Dodany: 17.10.2019 19:21|Autor: Krzysztof

Czytatnik: Zapiski

5 osób poleca ten tekst.

Góry i słowa


220919
Nocowałem w znanym mi i lubianym domu w Proboszczowie, na Pogórzu Kaczawskim.
Sprecyzowanych planów wędrówki na ten dzień nie miałem, dopiero rano, szykując się do wyjścia, pomyślałem, że skoro jestem blisko Ostrzycy, to jakże ją ominąć...
Zaparkowałem u podnóża góry i spojrzałem na zegarek: zbliżała się szósta. Zdążę? Na szczyt miałem mniej niż dwa kilometry, ale blisko 200 metrów pod górę. Jakieś pięćdziesiąt pięter. Poszedłem szybkim krokiem, a za plecami Eos, nie czekając na mnie, rozchylała swoje pomarańczowe i szafranowe ciuszki. Nie jestem sprinterem, mogę iść calutki dzień, ale w spokojnym tempie, a teraz goniłem. W efekcie musiałem robić chwilowe przerwy dla wyrównania oddechu. Bogini całą wschodnią stronę nieba rozpaliła, tak się spieszyła, i jeszcze dopominała się pochwał. Chwaliłem ją, bo faktycznie, dzisiaj pokazała się w pełnej krasie.
W lesie było niemal ciemno. Ostatnia część szlaku wiedzie nierównymi schodami ułożonymi z bloków czarnego bazaltu, które w tej szarej godzinie wydawały się bardzo ponure. Budziły myśli o podziemiach, o Pandemonium i Hadesie, ale przecież wiodły nie w dół, a w górę, ku Heliosowi i przestrzeni otwartej na światło.
Była godzina 6.35, gdy po czterdziestu minutach forsownego marszu, spocony i zziajany, stanąłem na szczycie. W pięć minut później wzeszło słońce.
Maleńki rąbek rozświetlił się na horyzoncie podzielonym na dwie odmienne części: góry były ciemnogranatowe, niebo w ciepłych barwach – od żółci, przez pomarańczowe odcienie, do seledynów i dalej głębokich błękitów. Czerwony punkcik błyskawicznie, dosłownie w oczach, wznosił się. Skalne rumowisko przede mną leciutko zabarwiło się intensywnym kolorem wschodzącego słońca, w chwilę później na skale za mną pojawił się mój cień, zrazu nikły, jednak z minuty na minutę intensywniejący. Daleko w dole długie cienie samotnych drzew przechodziły takie same przemiany. Cały rozległy widnokrąg się zmieniał. Światło, początkowo silnie barwione oranżem, mieszało się z ciemnymi barwami nocy szybko je wypierając, a jaśniejąc, traciło nasycenie. Pół godziny później góry wokół mnie, lasy i pola, zalewał potok najczystszego światła, tylko tu i ówdzie ostały się resztki białych mgieł porannych. Czułem radość patrząc na świetlny spektakl. W te pierwsze minuty dnia świat wydawał się świetlisty, wszak światło dobyło go z mroku, malowało i niemal tworzyło. Wiatru nie było, w idealnej ciszy słyszałem… muchę. Spojrzawszy za dźwiękiem, zobaczyłem myszkę na skale, przez mgnienie oka patrzyliśmy na siebie.
Cisza i kolory pierwszych chwil letniego dnia...
Warto było. Niechbym nawet nic już nie zobaczył i nie przeżył w tym dniu, dla tych paru chwil patrzenia na cud narodzin dnia, na wyłanianie się słońca zza horyzontu, warto było gonić pod górę, zrywać się w ciemności, jechać 150 kilometrów.
Sprawdziłem później czasy na zdjęciach: w trzy minuty od pojawienia się, słońce oderwało się od horyzontu i rozpoczęło swoją wyjątkową wędrówkę. Wszak zaczynał się ostatni dzień lata, czyli dzień przełomowy. Jutrzejsza noc będzie już odrobinę dłuższa od dnia, dzisiejszy dzień jeszcze ma malutką przewagę nad nocą.
Schodząc, zwróciłem uwagę na gołoborza. Omszałe, czarne w ciemnym lesie, wydają się niepodległe naszym prawom upływu czasu – jakby z innego świata były. Poniżej schodów szlak wiedzie lipową aleją. Drzewa są stare, pokaźnych rozmiarów, ładne, swojskie, ciepłe. Widziałem je parę razy, zawsze wyobrażając sobie te drzewa w czasie kwitnienia. Obraz urzeka barwami, zapachami i dźwiękami.
* * *
Rok temu zauważyłem wieżę na szczycie jednej z kaczawskich górek, dzisiaj przyszła pora na poznanie jej z bliska. Okazało się, że na zboczach zbudowano kilka ścieżek rowerowych, postawiono tablice informacyjne, no i wieżę widokową, pierwszą w Górach Kaczawskich (jeśli nie liczyć poniemieckich w Chełmach), a to wszystko przy wydatnej pomocy finansowej Unii. Z opisu dowiedziałem się, że celem inwestycji było zmniejszenie antropopresji na środowisko.
Pozwolę sobie tutaj na uwagę.
W naszym języku jeszcze funkcjonuje (zapominane już, jak wiele innych) powiedzenie o trafieniu kulą w płot, na określenie skrajnego mijania się zamierzeń i efektów. Wcześniej nie było tam ścieżek, biegł tylko jeden, mało używany, szlak pieszy. Pusto było, w miarę czysto, i cicho. Zbudowanie torów rowerowych i wieży spowoduje znaczny wzrost ilości ludzi bywających na zboczach góry, a tym samym nie zmniejszy, a zwiększy antropopresję, ponieważ człowiek to takie zwierzę, które pełną butelkę przytarga w góry, pusta ciąży mu okrutnie, a gdy ścieżka wyda mu się niewygodna, obok wydepcze drugą. Dobitnie widać tę jego cechę na Trójgarbie w Górach Wałbrzyskich, w związku z niedawno zbudowaną wieżą na szczycie. Właściwym działaniem dla zmniejszenia antropopresji byłoby zaoranie istniejących ścieżek i szlaków, a nie budowa nowych.
W publicznych wypowiedziach czasami pojawiają obcojęzyczne słowa, stają się modne i powszechnie używane, nierzadko błędnie. Typowym przykładem jest rewitalizacja. Pomalują ściany domu, zasadzą wokół drzewka, i krzyczą o rewitalizacji. Otóż tym wszystkim, którzy bezmyślnie małpują słowa im nieznane a modne, chcę tutaj powiedzieć, że rewitalizacja jest przywróceniem do życia, a nie zwykłym remontem. Jeśli ktoś kupi rozlatujący się, pusty pałac, wyremontuje go i zacznie używać, wtedy będzie mógł powiedzieć o rewitalizacji, wszak budowlę przywrócił do życia. Pomalowanie fasady jest tylko drobnym remontem, a nie przywróceniem do życia.
Samo słowo nie podoba mi się. Czyż nie ładniej by brzmiało powiedzenie właściciela tego przykładowego pałacu, że przywrócił go do życia, a nie rewitalizował?
Za niewłaściwe mam używanie w języku nienaukowym wyrażeń obcojęzycznych, jeśli nasz język doskonale sobie radzi bez zapożyczeń. Może poza zadomowionymi wyrażeniami, jak na przykład vice versa czy a propos, ale to nieliczne wyjątki. Poza nimi wiatrówka jest wiatrówką, nie windstopperem, a zamiast antropopresji poprawniej byłoby powiedzieć o presji człowieka, albo, ściślej i bez eufemizmu, o degradowaniu środowiska przez ludzi. Antropopresja może pasuje w naukowym opracowaniu, natomiast w codziennym języku jest pokazówką w rodzaju: „A ja znam obce słowo!”. Albo: „Wszyscy używają to i ja będę, bo chcę być trendy!”.
Tory rowerowe zbudowane na odwiedzonej górze nie są zwykłymi torami czy ścieżkami, skąd! To są single tracki. Tak właśnie piszą: trzon wyrazu po angielsku, jednak odmiana jest polska. No i czytam jakieś kulfoniaste „tracki” i „tracków”. W naszym języku trudno zbudować nowe słowa, skoro więc zapożyczamy, może lepiej byłoby spolszczyć nieco pisownię, tak, jak to zrobiono ze słowami fajny, wehikuł czy rower? Może pisać single traki, a nie te okropne tracki? Albo stosować pisownię angielską, czyli używać formy tracks; będzie dziwnie jak na nasze normy, ale przynajmniej poprawnie.
Tylko kogo to obchodzi? Na wspomnianych tablicach roi się od błędów, nie tylko stylistycznych. Ktoś nie zauważył, może nie był w stanie dostrzec, nikt go nie poprawił, tablice stoją i będą stały z błędami, które najwyraźniej nikomu nie przeszkadzają.

PS
Piszę wyłącznie o swoim odbiorze. Nie było moim zamierzeniem wygłaszanie opinii ex cathedra, jednak upieram się przy jednej zasadzie: należy starać się pisać bez błędów.
Tego wymaga szacunek do ojczystego języka.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1230
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 16
Użytkownik: Anna125 17.10.2019 20:31 napisał(a):
Odpowiedź na: 220919 Nocowałem w znany... | Krzysztof
Antropopresja, nie do wiary:( Żal, masz rację. Nie chcę tych ułatwień i ścieżek rowerowych, tam są niepotrzebne. Zostawmy jak najwięcej przyrody tam, gdzie ona jeszcze jest. Zaiste żyjemy w epoce dominacji człowieka, zmienia nasz jedyny świat w śmietnik. Antropocen, eh.
Pięknie zestawiłeś te dwa fragmenty. Piszesz o Eos tak, jakbyś malował obraz. Jest ruchomy i nawet można zaprzyjaźnić się z muchą:)
Użytkownik: Krzysztof 17.10.2019 21:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Antropopresja, nie do wia... | Anna125
Dziękuję, Chomiku.
Mam mieszane odczucia w związku z tymi górskimi trasami rowerowymi.
Z jednej strony widzę starania projektantów oszczędzania lasu, widzę, jak ścieżka kluczy omijając drzewa, z drugiej strony widzę naruszenie runa i wysypanie na ścieżkę ton kamyków czy miału skalnego, które trzeba było dostarczyć na zbocze góry, a warto pamiętać, że te ścieżki będą wymagały napraw ich powierzchni. I po co to wszystko? Żeby rowerzysta mógł jeździć po terenie, który tak naprawdę nie jest dla roweru.
Nie unikniemy tej… hmm, antropopresji. Te ścieżki już są. Można pocieszać się wynikiem obserwacji: typowemu rowerzyście górskiemu, użytkownikowi tych single traków, puste butelki jakby mniej ciążyły niż wielu innym. Jednak cień wątpliwości, także trochę sprzeciwu i obaw, zostają.
Ten tekst złożyłem z dwóch tekstów oryginalnych właśnie po to, żeby zestawienie wypadło kontrastowo :-)
Użytkownik: Anna125 17.10.2019 22:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, Chomiku. Mam m... | Krzysztof
Ja też miałam mieszane uczucia. Zastanawiałam się nad tym, pisząc komentarz, bo przecież rowery są "zdrowe", jednak doszłam do wniosku, że cięcie gór po to, aby zdobywać szczyty pedałując już nie.
Można usypać góry w miastach, na terenach uprzemysłowionych, zmienionych ręką człowieka, dlaczego robić to z tymi, które są dziewicze. Po co?
Rower jest środkiem komunikacji. Cel - szybsze przemieszczanie się do pracy, sklepu, znajomych. Dlaczego ma posłużyć do szybkiego dotarcia do miejsc, w których mało jest cywilizacji. Takie dwa w jednym, znowu, kolejne.
Przed miejscami w miarę nietkniętymi wybudowałabym sztuczne wzniesienia i niech sobie po nich jeżdżą, a nagrodą byłaby na końcu seria zdjęć: z osiągów rowerowych i widoków, których doświadczyliby, gdyby poszli piechotą.
Wyrzucanie swoich śmieci jest dla mnie niedopuszczalne, jeszcze trochę to zamienimy swój świat w jedno wielkie wysypisko śmieci. Wschody i zachody słońca będą ładniejsze, bo różne pyły zabarwiają, eh.
Wiesz, wolę rowery lecz w strefach zindustrializowanych, gdzie indziej już nie. Po co jeździmy w różne zakątki kraju, świata? aby sprawdzić, że na rowerze, nartach można zjechać z Himalajów? żeby zainteresować swoim wyczynem innych, żeby samemu sobie udowodnić, że potrafię? Dziwne.
Użytkownik: J 18.10.2019 02:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też miałam mieszane uc... | Anna125
Rowerem można jeździć po górach, oczywiście nie wszystkich. Przekonałem się o tym dopiero niedawno. I nie są do tego niezbędne specjalnie preparowane "ścieżki rowerowe". Gdyby zaś posunąć się dalej w stronę eliminacji "antropopresji", można by w ogóle zakazać wstępu do gór, rezerwatów czy parków narodowych. Bo przecież jak tylko tam wpuścić jakiś okaz gatunku dość ironicznie nazywanego "homo sapiens", to zaraz wejdzie w szkodę i dokona zniszczeń. Obowiązkowo rozrzuci śmieci, zerwie chronioną roślinę, poprzestawia kamyki pracowicie przez miliony lat siłami natury aranżowane, zaś niezbędną do "podtarcia się" celulozę pozostawi pod każdym krzaczkiem. Oczywiście, jak to u nas, zakaz nie dotyczyłby grup uprzywilejowanych: pracowników parków narodowych, obserwatoriów i schronisk; geologów, politykierów przecinających wstęgi i kleru wwożonego na szczyty w celu odprawienia rytuałów. Tylko co komu z takich gór?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 18.10.2019 07:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Rowerem można jeździć po ... | J
Ironia ironią, ale wierz mi, człowiek naprawdę potrafi zrobić w miejscach skądinąd pięknych coś takiego, że innym ludziom obrzydną, i nie chodzi o przestawianie kamieni...
Mieszkam na terenie turystycznym, wśród lasów mieszanych z dominacją buka i świerku. Niszczą miejscowi i niszczą turyści. Ci pierwsi zimą wycinają na handel nieliczne jodełki, mozolnie nasadzane przez leśników, lecz rzadko osiągające wysokość wyższą niż dwa metry, no bo w tym rozmiarze choineczka dobrze się sprzedaje; latem wychodzą na jagody z metalowymi grabiami, którymi drą bezlitośnie jagodziny, zrywając i liście, i owoce dojrzałe, i niedojrzałe - im to nie wadzi, bo co się nie nada, to przecież przed sprzedażą wyrzucą, a że w tym miejscu już nikt nic nie zbierze, że się na następny rok niewiele nowych roślin wysieje, kto by o tym myślał; a przez cały rok spuszczają szamba w pobliżu ujęć wody pitnej, myją auta nad Wisłą lub strumykami do niej wpadającymi, wywożą do lasu zardzewiałe pralki i potrzaskane sedesy.
Ci drudzy idą szlakiem, albo i nadwiślańską promenadą, i rzucają za siebie puszki, butelki, kartoniki, papiery ze wszystkiego, co po drodze wypiją lub zjedzą. Szłam kiedyś za rodziną z dziećmi, która gdyby mi znikła z oczu, mogłaby być śledzona za pomocą pozostawianych papierków po cukierkach; na kilkusetmetrowym odcinku narzucali ich coś ze 30. Chodniki w mieście całe w cętki z wyplutych gum, trawniki obsypane petami. Celuloza pod krzaczkiem to jeszcze najmniejszy problem, bo się stosunkowo szybko rozłoży, ale pampers raczej nie, a to widok dość powszechny w otoczeniu miejsc piknikowych i placów zabaw. Harcerze potem to wszystko zbierają w ramach "sprzątania świata", ale przecież nie o to chodzi...
Użytkownik: Krzysztof 18.10.2019 17:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Rowerem można jeździć po ... | J
Presję na środowisko wywierają wszystkie zwierzęta, nie tylko ludzie. Wystarczy uważniej patrzeć, żeby dostrzec młode drzewka ogryzione przez sarny, spore już drzewa uschnięte po ocieraniu się o nie jeleni, albo poszycie zryte przez dziki. Tyle że takie zniszczenia mieszczą się w pewnej normie i nie naruszają równowagi przyrody. Wiadomo też, że zwierzę nie zostawi plastików po napojach, a tylko wymiesza łapami czy racicami błoto u wodopoju.
Nas jest za dużo, żeby bez ograniczeń korzystać z uroków niezmienionej przyrody. Po prostu za dużo, a ponieważ trudno o limity i ich przestrzeganie na otwartych przestrzeniach, dlatego szczególnej wagi nabiera nasze zachowanie ograniczające destrukcyjny wpływ na przyrodę.
Alternatywą są zadeptane i zaśmiecone lasy i kolejki ludzi chętnych wejść na górę, jak to się już dzieje w Tatrach. Albo ogrodzenie nienaruszonych jeszcze obszarów i wpuszczanie ludzi pod nadzorem, na przykład elektronicznym. Uważam taką wizję za wysoce prawdopodobną.
Powinniśmy w końcu przyjąć do wiadomości, że Ziemia nie jest naszą własnością i nie możemy spełniać jej kosztem wszystkich naszych zachcianek.
Użytkownik: Krzysztof 18.10.2019 17:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też miałam mieszane uc... | Anna125
Myślę podobnie, Chomiku.
Podejrzewam, że w jeżdżeniu single trakami nie tylko, a nawet nie tyle o rekreację chodzi, co o dreszczyk emocji, zwłaszcza na trudnych szlakach. Można by powiedzieć, że dreszczyk byłby nie mniejszy na trasach wyznaczonych w nieczynnych wyrobiskach kamieni, dość licznych w Sudetach. Teren już jest tam zdewastowany przyrodniczo, a wyznaczenie ścieżek nie byłoby ani drogie, ani kłopotliwe. Różnych ścieżek – od łatwych, do skrajnie trudnych.
Rower, w przeciwieństwie do motocykli i quadów, niszczy polne dróżki nie więcej, niż przejście zwierząt, czyli bardzo niewiele, a że jest ich w Sudetach dużo (leśnych, polnych, kamienistych, płaskich i na wzniesieniach, suchych i błotnistych), jeździć można gdzie oczy i pedały poniosą – bez inwestycji i bez naruszania równowagi, chyba że jeździłyby tłumy.

Chomiku, nierzadko widzę w moich górach motocykle i quady, ale też i samochody terenowe. Kiedyś kierowca takiej maszyny zatrzymał się przy nas (byłem wtedy z Jankiem) i zapytał:
– Co wy tak z buta chodzicie?
No i popatrz, jak wszystko się pomieszało! To, co być powinno normą, na naszych oczach staje się dziwactwem.
Użytkownik: Anna125 18.10.2019 21:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę podobnie, Chomiku. ... | Krzysztof
Tak, Krzyśku, ale jak się tnie górę wieloma szlakami, to już nie jest w porządku, lecz naruszanie chwiejnej równowagi. Jedna ścieżka nie wystarczy?
Motocyklom i quadom w ogóle zabroniłabym wstępu.
Kłopotem jest zdaje mi się aktywizacja regionu, a więc pieniądze. Z chęcią dawałabym je na zachowanie, a nie na taki rozwój. Ten świat nie jest nasz, nasze są miasta i tam się rządźmy i urządzajmy je podług naszych upodobań. Stosunkowo słabo nam to wychodzi, więc sięgamy po nie swoje tereny, które nie my stworzyliśmy.
Użytkownik: Krzysztof 21.10.2019 22:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, Krzyśku, ale jak się... | Anna125
Znowu zgadzam się z Tobą, Chomiku.
My (czyli w pewnej mierze ja też) mamy taki myślowy odruch: chcemy w jakikolwiek sposób korzystać z natury, z zasobów Ziemi, możemy, więc robimy. A powinniśmy coraz częściej rezygnować z części naszych „chceń” z powodu kosztów pozamaterialnych, z powodu konieczności dbałości o Ziemię, dom nie tylko nasz, ale i mnóstwa innych żywych organizmów.
Byłem wczoraj z Jankiem w Chełmach, to rejon Pogórza Kaczawskiego. Jest tam rezerwat ustanowiony dla ochrony wyjątkowo rzadko spotykanej paproci. Patrzyłem na nią. Dla mnie, botanicznego analfabety, zwykła roślinka, ale cieszyłem się widząc ją i wiedząc, że coś dla jej ratowania robimy, bo kolejny gatunek żywego organizmu może bezpowrotnie zginąć przez nas.
Użytkownik: Anna125 24.10.2019 20:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Znowu zgadzam się z Tobą,... | Krzysztof
Oj, tak, i ja się zgadzam z Tobą.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 24.10.2019 11:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę podobnie, Chomiku. ... | Krzysztof
A ja jestem zdania, że zakazywanie całkowite wstępu to wylewanie dziecka z kąpielą - w końcu straciłbym bardzo na tym, że - umiejąc się zachować na szlaku - na ów szlak nie mógłbym wejść. I wówczas gdzie ładowałbym baterie? Mam jeszcze ten jeden zakątek gór polskich, gdzie najwyższy szczyt zbyt wysoki nie jest (żona celnie nazwała go "policyjnym szczytem" - ktoś rozszyfruje, jakiż to i czemu tak?), gdzie mało kogo da się na szlaku uświadczyć, gdzie jest jeszcze dziko - bo nie jest tak widowiskowo, bo markety nie stoją co krok, a baza noclegowa (jeszcze) niewielka i zbyt przypomina wygody czasów prylu. Ale i tam coraz trudniej o spokój. I o ów brak spokoju bardzo starają się miejscowi: jak tu "zrewitalizować", "umarketingowić", zrobić "trendy" - bo za coś żyć trzeba... A turystów zamiast przeganiać - może warto doedukować? Chociaż wiem, że obecnie modne stają się sztuczne, fałszywe "dzikości": przebieranie, kamuflowanie regulacji cywilizacji "naturalnym" sztafażem, jak budowanie ceglanej karczmy i obłożenie jej drewnem, by wyglądała jak dom z bali.

Żeby tak ponuro nie kończyć i dodać coś do tej krytyki zachwaszczania języka: spolszczenia mogą być fajne!

Range Rover = ręczny rower
Grand Cherokee = grat szyroki
Użytkownik: jolekp 24.10.2019 12:15 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja jestem zdania, że za... | LouriOpiekun BiblioNETki
"(żona celnie nazwała go "policyjnym szczytem" - ktoś rozszyfruje, jakiż to i czemu tak?)"

Bo ma 997 m n.p.m.? Jeśli tak, to może to być Lackowa w Beskidzie Niskim.

A co do ciekawych spolszczeń - mój tata zamiast e-mailów wysyła emalie :P
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 24.10.2019 13:39 napisał(a):
Odpowiedź na: "(żona celnie nazwała go ... | jolekp
Dokładnie tak! :D
Użytkownik: Krzysztof 27.10.2019 22:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Dokładnie tak! :D | LouriOpiekun BiblioNETki
Jestem pesymistą. Nauczać trzeba, owszem, ale dzieci. Ich rodziców wsadzających butelki pod kamień (widziałem!) już się nie nauczy.
Przeszkadza ci, to sprzątnij – usłyszał mój kolega od grzybiarza wyrzucającego butelkę po napoju.
Ludzi na szlakach jest dużo i będzie więcej, ponieważ coraz bardziej stać nas na wyjazdy; propagowanie aktywnego wypoczynku niewątpliwie też swoje robi. Byłem dzisiaj przy Kolorowych Jeziorkach w Rudawach Janowickich, w Sudetach, zobaczyłem łyse, wydeptane zbocza, leśne drogi z korzeniami na powierzchni (naga ziemia została wypłukana), dużo prywatnych parkingów i budki z hot dogami. A! Jeszcze puszki w załomach skał.
Na szczęście ludzie z reguły jadą w miejsca już popularne. Na ogół nie próbują znaleźć swoich miejsc, gór i widoków, a szukają w internecie informacji o ciekawych miejscach. W ten sposób dowiadują się o tych popularnych, i tam jadą. Dzięki temu Lackowa i moje Góry Kaczawskie nie są zadeptane, a w tych odwiedzanych każdy skrawek gruntu zamieniany jest na parking lub stawia się na nim bar.
Przy masowej turystyce nie da się uniknąć pewnego stopnia degradacji środowiska.
Niedźwiedziu, gratuluję rozwiązania zagadki!
Użytkownik: Anna125 27.10.2019 23:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem pesymistą. Nauczać... | Krzysztof
I Bogu dzięki, że jeżdżą tylko w popularne miejsca, ale to się zmienia, szybko. Za szybko.
Zmykam, bo pesymizm ze mnie wycieka, dzisiaj.
Użytkownik: Anna125 24.10.2019 20:25 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja jestem zdania, że za... | LouriOpiekun BiblioNETki
Nikt nie mówił/pisał, Louri, o całkowitym zakazywaniu wstępu, tylko o szacunku do niszczenia środowiska w imię, no właśnie czego?
Napisałałeś, ze żona powiedziała - "jest jeszcze dziko". Popatrz, właśnie o tym myślę i to mnie boli. Na miejscowych bym nie zwalała, to "Rynek właśnie", a edukacja, hmm... zdaje się, że na innym forum toczymy właśnie rozmowę o edukacji i wiedzy. Czy za coś żyć trzeba? Tak, uchylam kapelusza, "wolny rynek". A dlaczego, enigmatyczni ONI nie edukują, nie pracują na rzecz środowiska, dlaczego ci drudzy Inni obkładają domy drewnem.
Myślę, że Ci INNI są po prostu i po części nami.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: