny. Książkę czyta się szybko, ale nie jest szalenie porywająca. I sporo detalicznych, powtarzających się opisów sposobu dokonywania zbrodni - dobry pisarz poradzi sobie z budowaniem napięcia bez mnożenia takich szczegółów.



69. Wanda Chotomska: Nie mam nic do ukrycia (Gawryluk Barbara)

Trochę rozmów z poetką trochę wspomnień jej własnych i cudzych, trochę refleksji autorki książki i mnóstwo ilustracji: zdjęcia, reprodukcje okładek książek i całych stron z niegdysiejszych czasopism dla dzieci i młodzieży. Bardzo sympatyczna książka.


68. Strach mędrca: Część 2 (Rothfuss Patrick)
67. Strach mędrca: Część 1 (Rothfuss Patrick)

Rozczarowanie. Rozczarowanie, rozczarowanie, rozczarowanie. Ponad 1300 stron tekstu, a akcja nie posunęła się znacząco, a siedemnastoletni Kvothe jest wciąż taki sam.

Pierwsza część, obejmująca dalsze losy Kvothe'a na Uniwersytecie, nie wnosi nic nowego, eksplorując wątki z pierwszego tomu, ale z uwagi na sympatię do głównego bohatera da się to czytać bez bólu. Część druga jest zwyczajnie nudna; rozpada się narracyjnie na trzy różne opowieści - przydługa wędrówka w poszukiwaniu bandytów, inicjacja seksualna bohatera z najpiękniejszą kobietą świata (nota bene wróżką) i pobyt wśród ludu Ademów w czymś w rodzaju wschodniej szkoły walki. Nudne to było tak bardzo, że porzuciłam książkę i przeczytałam inną. Wróciłam, żeby móc ocenić całość, bo a nuż końcówka czymś mnie powali? Nie powaliła.

Całość jest koszmarnie przegadana. Nie ma myśli przewodniej, nie ma napięcia, punktu kulminacyjnego, nie ma przesłania. Jest ple-ple-ple, opowiadanie ładnym językiem rozmaitych historyjek, które prowadzą donikąd. Gdzież piękna powściągliwość Ursuli Le Guin, którą pamięta się po latach? Gdzież potoczysta narracja Tolkiena, u którego każdy element ważył i do czegoś zmierzał? Rothfus swoim lekkim piórem pisze opowieść bez końca, tapla się we własnej paplaninie, zatraca w szczególikach, pętlach i pętelkach, a po zakończeniu książki nie pozostaje nic, nad czym można by się zadumać. Wydmuszka. Kolorowa, ładnie narysowana, ale pusta w środku.



66. "Byliśmy, mijamy, przetrwamy" Michał Paweł Urbaniak

Pokłosie genealogicznych zainteresowań autora, który w poszukiwaniach rodzinnych korzeni dotarł aż do antenatów z XVIII wieku. Zbeletryzowane dzieje przodków ujęte są w formę opowiadań; pod każdej opowieści dodana jest jeszcze garść faktów wydłubanych z zachowanych dokumentów.

Opowieści skoncentrowane są na stosunkach międzyludzkich i emocjach im towarzyszących. Prawie nie ma tu wydarzeń historycznych Im starsze dzieje, tym mniej kontekstu historycznego. Bo nie o niego chodziło, a o zachowanie od zapomnienia konkretnych ludzi, z ich obawami, skłonnościami i lękami. I o to, ile z tego dziedziczą potomni.


65. Zerwane zaręczyny (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))

Elinor Carlisle, która niedawno odziedziczyła fortunę po zmarłej ciotce, zostaje oskarżona o zabójstwo młodej dziewczyny, Mary. Motywem jest zazdrość - długoletni narzeczony z jej powodu zerwał zaręczyny z Elinor.

Czego tu nie ma! Emocje buzują, młodzi się zakochują, starzy gderają, pieniądze kręcą każdego, a Hercules Poirot przechodzi sam siebie, odkrywając to, co wydaje się niemożliwe do odkrycia. I Agatha znów wyprowadza czytelnika na manowce, co bardzo lubię.

Książkę - prezent od Biblionetkołaja, czytałam w oryginale.



Maj


64. Kocie mojo czyli Jak być opiekunem szczęśliwego kota (Galaxy Jackson)

Wszechstronny poradnik "obsługi kota". I o tym, jak uczynić go szczęśliwym. Trochę na temat historii gatunku, dużo o codziennych problemach. Bardzo "współczesna" książka - tabelki, rysunki, wykresy, zmiany koloru tła i wielkości czcionki, chyba nie ma tematu, który by autor ominął. Dla kociarzy i dla zainteresowanych.


63. Wąska ścieżka: Dlaczego odszedłem z Kościoła (Obirek Stanisław, Nowak Artur)

Wywiad-rzeka, a właściwie zestaw trzydziestu rozmów z człowiekiem nieprzeciętnie inteligentnym, z dużą wiedzą i o otwartym umyśle. Obirek wspomina swoje dzieciństwo w podkarpackiej wsi, lata szkolne, studia, prawie trzy dekady spędzone w zakonie jezuitów, okoliczności i przyczyny odejścia, a także opowiada o swoim obecnym życiu. Sporo tu refleksji na temat kondycji współczesnego Kościoła, ludzi, którzy wywarli wpływ na rozwój profesora Obirka, jego lektur i fascynacji filozoficznych.

Obcowanie ze Stanisławem Obirkiem i jego przemyśleniami, to i przyjemność, i satysfakcja intelektualna.


62. Lista nieobecności (Urbaniak Michał Paweł)

Wielowątkowa opowieść, w której centrum znajduje się Zuzanna, członkowie jej rodziny, jej związki, zaprzyjaźnieni sąsiedzi. I ich emocje. Emocje - to słowo-klucz do odczytania tej książki.

Postacie są fascynująco realne. Język plastyczny, dialogi świetnie zindywidualizowane. Problemy bohaterów są naszymi własnymi problemami, o których najczęściej nie chcemy rozmawiać. Bo żyjemy w kulturze, w której tabu jest mówienie o tym, co najważniejsze: o sensie istnienia, o wartości i cenie uczuć (bo za wszystko się płaci, przede wszystkim emocjami), o cierpieniu, śmierci, przerażeniu, bólu samotności. W ludystycznej zwyczajowości żyje się według schematów i omija takie tematy, bo są niewygodne, bo mogą zaboleć. Dreptanie utartą ścieżką nie boli.

Obserwacje obyczajowe autora, rozmowy przy stole, podczas pogrzebu, sceny przy cmentarzu, to perełki podpatrywania tego, jak się zachowujemy, jakich kalek używamy, aby tylko nie wyjść poza przyjęte ramy. Bo co ludzie powiedzą? Nieważne, co powie i jak się poczuje najbliższa osoba, z którą spędza się życie; ważne są nieistotne opinie hipotetycznych "ludzi", których nawet nie znamy, których nie obchodzimy, którzy i tak nie zwracają na nas uwagi.

"Lista nieobecności" to znakomity debiut powieściowy autora.
...............................

"Nie można pomóc drugiemu człowiekowi. Nie tak. Można co najwyżej być przy kimś. Jednak każdy musi znieść wszystko sam." (386)



61. I tak wygrasz (Archer Jeffrey (ur. 1940))

W 1968 roku, na skutek zbiegu różnych okoliczności młody Rosjanin Aleksandr zmuszony jest uciec wraz z matką z kraju. Ma do wyboru dwa kierunki: Wielką Brytanię lub Stany Zjednoczone; każda z tych opcji oferuje inne możliwości i Aleksandrowi trudno jest się zdecydować. Od tego momentu akcja toczy się dwutorowo przez kolejne trzydzieści lat. I to jest właśnie pomysł, który, choć rozwijany przez autora ze sporym rozmachem, jednak mnie nie przekonuje. Podobnie było z książką Jej wszystkie życia (Atkinson Kate), choć tamten pomysł całkowicie odrzuciłam. Archera przynajmniej dobrze się czyta.


60. Podróż w krainę dzieciństwa: Spotkanie ze Śląskiem (Bienek Horst)

Horst Bienek, urodzony w Gliwicach w 1930 roku, odbywa podróż sentymentalną do krainy swojego dzieciństwa, po ponad czterdziestu latach od wyjazdu stamtąd tuż po zakończeniu II wojny światowej. Przy okazji powstaje dla niemieckiej telewizji film, będący częścią serii na temat dzieciństwa różnych ludzi kultury.

Jest połowa lat 80. W Polsce panuje późny realny socjalizm, sklepy pustawe, zaniedbane zabytki się sypią, czarny rynek kwitnie. Na tę rzeczywistość nakładają się wspomnienia z czasów minionych, z miejsca, w którym czas nie ma znaczenia, bo w dzieciństwie wszystko dzieje się teraz. W ciągu dwóch tygodni spędzonych przede wszystkim w Gliwicach, pisarz przeżywa na powrót chwile jasne i ciemne, próbuje uporać się z emocjami, jakie budzą wspomnienia.

To najbardziej chyba intymna książka Bienka. Wyraźnie widać, w jak znacznym stopniu autobiograficzna jest tetralogia gliwicka. Pięknie napisana, to jedna z tych książek, w których pozornie niewiele się dzieje, a tak naprawdę dzieje się wszystko - całe życie. Bo wszystko, co najważniejsze, mieści się w głowie i w sercu.


59. Trudne światło (González Tomás)

Prawie osiemdziesięcioletni, tracący wzrok kolumbijski malarz wspomina kluczowe,najtragiczniejsze wydarzenie ze swojego życia. Krótka książeczka, raczej nowelka niż powieść, rozpulchniona do dwustu stron podwójną interlinią i sporymi marginesami, porusza jeden z najważniejszych tematów życia i literatury, niezbyt jednak porusza czytelnika. Oszczędna proza, bez egzaltacji.


58. Jak czytać nowoczesne budynki: Przyspieszony kurs wiedzy o architekturze epoki nowoczesnej (Jones Will)

Kieszonkowy przewodnik po najbardziej charakterystycznych cechach współczesnej architektury, czyli od przełomu wieków XIX i XX, do teraz. Na początku elementarz wiedzy o stylach, a potem podział budynków ze względu na ich funkcję: Mieszkalne,sakralne, związane z pracą, kulturą, edukacją, podróżą i czasem wolnym. bardzo ciekawa pozycja, szkoda jedynie, że zdjęcia i rysunki są malutkie, ale cóż, format kieszonkowy oferuje tyle, ile jest możliwe.


57. Imię wiatru (Rothfuss Patrick)

Pierwsza część sagi fantasy, obejmująca dzieciństwo i młodość Kvothego, legendy swojego świata.

Historia nie jest szczególnie oryginalna; pewnie niełatwo jest dziś wymyślić w fantastyce coś, co już nie zaistniałoby wcześniej. Znaną nutą szczególnie rezonuje wątek szkoły (w której rozgrywa się dwie trzecie książki) z gronem szacownych mistrzów, gdzie główny bohater, chłopak biedny choć ponadprzeciętnie zdolny, robi sobie prawie od pierwszego dnia śmiertelnego wroga z dobrze ustawionego syna bogatych rodziców. Jest tu też ogromna biblioteka, do której nie wolno wchodzić z otwartym światłem świecy, jest labirynt podziemnych korytarzy, obiecujący rozwiązanie tajemnicy, no i bohater, o którym wiemy, że pokona wszystkie spiętrzone przeszkody, bo to on jest narratorem. A poza tym czytelnik znajdzie wszystko, czego od fantasy można oczekiwać: magię, przygodę, fatalizm, miłość i zazdrość, smoka, demony, bohaterstwo, brawurę i niewyjaśnione tajemnice.

Tom jest solidnie opasły (873 strony) i czasami zastanawia, czy autor musiał aż tak szczegółowo opisywać każdy dzień swojego bohatera. Nie ma w tej powieści punktu kulminacyjnego, narracja jest potoczysta, miejscami wręcz rozwlekła, zdarzają się chwile napięcia, ale przez uczynienie głównego bohatera narratorem, autor nie pozwolił czytelnikowi obawiać się o los tegoż. Niemniej czyta się to dobrze i daje nadzieję, że w przyszłości Kvothe zdobędzie więcej samodzielnych rysów.

Chętnie sięgnę po dalsze części tej sagi.



56. Historie podniebne (Małecki Jakub [pisarz])

Zbiór opowiadań, w skład którego wchodzą też dwa krótkie dramaty. Trochę realizmu, trochę fantastyki. Myśl przewodnia to samotność wśród ludzi i niepewność jutra. Małecki jest dobry w opowiadaniach, jednak ja wolę dłuższe formy.


55. Ręka: Ostatnie śledztwo Kurta Wallandera (Mankell Henning)

Nowelka "Ręka" zajmuje jedną trzecią książki. Do tego dodano wspomnienia autora na temat początków serii o Kurcie Wallanderze, krótkie opisy poszczególnych tomów serii i jej głównych bohaterów oraz długachny zestaw wszystkich postaci i miejsc występujących w książkach z serii z Kurtem i jego córką Lindą. Dla miłośników serii lub Mankella - pozycja interesująca i godna uwagi. Dla przeciętnego czytelnika - raczej rozczarowanie. Książka została wydana krótko po śmierci autora, wyraźnie widać wysiłek wydawcy, który chciałby jeszcze zarobić na popularnym autorze.


54. Dom na kurzych łapach (Anderson Sophie)

Literatura dziecięca.

Dwunastoletnia Marinka mieszka z babcią i krukiem Kubą w domu na kurzych łapach. Babcia, zwana Babą, pochodzi z rodu Jagów i jest Strażniczką - zajmuje się przeprowadzaniem umarłych na drugą stronę, a dom przenosi się z miejsca na miejsce, sam decydując, gdzie akurat jest najbardziej potrzebny. Marinka, która od zawsze wiedziała, że musi odziedziczyć profesję po babci, zaczyna się buntować. Chce mieć normalne życie, przyjaciół, kolegów, mieszkać w jednym miejscu, chodzić do szkoły i obracać się wśród żywych. babcia usiłuje ją przekonać, tłumaczy, co jest konieczne, ostrzega przed niebezpieczeństwami. Ale życie niesie tyle pokus, gdy ma się dwanaście lat!

Opowieść o dojrzewaniu, o poszukiwaniu własnej tożsamości i drogi życiowej i cenie, jaką można za to zapłacić. Realia są bajkowe, problemy jak najbardziej rzeczywiste. W książce można znaleźć ślady mitów i legend słowiańskich. Lektura nie tylko dla dzieci.



53. Crazy Nauka: Fakt, nie mit: Obalamy naukowe mity (Stanisławska Aleksandra (Stanisławska Ola), Stanisławski Piotr)

Rewelacyjna książka odkłamujaca różne teorie spiskowe, lepsza niż Światy równoległe: Czego uczą nas płaskoziemcy, homeopaci i różdżkarze (Lamża Łukasz). Bardzo przejrzyście zbudowana: najpierw podany jest pseudonaukowy mit, potem to, co na dany temat mówi nauka, potem następują wyjaśnienia, a na końcu odpowiedzi na FAQ. Wszystko prostym lecz barwnym językiem, z mnóstwem przykładów, ilustrowane zabawnymi komiksikami. Idealny przykład świetnej popularyzacji nauki. Co do odbiorców książki, zatwardziałym zwolennikom teorii konspiracyjnych pewnie i tak ona nie pomoże, ale osobom wystraszonym, niepewnym, szukającym wyjaśnień, jak najbardziej. Także tym, którzy chcieliby mieć rzetelne i zrozumiałe argumenty w rozmowach ze znajomymi, No i zwyczajnie ciekawym świata.


52. Rewolucyjny geniusz roślin: Jak i dlaczego rośliny zmienią naszą przyszłość (Mancuso Stefano)

Przepięknie wydany zbiór esejów na temat roślin, ich właściwości, a przede wszystkim umiejętności, bo niewątpliwie rośliny takowe posiadają. Autor, profesor biologii z Florencji, zafascynowany jest swoją dziedziną i potrafi z pasją dzielić się swoimi fascynacjami.


51. Słup ognia (Follett Ken)

Trzecia część sagi o Kingsbridge, obejmuje lata 1558-1620, okres wojen religijnych w Europie. Oczywiście, wątkiem wiodącym jest życie fikcyjnego protagonisty, Neda Willarda, jednak, jak to u Folleta, książę zaludnia mnóstwo postaci historycznych. Lubiących autora nie trzeba przekonywać - szeroka panorama dziejów, żywa narracja, pokazanie, że fakty bywają dziwniejsze niż fikcja.


Kwiecień

50. Wakacje pana Łaskawego (Vickers Salley)

Zdecydowany przerost treści (oraz ambicji autorki) nad formą. Pani Vickers spróbowała napisać wielki, metafizyczny traktat o wszystkim co najważniejsze, ubierając go w formę opowieści o wakacjach na wsi, gdzieś na Półwyspie Kornwalijskim, starzejącego się, nieco zapomnianego pisarza, autora jednego niegdysiejszego bestselleru.

Książkę czytałam ze zniecierpliwieniem. Pana Łaskawego nietrudno rozszyfrować, gdy zaczyna zastanawiać się nad cechami charakteru swojego syna, który to charakter doprowadził go do bliżej nieokreślonej tragedii.

Sam pomysł jest ciekawy, choć nie nowatorski, warsztat jednak, przystosowany do wykuwania mieczy, zbyt toporny jest i nie ma odpowiednich narzędzi, by oszlifować diament. Książka nuży. Chociaż przyjemność z lektury mogą pewnie mieć wielbiciele powolnej, staroświeckiej angielskiej prozy (biorąc pod uwagę galerię postaci), a także czytelnicy lubiący wyszukiwać w powieściach nawiązania i aluzje literackie. Poszukujący dobrze ukrytego drugiego dna mogą poczuć się zawiedzeni. A owego dna oraz różnych grubych nici wplecionych w wątek i osnowę nie sposób nie zauważyć, pod koniec powieści zresztą, autorka wykłada kawę na ławę. Może w obawie, że czytelnik mógłby się nie zorientować? Skala zamierzenia ogromna, niestety w efekcie urodzona została mysz, bynajmniej nie przez górę.



49. Micro (Crichton Michael (pseud. Lange John lub Hudson Jeffrey), Preston Richard)

Pseudonaukowy pseudothriller. Grupa doktorantów z Cambridge zostaje zaproszona na Hawaje, żeby zapoznać się z najnowocześniejszą technologią miniaturyzacji wszystkiego. Traktują wyjazd jako przygodę i być może również okazję do zdobycia ciekawej, dobrze płatnej pracy.

A potem już mamy połączenie "Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki" z "Dawno temu w trawie", tyle że potraktowane bardzo serio. Poziom abstrakcji i bzdetów jest odwrotnie proporcjonalny do napięcia u czytelnika. Najciekawsze w książce są opisy hawajskiej przyrody, szczególnie owadów.

Dla mnie porażka zupełna, nie polecam.



48. Hrabia Monte Christo (Dumas Aleksander (ojciec; Dumas Alexandre))

Książka z półki wstydu, z serii "Kiedyś to przeczytam, ale się nie pali, bo wiem, o czym to jest".

Zdecydowanie warto czytać klasyków, nawet jeśli ktoś oglądał ekranizacje, nawet jeśli wydaje mu się że wie"o czym to jest". A w gruncie rzeczy, tym bardziej.



47. Factfulness: Dlaczego świat jest lepszy, niż myślimy czyli Jak stereotypy zastąpić realną wiedzą (Rosling Hans, Rosling Ola, Rosling Rönnlund Anna)

Rewelacyjnie napisana książka, poświęcona zwalczaniu ignorancji i szerzeniu opinii o świecie opartych na faktach, a nie stereotypach. Autor szczegółowo analizuje dziesięć stereotypów, które stosujemy zupełnie automatycznie, a które zafałszowują obraz świata. Przy okazji to piękny pean na rzecz ciągłej edukacji i stałego dokształcania się. Tekst uzupełniają liczne wykresy, tabele, zdjęcia; czyta się go doskonale.



46. W ogrodzie bestii (Larson Erik)

W roku 1933 William E. Dodd został mianowany ambasadorem amerykańskim w Berlinie. Książka skupia się na pierwszych dwóch latach pełnienia przez Dodda urzędu. Dodd jest historykiem i nauczycielem akademickim, nie profesjonalnym dyplomatą.
Bardzo lubi Niemcy, świetnie zna język - czterdzieści lat wcześniej studiował na uniwersytecie w Lipsku. Jest entuzjastycznie nastawiony do swojej nowej pracy. Zabiera ze sobą żonę i dwoje dorosłych dzieci; jego córka, Marta, zafascynowana jest nowym krajem, jego kulturą, poznawanymi ludźmi.

Rok 1933 to czas, gdy świat sądzi, że rządy Hitlera za chwilę przeminą. Zresztą mało kto daje pełną wiarę doniesieniom płynącym z Niemiec; to niemożliwe, żeby w XX wieku rząd cywilizowanego kraju w dotkliwy sposób dyskryminował część własnych obywateli, jedynie z uwagi na narodowość lub religię.

Larson nie zawodzi. W perfekcyjny sposób pokazuje, jak sympatia, życzliwość, fascynacja wręcz Niemcami powoli zmienia się u ojca i córki w zdumienie, przerażenie, w końcu w odrazę. Nawet mieszkając w samym sercu Berlina, stykając się z przywódcami nazistów, obserwując rozwój sytuacji, Dodd nie potrafi bez bólu zaakceptować tego, że to już nie są Niemcy z czasów jego studiów. A jego mocodawcy w Stanach Zjednoczonych nie przyjmują do wiadomości ostrzeżeń ambasadora. Czy łatwiej było wierzyć w zapewnienia Hitlera o jego umiłowaniu pokoju?

Lektura jest pasjonująca i przygnębiająca jednocześnie. Trudno jest się oderwać, mimo, że wiemy, jak to się skończy.



45. Śmiertelne napięcie (Kava Alex)

Thriller z eksperymentami z bronią biologiczną w tle.

Grupa nastolatków z Nebraski (gdzie akurat przypadkiem przebywa Maggie O'Dell) organizuje eksperymenty z narkotykami, co kończy się niespodziewaną katastrofą. W tym samym czasie na wschodnim wybrzeżu (tam z kolei jest Ben Pratt) dochodzi do masowych zatruć w szkołach.

Niezła rozrywka, choć Kava musi wymyślać coraz bardziej skomplikowane scenariusze, żeby się nie powtarzać. Wielki plus dla autorki za postać owczarka niemieckiego Jake'a w tym tomie :)



Marzec


44. Jak nie umrzeć: Opowieści patologa sądowego (Garavaglia Jan)

Opowieści amerykańskiej patologa sądowej o przyczynach niepotrzebnej i do uniknięcia śmierci, relacjonowane, nomen omen z autopsji ;) Podzielone są tematycznie (np. zgony z powodu własnych zaniedbań wizytowania lekarza, pomyłek lekarskich, nadużywania substancji psychoaktywnych, brawury i lekkomyślności i wielu innych. Przeplatane są radami, wskazówkami, zasadami. Opowieści bardzo ciekawe. Rady różnie: niektóre przydatne, zaskakujące, niektóre oczywiste i łopatologiczne, niektóre specyficzne dla amerykańskiego systemu służby zdrowia. Książka zyskałaby, gdyby była bardziej opowieścią, a mniej poradnikiem; bywa że porady są nużące i na poziomie czternastolatka. Mam wrażenie, że to specyficznie amerykańska cecha.


43. Kłębuszek snu: (Kototeka 2000) (Groński Ryszard Marek)

Perełeczka wydawnicza. Zbiór wierszy i anegdot o kotach, ilustrowany pięknymi zdjęciami tychże. Wzruszające i zabawne.


42. Tragedia Lusitanii (Larson Erik)

Erik Larson będzie z pewnością jednym z moich odkryć tego roku, jeśli nie odkryciem największym. Pisząc o tragedii Lusitanii przekopał się przez masę materiałów, dotyczących nie tylko samego parowca, jego historii, pracujących na nim ludzi, ale też sytuacji politycznej na świecie w czasie I wojny światowej, życia tak społecznego, jak i osobistego najważniejszych polityków, historii niemieckich U-bootów, oraz mnóstwa szczegółów, pozwalających w najdrobniejszych detalach odtworzyć życie codzienne w opisywanej epoce. Wszystko tu jest udokumentowane; są fragmenty dziennika pokładowego kapitana U-20 Waltera Schwiegera, listy miłosne prezydenta Wilsona i jego ówczesnej ukochanej, a późniejszej drugiej żony, wiadomości dotyczące mody w sezonie wiosenno-letnim 1915 roku, depesze przesyłane przez obydwie strony światowego konfliktu, przechwytywane i rozszyfrowywane przez specjalną, supertajną jednostkę wywiadu brytyjskiego, zeznania ocalałych ofiar katastrofy, multum drobiazgów, które ożywiają i ubarwiają narrację. Larson podaje źródło każdego cytatu i podanego faktu. Dokumentuje wydarzenia, spekulacje, sugestie w obszernych a fascynujących przypisach (46 stron) i bibliografii, zawierającej książki, artykuły pasowe, manuskrypty, pamiętniki i dane z archiwów brytyjskich i amerykańskich.

Wydawać by się mogło, że tak obudowana przypisami i naszpikowana materiałem faktograficznym monografia jednego wydarzenia będzie nudna. Nic mylniejszego! Książkę czyta się z zapartym tchem, choć od opisywanych wydarzeń minęło ponad sto lat, choć jest to literatura faktu, a nie oparta na faktach powieść (jak mylnie reklamuje ją wydawca), od lektury nie można się wprost oderwać.

Dla fanów historii znajdzie się tu, jak sądzę, sporo smaczków. Ja osobiście jeszcze bardziej znielubiłam Churchilla, który był politykiem niesamowicie skutecznym. Żeby być skutecznym w polityce, trzeba umieć być bezwzględnym. Wiedziałam, że Churchill takim był, ale z zatopieniem Lusitanii nie kojarzył mi się w ogóle.


41. Kolekcjoner (Kava Alex)

Agentka FBI, Maggie O'Dell, jedzie na Florydę, a tam: nadciągający huragan o wielkiej sile, handlarz organami ludzkimi i nierozpoznany wirus, zabijający żołnierzy wracających z misji bojowej. Całkiem dobry, trzymający w napięciu thriller.


40. Sprawa Colliniego (Schirach Ferdinand von)

Starszy, szanowany niemiecki biznesmen zostaje zamordowany przez włoskiego emeryta. Sprawca sam oddaje się w ręce policji, odmawia jednak jakichkolwiek wyjaśnień. Czyn pozostaje pozornie bez motywu, dopóki młody, ideowy adwokat nie dogrzebuje się wojennej przeszłości ofiary...

Książka potępia łagodny sposób traktowania byłych zbrodniarzy nazistowskich przez niemieckie prawo karne po roku 1968. Autor jest prawnikiem i pisarzem.


39. Dzieło przypadku (Archer Jeffrey (ur. 1940))

Opowiadania. Właściwie klasyka opowiadań. Dla mnie może za bardzo przewidywalne pointy, jednak czytało się dobrze i lekko.


38. Intruz (Stelar Marek (właśc. Biernawski Maciej))

Pierwsza część cyklu sensacyjnego o polskich służbach specjalnych.

Adrian, skromny urzędnik, traci całkowicie kontakt z bratem bliźniakiem (ale niepodobnym fizycznie, to ważne) po ukończeniu szkoły. Po kilkunastu latach brat nieoczekiwanie przekazuje mu dziwną wiadomość. Okazuje się, że pracował w służbach specjalnych. Potem akcja rozwija się błyskawicznie i tylko szkoda, że trzeba będzie czekać na drugą część cyklu.


37. Cyfrowa demencja: W jaki sposób pozbawiamy rozumu siebie i swoje dzieci (Spitzer Manfred)

Ciekawe i mocno udokumentowane studium wpływu mediów cyfrowych na mózg.

Autor, psychiatra i neurobiolog, skupia się przede wszystkim na wpływie cyfrowych mediów na mózg dziecka, choć im bliżej końca książki, tym więcej miejsca poświęca również dorosłym. Pasja, z jaką Spitzer opowiada bardzo pomaga w lekturze, jednak momentami zmienia się ona w zacietrzewienie, a nawet rodzaj obsesji. Autor jest zdecydowanym przeciwnikiem wszelkiej cyfryzacji, co w roku 2012, gdy książka się ukazała, już troszkę trąciło odlotem i nieprzystawaniem do rzeczywistości; dziś trąci bardziej. Czym innym jest bowiem narażanie niemowlaka czy małego dziecka na ciągłą ekspozycję na spikselizowany obraz telewizyjny, bądź gry typu "strzelanki", a czym innym wykorzystywanie komputera do pracy z tekstem, obrazem, dźwiękiem, czy po prostu do pomocy w bieżącym sprawdzaniu potrzebnych informacji. Spitzer czasami sprawia wrażenie, że "komputer", to dla niego tylko gry, w dodatku brutalne i odmóżdżające. Z jednej strony pokazuje, że ważny jest poziom, z jakiego startujemy (im wcześniejsza ekspozycja na media cyfrowe, tym szybsza degradacja umysłowa w późniejszym wieku), z drugiej, niechętnie odnosi się do aktywacji komputerowej seniorów.

To, co jest solidną zaletą tej książki - jej szczegółowość - staje się zarazem jej główną wadą: ogromna ilość przytaczanych, szczegółowo opisywanych badań i cytowanych wyników. Po dłuższym czasie to nuży. Nadto, po każdym rozdziale autor zamieszcza "podsumowanie", które bywa męcząco łopatologiczne. Mimo tych wad, książka zawiera sporo ciekawych obserwacji i wniosków - warto przeczytać.


36. Dar języków (Deaver Jeffery)

Thriller. Psychopatyczny, nawiedzony kaznodzieja uważa, że ma bezpośredni kontakt z Bogiem. A Bóg każe mu robić doprawdy odstręczające rzeczy...

Akcja gna na łeb, na szyję, ofiary się mnożą.Jak na Deavera, to bardzo przeciętna pozycja.


35. Wichry Smoczogór (Szostak Wit (właśc. Kot Dobrosław))

Ontologia po Szostakowemu, czyli wreszcie przeczytałam zaległą książkę. Doceniam pomysł i kunszt autora, ale po resztę cyklu nie sięgnę. To, co zwolenników najbardziej urzeka - styl i język opowieści Szostaka - mnie drażni. Chyba nie jestem "targetem".


34. Moja droga Aleksandro (Siesicka Krystyna)

Młodzieżówka z wątkiem wojennym.

Szkoda, że obecne pokolenie nie czytuje Siesickiej, to były i są mądre książki.


33. Limes inferior (Zajdel Janusz A. (Zajdel Janusz Andrzej))

Klasyka polskiego s-f. Niewiele się zestarzała po latach, jeśli chodzi o idee, a gadżety technologiczne to tylko sztafaż. Historia alternatywna o totalitarnie rządzonym państwie (lub państwach), pozwala na różnorodne interpretacje. Tak samo istnienie "zerowców", czyli osób o najwyższej inteligencji konstytuujących klasę rządzącą i dysponujących wiedzą o tym, jak jest naprawdę, może być pożywką dla wielu współcześnie aktualnych skojarzeń. Natomiast zakończenie rozczarowuje. Napięcie opada gwałtownie i - pozostaje pustka, niczym nie da się go zastąpić. Ani to happy end, ani rozwiązanie jakiegokolwiek problemu. Zepsute zakończenie całkiem popsuło mi przyjemność czytania dobrej książki.


32. Mój przyjaciel kot: Prawdziwa historia futrzaka, samotnego faceta i ich niezwykłej podróży (Collins Britt)

Historia bezdomnego amerykańskiego alkoholika z zachodniego wybrzeża (i jego kolegów), który przygarnia znalezioną na ulicy kotkę.

Bardzo piękne przesłanie i wzruszające opisy miłości i troski między ludźmi i zwierzętami. Literacko nie jest to wybitna proza,ale ma sporo tak zwanych wartości poznawczych.

Uwaga! Nie należy czytać wstępu, który praktycznie streszcza całą historię!


31. Serce dla sprawy (Tey Josephine (właśc. MacKintosh Elizabeth))

Trochę staroświecki kryminał sprzed siedemdziesięciu lat, który właściwie nie jest kryminałem, tylko powieścią obyczajową z inspektorem Scotland Yardu w jednej z głównych ról. Nie ma tu żadnych krwawych scen ani epatowania przemocą, ulga, w porównaniu z obecnymi tendencjami w książkach tego typu.

Fabularnie: znany amerykański fotograf o wyjątkowej urodzie przebywa u znajomych w środkowej Anglii. Po dwóch tygodniach znika bez śladu. Dużo tu szczegółów życia na angielskiej prowincji w latach 50. ubiegłego wieku.


Luty


30. Co mówią zwłoki: Opowieści antropologa sądowego (Black Sue)

Polski tytuł wprowadza w błąd, czytelnik bowiem spodziewać się może czegoś w rodzaju "Trupiej farmy" Bassa Trupia Farma: Sekrety legendarnego laboratorium sądowego, gdzie zmarli opowiadają swoje historie (Bass Bill, Jefferson Jon) . Lepiej oddaje treść tytuł angielski: "All that Remains" (Wszystko, co pozostaje), bowiem książka Sue Black, to raczej zbiór wspomnień nie tylko anatoma i antropologa sądowego, ale indywidualnego człowieka - córki, żony, matki; wspomnień nie tylko z życia zawodowego, ale i prywatnego. Autorka opowiada jak umierali jej rodzice i wujek, wspomina pierwszą sekcję, przeprowadzaną jeszcze na studiach, omawia rytuały pogrzebowe w różnych kulturach i pochyla się nad pobudkami, jakimi kierują się ludzie zapisując swoje ciała instytutom badawczym. Owszem, są też wspomnienia dotyczące konkretnego przypadku niewyjaśnionej zbrodni, ale to tylko ułamek treści. Sue Black pracowała również przy identyfikacji ciał po bratobójczych walkach w Kosowie oraz po tsunami w Tajlandii w roku 2004, stąd sporo refleksji dotyczących postępowania w przypadku katastrof. W ogóle wiele tu refleksji, a niewiele sensacji (chyba, że naukowych).

Może też dzięki temu bardzo dobrze się to czyta.


29. Na południe od Brazos (McMurtry Larry)

W konwencji "pędzimy bydło przez prerię"napisał McMurtry opowieść uniwersalną. Jest to wielowątkowy, pięknym językiem opowiedziany kawał historii zdobywania pogranicza w latach 70. XIX wieku. Znajdziemy tu wszystkie toposy westernu - Indian, kowbojów, samotnych osadników borykających się z dziką naturą, saloony z pianinem i dziwkami, strzelaniny, pościgi i ucieczki, niebezpiecznych bandytów, koniokradów i szlachetnych szeryfów, łowców bizonów, romantyczną miłość, dążenie do sukcesu, prawo i bezprawie. Klasyka. A jednocześnie nic nie jest tak proste, jak w klasycznym westernie - postacie i sytuacje nie są bowiem jednowymiarowe i sztampowe, a to, co najważniejsze - poszukiwanie sensu i własnej drogi w życiu - można przedstawić w każdej scenerii. Nie wiem, czy to bardziej powieść drogi, czy psychologiczna, na pewno literatura na najwyższym poziomie.


28. Nikt nie idzie (Małecki Jakub [pisarz])

Mam wrażenie, że Malecki łagodnieje z każdą kolejną powieścią. Po wstrząsających "Śladach", tragiczne smutnym "Dygocie" i uniwersalnej "Rdzy", "Nikt nie idzie", choć tak samo dobrze napisane, jest łagodne jak letni wietrzyk i nie porusza we mnie niczego. Nie boli. A przecież mamy tu i niepełnosprawność, i nieszczęśliwą miłość, i obsesyjne, niszczące dążenie do perfekcji. Wszystko jednak ledwo muśnięte po wierzchu. Zmarnowany potencjał.

Książka na jeden wieczór.


27. Zemsta "Wilka" (Kłodzińska Anna (pseud. Załęski Stanisław lub Mierzański Stanisław))

Kryminał z czasów końca PRL. Całkiem udany, wprowadzający motyw opętanego zazdrością człowieka, który staje się seryjnym mordercą.

Dodatkowe smaczki takie jak ceny w tysiącach i milionach, braki wszystkiego, benzyna na kartki i błyskawiczne przetasowania w społeczeństwie w dobie nieoczekiwanych przemian społecznych, politycznych i gospodarczych.


26. Czarni (Reszka Paweł (ur. 1969))

Reportaż napisany w formie wypowiedzi przedstawicieli Kościoła katolickiego, bez komentarzy odautorskich. Czasami autor cytuje jedynie swoje pytanie. Rozmawia z księżmi w różnym wieku i na różnych etapach kariery, z zakonnikami, z byłymi księżmi, którzy zrzucili sutannę, z mieszkańcami dużych miast i małych miejscowości. Tematem jest życie w dzisiejszej Polsce osób decydujących się zostać księżmi, postrzeganie księdza w społeczeństwie i, co może najważniejsze, samoocena. Powstały obraz jest smutny i przygnębiający.


25. Zgodnie z planem (Child Lee (właśc. Grant Jim))

Jack Reacher w tym tomie przechodzi sam siebie - samodzielnie rozwala (właściwie użyte słowo) dwie bandy rządzące sporym miastem: albańską i ukraińską. Poza tym bez zmian, jest tak sprawny, jak zawsze, z tym samym bezwzględnym poczuciem sprawiedliwości i niezależnie od schematu kolejną część jego przygód tez natychmiast przeczytam.


24. Koniec rozdziału (Galsworthy John)

Świetna proza i bardzo mile zaskoczenie otwartą, humanistyczną postawą autora. Jest bardzo współczesny w kreśleniu postaci i ich podejściu do problemów; rzuca się, oczywiście, w oczy zmiana obyczajowości, jednak najbardziej w formach. Sporo treści natomiast wciąż jest aktualnych - tęsknota za miłością, wiernością, sprawiedliwością, podziw dla piękna. Jest Galswothy apologetą wartości, ale wyśmiewa pozory.

W warstwie fabularnej niewiele tu Forsyte'ów - przewija się tylko Fleur i w trzecim tomie "młody" Roger. Głównymi bohaterami są członkowie rodziny Michała Monta, a najważniejszą protagonistką jedna z bratanic jego matki, Dinny. Realia Wielkiego kryzysu pozwalają autorowi odnieść się do sytuacji gospodarczej i politycznej, ale nie jest to tak nużące jak w "Nowoczesnej komedii" (Nowoczesna komedia (Galsworthy John)).

Galsworthy ma subtelne poczucie humoru, czytelnik nie rży, ale nierzadko uśmiecha się ze zrozumieniem. Jest świetnym obserwatorem ludzkich charakterów, nie nuży opisami, choć ich nie unika, pozwalają "zobaczyć" szczegóły, które okazują się później istotne. Nie traci proporcji, nie moralizuje, nie spłyca, a wciąż pozostaje interesujący dla czytelnika.

Szkoda, że nikt już dziś tak nie pisze! Czytanie klasyków jest odświeżające dla mózgu i wyobraźni.


23. Kochaj wystarczająco dobrze (antologia; Jucewicz Agnieszka, Sroczyński Grzegorz, Barbaro Bogdan de i inni)

Książka jest antologią rozmów z popularnymi psychoterapeutami na tematy związane z życiem w związkach uczuciowych. Ma ona wszystkie wady tego tylu publikacji - powodującą znużenie powtarzalność i poczucie przelewania z pustego w próżne. Każda z tych rozmów publikowana oddzielnie zachowuje z pewnością świeżość spojrzenia; piętnaście rozmów jedna po drugiej - nuży.


22. Zdążyć przed Panem Bogiem (Krall Hanna)

Dlaczego ja tego dotychczas nie przeczytałam? Bałam się tej książki. Słyszałam, że jest tylko o śmierci i umieraniu. A tymczasem to nieprawda - jest o życiu: o pragnieniu życia i przeżycia, o przemożnej woli życia w człowieku i o potrzebie ratowania życia cudzego. I o tym, jak trudno czasami jest żyć, i że przeżyć czyjąś śmierć może być trudniej,niż umrzeć samemu.

A napisane jest to doskonale.



21. Światy równoległe: Czego uczą nas płaskoziemcy, homeopaci i różdżkarze (Lamża Łukasz)

Błyskotliwie i wartko rozprawia się Lamża z popularnymi teoriami pseudonauki. Chociaż kilku z często spotykanych koncepcji brakuje mi tutaj, choćby tekstu o badaniu "żywej kropli krwi", czy też o urojonej boreliozie, książka i tak jest godna polecenia. Znalazłam w niej też mity, o których nigdy nie słyszałam - o powiększanie piersi metodą hipnozy czy też audiofilii ekstremalnej. Tym bardziej ciekawie było ją przeczytać.

Inną kwestią jest adresat tej książki. To chyba takie przekonywanie przekonanych. Jak bowiem mówi sam autor: "w ciągu minuty można spokojnie wypowiedzieć dziesięć nieprawdziwych zdań, które będą intuicyjnie zrozumiałe dla publiczności, podczas gdy rozpracowanie ich zajęłoby wiele godzin i wymagałoby sięgnięcia do specjalistycznej wiedzy z zakresu fizyki, chemii, farmakologii, fizjologii człowieka i biotechnologii.". Komu by się chciało? Nie wydaje mi się, by jakiś, dajmy na to zwolennik homeopatii, sięgnął po książkę Lamży, aby zweryfikować swoją wiedzę na dany temat.

Książka jest napisana przystępnym językiem i może stanowić dobry wstęp dla zainteresowanych pseudonauką, zawiera bowiem obszerną bibliografię i mnóstwo przypisów. Moim jedynym zarzutem jest to, że jest po prostu za krótka!


20. Gdyby to nie był Everest (Cichy Leszek, Trybalski Piotr)

Historia pierwszej polskiej wyprawy zimowej na Mt Everest, przeprowadzonej na przełomie lat 1979/80, opowiedziana - szczegółowo, barwnie i ciekawie - przez jej uczestnika. Wzbogacona na początku o krótki zarys zdobywania góry gór, a na końcu o refleksje dotyczące teraźniejszości i przyszłości wypraw w góry najwyższe, z uwzględnieniem lawinowo wzrastającej liczby wypraw komercyjnych. Poza tym multum zdjęć, dokumentów sprzed 40 lat, zapisy nagrań prowadzonych przez członków wyprawy, kalendarium, mapy - świetnie dopracowana pozycja.

Trochę się obawiałam, że znów będę czytać o tym samym. Leszek Cichy okazał się jednak urodzonym gawędziarzem, połknęłam książkę błyskawicznie.


19. Ostatnie chwile: Bardzo ludzkie historie (Mannix Kathryn)

Opowieści o końcu życia pacjentów hospicjum, w którym pracuje autorka - lekarz medycyny paliatywnej. Książka o konieczności otwartego rozmawiania na temat śmierci, bez eufemizmów, pełna humanistycznej refleksji, stonowana, nie epatująca sensacją. Napisana z taktem, szacunkiem i sympatią do pacjentów. Bardzo potrzebna. Próbująca oswoić to, co czeka każdego z nas.

Nota bene, hospicjum, brytyjskie różni się sporo od polskiego. Można tam spędzać czas ze swoim zwierzęciem, można słuchać głośnej muzyki, piec ciasteczka z opiekunem... Nie wiem, czy łatwiej wtedy umierać. Sądzę, że tak. Z pewnością łatwiej żyć, bo hospicjum to też życie.


18. Zapisane w wodzie (Hawkins Paula)

Ponoć thriller. Nie wiem, dlaczego autorka zdecydowała się na thriller; opowiedziana historia to dobry materiał na powieść psychologiczną bądź obyczajową.

Małe miasteczko gdzieś w prowincjonalnej Anglii. Wszyscy wszystkich znają, trudno cokolwiek ukryć przed sąsiadami. Atrakcją turystyczną, a jednocześnie obciążeniem psychicznym dla mieszkańców jest rzeka - piękna, wijąca się przez miasteczko, zapewniająca rozrywkę dzieciom i młodzieży, ale i przerażająca przez swą przeszłość: ponoć pławiono w niej czarownice w czasach polowań na nie. Jedna z mieszkanek chce o tym napisać książkę, co jednak sporej liczbie sąsiadów zupełnie się nie podoba. Szczególnie, że i współcześnie zdarza się, że rzeka staje się miejscem nagłej śmierci jakiejś miejscowej kobiety. Zawsze kobiety.

Autorka powoli odsłania kulisy dawnych tragedii rodzinnych, zatargów, tragicznych konsekwencji braku porozumienia. Dobrze pokazana jest niewielka społeczność i rządzące nią niepisane prawa lojalności wobec "swoich". Aż szkoda takiego tematu i wyrazistych postaci na stosunkowo miałką formułę dreszczowca.


17. Morderstwo w zaułku (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))

Cztery opowiadania z Herculesem P.

Przypomniałam sobie, dlaczego nie lubię opowiadań: za szybko wszystko się dzieje i jakieś takie zbyt płytkie jest. Poza ostatnim, bardzo dobrym, reszta raczej nudne.


Styczeń

16. Zakończeniem jest śmierć (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))

Historia osadzona w realiach starożytnego Egiptu, co jednak jest tylko sztafażem. Mogłaby zdarzyć się wszędzie.

Bogata rodzina: starzejący się wdowiec, tyranizujący swoich dwóch dorosłych synów i faworyzujący trzeciego, nastolatka. Najmłodsza z rodzeństwa, świeżo owdowiała córka, której wydaje się, że wróciła do realiów dzieciństwa. Babcia, mądra, przenikliwa, analityczna. Do kompletu - rodziny owych dorosłych synów, współpracownicy, przyjaciele domu, służba. Wystarczy zmienić jeden element tego względnie stabilnego świata, aby uwolnić demony negatywnych emocji, które jakby cały czas na taki właśnie bodziec czekały.

To dla mnie chyba najlepsza po "Murzynkach" powieść Agathy, choć odgadłam zabójcę co mi się u tej autorki zdarza bardzo rzadko. Ale zaprezentowany zbiór dobrze osadzonych w psychologicznej rzeczywistości postaci, wart jest poznania.



15. Małe ogniska (Ng Celeste)

Amerykańskie prowincjonalne miasteczko (czyż prowincjonalne miasteczka nie są wszędzie podobne do siebie?). Wszyscy wszystkich znają, każdy ceni sobie uporządkowane, poukładane życie. Odmienność nie jest w cenie. Kwesta na rzecz lokalnej organizacji charytatywnej to już wielkie wydarzenie. Nuda oznaczająca bezpieczeństwo.

W takim miasteczku wynajmuje mieszkanie samotna fotografka z nastoletnią córką. Dotychczas prowadziły życie nomadów, wydaje się jednak, że znalazły miejsce, gdzie mogą osiąść na stałe. Powoli wchodzimy wraz z nimi w lokalne układy, małe i większe problemy.

W tej książce jest wszystko, co powinno być w dobrej opowieści psychologiczno-obyczajowej: problemy rodzinne, sąsiedzkie sympatie i animozje, środowisko dojrzewających nastolatków, które nie bardzo mają się przeciwko czemu buntować, a przede wszystkim fałsz buzujący pod gładką przykrywką rytualnych uśmiechów i konwencjonalnych uścisków. Spod tej przykrywki wyłania się życiowa bezradność, uleganie stereotypom, nietolerancja, wścibstwo, zawiść, karierowiczostwo, samotność w tłumie, rasizm, a przede wszystkim zwykła ludzka podłość, każąca bezinteresownie robić na złość drugiemu.

Czyta się błyskawicznie.


14. Czytanie z kości (Szamałek Jakub)

To moje pierwsze spotkanie z antycznym kryminałem Szamałka i z greckim "detektywem" Leocharesem, całkiem nie po kolei, ale bardzo satysfakcjonujące. Leochares mieszka w Tarencie, klepie przysłowiową biedę i nic mu się nie układa ani zawodowo, ani prywatnie. Przyjmuje więc zlecenie etruskiego księcia i wyrusza z nim w drogę do Veii, gdzie spróbuje odkryć kto stoi za zamordowaniem jego ojca, króla .

A w 2015 roku pewna Polska kończy w Londynie doktorat z archeologii śródziemnomorskiej, głównie zajmuje się obrządkami pogrzebowymi starożytnych Greków. No i gdzieś to się musi zazębić...


13. Władcy jedzenia: Jak przemysł spożywczy niszczy planetę (Liberti Stefano)

Autor, włoski reporter, wybrał cztery przykłady dla udowodnienia bezsensu współczesnej "produkcji żywności": przemysłową hodowlę świń w Stanach Zjednoczonych, uprawę soi w Mato Grosso w Brazylii, przeławianie tuńczyka w oceanach świata i produkcję włoskiego koncentratu pomidorowego. Wszystkie te działania łączy jedno: nastawienie na zysk firm-molochów, kosztem lokalnych producentów, niszczenia planety, cierpienia zwierząt. "Ale wielkimi przegranymi jesteśmy także i my, konsumenci, zmuszeni żywić się coraz bardziej wystandaryzowanym jedzeniem, produkowanym przemysłowo najmniejszym możliwym kosztem. "

To wiele uświadamiająca, ale i bardzo smutna książka.


12. Dobre dziecko (Ligocka Roma)

Opowieść o życiu żydowskiej dziewczynki pół-sieroty w powojennym Krakowie: szkoła, rodzina (bardzo zdziesiątkowana), przyjaciele (a raczej ich brak). Równie poruszająca, jak Dziewczynka w czerwonym płaszczyku (Ligocka Roma), w większości utrzymująca narrację z pozycji dziecka.


7. Pośród cieni (Díaz Canales Juan, Guarnido Juanjo)
8. W śnieżnej bieli (Díaz Canales Juan, Guarnido Juanjo)
9. Czerwona dusza (Díaz Canales Juan, Guarnido Juanjo)
10. Piekło, spokój (Díaz Canales Juan, Guarnido Juanjo)
11. Amarillo (Díaz Canales Juan, Guarnido Juanjo)

Seria komiksów kryminalnych w stylu noir, z detektywem Johnem Blacksadem w roli głównej. Wszystkie postacie to antropomorfizowane zwierzęta. Blacksad jest czarnym kotem, typowym samotnym detektywem, twardzielem z zasadami. Akcja rozgrywa się w Ameryce lat 50. XX wieku. Kapitalne rysunki, dopracowane w szczegółach, odrobina humoru i wszystkie ludzkie przywary.

Każdy tom porusza jakiś problem społeczny.
Pośród cieni (Díaz Canales Juan, Guarnido Juanjo) - bezkarność działań osób na szczytach władzy.
W śnieżnej bieli (Díaz Canales Juan, Guarnido Juanjo) - rasizm.
Czerwona dusza (Díaz Canales Juan, Guarnido Juanjo) - "polowanie na czarownice" w dobie makkartyzmu.
Piekło, spokój (Díaz Canales Juan, Guarnido Juanjo) - narkotyki, żerowanie ludzkiej naiwności - w tle Nowy Orlean, jazz i blues.
Amarillo (Díaz Canales Juan, Guarnido Juanjo) - tutaj problemów jest więcej, jednak z uwagi na ograniczoną pojemność albumu, są w większości jedynie zarysowane: degeneracja "beatników", drobna przestępczość, problemy rodzin rozbitych. Brak zakończenie wątku żółtego cadillaca - to błąd fabularny! Natomiast John Blacksad - wciąż trzyma gardę wysoko!


6. Dziewczynka w czerwonym płaszczyku (Ligocka Roma)

To i dokument czasów minionych (i nie tylko obrazki z getta, bo o samym życiu w getcie jest tylko pierwszy rozdział), i wstrząsająco osobiste wspomnienia (jestem pełna podziwu dla otwartości autorki), ale też (jeśli nie przede wszystkim) dowód tego, jak dzieciństwo wpływa na całe późniejsze, dorosłe życie. Mała Roma, wytrenowana w niesprzeciwianiu się, byciu karną i grzeczną, przekonana, że zło i okrucieństwo jest czymś normalnym, a ona sama kimś niewiele wartym, a mimo to winnym całemu złu świata, od zabójstwa Jezusa, po wybuch wojny i śmierć ojca, usiłuje poradzić sobie z życiem, ustawiając się na pozycji służebnej. Musi być komuś potrzebna, to nadaje jej istnieniu sens. Nie przychodzi jej do głowy, że ma jakiekolwiek prawa, chociażby prawo do własnego zdania, prawo do odmienności, prawo do bycia szczęśliwą. Zastraszone, ukrywające się dziecko, które mieszka w dorastającej dziewczynie i dorosłej kobiecie, na pozór beztroskiej, pięknej, odnoszącej sukcesy...

Wstrząsająca lektura.


Cykl "Mroczna Wieża" - kontynuacja:


5. Mroczna Wieża (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl))

Koniec cyklu. Roland dotarł do Mrocznej Wieży. Wszystkie wątki podomykane, a zakończenie... Zakończenie nie mogło być inne. Ka toczy się kołem i nie ma przed nim ucieczki, ani nie sposób z nim walczyć.

Porównywanie "Mrocznej Wieży" z "Władcą Pierścieni" jest sporo na wyrost, natomiast w dorobku Kinga cykl ten wybija się zdecydowanie. Podoba mi się też pojawianie się różnych postaci z innych książek autora, przenikanie światów i wątków. Ba, nawet obecność samego Stephena Kinga w fabule jego własnej powieści ma swój sens i uzasadnienie.

Całość dla zwolenników długich, bogatych w szczegóły gawęd i wielowątkowych epickich historii, dla lubiących fantastykę i zagadki, lecz nie mających nic przeciwko kolażowi gatunków.


4. Pieśń Susannah (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl))

King zapętla swoje uniwersum w tej części. Stara się połączyć wiele światów i urealnić ten, w którym sam żyje.

Drużyna rozdziela się, akcja wyhamowuje, toczy się dwutorowo - większa część dotyczy Susannah-Mii i jest w dużym stopniu retrospektywna; skromniejsza - Rolanda i Eddiego. Jack z Callahanem pojawiają się dopiero pod koniec tomu.

Dla mnie to najsłabsza dotychczas część cyklu; nie przemawia do mnie psychologia kobiety w rozumieniu i interpretacji Stephena K. Z pewnością Mia jest taka, jaką miała być w zamyśle autora, mnie jednak drażni.

Plusem jest natomiast zamieszczona na końcu tomu "Koda", czyli fragmenty dziennika Kinga, dotyczące pisania przez niego całego cyklu - od roku 1977 do 1999.


3. Wilki z Calla (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl))

Roland i jego ka-tet zatrzymują się w drodze ku Mrocznej Wieży w małej mieścinie na krańcu świata, żeby uratować dzieci mieszkańców przed uprowadzeniem przez tajemnicze "wilki". To po części przerwa w podróży zespołu rewolwerowców, ale przy okazji kolejna próba ocalenia rozsypującego się wszechświata. Oczywiście, wyjaśnienie jednej zagadki natychmiast otwiera kilka następnych.

Jak w całym cyklu, King gra konwencją, tym razem przywołując przede wszystkim klasykę filmową ("Siedmiu samurajów", "Dziecko Rosemary", westerny), ale także, jak w całym cyklu, archetypy i toposy współczesnej kultury amerykańskiej. Nieźle pokazana jest psychologia tłumu, trochę jej było w "Czarnoksiężniku i krysztale", jednak tutaj mocno uwypuklone są zbiorowe reakcje mieszkańców Calla Bryn Sturgis, stanowiącej piękne odbicie typowej, prowincjonalnej amerykańskiej mieściny bądź wioski.


2. Wiatr przez dziurkę od klucza (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl))

Książka dopisana przez autora po zakończeniu całego cyklu, wydaje się, że z tęsknoty za światem Rolanda, bo do akcji, zamkniętej przecież, wnosi niewiele. Jest to powieść potrójnie szkatułkowa: z powodu konieczności zatrzymania się w wędrówce, drużyna ka-tet spędza noc w starej świetlicy, gdzie Roland wraca opowieścią do czasów swej młodości, tuż po powrocie z Mejis do Gilead. W tej opowieści zaś, wspomina, jak opowiada jednemu z jej bohaterów treść czytanej mu w dzieciństwie przez matkę książki. Ta właśnie historia stanowi sedno "Wiatru". To baśń ze świata Mrocznej Wieży, pełna, jak wszystko w owym świecie, odniesień do naszej rzeczywistości.


1. Czarnoksiężnik i kryształ (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl))

King konstruuje fabułę niczym budujący z klocków zamek - wykorzystując wszelkie dostępne elementy, również te używane przez jego dziadków i pradziadków ;) Powoduje to, że każdy odnajdzie coś własnego tym wielkim kolażu popkultury, zorganizowanym i wymieszanym w sposób jedynie możliwy dla Stephena Kinga.

Podobnie operuje lękami - każdy boi się czegoś innego, dlatego nie może istnieć jeden strach; strach musi być dopasowany do wróbla, jak klucz do zamka. Choć ponoć zdarzają się stare, doświadczone wróble, które nie boją się sztucznych strachów. Dla nich przerażające jest tylko realne zagrożenie. Takie wszak też istnieje. Dlatego nawet stare, doświadczone wróble czytelnicze, które zjadły zęby na różnej proweniencji tekstach, mogą dać się prowadzić Królowi w jego własnym rytmie, jeśli tylko zaakceptują proponowaną przezeń konwencję.

Ten tom jest mistrzostwem opowieści sam w sobie, pomijając już to, że stanowi część większego cyklu. Mistrzostwem budowania i dozowania napięcia, dopracowania szczegółów relacji, okrążania czytelnika i wciągania go w opowieść. Dla wielbicieli Mistrza - rarytas.

Na poziomie fabularnym to przede wszystkim opowieść z młodości Rolanda o jego pierwszej miłości i pierwszym poważnym zadaniu rewolwerowca.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8253
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 78
Użytkownik: misiak297 25.01.2020 12:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 158. Od jed... | Marylek
Marylko, a to "Dobre dziecko" Ligockiej jest Twoje własne? Chętnie bym pożyczył.
Użytkownik: Marylek 25.01.2020 18:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylko, a to "Dobre dzie... | misiak297
Moje. Tam jest to, co jej się nie zmieściło w "Dziewczynce", albo czego nie miała odwagi lub siły wcześńiej napisać. No i zaczyna się kilka lat po wojnie.

Kupiłam tę książkę sto lat temu, ale chyba czekała na swój czas. Dopiero po spotkaniu z autorką na Targach w Katowicach tak się zafascynowałam jej twórczością. Mam też "Droga Romo", co jest ponoć kontynuacją i/lub uzupełnieniem "Dobrego dziecka", ale jeszcze nie przeczytałam. Muszę sobie dawkować.

Pożyczę Ci, oczywiście :)
Użytkownik: misiak297 25.01.2020 19:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje. Tam jest to, co jej... | Marylek
Straciłem trochę zaufanie do Ligockiej po "Tylko ja sama", gdzie fikcja sąsiadowała z rzekomymi faktami - pisałem o tym tutaj: Roma Ligocka (bez spoilerów) - niemniej Twój zachwyt obudził we mnie potrzebę sięgnięcia po jej książki jeszcze raz.
Użytkownik: Marylek 25.01.2020 21:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Straciłem trochę zaufanie... | misiak297
Wiem, czytałam, rozmawialiśmy chyba o tym wtedy.

Dla mnie to, co ona pisze, jest i tak bardzo osobiste. Takie odsłaniające. Żeby nie powiedzieć mocniej. To jak zaglądanie komuś do mieszkania przez okno, co z tego, że dał pozwolenie? I tak głupio jest mi to robić. Mieszanie faktów z fikcją może to ważenie osłabić.
Użytkownik: misiak297 19.04.2022 21:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiem, czytałam, rozmawial... | Marylek
I przypadkowo natrafiłem na taki fragment wywiadu z Ryszardem Horowitzem:

"Autokreacja w literaturze holokaustowej to zupełnie osobny temat. Wiem, że nie jest Pan entuzjastą książek Romy Ligockiej.

Znamy się z Romą od dziecka i mamy mnóstwo wspaniałych wspomnień z okresu powojennego, gdy we troje z Romkiem Polańskim spędzaliśmy razem dużo czasu, wszystko tak ujmująco opisane w Dziewczynce w czerwonym płaszczyku. Niestety, jestem zdziwiony ilością pomyłek historycznych i anachronizmów, których w jej książkach jest pełno. Nie przypominam sobie, aby zaraz po wojnie rozmawiano otwarcie o przejściach obozowych, jak już o tym wspominałem. W szkole żydowskiej uczono nas radosnych piosenek komunistycznych i to często po hebrajsku. Nie było mowy o łzawych pieśniach w jidysz. Dziewczynka to tylko literatura piękna, którą czytelnicy odbierają jak prawdziwe świadectwo.

Najgorsze, że rani bliskich. W książce jest napisane, że ojciec Romka – Ryszard – rzekomo go maltretował. Tymczasem bił go wujek – ojciec Romy, jak Romek stanowczo twiedzi. Historia jej ojca została odwrócona do góry nogami, bo nie był żadnym bohaterem, tylko kapo w obozie i po wojnie wylądował za to w więzieniu. Mnie jednak najbardziej poirytowało, że w autobiograficznej książce, w której Roma tak pięknie pisze o miłości do dziecka, zarazem kompletnie pomija swojego drugiego syna z wcześniejszego małżeństwa – Tomka, który potwornie to przeżył. Poczuł się odrzucony przez własną matkę i szukając wytłumaczenia, dlaczego tak się stało, odnalazł mnie i Romka, żeby się poskarżyć i wypłakać. Niestety sam nie mam odpowiedzi, ani nie znam powodu jej decyzji."

http://www.miesiecznik.znak.com.pl/6982013z-ryszardem-horowitzem-rozmawia-daniel-lisurywki-pamieci-urywki-wyobrazni/

I już w ogóle nie wiem, co o tym myśleć.
Użytkownik: Marylek 20.04.2022 16:54 napisał(a):
Odpowiedź na: I przypadkowo natrafiłem ... | misiak297
Pamiętasz, jak kiedyś rozmawialiśmy o beletryzowaniu reportażu u Kapuścińskiego? O tym, że nie ma znaczenia, czy piesek Lulu naprawdę istniał, jak miał na imię, czy istotnie sikał na buty. Ważne jest, że atmosfera na dworze Cesarza była taka, że obecność takiego pieska i jego zachowanie nie tylko były możliwe, ale i w pewien sposób definiowały pozycję ludzi w otoczeniu Cesarza i jego samego też. Rzeczywistość została przekształcona; może i dzięki temu tak dobrze się tę prozę czyta?

Książki Romy Ligockiej są autobiograficzne ale i beletryzowane. Ona nigdy nie twierdziła, że to stuprocentowe autobiografie; wręcz przeciwnie, mówiła że pisze powieści z wątkami autobiograficznymi. Nawet w którejś (nie pamiętam, w "Dobrym dziecku" czy "Droga Romo") coś takiego zaznacza: że książka jest powieścią, opartą na jej wspomnieniach, ale przetworzonych. Stąd też i kompilowane postacie, co Cię kiedyś tak zdenerwowało: jeden bohater może mieć cechy kilku osób realnie istniejących. Licentia poetica. Mnie to zupełnie nie przeszkadza. Uważam, że autor ma prawo tak wykorzystywać własne przeżycia, jak uważa za stosowne i konieczne w tworzeniu materii literackiej.

Natomiast faktem jest, że o swoim drugim synu ona nie wspomina nigdy. Jeśli już coś mówi, to zawsze jest to "syn" w liczbie pojedynczej. Nie wiem dlaczego, nie mnie oceniać ni dociekać.

Wczoraj właśnie oglądałam rozmowę na żywo z Romą Ligocką w programie "Fakty po faktach". Mówiła o powtarzalności zła, w kontekście obecnych wydarzeń w Ukrainie. Jestem cały czas pod wrażeniem jej osobowości i umysłowości. Chapeau bas.
Użytkownik: misiak297 20.04.2022 18:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Pamiętasz, jak kiedyś roz... | Marylek
Właśnie zajrzałem wczoraj na Wikipedię i tam znalazłem informację o drugim synu Ligockiej. Zbaraniałem, bo dokładnie pamiętam, że była mowa o jednym synu. Tak trafiłem na wywiad z Horowitzem.

No właśnie, tu się różnimy - ale to są nienowe dwie strony barykady. Uważam, że reportażysta nie powinien przeinaczać faktów, a jeśli tak się dzieje - powinien o tym we wstępie (ewentualnie przypisem) uprzedzić. Wydaje mi się, że to jest kwestia uczciwości względem czytelnika. Nawet jeśli coś jest tylko możliwe, też da się to ująć odpowiednio - na przykład umieścić pieska jasno w sferze wyobrażeń. Inaczej takie książki można czytać z podejrzliwością i im po prostu nie wierzyć. Wydaje mi się, że to jest naturalna reakcja.

Natomiast "Dziewczynka w czerwonym płaszczyku" zawsze była przedstawiana jako autobiografia, a nie powieść luźno oparta na wątkach autobiograficznych. Kiedy autor pisze wprost (wspominasz o jednej z takich sytuacji), że to jest jedynie proza inspirowana autobiografią, jest to jak najbardziej w porządku. Natomiast w innej sytuacji trudno mi się nie czuć oszukanym...
Użytkownik: Marylek 20.04.2022 18:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie zajrzałem wczoraj... | misiak297
Powieści Ligockiej nie są oparte "luźno" na wątkach autobiograficznych; są oparte mocno i ściśle, ale to jednak powieści. Może "Dziewczynka" jest tutaj wyjątkiem, jako pierwsza próba powrotu dorosłej osoby do wspomnień z bardzo wczesnego dzieciństwa. We wszystkich kolejnych autorka zaznaczała już, że są to jednak powieści.

Jeśli chodzi o reportaż i reportaż beletryzowany, to rzeczywiście się różnimy. Choć nie nazwałabym tego aż barykadą! ;)

Książka żyje, kiedy ma czytelnika. Cóż z najściślej przylegającej do rzeczywistości relacji, jeśłi nikt jej nie zna? Dlatego akceptuję obecność pieska Lulu, niezależnie od tego, czy jest tylko metaforą, kompilacją działań i reakcji dworzan i gości, czy rzeczywistym psem.
Użytkownik: Marylek 22.04.2022 13:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie zajrzałem wczoraj... | misiak297
Jeszcze coś mi przyszło do głowy...

Śledczy mówią, że gdy jest trzech świadków wydarzenia, to podają cztery jego wersje. Inkryminowana trójka kuzynów może w różny sposób pamiętać wydarzenia sprzed lat, bardzo wielu lat. I to też trzeba brać pod uwagę.
Użytkownik: fugare 22.04.2022 14:44 napisał(a):
Odpowiedź na: I przypadkowo natrafiłem ... | misiak297
Odszukałam fragment wywiadu z Romanem Polańskim, który kiedyś czytałam i który, jak pamiętam, mnie zaintrygował.
Na pytania dziennikarza Roman Polański odpowiada:

" A Roma Ligocka, córka Pana wujka?

- Co ona może pamiętać? Miała wtedy trzy lata! Najdalsze wspomnienia sięgają na ogół piątego, szóstego roku życia. Pamięta się jakieś rzeczy, nie panuje nad chronologią. Mimo to Roma Ligocka spisała wspomnienia: same brednie.

Jakie?

- Większość jej wspomnień to brednie, dużo jest kłamstw, a reszta to niedokładności. Nie napisała na przykład, że jej ojciec, a mój wujek, był kapo w obozie. W ogóle o tym nie wspomniała, a to wydaje się jedną z ważniejszych rzeczy, jeśli ktoś zdecydował się pisać taką książkę jak jej. Napisała za to, że mój ojciec mnie bił. To nieprawda! Ojciec mnie nigdy w życiu nie uderzył!"

https://krakow.wyborcza.pl/krakow/7,44425,1366814.​html
Użytkownik: Marylek 22.04.2022 18:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Odszukałam fragment wywia... | fugare
Michale, co chcesz udowodnić? Że Roman Polański jest psychologiem rozwojowym dzieci? "Najdalsze wspomnienia sięgają na ogół piątego, szóstego roku życia."

Ja pamiętam, np, jak miałam cztery lata i Dziadek z Babcią zabierali mnie do Wesołego Miasteczka, pamiętam konkretne karuzele i to, że Dziadek nosił mnie na barana. I jeszcze parę rzeczy z tego okresu. Nie mam prawa tego pamiętać? A nie są to wspomnienia traumatyczne, które z jakichś przyczyn szczególnie wbijałyby się w pamięć.

Chyba faktycznie istnieje barykada, o której pisałeś powyżej.

Ja w każdym razie wolę czytać Romę Ligocką, niż Romana Polańskiego.
Użytkownik: misiak297 24.04.2022 10:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Michale, co chcesz udowod... | Marylek
Skoro mnie tak już przypadkowo wywołano do tablicy...:)

Tak, trudno mi się zgodzić z Polańskim, wydaje mi się, że jakieś wspomnienia czy chociaż ich przebłyski z wcześniejszych lat możemy zachować. Tak jak mówisz, ile świadków, tyle wizji tego, co się zdarzyło. Z drugiej strony - trudno przemilczeć przekłamania, a o tym mówi i Horowitz. Myślę, że może jest tak jak mówią - choćby w mocnych słowach - ale nie dowiemy się, jak było naprawdę, co jest faktami, a co świadomą kreacją. Tak czy owak Romie Ligockiej nie można odmówić sprawnego pióra.

I właśnie, podobnie jak Fugare, nie miałem problemu z "Siłą rzeczy". To była piękna książka, a wiedziałem, że pamiętnik jest wymyślony. Wspaniale się wkomponował w tę historię.

Wiem, że jeśli będę jeszcze czytał książki Ligockiej to z dużą podejrzliwością, chyba że ta umowa między autorką a czytelnikiem będzie jasna.

A o tej "barierze" napisałem, bo kwestia faktów i ich naginania w reportażu to chyba nie jest nowy spór na płaszczyźnie literatury.
Użytkownik: Marylek 22.04.2022 18:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Odszukałam fragment wywia... | fugare
A, przepraszam, wydawało mi się, że piszę do Misiaka!

Reszta, poza barierą, bez zmian.
Użytkownik: fugare 23.04.2022 09:45 napisał(a):
Odpowiedź na: A, przepraszam, wydawało ... | Marylek
Nic dziwnego, że odpowiedziałaś, bo to ja wtrąciłam się do Waszej rozmowy. Poczułam kiedyś to samo, tzn. pewną nieufność i dystans wobec tego co Roma Ligocka pisze i co mówi w wielu wywiadach. Ten fragment rozmowy z Polańskim jest tylko jednym z przykładów, i o ile on sam, może wywoływać liczne kontrowersje z wiadomych powodów, to przyznam, że podczas lektury Roman (Polański Roman) nie miałam wątpliwości co do prawdziwości i szczerości jego wspomnień. Co do ostatnich książek autorka w jednym z wywiadów mówi wprost: "Wymyśliłam nową formę literacką – stworzyłam fragmenty pamiętnika babci, którego naprawdę nie było. To ja napisałam go za nią. Muszę powiedzieć, że jestem z formy bardzo dumna...Ale najpierw musiałam go stworzyć. Zimą zeszłego roku postanowiłam to zrobić. Dokonać pewnego „oszustwa literackiego”, które oszustwem nie było." https://zwierciadlo.pl/kultura/523078,1,roma-ligocka-kocham-kazdy-dzien-zycia.read
I wszystko jest w porządku, jeśli czytelnik, jak w tym przypadku jest o tym uprzedzony. Nie miałam zamiaru sadowić się po żadnej ze stron i tym samym przyczyniać się do budowy bariery, której pewnie wcale nie ma - są tylko różne interpretacje, a te dają możliwości toczenia takich rozmów. I to jest dobra wiadomość!
Użytkownik: Marylek 23.04.2022 20:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Nic dziwnego, że odpowied... | fugare
Z konkluzją Twojej wypowiedzi nie sposób się nie zgodzić! :)

Tak, ten pamiętnik babci napisany jest tak, że aż się człowiek zastanawia, czy nie jest prawdziwy... ;) To z książki Siła rzeczy (Ligocka Roma), przy okazji polecam.

W cytowanej przez Ciebie wypowiedzi Polańskiego, najbardziej przeszkadza mi słownictwo i ton: " Co ona może pamiętać?", "same brednie". Ogromne emocje wywołało w nim pytanie o kuzynkę Romę. Ale żeby aż tak nie kontrolować języka? Wywiad był chyba autoryzowany...

Ligocka trzy lata miała w 1941 roku, w 45 miała trochę więcej. A pamięć działa tak, że coś, co bardzo człowieka dotyka, wbija się w nią mocno i trwale, choć może bez chronologii.

Ligocka wielokrotnie mówiła, że wspomnienia z getta uruchomiły się w niej po obejrzeniu "Listy Schindlera", bo miała w tamtym okresie taki sam czerwony płaszczyk, jak dziewczynka z filmu. Film powstał w roku 1993. Ligocka miała wtedy 55 lat. "Dziewczynka" wyszła w roku 2000. Debiut literacki po sześćdziesiątce - coś niespotykanego, ale od opisywanych wydarzeń faktycznie minęło już sporo lat, a pamięć lubi płatać figle. Tyle fakty, reszta jest interpretacją i domysłami.

Jeśli chodzi o literaturę, to książkę Polańskiego oddałam w dobre ręce, a książki Ligockiej sobie zostawiłam. Jakoś jest mi z nią po drodze...
Użytkownik: Valaya 25.01.2020 23:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 158. Od jed... | Marylek
Świetnie opisałaś Mroczną Wieżę! Jestem w trakcie przypominania sobie jej właśnie, ale powoli mi idzie.
Użytkownik: Marylek 30.01.2020 12:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetnie opisałaś Mroczną... | Valaya
Im dłużej myślę o zakończeniu "Mrocznej Wieży", tym bardziej mi się ono podoba i tym więcej widzę jego zalet.

A ogólnie, bardzo się cieszę, że wreszcie to przeczytałam, choć podchodziłam trochę jak pies do jeża: bo King i fantasy? Eeee.. ;)
Użytkownik: Valaya 31.01.2020 13:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Im dłużej myślę o zakończ... | Marylek
Kiedyś przeczytałam części od 1-5 po polsku i kupiłam sobie potem wszystko w oryginale (VII część z obrazkami) i tak przeleżały na półce do teraz. Zrobiłam sobie powtórkę Wiedźmina w wakacje i zachciało mi się kolejnej powtórki, więc zaczęłam czytać serię Mroczna Wieża po angielsku w końcu. I jeszcze bardziej się spodobała. Część VI i VII są dla mnie nowe niejako i właśnie czytam ostatnią i chyba już wiem, do czego to wszystko zmierza. Kiedyś, kiedyś, istniało takie forum, nazwy nie pomnę i tam byli prawdziwi fani Mrocznej Wieży. Cały jeden dział był chyba poświęcony tej serii i sporo wiedzy na temat powiązań między różnymi książkami Kinga tam było.
Użytkownik: misiak297 30.01.2020 09:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 158. Od jed... | Marylek
Wiedziałem, że Ng Ci się spodoba! Stała się pisarką, którą biorę "w ciemno".

A oceną "Zakończeniem jest śmierć" mnie zaskoczyłaś. Z pierwszej lektury przed laty pamiętam przede wszystkim ogromne znużenie. Może jednak sobie powtórzę? Niby nie miałem tego w planach, ale...
Użytkownik: Marylek 30.01.2020 12:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiedziałem, że Ng Ci się ... | misiak297
A mnie zaskoczyła Twoja niska ocena tej Agatki. Podobała mi się bardzo, chyba tylko "Murzynki" ją przebijają, bo one przebijają wszystko ;)

Zdecydowanie, powtórz sobie!

Właśnie coś o niej napisałam.
Użytkownik: misiak297 03.03.2020 19:39 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie zaskoczyła Twoja n... | Marylek
A widzisz, a mnie Mój przyjaciel kot: Prawdziwa historia futrzaka, samotnego faceta i ich niezwykłej podróży (Collins Britt) wydał się literacko nieco lepszy niż sporo innych pozycji tego typu (w rodzaju cyklu o kocie Bobie czy o Esther - te są jednak narracyjnie zupełnie niewyszukane, akcja gna itp.).
Użytkownik: Marylek 03.03.2020 20:43 napisał(a):
Odpowiedź na: A widzisz, a mnie Mój prz... | misiak297
Dla mnie był niepotrzebnie rozwlekły, przegadany. No i po historii Boba trochę taki, hmmm..., wtórny?

Może to zależy od tego, która książkę czytało się jako pierwszą.
Użytkownik: misiak297 03.03.2020 20:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie był niepotrzebni... | Marylek
Ja najpierw czytałem "Boba":) Styl "Boba" - jakkolwiek uwielbiam tę książkę - jest taki strasznie czytankowy i trochę nijaki. Tutaj miałem poczucie, że rzeczywiście pisze to zaangażowana dziennikarka.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 04.03.2020 12:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 158. Od jed... | Marylek
Jestem zaskoczony - naprawdę dopiero teraz po raz pierwszy czytałaś Limes inferior (Zajdel Janusz A. (Zajdel Janusz Andrzej)) ? Dla mnie, o ile pamiętam, była to pierwsza PRAWDZIWA SF przeczytana w życiu - gdzieś koło III-IV kl. podstawówki, wzięta zupełnie przypadkowo z półki bibliotecznej. Sama wizja przedstawiona i genialny sztafaż na tyle mnie zachwycił, że istotnie faktyczny BRAK zakończenia nie wpłynął na umniejszenie zachwytu (nie mówiąc już o tym, że w owym pierwszym egzemplarzu bibliotecznym pod koniec brakowało kilku kartek). A i dzisiaj uważam ją za jedną z najprzyjemniejszych powieści, której powtarzanie nieodmiennie satysfakcjonuje.
Użytkownik: Marylek 04.03.2020 14:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem zaskoczony - napra... | LouriOpiekun BiblioNETki
Naprawdę. To (była) jedna z moich wstydliwych zaległości czytelniczych, jak "Nędznicy" i "Hrabia Monte Christo" (też kiedyś nadrobię!).

To bardzo dobra książką, wciąż robi wrażenie i mnóstwo znajduję odnośników i do przeszłości, i do współczesności, niestety. Miała być ocena 5, ale zakończenie zniesmaczyło mnie :(
Nie wiedziałam, że brak zakończenia jest wynikiem ingerencji ówczesnej cenzury.
Użytkownik: koczowniczka 07.03.2020 14:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 158. Od jed... | Marylek
Ja też żałuję, że teraz młodzież nie czyta Siesickiej. „Moja droga Aleksandro” to jedna z lepszych jej książek – ciekawa, wzruszająca, poruszająca mnóstwo tematów, takich jak wojenna codzienność, zemsta Niemców za ukrywanie Żydów, przyjaźń między babcią a wnuczką, złe relacje z matką, pierwsza miłość. W tej książce widać też poczucie humoru autorki. Scena, podczas której bohaterka poznaje przyszłego męża, jest bardzo zabawna.
Użytkownik: margines 31.03.2020 17:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też żałuję, że teraz m... | koczowniczka
Też szkoda mi bardzo, że Siesicka teraz jest omijana szerokim łukiem. Moja droga Aleksandro (Siesicka Krystyna) jest dobrą i wartościową książką.
Użytkownik: misiak297 31.03.2020 11:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 158. Od jed... | Marylek
Podbijam - "Tragedia Lusitanii" jest świetna!
Użytkownik: Marylek 31.03.2020 16:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Podbijam - "Tragedia Lusi... | misiak297
Jest rewelacyjna!
Użytkownik: Monika.W 31.03.2020 18:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest rewelacyjna! | Marylek
Przekonaliście mnie - zapisuję do przeczytania.
Użytkownik: Marylek 31.03.2020 19:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Przekonaliście mnie - zap... | Monika.W
Myślę, że się nie zawiedziesz :)
Użytkownik: Monika.W 31.03.2020 20:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 158. Od jed... | Marylek
"Sprawa Colliniego" - "Książka potępia łagodny sposób traktowania byłych zbrodniarzy nazistowskich przez niemieckie prawo karne po roku 1968."
A czemu akurat ta granica??
Nie jestem żadnym znawcą polityki wewnętrznej Niemiec po II wojnie. Ale czytałam kiedyś zupełnie inną analizę - że zrobiono proces norymberski, ukarano w nim ileś osób, mniej lub bardziej winnych, srożej lub łagodnie. I potem zupełnie NIC. W samych Niemczech. Za powszechnym przyzwoleniem społecznych uznano sprawę za załatwioną, społeczeństwo oczyszczone, żadnych dalszych procesów, weryfikacji, itp. Znane są przykłady setek (jeśli nie tysięcy) esesmanów i gestapowców zajmujących różne ważne stanowiska. I dopiero, gdy dorosło kolejne pokolenie, właśnie 20 lat po wojnie, zaczął się kolejny etap procesów. Gdy dorosło pokolenie, które nie było umoczone w III Rzeszę.
Stąd też nie rozumiem tego stwierdzenia, że akurat po 1968 złagodzono...?
Użytkownik: Marylek 01.04.2020 10:17 napisał(a):
Odpowiedź na: "Sprawa Colliniego" - "Ks... | Monika.W
Dlatego, że w roku 1968 w Niemczech zmieniono prawo. 1 października 1968 roku wszedł w życie dodany punkt do paragrafu 50 KK (autor cytuje w aneksie brzmienie tego paragrafu do 30 września '68 i później), co zaowocowało inną kategoryzacją w niektórych przypadkach: łagodniejszym traktowaniem.

Von Schirach jest praktykującym prawnikiem, adwokatem, specjalizuje się w prawie kryminalnym, a przy okazji pisarzem. Wszystko, co pisze, to przypadki prawdziwe. W sprawie Colliniego data 1968 jest bardzo ważna, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.

Polecam też Przestępstwo (Schirach Ferdinand von), raczej dokument, niż kryminał, autor skupia się na psychicznej stronie przestępstwa, a nie na suspensie czy sensacji.
Użytkownik: Monika.W 01.04.2020 11:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Dlatego, że w roku 1968 w... | Marylek
Rozumiem. Zmiana prawa - zmianą prawa. Pytanie - ile osób ścigano w okresie po procesie norymberskim do tego 1968r., a ile potem. Bo nie wystarczy mieć przepis - jeszcze musi być wola jego stosowania.
Użytkownik: Marylek 01.04.2020 11:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozumiem. Zmiana prawa - ... | Monika.W
Tego nie wiem. Akurat ta książka zajmuje się jednym, konkretnym, dosyć wstrząsającym przypadkiem, na zaistnienie którego zastosowanie tej zmiany prawa miało ogromny wpływ.

Sądzę, że autor chciał na jednostkowym przykładzie pokazać, jakie mogą być długofalowe konsekwencje tej zmiany.
Użytkownik: Losice 02.04.2020 20:56 napisał(a):
Odpowiedź na: "Sprawa Colliniego" - "Ks... | Monika.W
"W samych Niemczech. Za powszechnym przyzwoleniem społecznych uznano sprawę za załatwioną, społeczeństwo oczyszczone, żadnych dalszych procesów, weryfikacji, itp. ..."

Skąd wiesz, że było powszechne przyzwolenie społeczne .... stosujesz uogólnienia, z którymi trudno dyskutować. Powszechne tzn. jakie, procentowo - 40%, 50%, .... 90% ?

Erich Maria Remarque autor „Łuku triumfalnego” (gdzie główny bohater, emigrant niemiecki zabija hitlerowskiego oficera tajnej policji, ktory go torturował w trakcie przesłuchania i zesłal do obozu koncentracyjnego - przed wybuchem II Wojny Światowej), sam musial uciekać z hitlerowskiech Niemiec i był ścigany przez hitlerowski aparat represji. Jemu się udało, dodajmy, że nie miał pochodzenia żydowskiego i był ścigany za swoje poglądy i swoje książki. Ale jego siostrze już nie ....
Cytat z Wikipedii: "W 1943 roku naziści aresztowali jego siostrę, Elfriede Scholz i skazali na śmierć przez zgilotynowanie. Wyrok wykonano 16 grudnia 1943. Przedtem Roland Freisler powiedział jej „Niestety twój brat zdołał nam uciec, ty, jednakże, nie uciekniesz”".

Czy sądzisz, że Erich Remarque i jego rodzina byli również w tej "większosci" i nie chceli ukarać mordercy ..... a inni Konrad Adenauer - kanclerz Niemiec od 1945 do 1963 roku, był dwukrotnie aresztowany przez nazistów - sądzisz, że on również chciał ukrywać zbrodniarzy ......

Użytkownik: Monika.W 03.04.2020 06:54 napisał(a):
Odpowiedź na: "W samych Niemczech. Za p... | Losice
"Skąd wiesz, że było powszechne przyzwolenie społeczne" - jak wskazałam: czytałam o tym. Teraz nie podam już tego konkretnego źródła.

"stosujesz uogólnienia, z którymi trudno dyskutować. Powszechne tzn. jakie, procentowo - 40%, 50%, .... 90% ?"
Powszechne to takie, które wystarczy, aby zbrodniarze nie dość, że nie byli osądzeni, to jeszcze zajmowali stanowiska we władzy.
Kilka linków:
https://wyborcza.pl/1,75399,4513030.html
https://wyborcza.pl/1,75399,7677662,SS_w_wywiadzie​_RFN.html
https://wolnemedia.net/powojenne-losy-niemieckich-zbrodniarzy/
https://www.rp.pl/Rzecz-o-historii/309019905-Jak-nazisci-zbudowali-wspolczesne-Niemcy.html - tutaj: "To właśnie osławieni demokraci z rządu Konrada Adenauera i pierwsi posłowie powojennego Bundestagu, których się określa dzisiaj mianem „ojców założycieli nowoczesnych i demokratycznych Niemiec", jako jedną z pierwszych ustaw uchwalili amnestię, która uratowała skórę 792 176 osobom, które powinny stanąć przed trybunałami wojennymi. "
Można takich wiele

Postać Fritza Bauera znasz? https://pl.wikipedia.org/wiki/Fritz_Bauer
Cytat: "Przeważająca część działalności Fritza Bauera w powojennych Niemczech przypadła na okres rządów Konrada Adenauera (1949–1963), kiedy to Niemcy unikały rozliczania się z udziału w zbrodniach nazistowskich. Znaczna część pracowników niemieckiego wymiaru sprawiedliwości o nazistowskiej przeszłości odnosiła się do Fritza Bauera z niechęcią. Musiał działać wbrew biernemu oporowi niektórych podwładnych. Bauer określił ten fakt z ironią: „Gdy opuszczam mój pokój służbowy, wchodzę na teren nieprzyjacielski”. "

Znalazłam natomiast kolejne wyjaśnienie tego, co działo się z prawem z RFN: "elita polityczna RFN, która w 1967 r. uchwaliła obłudną w swojej wymowie ustawę zamykającą dostęp historykom i dziennikarzom do archiwów berlińskiej centrali NSDAP." To potwierdza tezę książki, na tle której mamy rozmowę

Jak rozumiem spór idzie o słowo "powszechne" - to jak z demokracją. Jeśli do urn idzie x% (nieważne czy 80% czy 20%) i z nich 40% głosuje na partię Z, która ma większość w parlamencie (bo taka jest ordynacja) - to wtedy ta partia ma powszechne poparcie (pomimo, że głosowało na nią znacznie mniej niż połowa osób uprawnionych). Bo ma takie poparcie, by rządzić. Jak widać - demokracji Adenauera mieli powszechne poparcie, aby robić to, co robili. A w większości przypadków - aby nie robić. Ale zaniechanie w nauce prawa karnego jest czynem.

Na marginesie - nie wiem, co ma z tym wspólnego Remarque i to, co działo się z jego rodziną za panowania nazistów. Nota bene - po II wojnie nie wrócił do Niemiec, mieszkał w Szwajcarii. Znamienne????

PS. Naziści też mieli powszechne przyzwolenie - nie zapominajmy, że doszli do władzy całkowicie legalnie, w wyniku równych, powszechnych, itd... wyborów. Zatem legitymację do rządzenia mieli właściwie lepszą niż Piłsudski z sanacją.
Użytkownik: Monika.W 03.04.2020 11:26 napisał(a):
Odpowiedź na: "W samych Niemczech. Za p... | Losice
Zaintrygował mnie ten Roland Freisler (od wskazanych przez Ciebie słów: „Niestety twój brat zdołał nam uciec, ty, jednakże, nie uciekniesz”)
Otóż to Przewodniczący Trybunału Ludowego (Volksgerichtshof). Zginął w lutym 1945r., w wyniku bombardowania Berlina.
(I znów nota bene - Żona Freislera otrzymywała w RFN przez dziesiątki lat zwiększoną rentę na starość, ponieważ według kompetentnego Urzędu Ubezpieczeń Społecznych, jej zmarły podczas drugiej wojny światowej mąż kontynuowałby karierę prawniczą w RFN.)

Jego następca to Harry Haffner - "Po II wojnie światowej, od 1946 Haffner żył pod nowym nazwiskiem jako Heinrich Hartmann w heskim miasteczku Sontra, gdzie prowadził zakład wyrobu guzików. W 1953 stawił się dobrowolnie do prokuratury w Kassel. Śledztwo w jego sprawie zostało umorzone." (cytat z Wikipedii). Żywy dowód przyzwolenia - umorzenie.
Powód: Trybunał Federalny (niem. Bundesgerichtshof) w 1956 przyznał członkom Trybunału Ludowego tzw. przywilej sędziowski (niem. Richterprivileg) – czyli omyłkę sądową – zgodnie z którym żaden z nich nie może zostać skazany z powodu naginania prawa lub innych przestępstw, jeśli dotrzymywał wówczas obowiązujących ustaw lub niesprawiedliwość jego postępowania nie została sądownie potwierdzona.
Czyli - ja tylko wykonywałem rozkazy, ja tylko stosowałem prawo, to nie moja wina...

Co więcej - prawnie obowiązujące wyroki Trybunału Ludowego i sądów specjalnych zostały unieważnione ustawą dopiero w 1998r. To już w PRL było lepiej, bo wyroki czasów stalinowskich uchylano po 1956r. w dość dużej liczbie.

To tak tylko idąc Twoim tropem - sędziego Trybunału Ludowego. Można wymieniać setki i tysiące takich historii... Mam dalej szukać?

Kiedyś czytałam trochę o obozie w Stutthof - pierwszego komendanta skazano na karę śmierci, ale drugiego Paula Hoppe już nie. W 1957 roku skazano go na 9 (!!!!) lat, wyszedł w 1960r., żył sobie spokojnie w Niemczech do 1974r. Z lektury wynikało jedno - procesy i wyroki śmierci były tylko zaraz po wojnie. Jeśli ktoś miał "szczęście" i wtedy się nie załapał, to spokojnie umierał ze starości. W procesach zbrodniarzy obozowych Stutthof sądzonych było łącznie 72 SSmanów i 6 nadzorczyń. Załoga SS liczyła około 2000 ludzi. Bez komentarza.


Użytkownik: Losice 03.04.2020 19:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Zaintrygował mnie ten Rol... | Monika.W
"Jak rozumiem spór idzie o słowo "powszechne" "

Tak, dokładnie o to słowo, które jak widać inaczej rozumiemy - inaczej jeśli chodzi o zakres grupy społeczeństwa, którego słowo to dotyczy. U Ciebie jest to większość pozwalająca wyłonić partię rządzącą - OK, można to tak rozumieć (faktycznie często jest to poniżej 50%), nie mam kontrargumentu - u mnie zawsze kojarzy to się z przygniatającą większością społeczeństwa (takie ponad 90%).
Jeśli chodzi o przykłady zaniechań i błędów w ściganiu przestępców wojennych w Niemczech, to NIGDY w swoim komentarzu ich (błędów) nie negowałem, są to fakty. Więc odpowiadając na Twoje pytanie "Mam szukać dalej?" - potwierdzam NIE SZUKAJ.

Oczywiście rozumiem, że pozostaniemy przy swoich zdaniach. Rozumiem również Twoje emocjonalne podejście do tematu, chociaż myślę, że zawsze lepsze jest dla przytaczanych faktów odejście od pewnego rodzaju emocjonalności wyrażającej się w użyciu określeń w stylu: "obłudna w swojej wymowie" - chodzi o uchwaloną ustawę itp. Oczywiście nie znam tej ustawy i nie jestem prawnikiem, wierzę, że była ona zła albo błędna - ale czy obłudna w swojej wymowie - to jest subiektywna opinia autora cytowanego przez Ciebie źródła - a z subiektywna opinią, już można dyskutować. Niepotrzebnie zaciemnia to dyskusję dotyczącą meritum sprawy.

Użytkownik: Monika.W 04.04.2020 07:52 napisał(a):
Odpowiedź na: "Jak rozumiem spór idzie ... | Losice
Dla mnie meritum są 2 rzeczy. Po pierwsze było przyzwolenie w społeczeństwie Niemiec na brak rozliczenia. Powszechne czy nie - sprawa ocenna. Przyzwolenie było wystarczające, aby rozliczenia nie robić. Jeśli to cokolwiek pomoże - tego typu sytuacje zachodziły wszędzie po obaleniu zbrodniczych reżimów: Hiszpania do dziś nie rozliczyła czasów Franka, o różnych sytuacjach w różnych krajach postkomunistycznych nie napiszę, bo to już byłoby proszenie się o polityczny hejt. I o tym wiedziałam. Po drugie - Niemcy nawet zmieniali prawo, aby ułatwić zastosowanie tego przyzwolenia. I o tym nie wiedziałam, a dowiedziałam się dzięki Marylkowi.


I tylko na zakończenie - stwierdzenie "przykłady zaniechań i błędów" skojarzyły mi się z "okresem błędów i wypaczeń". I jak dla mnie to eufemizm w obu przypadkach.
Użytkownik: Losice 04.04.2020 11:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie meritum są 2 rze... | Monika.W
Wydaje mi się, że swoje meritum przedstawiłaś bardzo dokładnie w wypowiedziach powyżej i NIGDY Z NIM NIE DYSKUTOWAŁEM.
Jak napisałaś jest sprawą ocenną czy przyzwolenie w społeczeństwie niemieckim (RFN) było powszechne czy nie. Według Ciebie tak, według mnie nie. I tyle - pozostajemy przy swoich zdaniach.

Nie odpowiadam za to, jakie masz skojarzenia - ale mam wrażenie (po raz pierwszy w dyskusji z Tobą), że chcesz sobie "trochę ustawić przeciwnika do ciosu". Ale może to tylko wrażenie.

Jeśli chodzi o hejt, o to raczej nie musisz się obawiać, bo tutaj chyba ja jestem w pozycji "chłopca do bicia".

Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.04.2020 21:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 158. Od jed... | Marylek
Ach, więc z "Hrabią Monte Christo" mnie wyprzedziłaś! Już mi tak od paru konkursów ten hrabia się podsuwa, już nawet ekranizację obejrzałam...
Użytkownik: jolekp 19.04.2020 21:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Ach, więc z "Hrabią Monte... | dot59Opiekun BiblioNETki
Z moich doświadczeń z przygotowywaniem konkursów wynika, że "Hrabia" pasuje do wszystkiego:D. A poza tym to naprawdę świetna książka, jedyna dotąd, nad którą siedziałam po nocy. A ekranizacja (zwłaszcza ta najnowsza, choć ja osobiście żadnej szczególnie nie lubię) to z książką wiele wspólnego nie ma.
Użytkownik: Marylek 19.04.2020 22:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Ach, więc z "Hrabią Monte... | dot59Opiekun BiblioNETki
No właśnie, ekranizację też niegdyś obejrzałam, ale, jak to ekranizacja, skupiała się na akcji. A tam też to i owo poza akcją jest ;)

Świetna książka, naprawdę z przyjemnością przypominam sobie, że powieści pisano niegdyś dla uprzyjemnienia czasu czytelnikowi.
Użytkownik: Monika.W 01.05.2020 11:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 158. Od jed... | Marylek
Wiesz, że nie czytałam nic Dumasa? Rzeczywiście warto? Bo nie dla fabuły, zatem musi być coś więcej.
Użytkownik: Marylek 01.05.2020 13:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz, że nie czytałam ni... | Monika.W
Jest coś więcej. Skoro znam fabułę, to czytałam raczej z ciekawości, jak też oni sobie w tym XIX wiekuj radzili, jak to się działo, że takie opasłe tomiszcza znajdowały (i wciąż znajdują) czytelników?

Przede wszystkim konstrukcja - jak u Czechowa: strzelba po nic na ścianie nie wisi. To, jak na ponad tysiącu stron pojawiają się i rozwijają różne wątki, również poboczne, które potem są ładnie podomykane - wszystkie! O to chodzi w powieści, tak być powinno. To jest absolutny wzorzec powieści przygodowej, do którego współczesnym utworom tego gatunku daleko. Ma wszystko: akcję, bohaterów, osadzenie w realiach, ogromny rozmach geograficzny i historyczny, przy tym nie jest płytka i nie prześlizguje się pobieżnie po wątkach i problemach. Bardzo to doceniam i bardzo mi się podoba.

Postacie: piękna galeria bohaterów, którzy nie są papierowi, jednobarwni. Są osadzeni bardzo mocno w realiach epoki, czyli nie wychylają się poza przyjęte w danej sferze normy zachowań, natomiast w ramach tych norm potrafią robić oryginalne roszady i wygibasy. Ludzie u Dumasa żyją. Przede wszystkim dzięki emocjom, jednak za tymi emocjami idą czyny, co sprawia, że i jednostki, i grupy, i całe społeczności są spójne, wiarygodne, autentyczne.

Poza tym, akcja, oczywiście też ma znaczenie: jest tu skomplikowana intryga, którą trzeba umiejętnie poprowadzić. Wiadomo od początku (przynajmniej nam, współczesnym czytelnikom), o co chodzi, tym bardziej chapeau bas dla autora, że intryga wciąż potrafi wciągnąć i trzymać w napięciu. Na początku wydawało mi się wręcz, że akcja gna zbyt szybko, ale to pewnie dlatego, że Dantes był młody i niecierpliwy ;)

Język nie jest bardzo wysublimowany; to w końcu powieść przygodowa. Jest trochę opisów - domy, krajobrazy, ubiory. Narrator jest klasyczny, wszechwiedzący. Czy to jest coś, co podobałoby się Tobie? Mam wątpliwości, mimo wszystko :) Raczej poleciłabym Ci z klasyki coś mniej przygodowego, a bardziej deskryptywnego i analitycznego. Może Tołstoja?
Użytkownik: Monika.W 01.05.2020 14:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest coś więcej. Skoro zn... | Marylek
Tołstoja znam (nawet więcej niż jednego), od klasyki wszak nie stronię. Ale Dumasa nie znam. I czemu nie spróbować? Twój opis świetny. Nie można ciągle z wysokiego C. Średnie C też wskazane.
Użytkownik: Marylek 01.05.2020 20:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Tołstoja znam (nawet więc... | Monika.W
W tym jest niesamowity rozmach. Może kilka takich pozycji z rzędu byłoby męczące, ale raz na jakiś czas rozmach fabularny bardzo mnie zadowala.

Wiem, że nie stronisz od klasyki, ale stronisz chyba od przygody w literaturze per se ;)
Użytkownik: Monika.W 02.05.2020 07:50 napisał(a):
Odpowiedź na: W tym jest niesamowity ro... | Marylek
Tak sobie myślę, że może tam coś więcej niż przygoda, skoro od tylu lat wciąż taka popularna. Trochę się obawiam, bo taka Trylogia też popularna, a mnie raczej nie podeszła. Ale wolę się sparzyć na Dumasie, niż np. na kolejnej
"Zaginionej dziewczynie".
Użytkownik: misiak297 06.07.2020 16:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 158. Od jed... | Marylek
Marylko, a te "Tryby" są Twoje?
Użytkownik: Marylek 06.07.2020 17:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylko, a te "Tryby" są ... | misiak297
Nie, Doroty. Już jej oddałam.

Myślę teraz, że w złym czasie sięgnęłam po tę książkę i może byłam ciut niesprawiedliwa. Bo tak: właśnie skończyłam czytać doskonały i wstrząsający reportaż historyczny o poszukiwaniach własnej tożsamości, wzbogacony tragicznymi przeżyciami prześladowanych przodków, a zaczęłam inny reportaż historyczny, o prześladowaniu Żydów przed i podczas wojny. Również wstrząsający. Dla odskoczni zaś, czytałam o beznadziejnym życiu i walce o przetrwanie dwudziestokilkuletnich weteranów pierwszej wojny światowej, w dobie kryzysu w Niemczech lat 20. XX wieku. A tu trafiam na rozkminianie pięknie ułożonych zdań, o układaniu pięknych zdań, w różnych trybach, gdzie narrator gubi się we własnej narracji, a opowieść go przerasta, bo zaczyna żyć własnym życiem. A o czymże jest ta opowieść? A o tym, jak to jedna żona zdradzała męża, cyrkowca. Albo odwrotnie. Nie, no, sorry, książka o niczym!

Myślę też, że gdyby na nią trafiła dziesięć lat temu również odebrałabym ją inaczej.
Użytkownik: misiak297 06.07.2020 21:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, Doroty. Już jej odda... | Marylek
Tak, często wiele zależy od tego, w jakiej kolejności czytamy książki. Jeśli coś nas zachwyca, następna książka może rozczarować, nawet jeśli jest dobra.

Pamiętam, jak czytałem jakąś Joy Fielding tuż po Compton-Burnett - to był bardzo zły wybór. C.B. wymaga od czytelnika maksymalnego skupienia, czytania między wierszami, a Fielding to takie zwykłe czytadła. Podobnie mam po klasyce.

No to o "Tryby" będę męczył Dot:)
Użytkownik: Marylek 06.07.2020 21:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, często wiele zależy ... | misiak297
Dużą zaletą "Trybów" jest to, że to objętościowo niewielka książka :D
Użytkownik: misiak297 24.08.2020 14:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 158. Od jed... | Marylek
Nie dałbym Ci książki, w której kotkowi by się coś stało:)

W razie czego - służę bodaj wszystkimi Gardnerkami:) Może dołączysz do klubu zgardnerowanych - gdzie są m.in. Niedźwiedź, Żonkil, Villena, Natalia M., Mama Misiakowa, Mama Żonkilowa, Mama Niedźwiedziowa i wyżej podpisany?:)
Użytkownik: Marylek 24.08.2020 23:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie dałbym Ci książki, w ... | misiak297
Z tego, co pamiętam, to jeszcze McAgnes jest w tym klubie :)

Na razie dziękuję, stos pożyczek zmniejsza się baaardzo powoli...
Użytkownik: jolekp 25.08.2020 16:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Z tego, co pamiętam, to j... | Marylek
W świecie Misiaka Gardnerki nie liczą się jako pełnoprawne pożyczanki i w związku z tym nie wpływają na liczebność stosów:)
Użytkownik: Marylek 25.08.2020 16:26 napisał(a):
Odpowiedź na: W świecie Misiaka Gardner... | jolekp
:D :D :D

Będę jednak asertywna!
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 09.12.2020 08:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 158. Od jed... | Marylek
Odnośnie Statystycznie rzecz biorąc czyli Ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla (Bąk Janina) - ja miałem podobne "problemy" z czytaną w zeszłym miesiącu Zła nauka: Krótka historia dziwacznych przekonań, błędnych wniosków i niewiarygodnie głupich teorii (Zimmermann Linda). Podobnie utrzymana w tonie nieustannej anegdoty, nie zwalnia na chwilę, wymagając chyba kompulsywnego skrzywienia twarzy w wymuszonym śmiechu (u Zimmermann także szyderczym).

Jeśli chcesz coś przystępnego ze statystyki, to nie mam niestety czegoś konkretnego do polecenia. Lekkie nie jest Pułapki myślenia: O myśleniu szybkim i wolnym (Kahneman Daniel), ale mowa jest tam o zastosowaniu w naukach społecznych i psychologii podstawowych dla mnie mechanizmów czy terminów statystycznych, tj. regresja do średniej, korelacja, schemat Bayesa, błędy pierwszego i drugiego rodzaju (choć nie zawsze jest to tak nazywane). Nie czytałem jeszcze, ale mam na półce, aby może kiedyś dzieciaki wprowadzić w bardziej zaawansowaną matematykę: Przygody Alexa w krainie liczb: Podróże po cudownym świecie matematyki (Bellos Alex) i Podstawy matematyki (Stewart Ian, Tall David) (Stewart to ten od Gabinet matematycznych zagadek (Stewart Ian), Histerie matematyczne: Gry i zabawy z matematyką (Stewart Ian) czy Nauka Świata Dysku I (Pratchett Terry, Stewart Ian, Cohen Jack) ). Zawsze też warto zajrzeć do klasyki, tj. cyklu Zerko ;)
Użytkownik: Marylek 10.12.2020 02:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Odnośnie Statystycznie rz... | LouriOpiekun BiblioNETki
Cóż, podobne odczucia miałam przy lekturze Bach, Beethoven i inne chłopaki czyli Historia muzyki wyłożona wreszcie jak należy (Barber David William), za dużo śmieszkowania i dowcipów wręcz uniemożliwiało czytanie. Chociaż nie wiem, czy tam nie było jednak więcej wspomnianych przeze mnie ziarenek wiedzy ;)

Pułapki myślenia: O myśleniu szybkim i wolnym (Kahneman Daniel) mam własne, należałoby się wreszcie za nie zabrać. Iana Stewarta też coś mam, w ogle to on kiedyś pisywał felietony do polskiej edycji Świata nauki i były one świetne. O, patrzy nawet teraz na mnie ze stosu Dlaczego prawda jest piękna: O symetrii w matematyce i fizyce (Stewart Ian), tylko wyciągnąć rękę. I mam jeszcze w kolejce Pi razy drzwi czyli Dziwne przypadki matematyki (Launay Mickaël), wydano już w Polsce kolejną książkę tego autora, a ja wciąż tamtej nie przeczytałam. Nie wiem, po co traciłam czas na panią Janinę, ech...

Nauka Świata Dysku I (Pratchett Terry, Stewart Ian, Cohen Jack) nie jest dla dzieci, czytałeś to? To jest dla dorosłych , nie tylko z powodu poruszanych zagadnień. ale sporego poziomu abstrakcji ;)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 10.12.2020 10:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Cóż, podobne odczucia mia... | Marylek
Jakoś mnie do Nauka Świata Dysku I (Pratchett Terry, Stewart Ian, Cohen Jack) nie ciągnie, mam kupę tych popularnonaukowych na półce, nie mówiąc już o dziele o wybitnym ciężarze gatunkowym, tj. Droga do rzeczywistości: Wyczerpujący przewodnik po prawach rządzących Wszechświatem (Penrose Roger).
Użytkownik: Marylek 10.12.2020 10:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakoś mnie do Nauka Świat... | LouriOpiekun BiblioNETki
Sprawdziłam - Penrose'a mam w schowku z komentarzem " ponoć bardzo trudna...", hmm...
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 10.12.2020 10:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Sprawdziłam - Penrose'a m... | Marylek
Tak, istotnie JEST bardzo, bardzo trudna. Na ponad 1100 stron autor przebiega w pierwszych kilkudziesięciu, może około 100 stronach od podstaw matematyki i fizyki do absolutnych szczytów tych nauk, jeśli chodzi o aparat pojęciowy, a potem już tylko na tym bazuje. Spodziewam się, że przy czytaniu, jeśli będę chciał wszystko zrozumieć, to będę musiał wyciągać z półek fachowe podręczniki, jak Równania różniczkowe cząstkowe (Evans Lawrence C.) czy Wstęp do teorii prawdopodobieństwa (Jakubowski Jacek [matematyk], Sztencel Rafał) albo Rachunek różniczkowy i całkowy: Tom 3 (Fichtenholz Grigorij).
Użytkownik: Marylek 10.12.2020 10:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, istotnie JEST bardzo... | LouriOpiekun BiblioNETki
To, obawiam się, przerasta mnie.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 10.12.2020 11:12 napisał(a):
Odpowiedź na: To, obawiam się, przerast... | Marylek
Może idź do księgarni, przejrzyj na spokojnie, wtedy może zdecydujesz? Bo zobacz, jak wysoka jest średnia ocen - i jak ja ją przeglądałem, to włączyło mi się "muszę to mieć koniecznie" ;)
Użytkownik: Marylek 10.12.2020 11:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Może idź do księgarni, pr... | LouriOpiekun BiblioNETki
Ale ja nie mam pojęcia o rachunku różniczkowym. Nawet w szkole tego nie miałam - nie ten profil.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 10.12.2020 11:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale ja nie mam pojęcia o ... | Marylek
Może wystarczy to, co tłumaczy na szybko pan Penrose ;) Nie no serio, nie chcę Cię całkiem zniechęcać, bo książka jest naprawdę wartościowa, a wiem, że lubisz intelektualne wyzwania. Choć podobno jest ona jak świecka Biblia - nie można sobie po prostu usiąść i przeczytać od deski do deski, wraca się do fragmentów, powoli je trawi, sięga do źródeł pobocznych, które pozwalają zrozumieć prawdziwy sens i konotacje :)
Użytkownik: jolekp 09.12.2020 14:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 158. Od jed... | Marylek
Mam bardzo podobne wrażenia ze "Statystycznie rzecz biorąc", choć oceniłam trochę mniej surowo. Cóż, nawet najlepsze poczucie humoru staje się męczące, gdy się je wciska butem w każdym zdaniu. Gdyby tej książki nie sprzedawać jako wspomnienia autorki z pracy nauczyciela akademickiego, a nie przewodnik po statystyce dla początkujących, byłoby to dużo uczciwsze. I rozczarowanie też byłoby pewnie mniejsze.
Użytkownik: Marylek 10.12.2020 02:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam bardzo podobne wrażen... | jolekp
Zdecydowanie masz rację. To są wspomnienia autorki z jej różnych życiowych sytuacji, ale i tak styl ciągłego dowcipkowania jest na dłuższą mete bardzo męczący.

I jest jeszcze coś: niebywała koncentracja autorki na własnej osobie. Ja, mnie, mój, moja, moje... Moja praca, moi studenci, mój mąż, moja mama, moja poprzeczka, moje zainteresowania... W dzienniku byłoby to choć trochę usprawiedliwione, choć dobry diarysta obserwuje raczej otoczenie i siebie w nim, a nie tylko i wyłącznie siebie.
Użytkownik: Marylek 10.12.2020 02:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam bardzo podobne wrażen... | jolekp
Tak mi jeszcze przyszło do głowy: spójrz na okładkę tej książki. Co pierwsze rzuca się w oczy, wybite największymi literami?

No właśnie :D
Użytkownik: misiak297 17.12.2020 10:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 158. Od jed... | Marylek
"Służące..." są rewelacyjne. Jeden z najlepszych reportaży, jakie kiedykolwiek czytałem.

A "Buddenbrookowie" niestety solidnie mnie rozczarowali. Pamiętam, że liczyłem na coś w rodzaju "Sagi rodu Forsyte'ów", a dostałem kilkanaście obrazków rodzinnych z gnającą akcją. Pewnie kiedyś do tego wrócę...
Użytkownik: Marylek 17.12.2020 11:19 napisał(a):
Odpowiedź na: "Służące..." są rewelacyj... | misiak297
"Buddenbrookami" jestem zachwycona. To dużo więcej, niż kilkanaście obrazków rodzinnych. To kropla wody, w którą można się wpatrzeć, a wtedy zobaczy się w niej cały świat, ze wszystkimi jego mechanizmami i zależnościami. Miniaturka kombinacji emocji i fatum. No, i trudno mówi o gnającej akcji, skoro jest tam np. umieranie rozpisane na dwadzieścia kilka stron, albo jeden krótki epizod gry na fortepianie na stron pięć. A te postacie! Tonia - wiecznie niedojrzała i egzaltowana, przekazująca te cechy swojej córce, a jednak najtwardsza; Tomasz - neurotyk obudowany skorupą konwenansów, płacący za to najwyższą cenę; Chrystian - o, takich Chrystianów mamy dziś multum, zapatrzonych w siebie, bezwolnych, dorosłych dzieciaków, niewiele potrafiących, a roszczących sobie pretensje do bycia kimś.

I jak zmienia się w ciągu tych krótkich przecież pięćdziesięciu lat obyczajowość, choć idzie to opornie. Na przykładzie etyki kupieckiej, ale obraz jest wystarczająco wyraźny, żeby móc go ekstrapolować na inne klasy.

Wróć kiedyś. Może po prostu byleś za młody :)
Użytkownik: misiak297 19.12.2020 22:57 napisał(a):
Odpowiedź na: "Buddenbrookami" jestem z... | Marylek
Pewnie kiedyś wrócę, ale dla mnie ta Clara - która chyba nie wypowiada w tej powieści ani jednego zdania - pozostała symbolem "Buddenbrooków". Może niesprawiedliwie.
Użytkownik: misiak297 19.12.2020 22:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 158. Od jed... | Marylek
Dziwne... Już w "Domu sióstr" było od groma podobieństw do "Przeminęło z wiatrem"...
Użytkownik: Marylek 20.12.2020 12:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziwne... Już w "Domu sió... | misiak297
Tam była jedna scena, a coś takiego może się zdarzyć, tyle jest archetypowych scen w literaturze. Natomiast tutaj cała postać głównej bohaterki ma w sobie tyle podobieństw, że mnie to drażni.

Pani Link, ogólnie rzecz biorąc, stawia na kobiety. W jej powieściach kryminalnych kobieta (lub większa ich liczba) zawsze gra główną rolę, zawsze musi być silna i radzić sobie z przeciwnościami losu. Taka konwencja. I to jest ok. Ale nie podoba mi się duża liczba scen i sytuacji podobnych lub kojarzących się z jednym, konkretnym tytułem. Nie wiem, jak mam do tego podejść. Inne czasy, obyczaje, relacje. A reakcje w podobnych sytuacjach - identyczne. Może to jest psychologicznie uzasadnione. Sądzę, że gdyby to było zamierzone, autorka napomknęłaby coś na ten temat. Może tak będzie w ostatnim tomie trylogii? Nie wiadomo. Jeśli jest to niezamierzone, to chyba Charlotte Link pozostaje pod bardzo silnym wrażeniem powieści Margaret Mitchell.
Użytkownik: misiak297 20.12.2020 18:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Tam była jedna scena, a c... | Marylek
Żeby tam była jedna scena... ale niestety, pewnych powtórzeń fabularnych było więcej.

I chyba to mnie skutecznie zraziło do Link.
Użytkownik: Marylek 20.12.2020 21:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Żeby tam była jedna scena... | misiak297
No, to takich może nie powtórzeń, a co najmniej podobieństw jest w "Czasie burz" sporo. To mnie drażni, ale kontynuację jednak przeczytam - i wtedy zobaczymy.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 29.12.2020 10:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Grudzień 158. Od jed... | Marylek
Piszesz o "Ziemi nie do życia":

"jak na ironię losu", "obywatelom zarzuty mogą zakrawać na przesadę"

To mi przypomina, jak kiedyś na rozmowie o pracę haerowiec na koniec zapragnął "dać mi kilka rad" co do tego, jak mogę lepiej się prezentować. Ogólnie spoko, ale strasznie mnie korciło, by jemu także udzielić pewnej porady językowej, bo z wielkim upodobaniem rozpoczynał zdania konstrukcją "tym niemniej jednak" :D
Użytkownik: Marylek 29.12.2020 10:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Piszesz o "Ziemi nie do ż... | LouriOpiekun BiblioNETki
Takie niechlujstwo językowe wkurza mnie zawsze. jednak częściej spotyka się je w literaturze popularnej. Czasem mam wrzenie, że wydawcy traktują np. kryminały jak maszynki do zarabiania pieniędzy i zlecają przekład chcącym dorobić sobie parę grosików amatorom. To też jest wstrętne. Jednak w literaturze mającej ambicje nauczenia czegoś, przedstawienia czy rozpowszechnienia jakiegoś poglądu, to bardziej niż karygodne. To obniża merytoryczną wartość książki, niestety.

A już wpadka z Dreiserem - horrendalna! Wszak redakcję powinni robi fachowcy, osoby zawodowo zajmujące się książkami i literaturą. I ktoś taki robi przypis, żeby - co? Uświadomić coś czytelnikowi, ułatwić mu życie, nauczyć go czegoś? Jak można wprowadzać przypisem czytelnika w błąd? O, tempora!... :(
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: