Dodany: 23.07.2019 07:31|Autor: dot59
O gumofilcach nigdy za wiele
Sięgając po kolejny tom przygód Jakuba Wędrowycza już myślałam, że się Pilipiukowi dowcip wyczerpał, bo ileż można o bimbrze i gumofilcach… ale gdzie tam, tu i koncepty świeże, i aluzje aktualne, i humor miejscami nawet mniej toporny!
Opowiadań jest tym razem aż 17, o długości od kilku do czterdziestu kilku stron.
Najlepsze w zbiorze, czyli piątkowe: „Indiańskie lato” (Jakuba okrutnie dręczy fakt, że Bardakom powiodło się nad podziw założenie przedsiębiorstwa agroturystycznego, namawia więc Semena na zrobienie odwiecznym antagonistom dotkliwego psikusa… a skutki są doprawdy nieprzewidywalne!), „Złota kaczka” (o tym, jak stara legenda może pomóc rozwiązać niektóre bolączki współczesnego świata; zwięzłe, świeże i zabawne), „Polak potrafi” (o swojskim podejściu Bardaków do tematu gatunkowej kawy i wynikłych z tego skutkach), „Bekon z jednorożca” (Jakub ratuje Kraków przed plagą, w czym ważną rolę odgrywa kolejny jego alternatywny odpowiednik – sto razy lepszy, niż ten w „Drzwiach”).
Prawie tak samo dobre (4,5): „Zlecenie” (Jakub pomaga pewnemu policjantowi rozwiązań zagadkę tajemniczych zniknięć ludzi, których nie łączyło nic prócz tego, że czasem bywali nad rzeką; świetna zwłaszcza pierwsza scena w karczmie oraz motyw zresocjalizowanego diabła), „Żona” (nareszcie zostaje zaspokojona ciekawość czytelnika – a także, tylko w nieco inny sposób, wojsławickich przedstawicieli prawa i porządku – gdzie się podziała pani Wędrowyczowa. Wymiana zdań Jakuba z jasnowidzem na temat ich doświadczeń edukacyjnych – bezcenna!), „Kolejka” (Jakub przedstawia Piotrusiowi bardzo przekonujące wyjaśnienie faktu, dlaczego wzmiankowane zjawisko zniknęło ze sklepów, natomiast pojawia się nadal na poczcie i w rozmaitych urzędach) i „Nadgorliwy” (krótka podróż w czasie skutkuje utarciem nosa pewnemu reprezentantowi powojennej władzy).
Dobre (4): „Sztuka kopania” (zabawna geologiczno-kulinarna miniaturka); „Najcenniejsza złota myśl” (o tym, jakie nauki wyniósł Piotrek Wędrowycz z wakacji spędzonych u pradziadka; tu dałabym wyższą ocenę, gdyby nie scenka z … pardon… puszczaniem bąków); „Rycerz burej onucy vulgo Leonidas” (odkryty w bardzo, bardzo starych papierach dowód na obecność protoplasty naszego bohatera na polu najważniejszej bitwy w historii Polski), „Wujaszek Edward” (Jakub i Semen udaremniają niecny plan zatwardziałego ubeka, a nie dość tego, jeszcze sami zostają przedstawieni jako postacie ze wszech miar pozytywne), „Wizyta” (pewna postać nadprzyrodzona ma koszmarny sen, w którym pojawiają się dwaj znani wojsławiczanie).
Trochę słabsze (3,5): „Gumofilc” (motyw z „ufokami” już ciut ograny, za to metoda zastosowana przez Jakuba dla uratowania przed nimi Semena – pierwsza klasa, podobnie jak historia gumofilca; gdyby nie mniej smaczne zakończenie, byłaby wyższa ocena), „Chatka” (historia retrospektywna z czasów II wojny światowej, kiedy to Jakub z Semenem służyli w oddziale kapitana Wypruwacza pośród nie do końca wyewoluowanych mieszkańców Dębinki) i „Najlepszy samogon świata” (nowa wersja często ostatnio opowiadanej historii o Juliuszu Verne i jego najsłynniejszym bohaterze, w której prawdziwe korzenie obu tych postaci odkrywa nie kto inny, jak Jakub, i za pośrednią pomocą nie czego innego, jak tylko specyficznego trunku. Twórcza, ale… za bardzo lubiłam kapitana Nemo, żeby go chcieć oglądać w takich realiach).
Najsłabsze (3) „Drzwi” (Jakub zagląda w alternatywną rzeczywistość. Same drzwi - świetne, ale to, co za nimi, zdecydowanie mnie nie bawi).
Sumarycznie zasłużona czwórka z plusem.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.