Gdy dowiedziałem się, że będzie wydana książka pod tytułem
Niepowtarzalny urok likwidacji: Reportaże z Polski lat 90. (
Lipiński Piotr,
Matys Michał)
od razu zapisałem ją do zakupu! Całe szczęście jednak, że powstrzymałem się i "na próbę" ją wypożyczyłem. Zwyczajnie się rozczarowałem.
Spodziewałem się książki przekrojowej przez wszelkie "nowości", które przyniosła ze sobą przemiana ustrojowa. Naturalne, że prócz różnorodnych pozytywów, wśród których prym wiodło przejście do gospodarki rynkowej, wolności słowa, niezależności od ZSRS, otwarcia na świat, było także wiele negatywów i patologii. Niestety - autorzy (czego nie sprawdziłem wcześniej) poszli na łatwiznę i zrobili zupełnie subiektywny wybór własnych tekstów, do tego pochodzących WYŁĄCZNIE z Gazety Wyborczej. Dziwnym trafem praktycznie wszystkie to opowieści negatywne, niektóre zwyczajnie nudne (np. nt. wniosków do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości), charakteryzujące się niewielką wnikliwością, stanowiły raczej pole dla kreślenia swoich poglądów.
Pozytywną wartością lektury jest możność dokonania (niestety tylko w paru wybranych przez autorów obszarach) porównania, co właściwie się od tamtych czasów zmieniło - jak uszczelniono prawo, dostosowano różne przepisy, oswojono społeczeństwo, które z lekka zachłysnęło się wolnością. Z drugiej strony męczy sympatia autorów dla socjalizmu, ich uszczypliwe aluzyjki (np. w tekście o sektach i ufomanii: "Za komuny kosmici nas rzadziej odwiedzali. A i ludzie nie trafiali do biur pośrednictwa pracy."[8]), śmieszy i rozczarowuje duszoszczipatielna opowieść o błędnym burzeniu pomników Marchlewskiego. Ale największe kuriozum występuje w reportażu o "czystkach w częstochowskich szkołach", gdzie opisuje się (z przyganą), jak starano się nie dopuścić na stanowiska dyrektorskie tych, którzy wiernie i czołobitnie służyli poprzedniemu ustrojowi. Jedna z byłych dyrektorek, która została usadzona pomimo niby bardzo wysokiego wyniku w konkursie na dyrektora szkoły, tak oto się wypowiada na temat swoich sympatii:
"- Miałam 19 lat, kiedy wstąpiłam do PZPR, pewnie przez rodzinną tradycję - mówi. - Ojciec był sekretarzem partii, za Stalina zakładał w Opolskiem spółdzielnie produkcyjne. Jak potem kazali je rozwiązywać, to się zdenerwował i poszedł do huty na robotnika.
- Wątpliwości co do socjalizmu nigdy nie miałam - tłumaczy. - Pracowałam w szkole, tu nic złego się nie działo, wprost przeciwnie, wzrastała liczba dzieci objętych akcją wakacyjną. Szerzej raczej nie patrzyłam - wspomina. - Odpowiadała mi ideologia i, proszę pana, kochałam 1 maja. Furkotanie sztandarów, baloniki na wietrze, kiedy dopisała pogoda."[59]
Cóż, jak dla mnie taka wypowiedź jasno pokazuje, że ta osoba na stanowisko dyrektorskie NA PEWNO się nie nadaje i że słusznie zrobiono, blokując dostęp do stanowisk podobnie zmanipulowanym ciemniakom.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.