Dodany: 31.12.2019 10:32|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Rzeźniczka z Małej Birmy
Nesser Håkan

3 osoby polecają ten tekst.

Czasem trzeba wziąć byka za rogi


Przywiązałam się do inspektora Barbarottiego na tyle, że z chwilą, gdy została mi na pożyczkowej półce już tylko jedna nieprzeczytana powieść z jego udziałem, przez parę tygodni toczyłam ze sobą zmagania pod hasłem „czytać czy czekać”? Wygrała chęć przeczytania. I… cóż, tak strasznie smutnego kryminału nie czytałam od czasu „Niespokojnego człowieka”, w którym Mankell kazał mi się pożegnać z Wallanderem. Nie, to nie to samo, Nesser nie powtórzyłby pomysłu swojego kolegi po piórze i rodaka – ale smutno jest diabelnie.

Powody do smutku ma Barbarotti – jakie, czytelnik dowie się zaraz na początku – niewesoły nastrój towarzyszy przez prawie cały czas Evie Backman, a i w komisarzu Asunanderze, który wszak powinien się cieszyć coraz bliższą emeryturą, czai się jakieś pomieszane uczucie przygnębienia i niepokoju. Cóż dopiero mówić o postaci tytułowej, z którą Barbarotti i Backman będą musieli zapoznać się bliżej, bo Asunanderowi wpadło do głowy odgrzebanie pewnej nierozwiązanej sprawy sprzed kilku lat. „Mała Birma” to nazwa gospodarstwa rolnego, gdzie została popełniona okrutna zbrodnia, a „rzeźniczką” – nie tylko z racji wykonywanego przez pewien czas zawodu – nazwano żonę denata, która przyznała się do zabójstwa (czemu właściwie nikt się nie dziwił, jeśli tylko choć trochę znał nieboszczyka… A i czytelnik raczej jej współczuje, poznając retrospektywne fragmenty opowieści, ukazane z jej punktu widzenia).

Odsiedziawszy zasądzoną karę, Ellen Bjarnebo wróciła do rodzinnego miasta; po jakimś czasie trafił się mężczyzna, który nie bał się wejść z nią w związek, zamieszkali razem i… nie minął rok, jak Arnold Morinder zniknął bez śladu. Z domku letniskowego, w którym oboje wypoczywali, pojechał po gazetę i już nie wrócił; moped (jak się dowiedziałam z niezawodnej skarbnicy wiedzy wszelakiej, jest to po prostu używana w Europie Zachodniej i Skandynawii nazwa na określenie motoroweru) znaleziono potem w bagnie, ale ciała nie było ani tam, ani nigdzie indziej. Oczywiście pierwsze podejrzenia padły na jego partnerkę, jednak nie było nawet jednej poszlaki, która mogłaby doprowadzić do udowodnienia jej winy.

Więc czemu akurat teraz trzeba się tym zająć? Gunnar podejrzewa, że szef chce „przetestować jego zdolność do pracy”[1] i oderwać go od osobistych zmartwień, choć głośno mówi, że pewnie „Asunander (…) chce po sobie posprzątać. Przejrzeć sprawy, które być może da się rozwiązać, zanim się wycofa”[2], Eva zaś podejrzewa istnienie jakiegoś drugiego dna: „nie sądzę, żeby wyciągnął tę sprawę na chybił trafił”[3]. Tak czy inaczej, skoro już coś takiego zaistniało, nawet człowiek pogrążony w smutku powinien „chwycić byka za rogi i zrobić to porządnie”[4]. Więc robi. Bardzo porządnie, jak zawsze zresztą. Analizuje nie tylko okoliczności zaginięcia Morindera, ale też wcześniejszej – choć przecież już ukaranej – zbrodni. I im dalej zagłębia się w szczegóły, tym bardziej jest pewien, że coś tu nie pasuje. Żeby wiedzieć, co, przede wszystkim musi porozmawiać z „rzeźniczką z Małej Birmy” – a kiedy próbuje ją odszukać, dowiaduje się, że już opuściła pensjonat, w którym miała spędzić dwa tygodnie, lecz nie zjawiła się ani w domu, ani u syna i nikomu nie dała znać, gdzie jest. Eva, pracująca równocześnie nad sprawą tajemniczej śmierci młodego prawicowego polityka, przez przypadek wchodzi w posiadanie pewnej istotnej dla dochodzenia informacji, a także pomaga Gunnarowi odnaleźć Bjarnebo. Rezultat śledztwa troszkę wywróci do góry nogami wstępne założenia… ale przynajmniej Asunander dowie się tego, o co mu chodziło.

Mimo tego wszechogarniającego smutku – swoją drogą, skłaniającego do refleksji, bo czy można przejść obojętnie obok stwierdzenia Evy: „cały czas gaśniemy, właśnie na tym upływa nam życie. Na gaśnięciu, kłótniach i wzajemnym niezrozumieniu. A potem umieramy. Za wcześnie lub za późno. (…) To nie umarłych opłakujemy (…). Opłakujemy nas samych. Nie śmierć, lecz życie”[5]? – uważam ten tom za jeden z najlepszych w serii, z doskonale rozbudowanym tłem obyczajowym i kapitalnie nakreśloną psychologią postaci, ze sporą dozą wzruszeń, i oceniłabym go na pełną piątkę, gdyby mi nie popsuła wrażeń krótkotrwała, a niepotrzebna zmiana czasu narracji na teraźniejszy w drugiej części.

[1] Håkan Nesser, „Rzeźniczka z Małej Birmy”, przeł. Maciej Muszalski, wyd. Czarna Owca, 2015, cz.1, s. 42.
[2] Tamże, s. 139.
[3] Tamże, s. 136.
[4] Tamże, s. 42.
[5] Tamże, cz.2, s. 100-101.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 415
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: