Dodany: 01.03.2005 12:43|Autor: woy

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Martwa strefa
King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl)

1 osoba poleca ten tekst.

Finał z życia Polaków, czyli skutki pisania na wagę


"Martwa strefa" to nie jest jakieś wybitne dzieło. Raczej, jak na Kinga, przeciętne. To bardziej obyczajowy thriller niż dzieło z głównego kingowskiego nurtu, ale czytałem już swego czasu "Serca Atlantydów" - rzecz o podobnym charakterze - i podobało mi się. Tu - nie bardzo.

"Martwa strefa" to - mówiąc w skrócie - powieść o facecie, który w życiu kilka razy mocno stuknął się w głowę i od tych stuknięć nabrał pewnych zdolności parapsychicznych, jasnowidzenia mianowicie. Dzięki czemu dzielnie wspomógł policję, co mogło być świetnym finałem powieści, ale Kingowi było mało i jeszcze musiał dołożyć udaremnienie wyboru amerykańskiego Leppera na prezydenta. Oczywiście trywializuję i się wydurniam, ale zirytował mnie King lekko i to taka moja mała zemsta. Bo w rzeczywistości książka wcale zła nie jest, tylko sprawia wrażenie pozlepianej z kilku nie bardzo spójnych wątków, połączonych właściwie jedynie osobą tego walniętego w czoło, bo reszta wspólnych rekwizytów to atrapy. Ja nie wiem, czy w Ameryce płaci się za pisanie, tak jak u nas za komuny, od metra, czyli od strony znormalizowanej? Czy może od kilograma? Bo to już drugie takie dzieło Kinga (po "Sercach Atlantydów"), które sprawia na mnie wrażenie sklejanego w celu uzyskania odpowiedniej grubości.

Efekt tych zabiegów tuczących był w moim przypadku taki, że miotałem się w odczuciach od ściany do ściany. Najpierw - że to wtórne w stosunku do "Serc Atlantydów", co było abstrakcją i nonsensem, jako że "Martwa strefa" powstała ze 20 lat wcześniej. Potem, gdy rozwijał się wątek wychodzenia z powypadkowej śpiączki i znajdowała swój finał afera z seryjnym mordercą, wraz z wątkiem miłosnym i parapsychicznym, byłem zachwycony i już-już szykowałem się do postawienia 6-tki w Biblionetce. A potem nadszedł moment, gdy jakaś siła sprawcza nakazała Kingowi dołożenie jeszcze stu stron. I znowu mi wszystko opadło (chodzi o entuzjazm).

Przyznaję uczciwie: to ten doklejony, niedorobiony wątek ratowania świata przed populistą-szaleńcem (ach, jak on pięknie skopał tego psa, błeee!) najbardziej zaszkodził tej książce w moich oczach. Ale to może mieć głębsze tło. Tekst powstał chyba w roku 1979 (taki copyright przynajmniej jest na stronie redakcyjnej). Wtedy możliwość wykorzystania mechanizmów demokratycznych dla przejęcia władzy na fali debilnego populizmu wydawała się abstrakcyjna i rodem z political fiction. A my mamy w tej materii swoje doświadczenia, wcale realne. Może to moje rozczarowanie bierze się więc stąd, że ja lepsze kawałki już w gazetach czytałem?

woy

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6635
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: