Dodany: 21.06.2019 18:24|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Pokój z widokiem: Lato 1939
Wilk Marcin

1 osoba poleca ten tekst.

Ostatnie lato II Rzeczypospolitej


Dokładnie osiemdziesiąt lat wstecz od dnia, w którym piszę ten tekst, zaczynało się ostatnie lato II Rzeczypospolitej. Ostatnie lato tych dwóch dekad pełnych nadziei i radości, podczas których prawie nikt – wyjąwszy obywateli terenów pozostałych po pierwszej wojnie światowej pod władzą Niemiec lub Rosji, którzy nie zdecydowali się przenieść do odrodzonej Polski – nie musiał posyłać dzieci do szkoły nauczającej w języku zaborcy. Tej niepowtarzalnej epoki w życiu naszego kraju, w której mimo chaosu politycznego i nierównowagi ekonomicznej tak szybko odbudowano struktury administracyjne, stworzono liczącą się polską flotę, rozwinięto wiele dziedzin gospodarki, szkolnictwo, lecznictwo, sprzyjano rozkwitowi nauki i kultury. Co bardziej świadomi musieli już sobie zdawać sprawę z zagrożenia agresywnym militaryzmem zachodnich sąsiadów i z nieczystych intencji tych ze wschodu, którzy tylko szukali okazji, by się odegrać za „cud nad Wisłą”. Ale przecież właśnie nadeszło lato, „a lato było piękne tego roku”[1] i każdy, kto mógł, starał się z jego uroków korzystać.

Tych, którzy mogą osobiście opowiedzieć, jak je spędzili, zostało już nie tak wielu; żeby coś obszerniej zapamiętać, trzeba mieć przynajmniej siedem, osiem lat, zatem potencjalną grupę respondentów stanowią osoby zbliżające się do dziewięćdziesiątki lub starsze. Autor miał zatem dobry pomysł, by zagadnąć seniorów o wspomnienia tego szczególnego lata, nim stan pamięci lub zdrowia uniemożliwi im snucie opowieści. Zebrał ich piętnaścioro – a wśród nich są tacy, którzy wówczas ledwie zaczęli naukę i tacy, którzy dopiero co zdali maturę, są ówcześni mieszkańcy miast i wsi, katolicy i Żydzi, dzieci przedsiębiorców, rolników, wojskowych, urzędników; jednym słowem, jest to grupa dość reprezentatywna dla struktury ludności przedwojennej Polski. Ich ustne relacje przeplatają się ze wspomnieniami utrwalonymi w pamiętnikach – czy to rówieśników rozmówców autora, czy ludzi znacznie starszych (cytowane są na przykład wyimki z „Dzienników” Marii Dąbrowskiej, w momencie wybuchu wojny już znanej pisarki, dobiegającej pięćdziesiątki, czy Eugeniusza Kwiatkowskiego, twórcy portu gdyńskiego, a tuż przed wojną wicepremiera i ministra skarbu, który już ten magiczny wiek przekroczył) – i faktami odtworzonymi na podstawie danych biograficznych (na tej zasadzie pojawiają się na kartach książki postacie takie, jak Jan Kiepura, Witold Gombrowicz, Marian Dąbrowski – nie mąż Marii, bo ten zmarł na długo przed wojną, lecz dziennikarz i wydawca – czy biskup Juliusz Bursche). Całości dopełniają teksty prasowe – felietony, urywki reportaży, korespondencji i komunikatów, ogłoszenia – dodające opowieści swoistego klimatu tamtych lat.

Chociaż - wyjąwszy jedno zdjęcie wykorzystane w okładkowej grafice i mapy na wklejkach - brak w książce ilustracji, bez trudu można sobie wyobrazić dwunastoletniego Janka z małej wioski nad Dunajcem, drzemiącego na miedzy, podczas gdy pasione przezeń krowy wchodzą w szkodę, i ośmioletniego Ignasia, czytającego w „Płomyku” o aneksji Czechosłowacji, a potem znoszącego gałęzie do przykrycia wykopanego w ogrodzie „schronu”, i osiemnastoletnią Halinkę, która przysiadła na hamaku z przystojnym Jurkiem, i biskupa Burschego z siwą bródką, schodzącego stromą ścieżką wśród drzew nad kamieniste koryto Wisły…

Narracja, z początku nieumiejscowiona precyzyjnie w czasie, może się zdawać nieco chaotyczna, zwłaszcza, że rozmówcy autora niekoniecznie ograniczają się do reminiscencji samego tylko lata 1939 roku: ten wspomina wiejską szkołę, ów zmarłe rodzeństwo, jeszcze inny wcześniejsze wakacje na Kresach. Ale to tylko pozór, bo im bliżej końca, tym bardziej konsekwentnie zaczynają się pojawiać we wspomnieniach, cytatach i odautorskich komentarzach sygnały nadciągającej grozy. Tak, jak to właśnie musieli widzieć ówcześni obywatele II RP: czerwiec pełen nadziei na piękne lato, lipiec jeszcze względnie beztroski – choć na łamach prasy i w specjalnie publikowanych broszurkach już informowano, że gospodarstwa domowe winny posiadać „zapas żelazny stały (…) przygotowany z produktów trudno ulegających psuciu się oraz zawierających wysoką wartość odżywczą i cieplną (…). Produkty te powinny znajdować się w szczelnych opakowaniach (…) aby nie podlegały działaniu wilgoci powietrza i były chronione na wypadek nalotu gazowego”[2] – a sierpień coraz bardziej przesycony szczególną mieszaniną niepewności, lęku, fatalizmu i brawurowych zapewnień, że „niech tylko przyjdą Niemcy, to my im pokażemy”[3].

Finałowa, piąta część to zapis – dzień po dniu – ostatniego tygodnia przed wybuchem wojny, kiedy już rozpoczęto oklejanie okien paskami papieru, by „chronić szyby przed rozbiciem na wypadek wybuchu bomb w pobliżu”[4], kiedy tak dotąd punktualne i wydajne Polskie Koleje Państwowe odwołały mnóstwo kursów regularnych, dając pierwszeństwo transportom wojskowym, a wieśniacy w pośpiechu zbierali ostatnie plony, by zdążyć się stawić w jednostkach zgodnie z otrzymanym powołaniem. Relacje wspominających i wycinki z prasy przeplatają się w coraz szybszym tempie, i choć jeszcze ostatniego dnia sierpnia ogłoszenie zachwala „tani sezon jesienny”[5] w Ciechocinku, to już nikt z niego nie skorzysta… Taka koncepcja układu treści, wzbogacona krótkim aneksem, omawiającym wojenne i powojenne losy wybranych respondentów, w zupełności mnie przekonuje, a bogata bibliografia kusi, by sięgnąć po ten i ów tekst źródłowy, zwłaszcza, że część cytowanych fragmentów pochodzi z pozycji dostępnych nie tylko w archiwach, ale i w normalnych bibliotekach.

Skrupulatny czytelnik może dopatrzeć się w tekście tylko pojedynczych usterek. Wiek dwojga bohaterów, podany w spisie zamieszczonym na wstępie („Halina, 11 lat (…), Aleksander Semlak, 8 lat”[6]) nie jest zgodny z wynikającym z ich wspomnień („przed latem 1939 roku Halina była już po maturze”[7]; „Aleksander Semlak (…) ma dwanaście lat”[8]), ale nie jest to mankament z gatunku rzucających się w oczy. Jedyna zaś większa gafa, niewyłapana nawet przez konsultantkę historyczną (zapewne dlatego, że ani ona, ani autor ze Śląska nie pochodzą), to nazwanie Jana Kiepury „rodowitym Ślązakiem”[9], co jako żywo prawdą nie jest, bowiem sławny tenor nie dość, że się urodził w Sosnowcu – który przenigdy do Śląska nie należał – to rodzice jego pochodzili spod Częstochowy i Radomska, a to już całkiem inny region!

Te drobiazgi jednak nie są w stanie zepsuć przyjemności odbycia wyobrażonej podróży w czasie do ostatnich beztroskich chwil kraju, który po zaledwie dwudziestu latach spokoju za chwilę znów pogrąży się w ogniu wojny, nie dłuższej wprawdzie, ale po wielekroć straszniejszej niż ta poprzednia. I kiedy się lektura kończy, to tylko żal, że nie była ze dwa razy grubsza: chętnie by się dalej czytało o tym, o czym nie zdążyli nam opowiedzieć rodzice, dziadkowie czy – w przypadku młodszej generacji czytelników – pradziadkowie…

[1] Konstanty Ildefons Gałczyński, „Pieśń o żołnierzach z Westerplatte”, cyt. z pamięci.
[2] Marcin Wilk, „Pokój z widokiem. Lato 1939”, wyd. W.A.B., 2019, s. 231-232.
[3] Tamże, s. 243.
[4] Tamże, s. 294.
[5] Tamże, s. 328.
[6] Tamże, s. 10
[7] Tamże, s. 160.
[8] Tamże, s. 239.
[9] Tamże, s. 93.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 709
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: