Anne Frank i kultura obrazkowa
„Kochana Kitty, sądzę, że będę ci mogła wszystko powierzyć, tak jak jeszcze nigdy nikomu i mam nadzieję, że będziesz dla mnie wielkim oparciem”[1].
Anne Frank, autorka słynnego dziennika – na szczęście – wydaje się dziś powszechnie znana. Historia żydowskiej dziewczynki, która przez dwa lata ukrywania się w oficynie prowadziła dziennik pisany w formie listów do wyimaginowanej przyjaciółki, porusza kolejne pokolenia czytelników. Inspiruje też twórców – wciąż powstają ekranizacje, filmy dokumentalne, adaptacje teatralne, a także książki (do Anne Frank nawiązuje na przykład Philip Roth w „Cieniu pisarza”, a jej historię z nieco innej perspektywy opowiada Richard Laurie we wstrząsającej powieści „Wstręt do tulipanów”). Ale Anne Frank w komiksie?
Przyznam, że kiedy natrafiłem na książkę Ari Folmana i Davida Polonsky’ego (ilustrator), w pierwszej chwili poczułem się zniesmaczony. Czy ta prawdziwa historia, tak smutna, tak tragiczna, powinna trafić na łamy komiksu? Przecież to ją musi zubożyć! Czy kolorowe obrazki licują z powagą tematu? Czy taką opowieść powinno się wtłoczyć w ten sposób do popkultury? Przyznam, że ciekawość przeważyła – i dobrze.
Zacząłem lekturę z pewnym dystansem – a jednak wystarczyło zaledwie kilka stron, żebym wsiąknął na nowo w tę znaną mi opowieść, żeby narastało we mnie (zawsze towarzyszące mi przy takich lekturach) pełne przerażenia niedowierzanie. Bo jak to się mogło w ogóle stać? Zwolnienia z pracy za pochodzenie, usuwanie ze szkół, niszczenie sklepów, obelżywe plakaty, palenie książek, zakaz korzystania z tramwajów czy samochodów. A najgorsza ze wszystkiego wydaje się bezradność, niemożność ukrycia się przed tym postępującym koszmarem.
Ta historia w obrazach jest bardzo spójna. To nie tylko opowieść o tragedii wojny, ale – podobnie jak oryginalny dziennik – zapis okresu dojrzewania inteligentnej nastolatki w bardzo trudnych warunkach. Anne uczy się siebie, uczy się innych, uczy się świata, uczy się miłości, uczy się też pisania. I nie wie, kiedy pobyt w oficynie, który na początku przypominał wakacje w dziwnym pensjonacie, a później przeważnie stał się udręką, dobiegnie końca („Nie mogę sobie w ogóle wyobrazić, że świat znowu kiedyś stanie się dla nas zwyczajny. Mówię o »po wojnie«, ale to jest tak, jakbym mówiła o zamkach na lodzie, o czymś, co nigdy nie może stać się rzeczywistością”[2]). Wbrew pozorom jest to historia ukazana w formie kontrastów – i to w pewnym sensie zasługa autorów tego komiksu. Mieli pomysł na to, jak graficznie oddać ten świat. Zdumiewająco zabawne, kolorowe obrazki, nietuzinkowe przetworzenie ironicznego humoru autorki (przykładowo: kiedy Anne pisze, że dzięki pobytowi w oficynie można schudnąć, towarzyszy temu zaimprowizowany pokaz mody z udziałem mieszkańców. Z kolei gdy pojawia się konieczność sprzedania futra pani van Daan/van Pels, oburzone króliki przypominają Hermanowi van Daan, że jego żona jest damą. „Wzorowa” Margot, siostra Anne jest przedstawiona na niby-antycznych popiersiach. Pojawiają się też przeróbki „Krzyku” Muncha czy „Złotej Adeli” Klimta) sąsiadują tu z ponurymi przedstawieniami wojennego strachu. To robi wrażenie.
Mam jednak jedną uwagę krytyczną – tworząc posłowie, prawdopodobnie wzorowano się na tekście, o który uzupełnione jest nieco starsze wydanie „Dziennika” ze Znaku. Problem w tym, że te informacje częściowo są już nieaktualne – Miep Gies zmarła w 2010 roku, a data śmierci Auguste van Pels została już ustalona. Szkoda, że tego nie sprawdzono.
Trzeba zaznaczyć dobitnie – ta książka to nie jest taka sobie atrakcyjna ciekawostka. Autorzy podeszli do historii Anne Frank i innych osób ukrywających się w oficynie z ogromnym szacunkiem. Nie ma wątpliwości – włożyli w tę publikację i serca, i talent. Jasne, jest to pokłon dla kultury obrazkowej, ale podyktowany nadzieją, że dzieci sięgające po komiks, zaciekawione, sięgną także po oryginał. Anne Frank i komiks? Być może niektórzy z was – podobnie jak ja – podejdą do tego pomysłu nieufnie. Jednak sądzę, że rozpowszechnianie „Dziennika” i idei w nim zawartych samo w sobie jest chwalebne. Bo, kiedy się poznaje tę historię (w takiej czy innej formie), trzeba się skonfrontować z faktem, że to się zdarzyło. I że niewiele trzeba, aby zdarzyło się ponownie – niekoniecznie Żydom. Bo ów „Inny” dziś niejedno ma imię.
[1] Ari Folman, David Polonsky, „Dziennik Anne Frank: Powieść graficzna”, tłum. Kamil Budziarz, Alicja Oczko-Dehue, Wydawnictwo Stapis, 2019, s. 9.
[2] Tamże, s. 85.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.