Dodany: 14.03.2005 08:22|Autor: Agis

Tak straszne, że aż fascynujące


Na początku był Graves. Jego książki o Klaudiuszu zaintrygowały mnie na tyle, że postanowiłam nadrobić braki i zająć się historią, w szczególności starożytnym Rzymem. Tym sposobem dotarłam do książki Elisabeth Dored. Autorka nie poraża talentem tak jak Graves, ale jej książka jest z całą pewnością warta uwagi. Dored zainteresowała się postacią, po której zostało niezbyt wiele pamiątek. Córka cesarza Augusta - Julia - została przez swojego ojca wyklęta, przez co zabraniano wymieniania jej imienia i zniszczono wszystkie posągi ją przedstawiające. Dlaczego? Rzekomo August zdruzgotany był jej prowadzeniem się. Dored proponuje nam jednak zupełnie inną wersję tej historii. Trzeba jej przyznać, że choć akcja nie jest tak porywająca, jak by można sobie życzyć, to do perfekcji opanowała sztukę pisania o uczuciach, przedstawiania ulotnych i stałych stanów emocjonalnych. Można też traktować ją jako kopalnię sentencji, bo wiele zdań autorki ma właśnie taki wymiar. "Najcięższe walki staczamy sami z sobą i wtedy odnosimy największe zwycięstwa." To taka mała próbka.

Książka napisana jest w pierwszej osobie. Towarzyszymy Julii od jej najwcześniejszych wspomnień, które związane są z odebraniem jej spod opieki matki - Skrybonii - z którą August rozwiódł się, by poślubić Liwię. Liczne retrospekcje pozwalają zresztą poznać świat dawnego Rzymu na długo przed urodzeniem córki cezara. Julia to wesoła, urocza i wrażliwa dziewczyna, od najmłodszych lat zakochana (z wzajemnością) w synu Liwii z pierwszego małżeństwa - Tyberiuszu. Niestety, nie żyła w czasach, w których wybór małżonka należał do zainteresowanej. Była dobrą i cenną partią, za pomocą której ojciec mógł osiągać ważne dla siebie cele i dlatego wydał ją za mąż za osobę, dla której Julia nie ma zbyt wielu gorących uczuć. Pierwszy małżonek szybko umiera (czy rzeczywiście jest to naturalna śmierć?), a Julia, która liczy na to, że być może teraz ojciec weźmie pod uwagę to, co ona ma do powiedzenia, zostaje ponownie wydana za o wiele starszego od siebie Agrypę. O dziwo, to małżeństwo jest bardzo udane. Nie ma w nim miejsca na wielkie porywy serca i namiętności, ale jest spokój, bezpieczeństwo, przyjaźń. Te wartości, które zapewniają tak naprawdę szczęście dwojga ludzi lepiej niż burzące się emocje. Niestety, i Agrypa po latach wspólnego życia umiera (i w tym wypadku najprawdopodobniej znów nie mamy do czynienia z naturalnym odejściem z tego świata). Wdowa cierpi. "Nigdy nie wygłaszał frazesów, że życie musi płynąć dalej albo, że czas leczy wszystkie rany - wręcz przeciwnie, jemu mogłam powiedzieć, że moje cierpienie wzmaga się z każdym dniem, ponieważ uprzytamniam sobie coraz wyraźniej ogrom poniesionej straty". Tak wypowie się o przyjacielu, który pomógł jej przeżyć najtrudniejsze chwile. Julia z każdym dniem bardziej uświadamia sobie, jakie szczęście dawało jej to małżeństwo, tym bardziej, że kolejny mąż - ten, na którego tak długo czekała, czyli Tyberiusz - nie będzie potrafił już go jej dać. Czyżby głos za małżeństwem z rozsądku...? Właściwie od śmierci Agrypy wszystko będzie szło coraz gorzej. Sieć intryg snutych przez nienawidzącą jej macochę i jednocześnie teściową - Liwię - powoli zacznie zacieśniać się nad jej głową. Najpierw straci najmłodszego synka, pierwsze dziecko Tyberiusza. Będzie to strata tym bardziej straszna, że dzieci bardzo kochała, były w jej życiu najważniejsze, była dla nich łagodna i czuła. Dowie się, że synek nie musiał umierać. Że ktoś w tym maczał palce, a ślady po tej interwencji zostały na pożółkłej od trucizny zabawce dziecka. Kiedy zdesperowana ujawnia Liwii, co wie o jej działalności, Liwia tak stara się przedstawić sprawę mężowi, by stracił zaufanie do córki i zgodził się na umieszczenie jej na samotnej wysepce, na wygnaniu. Przyzwyczajona do ludzi i zbytku Julia nagle zostaje sama, tylko z troską o dzieci, za pożywienie mając jedynie kaszę z wodą. Nigdy już nie miała wrócić do świata, zresztą kiedy zaczęła dowiadywać się o śmierci lub wygnaniu wszystkich swoich dzieci, przestało jej na tym zależeć.

Tak w telegraficznym skrócie przedstawiają się losy Julii. Niełatwo było być córką cezara. Nie można było być po prostu sobą, realizować swoich marzeń i ambicji. Trzeba było być zawsze do dyspozycji ojca, który kierował się wyłącznie "dobrem imperium". Trzeba było patrzeć na śmierć swoich dzieci i być zupełnie pozbawioną mocy działania. Działała za to za kilkunastu żona cezara, do której miał pełne zaufanie i której o intrygi i zdolność do mordu w ogóle nie podejrzewał. Historia tego okresu jest barwna, krwista i niesie ze sobą dużą wiedzę na temat systemów dyktatorskich i zła, do którego zdolny jest człowiek. Mówi o wielkości człowieka, ale w złym znaczeniu. O wielkości jego okrucieństwa i głupoty. To tak straszne, że aż fascynujące. Chcę wiedzieć więcej, muszę więcej o tym przeczytać. W kolejce czeka Swetoniusz.

Książka ta uświadomiła mi, jak ważna jest historia, do której do tej pory miałam lekceważący stosunek (wyliczanie wojen, wojenek i bitw). Pokazuje, jak jesteśmy czasami płytcy, skłonni do szybkiego wystawiania ocen na podstawie kilku faktów. A tymczasem nie ma postaci jednoznacznych, a to wszystko, co działo się kiedyś, stwarza tylko pole do nieskończonej liczby domniemywań. Szkoda, że tak późno to odkryłam.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4651
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: