Dodany: 29.06.2019 22:16|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

2 osoby polecają ten tekst.

W krainie Lata i Zimy


VI 19

Królowa Zimy (Vinge Joan D.)

Planeta Tiamat podlega międzygwiezdnej instytucji, zwanej Hegemonią, lecz w gruncie rzeczy rządzi się własnymi prawami. Raz na 150 lat, kiedy zmienia się pora roku, zmienia się też i władczyni. Aktualnie jest nią Królowa Zimy, Arienrhod, bezwzględna, podstępna i opanowana pragnieniem ustanowienia na zawsze władzy Zimaków – jednego z dwóch żyjących na Tiamat ludów. Przypominają oni, wypisz wymaluj, białych Amerykanów: liczy się dla nich pieniądz i rozrywka, wszystko jest na sprzedaż, wszystko da się załatwić za odpowiednią sumę czy przysługę. Z Hegemonią porozumiewają się jakoś, kupując od niej nowoczesne technologie, a eksportując „wodę życia” – dający wieczną młodość ekstrakt z krwi morskich istot, merów; te stworzenia, ni to delfiny, ni to baśniowe syreny czy najady, są również rasą myślącą, lecz łowcy nie starali się nawet tego sprawdzić, bo przecież wygodniej traktować je jak zwierzęta… Drugi lud, Letniacy, żyjący na poziomie ziemskich „dzikich” populacji – zapatrzony w moc natury, czczący morską boginię zwaną po prostu Panią, która przekazuje mu wiedzę i prawa za pośrednictwem mediów zwanych sybillami – z Hegemonią nie ma i nie chce mieć nic wspólnego. A ponieważ w okresie Lata na Tiamat bardzo trudno bezpiecznie dotrzeć, w przeddzień Zmiany wycofują się z niej wszystkie siły najeźdźców. Zaś w dniu samej Zmiany poprzednia królowa, wraz ze swoim partnerem Starbuckiem (ten przewrotny tytuł „gwiezdnego kozła” nosi po kolei wielu mężczyzn, którzy się zmieniają, gdy królowa tego zechce) zostanie rytualnie pogrzebana w morskiej toni. Arienrhod nie chce takiego losu, ale praw nie zmieni. Toteż mniej więcej dwie dekady przed Zmianą realizuje pewien plan, który ma zapewnić przetrwanie nie tyle jej, co jej genom…

A na wyspie Neith wychowują się dzieci dwóch sióstr Dawntreader, dziewczyna imieniem Moon i chłopak nazwany Sparks. Nie znają swoich ojców, są bowiem „pamiątkami magicznej nocy”, kiedy to podczas Święta do stolicy planety, Krwawnika, przybywają ludzie z różnych stron – Zimacy, Letniacy i pozaziemcy – by się wspólnie zabawić i, nazwijmy to eufemistycznie, dokonać wymieszania puli genetycznej. Pewnego dnia do wioski przybywa sybilla Clavally Bluestone i zachęca parę nastolatków, by w przyszłości spróbowali służyć Pani. Moon i Sparks, którzy darzą się nawzajem uczuciem nie tylko siostrzano-braterskim, obiecują sobie: „jeśli zostanie wybrane tylko jedno z nas, d r u g i e się wycofa” (na zdrowy rozum brzmi to nieco dziwnie, bo chodzi im przecież o coś przeciwnego, żeby się NIE rozłączać, a skoro to „drugie” ma się wycofać, to się właśnie rozłączą! Ponieważ udało mi się zajrzeć do oryginału, rozszyfrowałam zagadkę: to niestety błąd w tłumaczeniu. Cała fraza brzmi: „if only one of us is chosen, t h a t o n e will turn it down” ; „that one” to „to” – to z nich, które będzie wybrane – a „turn (it) down” znaczy w tym kontekście „odrzucić coś/odmówić”. Czyli: „jeśli zostanie wybrane tylko jedno z nas, odmówi”). Sądzą, że mimo wszystko zostaną wybrani oboje. A jednak, kiedy po strasznym mozole docierają w tajemnicze miejsce, tylko Moon słyszy wezwanie, i mimo nalegań Sparksa przechodzi przez ukryte wrota, tracąc ukochanego z oczu…

Osamotniony Sparks postanawia szukać szczęścia w Krwawniku jako uliczny muzykant, gdzie szybko się przekonuje, że uczciwą pracą i szczerością nic tu nie zdziała. Niechybnie zginąłby z rąk bandytów, gdyby nie uratowała go para policjantów, która przypadkowo znalazła się w tej właśnie okolicy: inspektor Jerusha PalaThion i jej asystent, sierżant BZ Gundhalinu. Ich interwencja sprawia (pośrednio), że los Sparksa diametralnie się odmieni, choć nie w ten sposób, jakiego młody człowiek by oczekiwał…

Tymczasem Moon, która została pełnoprawną sybillą, rusza na poszukiwanie Sparksa. Korzystając ze swoistego auto-czy raczej aerostopu, wpada w tarapaty, które sprawią, że jej podróż odbędzie się drogą bardzo okrężną; straci w ten sposób sporo czasu, ale zyska pewną niezbędną wiedzę...

Wrażenia po pierwszej części cyklu: nie zgadzam się z napotkanymi w sieci opiniami, że powieść jest nudna i/lub wtórna. Owszem, początkowo trudno się połapać w relacjach między poszczególnymi osobami i społeczeństwami, ale to wszystko wyjaśnia się z biegiem czasu. Może jest parę scen nieco przydługich, ale nie do tego stopnia, by podczas ich czytania myśleć „no, kiedy się to wreszcie skończy?”.
Co do wtórności – zdaje się, że odkąd ludzkość chwyciła za pióro, to wszystko już było, a jeżeli tak, to i nie ma co mieć za złe twórcom, że czerpią ze skarbnicy kiedyś-już-wykorzystanych motywów, wątków, obrazów, byle je tylko kreatywnie obudowali własnymi pomysłami.
Nawiązanie do znanej baśni Andersena jest bardziej niż oczywiste już w tytule, który po angielsku brzmi identycznie, „Snow Queen”, a im dalej, tym więcej podobieństw dochodzi (najpiękniejsza jest chyba paralela z małą rozbójniczką). Ale skoro wszystko to dzieje się w kosmosie, w świecie o wiele bardziej skomplikowanym niż nasz, skoro żadna z postaci nie jest wierną kopią Gerdy, Kaja, rozbójniczki etc., a sama wyprawa w celu odzyskania ukochanego to dopiero początek obszerniejszej historii, czemu by to miało czytelnikowi przeszkadzać? Jasne, była już też gdzieś i walka o władzę, i walka o pozycję u boku osoby mającej władzę, i technokraci lekceważący naturę, i niemal demoniczny capo di tutti capi, i mundurowi wątpiący w sens wykonywanych rozkazów, a także dwaj mężczyźni zakochani w jednej kobiecie i dwie kobiety zakochane w jednym mężczyźnie…
No i co z tego? Drobne realia, nawet niekoniecznie bardzo obszernie przedstawione, zmieniają każdy z tych motywów w element opowieści, która się dzieje TAM i WTEDY, a nie gdzie indziej i kiedy indziej.

A siłą jej są postacie – może nawet nie samej Królowej, która ma charakter tak czarny, jak włosy i cerę białe, nie Moon i Sparksa, którzy muszą być w pewien sposób przewidywalni, by nie wypaść z konwencji – tylko bohaterów drugoplanowych. Moimi zdecydowanymi faworytami są Jerusha i BZ – oboje samotni, trochę życiowo pogubieni, rozdarci między pragnieniem bezbłędnego wypełniania służbowych obowiązków a chęcią pomocy komuś, komu zgodnie z prawem pomagać by nie należało, i tacy szczerzy, tacy prawi… Uwielbiam ten archetyp dobrego policjanta! Interesujące są kolejne dwie panie: maskarka Fate i będąca na bakier z prawem Tor (a ten jej android – to dopiero figura!), dużo potencjału widzę też w Ngenecie, pozaziemcu, który osiedlił się na Tiamat z własnego wyboru i własnymi siłami próbuje chronić tutejszą faunę (ciekawe, czy w dalszych częściach się rozwinie?).

Nie ukrywam, że gdyby nie różne obowiązki, już bym się dobrała do pierwszej części „Królowej Lata”, bo fabuła mnie mocno wciągnęła (choć żałuję, że sprawy męsko-damskie potoczyły się nie całkiem tak, jak bym sobie życzyła).

Nie mam wątpliwości, że ciąg dalszy nastąpi.

VII 19

I nastąpił:

Królowa Lata: Zmiana (Vinge Joan D.) (5)
Królowa Lata: Powrót (Vinge Joan D.) (5)

Nieco ponad tysiąc stron w cztery dni: to chyba możliwe tylko przy fantastyce, gdzie człowiek wpada w obcy świat i zanurza się w nim całą świadomością, wszystkimi zmysłami chłonąc jego osobliwości. Jeśli zna już miejsca i postacie, tym łatwiej mu przychodzi kręcić sobie w wyobraźni film ze wszystkimi możliwymi efektami specjalnymi (których nb. tutaj byłoby o wiele, wiele mniej niż w najbardziej statycznych powieściach ze świata „Gwiezdnych Wojen”).

Nieco ponad tysiąc stron to dla bohaterów plus minus dwie dekady; czas ten jednak upływa w sposób nieciągły – to, co się dzieje w pałacu w Krwawniku i jego otoczeniu pomiędzy narodzinami nowego pokolenia Dawntreaderów a jego wejściem w wiek młodzieńczy, zajmuje ledwie kilka krótkich rozdziałów, i dopiero, gdy Ariele i Tammis są już prawie dorośli, akcja zaczyna się toczyć bardziej linearnie.

Jak się należało spodziewać, decyzja Królowej Lata, by zaakceptować używanie na Tiamat pozaziemskich technologii i doprowadzić do zrównania poziomu życia Zimaków i Letniaków (a docelowo móc się oprzeć dominacji Hegemonii, gdy ta za sto pięćdziesiąt lat znów przyśle tu swoje statki wraz z całym aparatem służącym utrzymaniu korzystnego dla niej porządku) wzbudza tyleż entuzjazmu, co oburzenia. Bo z jednej strony postęp nauki i techniki na przykład pomaga ludziom, którzy inaczej zginęliby lub zostali kalekami wskutek stosunkowo banalnych urazów i chorób. Ale z drugiej – podważa cały dotychczasowy system wartości Letniaków, przekonanych, że tylko żyjąc w zgodzie z naturą spełniają wolę swej bogini. Gdyby jeszcze Moon miała dość czasu na zrealizowanie swego planu! Ten czas jednak niespodziewanie się skraca, bo oto BZ Gundhalinu, opuściwszy Tiamat, wpadł w ciąg nieprawdopodobnych wręcz zdarzeń (po części zawinionych przez jego braci, o czym opowiada nietłumaczona na polski druga część cyklu, „World’s End”), w następstwie których został sybillą i odkrył sekret plazmy, używanej przez Stare Imperium do napędów gwiezdnych. Tylko tego trzeba było Hegemonii: teraz, by dotrzeć na Tiamat, nie trzeba już wyczekiwać chwili, w której da się przelecieć przez Czarne Wrota. Mija zaledwie kilka lat i oto znów hegemońscy funkcjonariusze rozgaszczają się na planecie; między nimi jest i Gundhalinu, uhonorowany stanowiskiem Głównego Sędziego. Jego powrót do reszty burzy spokój rodziny Dawntreaderów, w której już od pewnego czasu panuje niezdrowe napięcie. I doprowadza do pogłębiania się rozdźwięku pomiędzy Tiamat a Hegemonią, bo nowy sędzia, zamiast popierać swoich mocodawców, staje po stronie królowej, zabraniającej polowań na mery. Sytuacja robi się coraz bardziej dramatyczna: i BZ, i Moon dostrzegają związek pomiędzy merami a siecią sybilli, ale nie potrafią go ujawnić – są tylko pewni, że jeśli mery zaczną ginąć, może się wydarzyć jakaś katastrofa. W międzyczasie do akcji wkroczył niezwykły gracz nazwiskiem Reede Kulleva Kullervo (skojarzenie z fińską mitologią nieprzypadkowe i niejedyne, o czym się niebawem przekonujemy), który ma wszelkie dane, by zostać dobroczyńcą świata, lecz przez swoje uzależnienie od pewnej substancji o straszliwym działaniu zmuszony jest służyć mocodawcom niekoniecznie stojącym po właściwej stronie. Jego los splata się najpierw z losem Gundhalinu, a potem – pięknej, wysoko urodzonej dziewczyny, której matka podejmie wielkie ryzyko, by uratować ich oboje…

Pomijając fakt, że autorka wyjaśnia mechanikę pewnych elementów swojego świata (technowirusy, sprytmateria [cudne słówko – oryg. smartmatter!], napęd plazmowy, „zapisany” elektronicznie umysł geniusza sprzed 2 tysięcy lat w ciele współczesnego człowieka itd.) albo nieco przyciężkawo, albo zbyt skrótowo – co mi w sumie najmniej przeszkadza, bo do studiowania wysublimowanych opisów matematyczno-fizycznych i tak nie mam inklinacji – lektura jako całość okazała się świetna, z fabułą wciągającą jak licho (walka o władzę w skali międzygalaktycznej, tajne związki spiskujące przeciw władzy i przeciw sobie wzajemnie – skąd my to znamy? Tyle, że w odróżnieniu od Gwiezdnych Wojen, nie ma strzelanek w locie). Czytając, trudno się pozbyć emocji, towarzyszących kolejnym dramatycznym sytuacjom, a szczególnie, gdy zagrożone jest życie któregoś z pozytywnych bohaterów albo dzieje się coś ogromnie niesprawiedliwego, zwłaszcza moim ulubionym postaciom, którymi niezmiennie pozostali: Jerusha PalaThion i BZ Gundhalinu. Za Sparksem od początku nie przepadałam, ale muszę przyznać, że tu trochę mi się go zrobiło żal i że przynajmniej na koniec stanął na wysokości zadania. Tor Starhiker i Fate Ravenglass, podobnie jak Clavally Bluestone, Danaquil Lu i ich córka Merovy, pozostawały stale na drugim planie, ale sceny z ich udziałem sprawiały, że robiło się barwniej i cieplej.

Jedyne, co mnie solidnie zezłościło, to fakt, że było mi dane poznać jedynie połowę cyklu, bo drugiej i czwartej (chociaż czy to czwarta? Według kolejności wydania tak, ale skoro, jak wyczytałam w angielskich recenzjach, akcja rozgrywa się jeszcze za panowania Arienrhod, zanim BZ poznał Moon, to chyba raczej jest prequelem?) części na polski nie przetłumaczono. Przeczytałabym w oryginale, ale musiałabym kupić za granicą (egzemplarz używany od 4 do 6 $ + wysyłka od 4 do 9), a to jednak trochę zniechęca.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 343
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: