Dodany: 06.07.2019 11:16|Autor: Ewa Kuźniar

„I będę żyć” – świadomie i bez strachu


W drugiej połowie 1999 roku obiegła światowe media informacja o ciężko chorej kobiecie, uwięzionej w amerykańskiej bazie im. Amundsena i Scotta na biegunie południowym. Kobieta, która była lekarką, miała zapewnić opiekę medyczną grupie polarników zimujących na Antarktydzie. Już po zamknięciu stacji lekarka odkryła u siebie guza piersi, który się powiększał. Na ewakuację musiała czekać przez kilka miesięcy, ale nie mogła pozostać bezczynna, bo jeśli byłby to nowotwór – zagrożone było jej życie.

Współautorką książki jest sama lekarka, Jerri Nielsen. Pomyliłby się ten, kto sądziłby, że jest to historia walki z chorobą w ekstremalnych warunkach, w krainie wiecznych śniegów. Ten wątek pojawia się dopiero w połowie opowieści. Najpierw autorka opisuje swoje życie: rodzinę, dzieciństwo, młodość, nieudane małżeństwo, utratę praw do opieki nad trojgiem dzieci. Ta ostatnia kwestia jest tu przedstawiona dość mgliście, jednak wynurzenia wydają się być szczere. Po rozpadzie małżeństwa kobieta wraca do domu rodzinnego. Kiedy dowiaduje się z ogłoszenia o możliwości wyjazdu na Antarktydę – odżywają w niej podróżnicze marzenia, poznawcza ciekawość, chęć przygody. A także wielka potrzeba odpoczynku od problemów osobistych, uzyskania do nich zdrowego dystansu. Lekarka składa potrzebne dokumenty i otrzymuje dar od losu – wyjeżdża na biegun południowy, na rok.

Otrzymujemy w pigułce historię podboju Antarktydy, ze szczególnym uwzględnieniem zasług amerykańskich służb cywilnych i wojskowych. Następnie mamy opis warunków, jakie tam panują – sposób zagospodarowania tej części lądolodu, która służy ludziom – słynna Kopuła i jej wewnętrzny układ. Wreszcie styl życia – bardzo niekonwencjonalny z powodu braku miejsca i wygód znanych w cywilizowanym świecie; oszczędność wody i prądu, to już przemawia do wyobraźni. W bazie zimuje czterdzieści jeden osób różnej narodowości, kultur i wyznań, podejmujących określone zadania praktyczne i naukowe. Z reguły są to ludzie o nietuzinkowych życiorysach – autorka przedstawia z imienia i nazwiska tych, którzy wyrazili na to zgodę. Ta grupa ludzi tworzy, na czas określony, coś w rodzaju klanu. Wszyscy znają się nawzajem aż za dobrze, gdyż na stacji nie da się zachować prywatności. I trzeba jakoś wspólnie spędzać wolny czas. Są tu więc zabawy, turnieje, konkursy, jest zespół muzyczny i obyczaje przynależne tylko polarnikom. A także stała wymiana e-maili, pisanych do określonych osób lub wspólnoty. Bo mimo bliskości fizycznej nie da się wszystkiego opowiedzieć, czasem trzeba to opisać… Ci ludzie po spędzeniu zimy na Antarktydzie, w ciemnościach polarnej nocy, nie umieją się potem odnaleźć w normalnym świecie. Na biegunie walczą z własną słabością i siłami przyrody, nie biorą udziału w zdobywaniu, gromadzeniu, konsumowaniu. To ich nie interesuje. Często później szukają innych wyzwań, a jeśli jest to możliwe – wracają na biegun.

Lekarka przyznaje się do swoich problemów zdrowotnych w czerwcu 1999 r. – już wie, że guz może stanowić poważne zagrożenie. W lipcu wojsko podejmuje się niełatwego zadania, chodzi o zrzut potrzebnych materiałów, medykamentów i urządzeń w niezwykle trudnych warunkach nocy polarnej. Jerri Nielsen przez Internet, niekiedy dostępny, i telefon satelitarny jest w kontakcie z onkologiem. Po zrzucie można dokonać prawidłowej biopsji, przygotować mikroskopowe zdjęcia pobranej tkanki, przesłać je do oceny i uzyskać pewność, że to nowotwór. Można też podjąć chemioterapię, która pozwoli kobiecie przetrwać do października, do lotu ratunkowego. Autorka opisuje wydarzenia i przeżycia zestawiając treść elektronicznych listów, które wtedy wysyłała, dopowiadając niektóre fakty. Ale to nie jest jeszcze główny temat książki…

Kobieta przed pięćdziesiątką, doświadczona przez los, w niewielkiej grupie przypadkowych osób na Antarktydzie – zaczyna odkrywać życie i cieszyć się nim. Docenia swoją wiedzę, uczy się wielu nowych rzeczy, ma odwagę, żeby się uczyć. Nawet jeśli nie uczestniczy w jakimś przedsięwzięciu, opowiada o nim używając pierwszej osoby liczby mnogiej – my. To czasem drażni, ale jest dowodem emocjonalnej przemiany. Na progu nowego, bo prawdziwego życia, spotyka ją ta choroba – ironia, złośliwość losu, pech, próba… Ale zmiany już zaszły, trwają, są w planach na przyszłość… I to jest wiodąca historia, zapowiedziana w tytule książki – życie, w którym się jest, świadomie i bez strachu, już tak łatwo nie wymknie się z rąk…

Książkę uzupełniają fotografie. Jeśli wierzyć wszechwiedzącej Wikipedii, Jerri Nielsen walczyła później z nawrotami raka, a zmarła w 2009 roku. A przed kilkunastoma laty książkę sfilmowano, w niskobudżetowej produkcji Kanady i USA główną rolę zagrała Susan Sarandon.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 487
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: