Dodany: 10.08.2019 09:33|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

1 osoba poleca ten tekst.

Niby to samo, ale inaczej


Samotność przestrzeni (Dickinson Emily) (4)
Poezje [C&T] (Dickinson Emily) (5)

Te dwa tomiki to pokazowa ilustracja podstawowych pytań, nasuwających się w związku z tłumaczeniem poezji: czy czytając wiersz pierwotnie powstały w innym języku, a nam przez kogoś udostępniony, rzeczywiście czytamy ten sam utwór, innymi słowy, ile w przekładzie jest autora, a ile tłumacza? Czy powinno się podejmować kolejne próby przekładania wiersza na ten sam język, jeśli poprzednie przekłady satysfakcjonowały i tłumaczy, i odbiorców? Jak ma do wiersza podejść, powiedzmy, piąty w kolejności tłumacz, żeby jego przekład nie wydawał się ani ściągnięty z dzieła któregoś z poprzedników, ani nazbyt dowolnie zmieniony w celu uniknięcia podobieństw (w sumie przecież nieuniknionych, bo skoro autor wspomniał na przykład o bukiecie czerwonych róż, każda kolejna osoba tłumacząca musi te czerwone róże zachować, bo i barwa, i rodzaj kwiatu ma swoją wymowę, która umknie, jeśli z róż zrobi się maki czy mieczyki, a czerwień pominie albo zastąpi bielą)?
Jak się można domyślać, nie ma gotowej odpowiedzi na żadne z tych pytań (zainteresowanych odsyłam do doskonałej pozycji Tłumacz między innymi: Szkice o przekładach, językach i literaturze (Jarniewicz Jerzy), której autor obszernie analizuje to zagadnienie), niemniej jednak nikt nie zaprzeczy, że o ile przy przekładzie kryminału czy zbioru reportaży liczy się przede wszystkim standardowa umiejętność wiernego i poprawnego oddania słów autora plus ewentualnie trochę wiedzy ogólnej/specjalistycznej, o tyle poezja wymaga czegoś więcej. Gdyby nie wymagała, pewnie żaden poeta nie doczekałby się więcej niż jednego przekładu swoich wierszy na każdy język, bo skoro raz by zrobiono jedno poprawne tłumaczenie, po cóż by miał ktoś próbować od nowa?

A na przykład jeśli chodzi o Dickinson, polskich wyborów jej poezji w różnych tłumaczeniach (nie licząc pojedynczych wierszy dorywczo przekładanych do jakichś antologii) jest bodaj siedem czy osiem. Z nich do tej pory poznałam te Iłłakowiczówny (które ogromnie mi się podobały dlatego, że najwięcej w nich staroświeckiego klimatu) i niewielką część stworzonych przez Barańczaka (co do którego jestem zdania, że cokolwiek tłumaczył, robił to doskonale).

Czytając teraz dwa zbiorki, jeden po drugim, momentami miałam wrażenie, że czytam… no właśnie, że czytam dzieła dwóch różnych autorek. Niby i styl podobny, i tematyka, a jednak różnica jest. Przekłady Marjańskiej, która generalnie plasuje się u mnie bardzo wysoko w rankingu tłumaczy poezji, ujmują tak samo, jak wspomnianej wcześniej dwójki. I nie powiedziałabym, że któreś z tych trojga poradziło sobie z twórczością poetki ewidentnie lepiej, a któreś gorzej; gdybym miała zestawić własną antologię przekładów Dickinson, pewnie by byli w niej reprezentowani mniej więcej po równo. Natomiast gdybym wyjściowo, przed innymi, natrafiła na poezję Dickinson w przekładzie Sławka (do którego skądinąd żywię ogromny szacunek za działalność naukową i kulturotwórczą), to bym jej aż tak nie polubiła; za mało w tym wdzięku, za mało rytmu i dźwięczności, choć filologicznie i treściowo jest bez zarzutu. A wiersze, które mnie szczególnie ujęły, pochodzą tylko z drugiego tomiku.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 298
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: