Dodany: 16.07.2019 12:12|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

2 osoby polecają ten tekst.

Sto próbek, a wrażenia zróżnicowane


Antologie są o tyle przydatne, że dają mi wgląd w styl i klimat pisania poszczególnych autorów, pozwalając się zorientować, czy warto się rozglądać za szerszym wyborem poezji/prozy danego twórcy (o ile to w ogóle możliwe), czy nie. A równocześnie stwarzają ryzyko, że – o ile gust osoby dokonującej wyboru będzie się diametralnie różnił od mojego – większość czasu przeznaczonego na czytanie spędzę, zgrzytając zębami i wybrzydzając na niepasujące mi tematy/obrazy/środki stylistyczne.

Ponieważ Jarniewicza jako tłumacza poezji znałam do tej pory jedynie na tyle, ile mogłam wywnioskować z urywków zamieszczanych w jego pracach eseistycznych, obszerniejsza próbka wierszy w jego przekładzie (100 wierszy wypisanych z języka angielskiego (antologia; Alvi Moniza, Armitage Simon, Bond Edward i inni) ) wydawała się dobrym sposobem zetknięcia z twórczością nieznanych mi w większości poetów. Na czterdzieści nazwisk dwa kojarzyły mi się wyłącznie z prozą, trzech autorów czytałam więcej niż trzy-cztery wiersze, pięciu pojedyncze; reszta – w tym wszystkie kobiety – była dotąd dla mnie terra incognita.

Po lekturze mam pewność, że tych, których utwory już wcześniej mi się podobały, będę chciała poznawać dalej.

Najbardziej z nich odpowiada mi nadal Seamus Heaney: średnia ocena z trzech wierszy („Błystka”, „Kolejowe dzieci” i „Namierzanie (viii)”) powyżej 5, wszystkie piękne, klarowne, wyważone.

Podobnie bez zmian pasuje mi Philip Larkin („Dni”, „Taki niech będzie wiersz” - cokolwiek wulgarny, ale jakiż wymowny, podobnie jak wcześniej, gdy go czytałam w dwóch innych tłumaczeniach! – i „Wysokie okna”), który ocenowo wypada minimalnie poniżej 5, a jego sposób obrazowania ogromnie mi przemawia do wyobraźni.

Między Heaneyem a Larkinem uplasowały się dwie nieznane mi dotąd poetki - Jackie Kay („Ktoś inny” i „Moja babka”) i Leontia Flynn ( „Język mojego ojca” i „Miałam 16 lat, kiedy spotkałam Seamusa Heaneya”) ze średnią odpowiednio 5,25 i równe 5; obie prezentują dokładnie ten rodzaj podejścia do tematu i tę samą metodykę konstrukcji słownych, jaka mi bez zastrzeżeń odpowiada.
Mało brakło, a załapałaby się tam też Paula Meehan („Pochówek dziecka”, „Hannah, moja babka”, i „Matka”), bo pierwszy wiersz z tak niesamowitym ładunkiem emocjonalnym, że o mało się nie popłakałam, a przy poezji to mi się zdarza naprawdę rzadko, drugi z pięknym, ostro naszkicowanym portretem starej Irlandki – ale za trzeci ujęłam punktów ze względu na przesadnie brutalne środki stylistyczne, więc ostatecznie trafiła mniej więcej na poziom Larkina.

Pół oczka niżej – czyli na poziom, który też zachęca do poszukiwań innych próbek ich twórczości - lokują się dwie kolejne panie:
Moniza Alvi („Kanał w Lahore” i „Własność” – proste, wyraziste obrazy) i Nuala Ní Dhomhnaill („Alba” – ten wiersz oceniłabym nawet wyżej, gdyby nie tytuł nijak nie pasujący do reszty – „Jeruzalem” i „Jesteś”), oraz czterej panowie: Malcolm Lowry („Delirium w Vera Cruz”, „Przeszłość”, „Szczęście” – ten ostatni zwłaszcza!), Roger McGough („Szkła kontaktowe” i – jeden z najlepszych w zbiorze – „Wiersz dla martwego poety”), Simon Armitage („Mało brakowało”, „Wiersz” i „Sezon ogórkowy” – za ten ostatni wyjątkowo ujęłam punkt tłumaczowi za zbyt twórczą przeróbkę sorbetu agrestowego na ogórki faszerowane z cebulą i wątróbką) oraz Brian Patten („Gdzie teraz jesteś, Batmanie?” i „I za cholerę żadnej taksówki” – tu z kolei plus dla tłumacza za tytuł znacznie wymowniejszy, niż w oryginale).

Równy, zasługujący na docenienie poziom prezentują: Stephen Romer („Kamienna tablica” i „Na Zachód!” – ten na pierwszym miejscu, bo rzadko się trafia obcokrajowiec piszący tak wymownie o Polsce), Carol Rumens „Cytaty” i „Miasteczko gdzieś w Polsce”), Raymond Souster („List do Archibalda Lampmana” i „Lot kolejki w wesołym miasteczku”).

Z mieszanymi uczuciami podchodzę do twórczości:
- Hugh MacDiarmida (o ile ewidentnie podoba mi się „Poezja i nauka” i nie budzą moich zastrzeżeń „Kryształy jak krew”, o tyle „Przyjaciółce i poetce” odstrasza metaforyką)
- Charlesa Simica (dramatyczna „Krwawa pomarańcza” wyróżnia się na plus, „Czubek czerwonego ołówka” jest poprawny, ale o co chodzi w „Jarmarku na wsi”?)
- Lavinii Greenlaw („Katalog zaginionych miast” robi wrażenie rozmachem apokaliptycznej wizji, „Mnichowi na traktorze”, obrazkowi rodzajowemu, też nic nie brakuje, a „Sza...” jakiś nie bardzo zrozumiały, zupełnie odstaje od dwóch pozostałych)
- Iana Hamiltona Finlaya („Arkadia” to właściwie nie wiersz, tylko parodia zajęć z analizy literackiej, i jako taka jest całkiem zabawna; podobnie „Errata do Owidiusza”, w której jednak trudno się jakiejś głębi dopatrzeć; „Oderwane zdania o wygnaniu” za to z zupełnie innej bajki, robią mocniejsze wrażenie)
- Iana Hamiltona („Dom” i „Przyjęcie”, oba krótkie i wyraziste, ale nie jestem pewna, czy wiem, co poeta chciał powiedzieć…)
- Christophera Reida (świetne, dramatyczne „Życie po życiu”; niezła „Galeria Sztuki Wschodu”, za to „Kontrowersyjne kazanie Wielebnego Pyszczka” – w oryginale kaznodzieja to „Rev. Mr Mouth” – tak okropnie razi tytułem, że trudno docenić przekaz)
- Craiga Raine’a („Inca” – tu doceniam formę, ale idea momentami mi umyka; „Marsjanin wysyła pocztówkę do domu” – koncept świetny, za to metaforyka ciut męcząca; a „Gilgamesz Król” zupełnie do mnie nie trafia)
- Davida Kennedy’ego („Empatia i wiosna” pomysłowa i ładnie napisana, za to „Pierwsza lepsza łaźnia turecka” mętna)
- Adriana Henriego ( i z „Wierszem z Manchesteru”, i z „Wierszami z Krainy Jezior” ten sam problem: pomysł dobry, ale realizacja awangardowo przekombinowana)
- Jamesa Fentona („Chosun”, „Niemieckie requiem”, „Martwe wojsko” – cóż z tego, że podoba mi się styl pisania, skoro wszystkie wiersze to poematy historyczno-polityczne, mocno przegadane)
- Michaela Ondaatjego („Pocztówka z Piccadilly Street” zabawna, „Zbieracz cynamonu” taki sobie, a „Wczesnym rankiem, z Kingston do Gananoque” zupełnie nie rozumiem)
- Olivera Reynoldsa („Dysgu”, czyli po walijsku „nauka”, mądra i wymowna, za to „Ch” – taki sobie żarcik językowy i nic ponad to)
- Sinéad Morrissey („Cienie na Syberii według Kapuścińskiego” coś w sobie mają, natomiast w „Przebaczeniu” dobry pomysł przytłamszony turpistycznymi metaforami).
- Edwarda Bonda: ( “De qué sirve una taza?” robi wrażenie – choć nie jestem pewna, czy go dobrze zrozumiałam – za to „Wiosna” niestrawna kompletnie).

Na osobne miejsce zasługuje Leonard Cohen, który tak urzekające teksty potrafił pisać do muzyki, za to jako poeta „luzem” jakoś nigdy mnie nie przekonał. I cóż ja poradzę, że „Słynny niebieski prochowiec” albo „Tańcz mnie po miłości kres” na samą myśl o nich zaczynają mi rozbrzmiewać w głowie w obu językach na przemian, że przy „You Want It Darker” mam ochotę uklęknąć i się przeżegnać, choć moja gorliwość religijna pozostawia sporo do życzenia - a zamieszczone tutaj „Wiersz” i „Geniusz” zupełnie mnie nie ruszają…

Raczej nie przewiduję dalszych kontaktów z poezją pozostałych autorów, mianowicie:
- Jo Shapcott (chociaż „Nosorożec” byłby do zaakceptowania, ale za to „Pani Noe. Po potopie” nijaka, a „Galwanizacja dziecka” – makabreska totalna)
- Roberta Minhinnicka („Na lekcjach” może poruszyć, choć lepszy efekt dałoby pewnie w prostszych słowach, a w „Kormoranie” ani treść, ani forma nie dostarcza pozytywnych doznań)
- Tima Lilburna („Śpiąc na polu, w ziemiance” mogłoby się jeszcze podobać, zwłaszcza z powodu snu „o niedźwiedziach wędrujących po trawie migotliwej od mroku”, gdyby autor nie przesadził z metaforami; „Kontemplacja jest żałobą” wypada gorzej)
- Charlesa Tomlinsona (to właściwie proza rozpisana na wersy, spośród której uszłoby jeszcze „W Connecticut”, ale za to w„Las Trampas, USA” brak i pomysłu, i wdzięku, a „Osiem uwag na temat istoty wieczności” może i jest z pomysłem, za to zupełnie bez ładu i składu)
- Medbh McGuckian (a tyle obiecywał tytuł „Czytając w bibliotece”! Co z tego, skoro nijak się ma do treści, a treść ani ciekawa, ani wyraziście pokazana; „Dziewczyna, która zamieniła się w słonecznik” nie ma nic do zaoferowania poza kunsztowną formą, a „Zamieniam księżyc w formę czasownika” to już zupełna awangardowa porażka)
- Joy Harjo („Piękne konie miała” zwraca uwagę formą, ale zrozumieć tego nie mogę, a „Wynurzenie” to też zupełnie nie mój klimat)
- Petera Didsbury’ego (zarówno „Geografia”, jak i „W Belgii” językowo bez zarzutu, ale po co te wiersze powstały, chyba tylko autor raczy wiedzieć)
- Rosemary Tonks („Flaner i Apokalipsa” jeszcze by się jakoś obronił; „Studenci u Bertorellego” – mniej strawni, a „Dziennik buntowniczki” wcale)
- a także Zoë Skoulding („Sous les Pavés, la Plage” i „Złowieszcza dzielnica”), Eiléan Ní Chuilleanáin („Jakaś ręka, jakiś las”, „Rzeźba Pigmaliona” i „Zmywanie”), i – co tym dziwniejsze, że autora uhonorowano literackim Noblem – Dereka Walcotta („Imiona”, „Mapa Europy”, „Pieśń marynarska”), bo ani w treści, ani w formie nie mogę dojrzeć nic, co by mi się w jakikolwiek sposób spodobało.

Piszę to z pełną świadomością subiektywności moich ocen – krytykiem wszak nie jestem, tylko zwykłym czytelnikiem, do którego jeden rodzaj poezji trafia, a inny nie, choćby fachowcy przekonywali, że powinno być na odwrót…


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 721
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: Pingwinek 19.10.2019 22:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Antologie są o tyle przyd... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ponieważ to dzięki Twojej czytatce skusiłam się na zakup tej antologii (i nie żałuję, wprost przeciwnie!), przyjmij, proszę, parę słów od innej czytelniczki ;)

Niektóre opinie mamy zbieżne, inne rozbieżne - 100 sztuk to jednak sporo wierszy, więc chyba nie powinnam się dziwić...

U mnie Larkin na samym szczycie (jeśli chodzi o nazwiska w tym wyborze). Sięgnij koniecznie po przekłady Dehnela, myślę, że mogą Ci się spodobać: Zebrane: Mniej oszukani, Wesela w Zielone Świątki i Wysokie okna (Larkin Philip)

Nie bardzo mi się chce odnosić się do każdego tytułu, ale nawiązując do kilku opinii...

"Pochówek dziecka" Pauli Meehan też mnie poruszył! Lecz i "Matka" zrobiła wrażenie - zakończeniem, kontrastem uczuciowym... Przypomina mi własne poplątane relacje z rodziną, burze, walki i wyznania nie zawsze w porę.

"Wiersz dla martwego poety" (Roger McGough) naprawdę dobry.

"I za cholerę żadnej taksówki" (Brian Patten) - wg mnie świetny! To znowu tekst, który wyraża pewne refleksje osobiste...

Mnie także zamieszczone wiersze Cohena w ogóle nie ruszają. Chciałabym poczytać inne jego teksty i tłumaczenia. "In my secret life" to dla mnie niezwykle ważna piosenka ♥

Jestem zaskoczona, że tak negatywnie odebrałaś "Las Trampas, USA" i "Osiem uwag na temat istoty wieczności" Charlesa Tomlinsona, wygląda na naszą największą niezgodność :P

Co do Hugha MacDiarmida - mnie z kolei metaforyką w "Przyjaciółce i poetce" zachwycił :>

Simon Armitage najbardziej do mnie trafił właśnie "Sezonem ogórkowym" - i przyznam, że ja pozytywnie zareagowałam na ogórki zamiast agrestu :-)

Charles Simic zasługuje na jeszcze jedną szansę - może zajrzysz tu: Madonny z dorysowaną szpicbródką oraz inne wiersze, prozy poetyckie i eseje (Simic Charles) (więcej przekładów Barańczaka niż w antologii "444 wiersze poetów języka angielskiego XX wieku") albo tu: Blues o śnieżnym poranku (Simic Charles) (wielu tłumaczy, nie tylko Jarniewicz)? "Blood Orange" to niejedyny udany utwór.

W sumie to takie luźne uwagi, chciałam się podzielić.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.10.2019 06:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Ponieważ to dzięki Twojej... | Pingwinek
A wiesz, że jak zobaczyłam Twoje ostatnie czytatki, to miałam zamiar się do nich dopisać właśnie na temat zgodności wierszy, które nam się podobały? Tylko stwierdziłam, że zrobię to w niedzielę, bo wczoraj i przedwczoraj miałam strasznie dużo zajęć...

Simica już kiedyś czytałam pojedyncze wiersze w którymś z periodyków lub dodatków literackich, nie wiem, czy nie w "Książkach w Tygodniku", i tamte właśnie zwróciły na niego moją uwagę. Więc pewnie ta szansa jeszcze będzie. Może spróbuję sobie w oryginale, właśnie przed chwilą odkryłam, że w serwisach poemhunter.com i poetryfoundation.org jest po co najmniej kilkadziesiąt jego wierszy, a te, które otworzyłam na chybił trafił (https://www.poemhunter.com/poem/against-winter/ i https://www.poetryfoundation.org/poems/42951/old-couple), wydają mi się rzeczywiście warte zainteresowania.
Użytkownik: Pingwinek 20.10.2019 15:31 napisał(a):
Odpowiedź na: A wiesz, że jak zobaczyła... | dot59Opiekun BiblioNETki
Mnie się właśnie wydaje, że u Simica występuje jakaś taka nierówność, nie wiem tylko, czy samych jego wierszy (i w konsekwencji polskich wyborów), czy raczej przekładów na nasz język. Nie zapominajmy też, że Simic pisał nie tylko poezję.

A do "dopisywania się" zapraszam tak czy siak :-)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: