Gdy ostatnio przy znajomych rzuciłem "Polak jak głodny, to zły", ktoś przytomnie skomentował "w sumie każdy człowiek tak ma". Bezczelnie więc towarzystwo podpuściłem komentarzem "no ale przecież wiadomo, że tylko Polak jest PRAWDZIWYM człowiekiem". Tekst wzbudził tę specyficzną wesołość, tak znamienną dla chwil, gdy narzekamy sobie na Januszy czy Grażyny, gdy z przekąsem podsumowujemy "wiadomo, klasyczny Polak-katolik", gdy rozsyłamy znajomym "nosacze" itd. A wszystko to przez lekturę bardzo dobrej książki
21 polskich grzechów głównych (
Stankiewicz Piotr (ur. 1983))
, do której zachęciło mnie (umieszczone na pewnym fejsbókowym peju) zdjęcie jej fragmentu dot. hasła "Autorasizm" - tak celnie objaśniającego, czym jest oikofobia (o tym niżej)(a zresztą już o tym pisałem niemal w dniu wrzucenia książki do schowka:
Ciekawe, jak dzisiejsza wytatuowana, wypiercingowana, przeklinająca bez żenady ):
"AUTORASIZM to zachodząca w Polsce dyskryminacja Polaków za to, że są Polakami. Uznajemy samych siebie za niższą rasę. Uważamy, że obywatele Polski są ludźmi gorszymi, mniej wartościowymi i zasługującymi na mniej, niż obywatele państw zachodnich. Autorasizm to nasza skłonność do samoponiżenia, nielubienia siebie samych, niechęci do tego, kim jesteśmy i co robimy.
Jak to często w rasizmie bywa, autorasizm zaczyna się od słów niechęci i mowy nienawiści, od podważania, negowania i wyszydzania - w tym wypadku samych siebie. Zżymanie się na nasze państwo, hejtowanie własnego sposobu bycia i drwiny z samych siebie są w Polsce nie tylko normą, ale czymś wręcz wskazanym. Można powiedzieć, że jednym z najważniejszych polskich zwyczajów jest nienawiść do polskich zwyczajów. Niby rozumiemy, że w dzisiejszym wielobiegunowym świecie każdy jest "skądś" i każdy jest "Jakiś", ale nie umiemy odnieść tego do samych siebie. Dajemy innym społeczeństwom prawo do bycia sobą, ale sobie samym - nie. Obyczaje plemion z dżungli na Nowej Gwinei albo mieszkańców amerykańskiego Południa dziwią nas mniej niż nasze własne. Nie umiemy zaakceptować swojej odrębności i specyfiki, nie wiemy, jak polubić samych siebie. Wydaje się nam, że ktoś od nas stale oczekuje, że przestaniemy być sobą. Mamy poczucie, że naszym obowiązkiem - wobec innych społeczeństw i wobec świata - jest zanegować samych siebie."[42-43]
Stankiewicz pięknie podaje przykłady, jak to w Polsce na topie jest przypisywać Polakom (oczywiście "tym gorszym") jak najgłupsze przywary, obrywa się Szczerkowi (fragmenty z
Przyjdzie Mordor i nas zje czyli Tajna historia Słowian (
Szczerek Ziemowit)
często goszczą w książce) czy Hugo-Baderowi. Z drugiej strony, jak sam autor zauważa w posłowiu:
"(...)czy cała ta książka nie jest po prostu jednym wielkim, typowo polskim narzekaniem? Tak jest! Ale jest to usystematyzowane narzekanie."[274]
"Mozna też zarzucić książce, że sama popełnia błędy, które wytyka. Programowo popełnia autorasizm. Grzeszy też esencjalizmem narodowym, czyli mówi o problemach ogólnoludzkich, a przedstawia je jako wyłącznie polskie. I to jest prawda. Optymizm magiczny czy widzimisizm mają się dobrze pod każdą szerokością i długością geograficzną."
Z drugiej strony słusznym i nie nieprawdziwym było WYPISANIE (usystematyzowanie) różnych bolączek, które napotyka się na co dzień. Jakkolwiek trochę tak jest, że Polska niekoniecznie wiele różni się od Zachodu:
(hasło Natręctwo porównywania) "(...)z Zachodem porównujemy się po to, żeby się poniżyć i upokorzyć, a ze Wschodem po to, żeby poczuć swoją wyższość."[167]
"Ten kraj interesuje nad tylko jako memento, jako ostrzeżenie przed tym co się niechybnie stanie, jeśli będziemy nie dość czołobitnie czcić normę europejską."[178]
to Stankiewicz przytomnie zauważa i wypisuje:
"Programowo nie widzimy sytuacji, w których to czy tamto jest już w Polsce lepsze niż w Europie. Wbrew temu, co nam się wydaje, to nie zapóźnienie względem Zachodu jest dla nas zagwozdką, ale dokładnie odwrotnie - prawdziwie problematyczne okazują się te rzeczy, które są w Polsce lepsze niż na Zachodzie. To one są wyzwaniem dla naszej wizji świata, to o nich trudno nam myśleć spokojnie i zwyczajnie. Odruchowo zaczynamy w nich szukać haczyka, jakiejś pułapki czy podtekstu, który dowiedzie, że "to się nie liczy" i że koniec końców wyjdzie na to, że w Polsce jest jednak gorzej. To jest nasza pozycja bezpieczna, jedyna, którą znamy i autentycznie lubimy."[109-110]
tymczasem warto spojrzeć w google street view na miasta w USA - jak bardzo dziurawe czy połatane są tam ulice! Skądinąd słusznie piętnuje "znakozę" - nadmiar blachy na słupkach przy drogach.
W haśle Rozbieżność prawa i zwyczaju pisze o tym, że trzeba umieć magicznie rozróżnić, który przepis obowiązuje "naprawdę", a który nie - ludzie w sekretariatach, dziekanatach, w działach praw, kadr i księgowych powiedzą nam coś albo nie, sam przepis to za mało - prawnicy muszą dopiero zinterpretować.
"Umiejętne życie w Polsce wymaga wiedzy tajemnej, wiedzy, której nie uczymy w szkołach i której próżno szukać w książkach czy jakichkolwiek źródłach pisanych. (...) Za to, że czegoś nie wiemy, dajemy się krytykować temu, kto miał nam tej wiedzy udzielić, a tego nie zrobił. I nie razi nas absurd tej sytuacji."[38]
(tu dotyka mnie to osobiście - gdy niemożliwe jest, by mnie z automatu informowało nt. zmian stopy procentowej hipoteki, tylko sam muszę śledzić kwartalne WIBORy itp.)
Z drugiej strony, jak pisał Tocqueville - duch praw powinien przeważać nad literą prawa. No ale mamy takie kwiatki:
"(...)tabliczka [zakaz sprzedawania alkoholu nietrzeźwym] jest chyba najpowszechniejszym, najbardziej absurdalnym i najczęściej łamanym prawem w Polsce. Ten przepis jest paradoksalny już w punkcie wyjścia, bo przecież do knajpy po to się właśnie chodzi, żeby pić alkohol, względnie, żeby się upić. (...) Innymi słowy, zamówienie każdej kolejki poza pierwszą jest nielegalne. Jest to oczywiście przepis na wskroś absurdalny, a przede wszystkim kompletnie nieprzestrzegany. Trudno jest nawet wyobrazić sobie przestrzeganie go, bo oznaczałoby to natychmiastowe bankructwo całej polskiej gastronomii i destabilizację budżetu państwa."[149]
A dalej pisze o opresyjnym państwie:
"Ta gra w pozory (...) podważa naszą wiarę w zdrowy rozsądek i sprawność własnych zmysłów. Pomnaża niewiarę w nasze prawo, buduje poczucie, że nie jest ono narzędziem sprawiedliwości, ale arbitralnej represji, że jest czymś kapryśnym, nieprzewidywalnym, czymś, co karze na oślep."[161]
Jeszcze wypisek z hasła Narodowy esencjalizm:
"Przykładem narodowego esencjalizmu jest choćby ta książka, która wady typowo ludzkie przedstawia jako wady typowo polskie. (...) argument z mentalności [że istnieje esencja polskości] sprowadza się do twierdzenia, że w Polsce coś nie działa i działać nie może, bo Polacy są inni. Czytaj: gorsi. trudno nam przyjąć do wiadomości, że złe czy banalne zachowania są naturalnym elementem człowieczeństwa. Cokolwiek złego się zdarzy, my od razu zakładamy, że to dlatego, że Polacy są źli, a nie dlatego, że człowiek jako tak jest gatunkiem dość felernym. Myślimy w zamkniętych kategoriach mentalności narodowej, która ma niby decydować o wszystkim."[257]
i Niedasizm:
"(...) lepiej jest czegoś nie zrobić, niż zrobić. To skłonność do tego, by skupiać się nie na rozwiązaniu problemu, ale na dowodzeniu, że nie da się go rozwiązać. (...) Bywa, że zbudowanie dowodów, że się czegoś nie da zrobić, kosztuje nas więcej, niż wymagałoby samo zrobienie tej rzeczy."[11]
Pełna lista haseł w tej interesującej i gładko się czytającej książce to:
niedasizm, kultura dezinformacji, autorasizm, tupolewizm, optymizm magiczny, antyproceduralizm, zarządzanie rozmyciem odpowiedzialności, norma europejska, nibypaństwo, wyrodne państwo, fetysz jedności narodowej, rozbieżność prawa i zwyczaju, natręctwo porównywania, przerost wiary w czynnik ludzki, kozłoofiaryzm, mit taniego państwa, widzimisizm, rozbieżność biurokracji i życia, apolityczność, narodowy esencjalizm, Polska naszych marzeń
Polecam!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.